[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mattias wciąż przed nią stał.Nie dalej niż na wyciągnięcieręki.Ale nie chciał jej dotykać.Tak było i tak powinno zostać.Rany boskie, myślał, jaka ona jest piękna!Nie zwracał uwagi na jej oszpecony policzek.Dobry Boże, jakże on tęsknił.- Co ty, do cholery, wyprawiasz? - spytał.- A na co ci to wygląda?- Wolałbym na to nie odpowiadać - warknął Mattiasgniewnie.Powinien jej przylać.Powinien przełożyć ją przez kolano i stłuc na kwaśne jabłko.W jej oczach pojawił się błyskrozbawienia.Jakby wiedziała, o czym on myśli, i jakby niemiała nic przeciwko temu.- Będzie z tym koniec - oznajmił.- Ach, tak?- Sprowadzam się tutaj do ciebie, Roza.Teraz, zaraz.Poprostu zostaję.Nie pozwolę się wyrzucić.- To dobrze - rzekła Roza nieoczekiwanie.- Dobrze jestmieć w domu chłopa.Drzwi trzeba będzie naprawić.Skinął głową.- I koniec z piciem - dodał.- %7ładnych innych chłopów,Roza, i żadnego picia!- Będziesz się musiał przykładać, żebym była zadowolona - powiedziała.Oczy mu się zwęziły, ale nie pozwolił jej wyprowadzićsię z równowagi.Wiedział, że stara się go wypróbować tak,jak wypróbowuje innych.Ale on za dobrze ją już poznał.- Teraz ja jestem gospodarzem w tym domu - powiedział.9.wiele rzeczy stało się dla mnie o wiele jaśniejsze,Maxwell.Wiele lepiej zrozumiałam, żyjąc tu na północyjuż dwa miesiące.Powoli poznaję ludzi i zaczynam rozumieć język.Już nie jestem taka zaskoczona, kiedy wyglądam przez okna naszego domu i widzę przed sobą góryoraz morze.Brzozy przy domu to już moje przyjaciółki.Znam je wszystkie razem i każdą z osobna.Widzę, jak sięmiędzy sobą różnią.Dostrzegam też liczne kwiaty koło zabudowań.Chciałabym, żebyś tutaj był, Maxwellu, boz pewnością powiedziałbyś mi, jak się nazywają.I pewniedoceniałbyś je bardziej niż ja.Jedyne, czego nie mogę rozgryzć, odkąd tu przyjechałam to ona, ta dziwna kobieta, którą znalezliśmy w nocyna nabrzeżu, sponiewieraną i nieprzytomną.Próbowałamnawiązać z nią kontakt.Poszłam do jej domu i pukałam dodrzwi, ale mnie nie wpuściła.Chętnie bym ją poznała, aleDavid mówi, że powinnam przestać się tym zajmować i żenajlepiej nie mieszać się do jej życia.Wszystko, co o niej wiem, pochodzi z plotek.Ludzie gadają, że to czarownica, ale ja nie chcę wierzyć w coś takprymitywnego.Myślę, że ich odpycha to, że została oszpecona.Ja też w pierwszej chwili miałam takie odczucie.Maxwell, wstyd mi się do tego przyznać.Zrozumiałbyś mnie,gdybyś ją zobaczył.Jedna strona jej twarzy jest naprawdępiękna, a potem widzi się tę drugą, tę maskę, jakby koszmarne wspomnienie twarzy.Pomyślałam sobie, że to zostało zmarnowane, oślepiająca uroda tamtej strony zostałazmarnowana, wszystko na nic.Teraz wiem, że powinnam myśleć inaczej, ale to byłopierwsze, co mi przyszło do głowy.Ludzie gadają, że mężczyzni jej płacą.Wiesz, o co mi chodzi.Chyba tego nie rozumiem.Oni się jej boją, i jej wygląd działa na nich odpychająco.Z Davidem nie mogę o tym rozmawiać.Zresztąmoże bym i mogła, ale on uważa, że nie powinnam się mieszać w nic, co dotyczy Rozy.I to też jest niezwykłe.Ona także dostała imię kwiatu.Ja mam imię po skromnej margerytce, a ona po róży.Pojęcia nie mam, czy jej rodzice kiedykolwiek widzieli róże.Tutaj na północy nie wydaje mi się to możliwe, nie wydaje mi się prawdopodobne, by róże mogły tu zakiełkować.Jest w niej coś, co mi nie daje spokoju, Maxwellu, a tyznasz mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie podporządkuję się temu, co radzi David.Będę próbowała ją poznać.I poznam.Bo poza życiem z Davidem, to ona jest najbardziej fascynującym zjawiskiem nad całym tym fiordem.Jest jak misterium.Jedna wielka zagadka, którą pragnę rozwiązać."Margaret pisała list do swojego brata.To zabierało sporo czasu, Margaret pisała wiele dni.Gdyby wysyłała swojeepistoły niezwłocznie, zawierałyby pewnie więcej nic nieznaczących opowieści o domowych sprawach.A przecieżto są listy wysyłane aż do Anglii, dla niego będą to kawałki najzupełniej nieznanego świata.Margaret chciała więc,by widział ten świat jej oczyma.Dlatego musiała mu opowiadać o tym, co ją naprawdę zajmuje.- A Roza interesuje mnie bardzo - powiedziała Margaret sama do siebie.- Jak ja mam do niej dotrzeć?- Cieszę się, że on wrócił - mówi mój ojciec.- Ma takieczujne oczy, kiedy patrzy na mnie.- Lubię Mattiasa - mówi dalej.Nie wiem, czego się spodziewa, że mu na to odpowiem.Nie mogę go zapewnić, że Mattias zostanie już na zawsze.- I musimy chyba spojrzeć prawdzie w oczy, zdać sobiesprawę, że Peder już nie wróci - mówi ojciec.Te słowa dzgnęły mnie niczym gwózdz.Wielki gwózdz.Proszę go, żeby to powtórzył.- A czy Peder ma jakiś powód, żeby wrócić? - pyta ojciec i patrzy na mnie tymi oczyma, które są dokładnie takie same jak moje.- Nie sądzisz, że miał dosyć powodów,by uciec? Nie sądzisz, że dlatego cię zostawił, Roza?Milczy chwilę, a potem znowu szuka mojego spojrzenia.I jakby trochę drży mu głos, kiedy pyta:- Czy ty myślisz, że on jeszcze żyje?Nie mam odwagi się zastanawiać, co leży u podstaw tegopytania.Nie chcę myśleć, że to mój ojciec mnie o to pyta.Jeżeli on może tak myśleć, to co myślą inni?No ale czy powinnam się temu dziwić.?- Uważam, że powinnaś poważnie porozmawiać z Da-videm - powiedziała Kirsten.Była żoną jednego z urzędników i należała do osób, z którymi Margaret rozmawiałanajczęściej.- David jest mężczyzną i dlatego nie rozumie,jakie to ważne, byś miała w domu dziewczynę, na którejmożesz polegać.Jeśli ta, którą macie teraz, kradnie, to trzeba ją natychmiast wyrzucić.Nie można się na wszystko godzić.Jest wśród ludzi tak dużo różnych mętów.- Mogłam zażądać zwrotu kamei - powiedziała Margaret wykrętnie i żałowała teraz, że powiedziała Kirsteno ozdobie, która zginęła bez śladu.To broszka po babcei Margaret za nic nie chciałaby jej utracić.- To ona ją ukradła - mruknęła Kirsten ze wzrokiem,który zaświadczał dokładnie, co myśli o całej sprawie.- Niepowinniście byli się tak spieszyć z przyjmowaniem jej.Onetam, z tej Krety, bardzo dobrze piorą, ale niedobrze jest niewiedzieć, co to są za ludzie.Mówi się, że przyjeżdżają tutylko ci, dla których nie ma miejsca ani żadnej przyszłościw Tornedalen i innych okolicach Finlandii.I słusznie, bodlaczego mieliby emigrować, gdyby tam mieli coś lepszego?Nie wiemy tak naprawdę, czy nie musieli uciekać.Nie, nie,z nimi trzeba być ostrożnym.A zresztą ta dziewczyna niejest dla ciebie taką znowu wielką pomocą, bo przecież niezna języka.Ona mówi gorzej po norwesku niż ty, Marga-ret! Nie chodzi chyba o to, żebyś mówiła po norwesku jakFinka.Nie, znalezienie pomocy domowej powinnaś zlecićmnie, Margaret.Mieszkam tu już jakiś czas i umiem odróżnić ziarno od plewy!- Ja nie jestem niezadowolona z tego, co Marja tutaj robi - powiedziała Margaret.- Jeśli ona kradnie, mój kwiatuszku, to zapewniam cię,że wkrótce będziesz niezadowolona! - zawołała Kirsten [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Mattias wciąż przed nią stał.Nie dalej niż na wyciągnięcieręki.Ale nie chciał jej dotykać.Tak było i tak powinno zostać.Rany boskie, myślał, jaka ona jest piękna!Nie zwracał uwagi na jej oszpecony policzek.Dobry Boże, jakże on tęsknił.- Co ty, do cholery, wyprawiasz? - spytał.- A na co ci to wygląda?- Wolałbym na to nie odpowiadać - warknął Mattiasgniewnie.Powinien jej przylać.Powinien przełożyć ją przez kolano i stłuc na kwaśne jabłko.W jej oczach pojawił się błyskrozbawienia.Jakby wiedziała, o czym on myśli, i jakby niemiała nic przeciwko temu.- Będzie z tym koniec - oznajmił.- Ach, tak?- Sprowadzam się tutaj do ciebie, Roza.Teraz, zaraz.Poprostu zostaję.Nie pozwolę się wyrzucić.- To dobrze - rzekła Roza nieoczekiwanie.- Dobrze jestmieć w domu chłopa.Drzwi trzeba będzie naprawić.Skinął głową.- I koniec z piciem - dodał.- %7ładnych innych chłopów,Roza, i żadnego picia!- Będziesz się musiał przykładać, żebym była zadowolona - powiedziała.Oczy mu się zwęziły, ale nie pozwolił jej wyprowadzićsię z równowagi.Wiedział, że stara się go wypróbować tak,jak wypróbowuje innych.Ale on za dobrze ją już poznał.- Teraz ja jestem gospodarzem w tym domu - powiedział.9.wiele rzeczy stało się dla mnie o wiele jaśniejsze,Maxwell.Wiele lepiej zrozumiałam, żyjąc tu na północyjuż dwa miesiące.Powoli poznaję ludzi i zaczynam rozumieć język.Już nie jestem taka zaskoczona, kiedy wyglądam przez okna naszego domu i widzę przed sobą góryoraz morze.Brzozy przy domu to już moje przyjaciółki.Znam je wszystkie razem i każdą z osobna.Widzę, jak sięmiędzy sobą różnią.Dostrzegam też liczne kwiaty koło zabudowań.Chciałabym, żebyś tutaj był, Maxwellu, boz pewnością powiedziałbyś mi, jak się nazywają.I pewniedoceniałbyś je bardziej niż ja.Jedyne, czego nie mogę rozgryzć, odkąd tu przyjechałam to ona, ta dziwna kobieta, którą znalezliśmy w nocyna nabrzeżu, sponiewieraną i nieprzytomną.Próbowałamnawiązać z nią kontakt.Poszłam do jej domu i pukałam dodrzwi, ale mnie nie wpuściła.Chętnie bym ją poznała, aleDavid mówi, że powinnam przestać się tym zajmować i żenajlepiej nie mieszać się do jej życia.Wszystko, co o niej wiem, pochodzi z plotek.Ludzie gadają, że to czarownica, ale ja nie chcę wierzyć w coś takprymitywnego.Myślę, że ich odpycha to, że została oszpecona.Ja też w pierwszej chwili miałam takie odczucie.Maxwell, wstyd mi się do tego przyznać.Zrozumiałbyś mnie,gdybyś ją zobaczył.Jedna strona jej twarzy jest naprawdępiękna, a potem widzi się tę drugą, tę maskę, jakby koszmarne wspomnienie twarzy.Pomyślałam sobie, że to zostało zmarnowane, oślepiająca uroda tamtej strony zostałazmarnowana, wszystko na nic.Teraz wiem, że powinnam myśleć inaczej, ale to byłopierwsze, co mi przyszło do głowy.Ludzie gadają, że mężczyzni jej płacą.Wiesz, o co mi chodzi.Chyba tego nie rozumiem.Oni się jej boją, i jej wygląd działa na nich odpychająco.Z Davidem nie mogę o tym rozmawiać.Zresztąmoże bym i mogła, ale on uważa, że nie powinnam się mieszać w nic, co dotyczy Rozy.I to też jest niezwykłe.Ona także dostała imię kwiatu.Ja mam imię po skromnej margerytce, a ona po róży.Pojęcia nie mam, czy jej rodzice kiedykolwiek widzieli róże.Tutaj na północy nie wydaje mi się to możliwe, nie wydaje mi się prawdopodobne, by róże mogły tu zakiełkować.Jest w niej coś, co mi nie daje spokoju, Maxwellu, a tyznasz mnie na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie podporządkuję się temu, co radzi David.Będę próbowała ją poznać.I poznam.Bo poza życiem z Davidem, to ona jest najbardziej fascynującym zjawiskiem nad całym tym fiordem.Jest jak misterium.Jedna wielka zagadka, którą pragnę rozwiązać."Margaret pisała list do swojego brata.To zabierało sporo czasu, Margaret pisała wiele dni.Gdyby wysyłała swojeepistoły niezwłocznie, zawierałyby pewnie więcej nic nieznaczących opowieści o domowych sprawach.A przecieżto są listy wysyłane aż do Anglii, dla niego będą to kawałki najzupełniej nieznanego świata.Margaret chciała więc,by widział ten świat jej oczyma.Dlatego musiała mu opowiadać o tym, co ją naprawdę zajmuje.- A Roza interesuje mnie bardzo - powiedziała Margaret sama do siebie.- Jak ja mam do niej dotrzeć?- Cieszę się, że on wrócił - mówi mój ojciec.- Ma takieczujne oczy, kiedy patrzy na mnie.- Lubię Mattiasa - mówi dalej.Nie wiem, czego się spodziewa, że mu na to odpowiem.Nie mogę go zapewnić, że Mattias zostanie już na zawsze.- I musimy chyba spojrzeć prawdzie w oczy, zdać sobiesprawę, że Peder już nie wróci - mówi ojciec.Te słowa dzgnęły mnie niczym gwózdz.Wielki gwózdz.Proszę go, żeby to powtórzył.- A czy Peder ma jakiś powód, żeby wrócić? - pyta ojciec i patrzy na mnie tymi oczyma, które są dokładnie takie same jak moje.- Nie sądzisz, że miał dosyć powodów,by uciec? Nie sądzisz, że dlatego cię zostawił, Roza?Milczy chwilę, a potem znowu szuka mojego spojrzenia.I jakby trochę drży mu głos, kiedy pyta:- Czy ty myślisz, że on jeszcze żyje?Nie mam odwagi się zastanawiać, co leży u podstaw tegopytania.Nie chcę myśleć, że to mój ojciec mnie o to pyta.Jeżeli on może tak myśleć, to co myślą inni?No ale czy powinnam się temu dziwić.?- Uważam, że powinnaś poważnie porozmawiać z Da-videm - powiedziała Kirsten.Była żoną jednego z urzędników i należała do osób, z którymi Margaret rozmawiałanajczęściej.- David jest mężczyzną i dlatego nie rozumie,jakie to ważne, byś miała w domu dziewczynę, na którejmożesz polegać.Jeśli ta, którą macie teraz, kradnie, to trzeba ją natychmiast wyrzucić.Nie można się na wszystko godzić.Jest wśród ludzi tak dużo różnych mętów.- Mogłam zażądać zwrotu kamei - powiedziała Margaret wykrętnie i żałowała teraz, że powiedziała Kirsteno ozdobie, która zginęła bez śladu.To broszka po babcei Margaret za nic nie chciałaby jej utracić.- To ona ją ukradła - mruknęła Kirsten ze wzrokiem,który zaświadczał dokładnie, co myśli o całej sprawie.- Niepowinniście byli się tak spieszyć z przyjmowaniem jej.Onetam, z tej Krety, bardzo dobrze piorą, ale niedobrze jest niewiedzieć, co to są za ludzie.Mówi się, że przyjeżdżają tutylko ci, dla których nie ma miejsca ani żadnej przyszłościw Tornedalen i innych okolicach Finlandii.I słusznie, bodlaczego mieliby emigrować, gdyby tam mieli coś lepszego?Nie wiemy tak naprawdę, czy nie musieli uciekać.Nie, nie,z nimi trzeba być ostrożnym.A zresztą ta dziewczyna niejest dla ciebie taką znowu wielką pomocą, bo przecież niezna języka.Ona mówi gorzej po norwesku niż ty, Marga-ret! Nie chodzi chyba o to, żebyś mówiła po norwesku jakFinka.Nie, znalezienie pomocy domowej powinnaś zlecićmnie, Margaret.Mieszkam tu już jakiś czas i umiem odróżnić ziarno od plewy!- Ja nie jestem niezadowolona z tego, co Marja tutaj robi - powiedziała Margaret.- Jeśli ona kradnie, mój kwiatuszku, to zapewniam cię,że wkrótce będziesz niezadowolona! - zawołała Kirsten [ Pobierz całość w formacie PDF ]