[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I dowiemy się, cośmy zniszczyli.O tym, co prawda, można się było przekonać i zaraz, jak tylko po przewierceniudwudziestu centymetrów ziemi zaskrzypiał blok i świder podjechał do góry.Walcowatapuszka o zębatym wycięciu bocznym była pełna.Zawartość jej natychmiast zostałaodrysowana na arkuszu papieru milimetrowego i powędrowała do słoików.Czegóż tam niebyło! Czarnobrązowa próchnica, dwa kawałki skóry szewskiej, skorupy naczyń, kamienie,kości.- Do góry! Raazem - raaz!Teraz ostrze natrafiło na kłodę.I to chyba na dębową.Zwider podniesiono i barczystymajster jął się łomu.Na to już profesor patrzeć nie mógł.- Chodzmy dalej - zwrócił się do mnie.- A wam, w razie koniecznej potrzeby, pozwalamwziąć najwyżej na sztych łopaty w bok.Na więcej stanowczo się nie zgadzam.Zanim doszliśmy do drabinki, dostrzegł przeoczony poprzednio przez studentów pławik zkory, krzemień oraz pasmo skóry.Leżało to sobie od stuleci na oczyszczonej teraz z drewnapowierzchni, niedostrzegalne niemal, nie różniące się barwą od otoczenia.Kazałzlokalizować, wymierzyć, odrysować i odnieść do składu.Wędrowaliśmy pustą o tej wczesnej porze ulicą Rycerską, mniej więcej w dół bieguRaduni.Pomarszczoną od wiatru Motławą sunął statek pasażerski.Radio wygrywało napokładzie skocznego obertasa.Profesor opowiadał, że w przyszłości tu, przy nadbrzeżu, naterenie Targu Rybnego, zacznie szukać wczesnośredniowiecznego portu.Wiadomo bowiem,że nie mógł się on mieścić dalej, w górę rzeki.Tak zwane Prawe Miasto nie sięga głębiej niżw XIV stulecie.Gdańsk najstarszy formował się bliżej morza, wzdłuż wyrzezbionego przezwodę grzbietu ziemnego, co się ciągnął od okolic kościoła Zw.Katarzyny aż do wschodniegokrańca dzisiejszej ulicy Grodzkiej.Cypel tego wzniesienia celował w samo obecne ujścieRaduni do Motławy.Tam stał gród książąt pomorskich.Dalej ku północy - zalewowe,moczarowate tereny sięgały aż do Bałtyku.209Rozmaitymi czasy morze to zmieniało nazwy.Ptolemeusz udostojnił je mianem OceanuSarmackiego, a obecną Zatokę Gdańską określał jako Wenedzką W średniowieczu mówionoróżnie - Mare Orientale , Mare Scithicum , Mare Balticum.Niemiecka nazwa Ostseeteż jest stara i pochodzi co najmniej z IX stulecia.W jednym z dokumentów Karola Wielkiego użyto w roku 786 określenia: MareBarbarum - Morze Barbarzyńskie.Z lubością podchwycili je kronikarze.Starożytnośćklasyczna, która ukuła termin barbarzyńcy , nigdy nie przenosiła go w dziedzinę pojęćgeograficznych.Radzi natomiast czynili to średniowieczni mnisi. Ubi Pene fluvius currit in Mare Barbarum - kazał napisać Karol Wielki: tam gdzie rzekaPiana wpada do Morza Barbarzyńców. Jakoż dobrze nazwano - można by powtórzyć zapewnym starym polskim pamiętnikarzem.Tytuł własności, oczywiście częściowej,ówczesnego Bałtyku ujęty został wcale trafnie.Południowe wybrzeże było wtedysłowiańskie.Od Słowian pochodzą nazwy tamtejszych zatok, a słowo baltis znaczy politewsku biały i czyta się bałtis.Na mapach drukowanych w Kownie widnieje napis BaltisJurn , co oznacza po prostu: Białe Morze.Tyle razy już powoływałem się w tej książce na szlak bursztynowy , który przecinałziemie polskie i miał tak wielkie znaczenie dla ich rozwoju gospodarczego.I oto jesteśmy ujego północnego wylotu.Gdańsk powstał w nadzwyczajnie ważnym węzle drogowym, ujętymmiędzy dwie strażnice - samo miasto i grodzisko na Górze Gradowej.W kierunkupółnocnym, poprzez Oliwę, Sopot i Kołobrzeg, wychodził stąd szlak pomorski.Inny,południowy, wiódł na Tczew do Poznania i Krakowa.Były i drogi podrzędne: zachodnia doKościerzyny przez %7łukowo, oraz wschodnia - która przez Mierzeję Wiślaną i Zwieżąprowadziła w krainy Prusów.W roku 997, w najstarszym żywocie św.Wojciecha, po raz pierwszy wspomniano omieście - urbs Gyddanyzc.Niedaleko od ruchliwego nadbrzeża Motławy zauważyłem w niewielkim oknie potężnerogi łosia oraz inne, całkiem oryginalne przedmioty.Lokal, w którym się wtedy mieściłapolowa wystawa ekspedycji gdańskiej, nadawałby się raczej na podrzędną piwiarnię.Niemało starożytności słowiańskich obejrzałem sobie podczas paromiesięcznej wędrówkipo wykopaliskach.Jednak to, co mi w Gdańsku pokazano, na nowo podnieciło przytępionąuwagę.To stanowisko jest zupełnym unikatem nie tylko w Polsce.Jest tu tak: w głównymwykopie - na terenie samego miasta - zalega na sobie szesnaście wczesnośredniowiecznych210złóż.Następują jedno po drugim, wyrazne, dokładnie od siebie pooddzielane pokładamimierzwy, kryjące prawdziwe skarby zabytków.Sama przyroda uczyniła bowiem z Gdańskakopalnię wiedzy archeologicznej.Szczątki starego miasta leżą w miejscu wilgotnym.Woda powstrzymywała tlen.A żestarzy gdańszczanie, obyczajem swoich czasów, zamiłowaniem do czystości nie grzeszyli,pełno wszędzie odpadków.Z drewnianych chałup oraz moszczonych dranicami uliczłuszczyły się masy kory.Woda, metan i garbnik - trójca niezrównanych konserwatorów.Toteż przyzwyczajeni do rozmaitych dziwów uczeni od czasu do czasu przymilkną na widoktego, co Gdańsk ma do pokazania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.I dowiemy się, cośmy zniszczyli.O tym, co prawda, można się było przekonać i zaraz, jak tylko po przewierceniudwudziestu centymetrów ziemi zaskrzypiał blok i świder podjechał do góry.Walcowatapuszka o zębatym wycięciu bocznym była pełna.Zawartość jej natychmiast zostałaodrysowana na arkuszu papieru milimetrowego i powędrowała do słoików.Czegóż tam niebyło! Czarnobrązowa próchnica, dwa kawałki skóry szewskiej, skorupy naczyń, kamienie,kości.- Do góry! Raazem - raaz!Teraz ostrze natrafiło na kłodę.I to chyba na dębową.Zwider podniesiono i barczystymajster jął się łomu.Na to już profesor patrzeć nie mógł.- Chodzmy dalej - zwrócił się do mnie.- A wam, w razie koniecznej potrzeby, pozwalamwziąć najwyżej na sztych łopaty w bok.Na więcej stanowczo się nie zgadzam.Zanim doszliśmy do drabinki, dostrzegł przeoczony poprzednio przez studentów pławik zkory, krzemień oraz pasmo skóry.Leżało to sobie od stuleci na oczyszczonej teraz z drewnapowierzchni, niedostrzegalne niemal, nie różniące się barwą od otoczenia.Kazałzlokalizować, wymierzyć, odrysować i odnieść do składu.Wędrowaliśmy pustą o tej wczesnej porze ulicą Rycerską, mniej więcej w dół bieguRaduni.Pomarszczoną od wiatru Motławą sunął statek pasażerski.Radio wygrywało napokładzie skocznego obertasa.Profesor opowiadał, że w przyszłości tu, przy nadbrzeżu, naterenie Targu Rybnego, zacznie szukać wczesnośredniowiecznego portu.Wiadomo bowiem,że nie mógł się on mieścić dalej, w górę rzeki.Tak zwane Prawe Miasto nie sięga głębiej niżw XIV stulecie.Gdańsk najstarszy formował się bliżej morza, wzdłuż wyrzezbionego przezwodę grzbietu ziemnego, co się ciągnął od okolic kościoła Zw.Katarzyny aż do wschodniegokrańca dzisiejszej ulicy Grodzkiej.Cypel tego wzniesienia celował w samo obecne ujścieRaduni do Motławy.Tam stał gród książąt pomorskich.Dalej ku północy - zalewowe,moczarowate tereny sięgały aż do Bałtyku.209Rozmaitymi czasy morze to zmieniało nazwy.Ptolemeusz udostojnił je mianem OceanuSarmackiego, a obecną Zatokę Gdańską określał jako Wenedzką W średniowieczu mówionoróżnie - Mare Orientale , Mare Scithicum , Mare Balticum.Niemiecka nazwa Ostseeteż jest stara i pochodzi co najmniej z IX stulecia.W jednym z dokumentów Karola Wielkiego użyto w roku 786 określenia: MareBarbarum - Morze Barbarzyńskie.Z lubością podchwycili je kronikarze.Starożytnośćklasyczna, która ukuła termin barbarzyńcy , nigdy nie przenosiła go w dziedzinę pojęćgeograficznych.Radzi natomiast czynili to średniowieczni mnisi. Ubi Pene fluvius currit in Mare Barbarum - kazał napisać Karol Wielki: tam gdzie rzekaPiana wpada do Morza Barbarzyńców. Jakoż dobrze nazwano - można by powtórzyć zapewnym starym polskim pamiętnikarzem.Tytuł własności, oczywiście częściowej,ówczesnego Bałtyku ujęty został wcale trafnie.Południowe wybrzeże było wtedysłowiańskie.Od Słowian pochodzą nazwy tamtejszych zatok, a słowo baltis znaczy politewsku biały i czyta się bałtis.Na mapach drukowanych w Kownie widnieje napis BaltisJurn , co oznacza po prostu: Białe Morze.Tyle razy już powoływałem się w tej książce na szlak bursztynowy , który przecinałziemie polskie i miał tak wielkie znaczenie dla ich rozwoju gospodarczego.I oto jesteśmy ujego północnego wylotu.Gdańsk powstał w nadzwyczajnie ważnym węzle drogowym, ujętymmiędzy dwie strażnice - samo miasto i grodzisko na Górze Gradowej.W kierunkupółnocnym, poprzez Oliwę, Sopot i Kołobrzeg, wychodził stąd szlak pomorski.Inny,południowy, wiódł na Tczew do Poznania i Krakowa.Były i drogi podrzędne: zachodnia doKościerzyny przez %7łukowo, oraz wschodnia - która przez Mierzeję Wiślaną i Zwieżąprowadziła w krainy Prusów.W roku 997, w najstarszym żywocie św.Wojciecha, po raz pierwszy wspomniano omieście - urbs Gyddanyzc.Niedaleko od ruchliwego nadbrzeża Motławy zauważyłem w niewielkim oknie potężnerogi łosia oraz inne, całkiem oryginalne przedmioty.Lokal, w którym się wtedy mieściłapolowa wystawa ekspedycji gdańskiej, nadawałby się raczej na podrzędną piwiarnię.Niemało starożytności słowiańskich obejrzałem sobie podczas paromiesięcznej wędrówkipo wykopaliskach.Jednak to, co mi w Gdańsku pokazano, na nowo podnieciło przytępionąuwagę.To stanowisko jest zupełnym unikatem nie tylko w Polsce.Jest tu tak: w głównymwykopie - na terenie samego miasta - zalega na sobie szesnaście wczesnośredniowiecznych210złóż.Następują jedno po drugim, wyrazne, dokładnie od siebie pooddzielane pokładamimierzwy, kryjące prawdziwe skarby zabytków.Sama przyroda uczyniła bowiem z Gdańskakopalnię wiedzy archeologicznej.Szczątki starego miasta leżą w miejscu wilgotnym.Woda powstrzymywała tlen.A żestarzy gdańszczanie, obyczajem swoich czasów, zamiłowaniem do czystości nie grzeszyli,pełno wszędzie odpadków.Z drewnianych chałup oraz moszczonych dranicami uliczłuszczyły się masy kory.Woda, metan i garbnik - trójca niezrównanych konserwatorów.Toteż przyzwyczajeni do rozmaitych dziwów uczeni od czasu do czasu przymilkną na widoktego, co Gdańsk ma do pokazania [ Pobierz całość w formacie PDF ]