[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Nic się nie dzieje, obiekt sięnie pojawił.Komisarz nie skomentował meldunku, tylko natychmiastwywołał policjantów obserwujących mur.Tym razem bezsku-tecznie.Ponowił wywołanie, ale nadal nikt się nie zgłaszał.— Kogo dałeś na dwójkę? — zapytał Gajdę, który organi-zował obserwację.— Janickiego i Laszkiewicza.-336-— Niedobrze.To nie leserzy, nie zeszliby z posterunku.Zrezygnował z prób połączenia i wezwał ostatniego poli-cjanta, który odezwał się mało regulaminowo:— Jestem, jestem, już myślałem, że się nie doczekam, jakmnie zdejmiecie.Nawrocki wyszedł w nocy, a ja ciągle siedzęi gapię się na dom wariatów, choć mógłbym spędzać niedzielę z rodziną.— Jaką drogę obrał Nawrocki? — komisarz zignorowałnarzekania.— W stronę muru.Podprowadziłem go tam i dałem znaćLaszkiewiczowi, żeby go przejęli.— O której to było?— Około północy.Przygodny odsunął na moment mikrofon.Miał złe prze-czucia.Właściwie nie były to przeczucia, a niemal pewność,wynikająca z oceny sytuacji.Oceny, której dokonywał jakodoświadczony policjant.Łudził się jeszcze, że może mimo do-świadczenia coś przeoczył, że nastąpiło wydarzenie, któregonie wziął pod uwagę.Czasami identyczne przesłanki skutku-ją całkiem odmiennym rezultatem.Dlatego życie ciągle naszaskakuje.Chciał mieć nadzieję, że tym razem go zaskoczy.Podniósł z powrotem mikrofon do ust.— Mamy w ośrodku trupa.W gabinecie dyrektora.Wejdźtam i przypilnuj do przyjazdu ekipy.Zamiast zlecać to zadanie nierozgarniętemu pielęgniarzo-wi, powinien od razu obarczyć nim funkcjonariusza, skoro miałgo na miejscu; nie pomyślał o tym.Błąd, za który na przykładaspirantowi zmyłby głowę — nie usprawiedliwiały go ani roz-wód, ani znajomość z ofiarą, na tym polega profesjonalizm, żeczłowiek działa jak dobrze naoliwiona maszynka, nawet kiedyma ochotę skulić się w kłębek i pogrążyć w czarnej rozpaczy.— Musimy skręcić wcześniej i sprawdzić, co z Janickim i Laszkiewiczem — zwrócił się do Gajdy.— Technicy mogązacząć bez nas, znają się na swojej robocie.-337-Aspirant tylko skinął głową.Jeśli koledzy mogli potrze-bować pomocy, trup schodził na drugi plan.Dojeżdżali już do Kątów, więc zwolnił, wypatrując skrętuna drogę, która wiodła do punktu obserwacyjnego posterun-kowych.Był na miejscu, organizując obserwację, i pamiętał, żeskręcali koło świątka obłożonego kwiatami.Kiedy go dostrzegł,włączył lewy migacz.Pierwszy kilometr przejechał na pełnej prędkości, potemprzyhamował i zaczął szukać leśnej dróżki prowadzącej do mu-ru.Tym razem było to trudniejsze, bo nie wskazywał jej żadencharakterystyczny punkt, ale na szczęście dostrzegł jaskrawo-niebieską plamę między drzewami — służbową skodę fabię.Przynajmniej raz na coś przydały się oszczędności budżetowe,pomyślał.Policja zakupiła skody w tym mało stonowanym ko-lorze, bo był jedynym dostępnym w wersji niemetallic, a dopła-ta za metallic wynosiła tysiąc kilkaset złotych.Argumenty, żenieoznakowany policyjny wóz nie powinien błyszczeć jak tyłekpawiana, nie przekonały decydujących o zakupie, zwyciężyłamentalność księgowych.Gajda podjechał do skody.Obaj posterunkowi siedzieli w sa-mochodzie, ale nie zareagowali, gdy koło nich zahamował opel.Komisarz w pośpiechu wysiadł i zrobił dwa kroki w stro-nę fabii, którą policjanci ustawili maksymalnie na skraju duktu, żeby trochę przesłoniły ją zwisające gałęzie i nie rzucała sięod razu w oczy.Boczna szyba została opuszczona.Kierowca, którym byłJanicki, siedział odchylony w fotelu, jakby zasnął, ale czło-wiek nie śpi z otwartymi oczami.Laszkiewicz na drugim sie-dzeniu przyjął dziwnie skręconą pozycję, ręka kurczowozaciskała się na broni; zdążył wydobyć pistolet, ale wszystkowskazywało na to, że na strzał zabrakło mu czasu.Przebiegzdarzenia był jasny: Janicki zginął pierwszy, Laszkiewicz pró-bował zareagować, ale trucizna zadziałała szybciej.Trucizna, boz ciał obu wywiadowców wystawały strzały.Identyczne jak-338-ta, która zabiła Majewskiego.I komisarz nie miał wątpliwo-ści, że nie same strzały spowodowały śmierć policjantów,tylko niesiona przez nie kurara.Janicki został wprawdzieugodzony w pierś, więc rana teoretycznie mogła być śmiertel-na, ale Laszkiewicza pierzasty pocisk trafił w rękę i bez tru-cizny nie mógłby mu zrobić większej krzywdy.A zrobił.— Wróciliśmy do punktu wyjścia — powiedział do Gajdy,który stanął obok niego.— Założę się, że zginęli od kurary.Jak Majewski.Aspirant przez chwilę nic nie mówił, porażony widokiemmartwych kolegów.— Janicki miał dwójkę maluchów.Chłopca i dziewczyn-kę.Dokładnie w wieku mojego Grzesia.Bliźniaki.Niech toszlag! — odezwał się w końcu, ze złością kopiąc w tylne koło skody [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.— Nic się nie dzieje, obiekt sięnie pojawił.Komisarz nie skomentował meldunku, tylko natychmiastwywołał policjantów obserwujących mur.Tym razem bezsku-tecznie.Ponowił wywołanie, ale nadal nikt się nie zgłaszał.— Kogo dałeś na dwójkę? — zapytał Gajdę, który organi-zował obserwację.— Janickiego i Laszkiewicza.-336-— Niedobrze.To nie leserzy, nie zeszliby z posterunku.Zrezygnował z prób połączenia i wezwał ostatniego poli-cjanta, który odezwał się mało regulaminowo:— Jestem, jestem, już myślałem, że się nie doczekam, jakmnie zdejmiecie.Nawrocki wyszedł w nocy, a ja ciągle siedzęi gapię się na dom wariatów, choć mógłbym spędzać niedzielę z rodziną.— Jaką drogę obrał Nawrocki? — komisarz zignorowałnarzekania.— W stronę muru.Podprowadziłem go tam i dałem znaćLaszkiewiczowi, żeby go przejęli.— O której to było?— Około północy.Przygodny odsunął na moment mikrofon.Miał złe prze-czucia.Właściwie nie były to przeczucia, a niemal pewność,wynikająca z oceny sytuacji.Oceny, której dokonywał jakodoświadczony policjant.Łudził się jeszcze, że może mimo do-świadczenia coś przeoczył, że nastąpiło wydarzenie, któregonie wziął pod uwagę.Czasami identyczne przesłanki skutku-ją całkiem odmiennym rezultatem.Dlatego życie ciągle naszaskakuje.Chciał mieć nadzieję, że tym razem go zaskoczy.Podniósł z powrotem mikrofon do ust.— Mamy w ośrodku trupa.W gabinecie dyrektora.Wejdźtam i przypilnuj do przyjazdu ekipy.Zamiast zlecać to zadanie nierozgarniętemu pielęgniarzo-wi, powinien od razu obarczyć nim funkcjonariusza, skoro miałgo na miejscu; nie pomyślał o tym.Błąd, za który na przykładaspirantowi zmyłby głowę — nie usprawiedliwiały go ani roz-wód, ani znajomość z ofiarą, na tym polega profesjonalizm, żeczłowiek działa jak dobrze naoliwiona maszynka, nawet kiedyma ochotę skulić się w kłębek i pogrążyć w czarnej rozpaczy.— Musimy skręcić wcześniej i sprawdzić, co z Janickim i Laszkiewiczem — zwrócił się do Gajdy.— Technicy mogązacząć bez nas, znają się na swojej robocie.-337-Aspirant tylko skinął głową.Jeśli koledzy mogli potrze-bować pomocy, trup schodził na drugi plan.Dojeżdżali już do Kątów, więc zwolnił, wypatrując skrętuna drogę, która wiodła do punktu obserwacyjnego posterun-kowych.Był na miejscu, organizując obserwację, i pamiętał, żeskręcali koło świątka obłożonego kwiatami.Kiedy go dostrzegł,włączył lewy migacz.Pierwszy kilometr przejechał na pełnej prędkości, potemprzyhamował i zaczął szukać leśnej dróżki prowadzącej do mu-ru.Tym razem było to trudniejsze, bo nie wskazywał jej żadencharakterystyczny punkt, ale na szczęście dostrzegł jaskrawo-niebieską plamę między drzewami — służbową skodę fabię.Przynajmniej raz na coś przydały się oszczędności budżetowe,pomyślał.Policja zakupiła skody w tym mało stonowanym ko-lorze, bo był jedynym dostępnym w wersji niemetallic, a dopła-ta za metallic wynosiła tysiąc kilkaset złotych.Argumenty, żenieoznakowany policyjny wóz nie powinien błyszczeć jak tyłekpawiana, nie przekonały decydujących o zakupie, zwyciężyłamentalność księgowych.Gajda podjechał do skody.Obaj posterunkowi siedzieli w sa-mochodzie, ale nie zareagowali, gdy koło nich zahamował opel.Komisarz w pośpiechu wysiadł i zrobił dwa kroki w stro-nę fabii, którą policjanci ustawili maksymalnie na skraju duktu, żeby trochę przesłoniły ją zwisające gałęzie i nie rzucała sięod razu w oczy.Boczna szyba została opuszczona.Kierowca, którym byłJanicki, siedział odchylony w fotelu, jakby zasnął, ale czło-wiek nie śpi z otwartymi oczami.Laszkiewicz na drugim sie-dzeniu przyjął dziwnie skręconą pozycję, ręka kurczowozaciskała się na broni; zdążył wydobyć pistolet, ale wszystkowskazywało na to, że na strzał zabrakło mu czasu.Przebiegzdarzenia był jasny: Janicki zginął pierwszy, Laszkiewicz pró-bował zareagować, ale trucizna zadziałała szybciej.Trucizna, boz ciał obu wywiadowców wystawały strzały.Identyczne jak-338-ta, która zabiła Majewskiego.I komisarz nie miał wątpliwo-ści, że nie same strzały spowodowały śmierć policjantów,tylko niesiona przez nie kurara.Janicki został wprawdzieugodzony w pierś, więc rana teoretycznie mogła być śmiertel-na, ale Laszkiewicza pierzasty pocisk trafił w rękę i bez tru-cizny nie mógłby mu zrobić większej krzywdy.A zrobił.— Wróciliśmy do punktu wyjścia — powiedział do Gajdy,który stanął obok niego.— Założę się, że zginęli od kurary.Jak Majewski.Aspirant przez chwilę nic nie mówił, porażony widokiemmartwych kolegów.— Janicki miał dwójkę maluchów.Chłopca i dziewczyn-kę.Dokładnie w wieku mojego Grzesia.Bliźniaki.Niech toszlag! — odezwał się w końcu, ze złością kopiąc w tylne koło skody [ Pobierz całość w formacie PDF ]