[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mieszka na Potter Market Street wpobliżu Unauntry.Przesiaduje w lokalu "U Gruffa".Znasz to miejsce?- Znam.- Pracuje w burdelu trzy domy od tego lokalu, a pod koniec tygodnia zbierapieniądze od okolicznych lokali.Często robi za osobistą ochronę, ale nie mastałych zmian jako ochroniarz.Czy to ci wystarczy?- Myślę że tak.- Ostatnio nie chadza samotnie, więc możesz być zmuszony poczekać na okazję.Jeśli tak będzie, czekaj cierpliwie.Nie jest ważny pośpiech, ale to, byś skuteczniewykonał zlecenie i byś nie dał się zauważyć.Bądz ostrożny.Aha: nie chcę, by dałosię go ożywić.Myślisz, że dasz sobie radę?- Dam.- Dobrze.- Mam pytanie: czy w mieszkaniu może mieć jakieś magiczne alarmy?- Co?! Trzymaj się z dala od jego mieszkania!- Dlaczego?- Bo nie robi się tego w czyimś domu.- Dlaczego?Przyglądał mi się przez chwilę, po czym spytał:- Jest Jheregiem, tak?- Tak.- Ty także należysz do Domu Jherega, tak?82 - Tak.- Więc mówię ci, że tego się nie robi.- Dobra.- Nie robi się tego także na terenie świątyni, czy ołtarza lub w ich bezpośrednimsąsiedztwie.- Rozumiem.- Jest żonaty.Nie próbuj niczego, jak długo będzie z żoną.- Dobra.A mogę użyć obu rąk?- To nie zabawa.- Tylko nie wiem, czy zdawał sobie z tego sprawę ten, kto ustalił te głupiezasady.Loiosh, który lubił spacerować po moim ramieniu, teraz przystanął, przyjrzałsię portretowi i syknął groznie.Chyba rozumiał więcej, niż sądziłem.Nielarprzyjrzał mu się zaskoczony, ale nie komentował.Zamiast tego wręczył misakiewkę.Wziąłem ją i zważyłem w dłoni.Była ciężka.- Premia? - spytałem.- Zapłata za "robotę".Dwa i pół tysiąca imperiali.Kiedy odzyskałem głos, wykrztusiłem:- Aha.Spory kawałek od rzeki rozpaliliśmy ognisko i odgrzaliśmy ostatnie kawałkikethny.Zjedliśmy je powoli i w ciszy - każdy zatopiony we własnych myślach.Loiosh wymknął się spod peleryny, złapał prawie w locie parę gryzów i dał nura zpowrotem.Wzdychać nie przestał.Odpoczęliśmy trochę, po czym Morrolan zaproponował, żebyśmy odpoczęlidłużej.- Niektórzy twierdzą, że spanie na Zcieżkach Umarłych przynosi pecha.Inni, żejest to niemożliwe, a inni w ogóle nic o tym nie mówią - wyjaśnił.- Wolę nieryzykować i rozpocząć najgorszą drogę, będąc tak wypoczęty, jak to tylkomożliwe.Przyznałem mu rację.I bezczynnie obserwowałem, jak robi sobie prowizoryczną uprząż, by nieśćlaskę na plecach i mieć obie ręce wolne.Szło mu całkiem sprawnie.Odwinąłem łańcuszek z lewego nadgarstka i obejrzałem go uważnie,wymachując na rozmaite sposoby.Zachowywał się niczym zwykły złotyłańcuszek.Albo z powodu tego, gdzie byliśmy, albo dlatego, że nie miał nic doroboty.Owinąłem go wokół nadgarstka i zastanawiałem się, czy nie spróbowaćjakiegoś czaru, żeby sprawdzić, czy rzecz ma się podobnie jak z magią, gdyzauważyłem, że Morrolan mi się przygląda.- Nadałeś mu już imię? - spytał.- Aańcuszkowi? Nie.Jak niby mam go nazwać?- A co on robi?- W wieży tego maga Jak-mu-tam zachowywał się jak tarcza magiczna.MożeAamacz Magii?.Nie, głupio brzmi.A może Spellbreaker?Morrolan wzruszył ramionami i nic nie powiedział."Mnie się podoba, szefie."83 "O, miło, że możesz myśleć o czymś innym niż ta przerośnięta oblubienica.Twoje westchnienia podwiewają mi pelerynę.""Są telepatyczne.""Nie szkodzi.Ona się łatwo wzrusza.""Ty nie wiesz, co to miłość od pierwszego wejrzenia.""Za to wiem, jak wyglądają zaloty.Twoich po prostu nie ma.A co się tyczynazwy, to niech będzie, bo jakoś mam problem z poważnym podejściem donadawania imienia kawałkowi łańcucha."Morrolan zaproponował niespodziewanie:- Może byśmy wyruszyli?No to wyruszyliśmy.Doszliśmy z powrotem do wodospadu; dopiero wtedy dostrzegłem podestpołożony prawie przy jego krawędzi.Zdobił go wizerunek athyry.Morrolanowiązał go liną - bardzo cienką i bardzo długą.Były na niej w regularnychodstępach powiązane węzły, ale i tak cieszyłem się, że na wszelki wypadekzapakowałem skórzane rękawice.Morrolan wyrzucił resztę liny poza krawędzurwiska.Przełknąłem ślinę i spytałem.- Wytrzyma ciężar nas obu?- Wytrzyma.- Mam nadzieję.- Zejdę pierwszy - zaofiarował się.- Jasne.A ja cię będę ubezpieczał jakby co.Odwrócił się plecami do wodospadu, nałożył rękawice i zaczął się opuszczać.Zdusiłem nagły odruch, by przeciąć linę i wiać, i też nałożyłem rękawice.Złapałem linę i ryknąłem, próbując przekrzyczeć wodospad:- Jakaś ostatnia dobra rada?Głos Morrolana ledwie było słychać:- Uważaj, tu jest mokro!Zapłatę zostawiłem w mieszkaniu i wybrałem się w stronę knajpy "U Graffa",zastanawiając się, jak wykonać zlecenie.Najprościej byłoby sprawdzić, czy gośćsiedzi w lokalu, poczekać, aż wyjdzie, i zabić go.Patrząc z perspektywy czasu, niebył to wcale zły plan, jako że śmierć dziwnie plącze pamięć świadków w kwestiiwyglądu zabójcy.W moim przypadku wadę stanowiło to, że byłem człowiekiem -wyróżniałem się z tłumu i to mogli zapamiętać.A to wystarczyłoby doidentyfikacji, wiadomo było bowiem, że pracuje dla Nielara jeden człowiek.Prawdopodobnie Rolaan zleciłby następny kontrakt właśnie na mnie, a na to niemiałem najmniejszej ochoty [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl