[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mylił się pozyskiwana jest z lian kulczyby,która w Polsce zdecydowanie nie rośnie.Znalazł jednak coś,o czym nie wiedział: jeden ze składników kurary, tubokurarynę,obecnie otrzymywaną syntetycznie, wykorzystywano w medy-cynie do zwiotczania mięśni podczas operacji.Z raportu leka-rza wynikało, że tak właśnie zadziałała trucizna, może więc za-bójca posłużył się nie kurarą, tylko tubokuraryną.Zdobycieleku, choćby dostępnego tylko w szpitalach, nie nastręczałożadnego kłopotu, koledzy z narkotykowego nieraz się zżymali,że system zabezpieczeń był w Polsce fikcją, potrzebujący za-wsze znalazł lekarza lub pielęgniarza, który nie pogardził do-datkowym zarobkiem.Pielęgniarza! Znowu w wizjerze poja-wiał się Ratajczyk.W świetle nieszczelności systemu pracaw ochronie zdrowia nie była wprawdzie szczególnie obciążają-cą okolicznością, ale dzięki swojemu wykształceniu lub dziękirodzicom lekarzom Ratajczyk mógł w ogóle wiedzieć o istnie-niu tubokuraryny, przeciętny człowiek z ulicy raczej nie dyspo-nował tą wiedzą.Pozostawało jedno ale", patolog pisał o kurarze, a nie tu-bokurarynie.Komisarzowi łatwiej jednak było uwierzyć w po-myłkę Małeckiego niż w to, że ktoś we Wrocławiu hodowałpołudniowoamerykańskie rośliny.Może zbyt pochopnie oce-nił nowego patologa jako solidnego.Ponownie sięgnął po słuchawkę telefonu i połączył się z Za-kładem Medycyny Sądowej.Poszukiwania Małeckiego chwilę-82-trwały i Przygodny zanotował sobie, że musi wziąć od lekarzanumer komórki, żeby mieć z nim bezpośredni kontakt. Czego? usłyszał opryskliwy głos i uściślił w myślach,że kontakt ma być wyłącznie służbowy. Komisarz Przygodny. Wiem, powiedziano mi.Do rzeczy, nie mam czasu, ro-bię sekcję. Dostałem pana raport. Skoro wysłałem, to go pan dostał.Do rzeczy. Pisze pan, że ofiara zmarła wskutek zatrucia kurarą.Czy mogła to być tubokuraryna? Skąd pan wziął te bzdury? Nie, nie mogła to być tubo-kuraryna.Jak piszę, że we krwi była kurara, to znaczy, że by-ła kurara, a nie tubokuraryna, pawulon, arszenik, cyjanek,strychnina, rycyna czy inne świństwo.Coś jeszcze? Nie, dziękuję. Proszę.Komisarza tak zaskoczyło użycie przez Małeckiego kurtu-azyjnego słowa, że dopiero trzask odkładanej słuchawki przy-pomniał mu, że miał poprosić lekarza o numer komórki.Trudno, musiał odłożyć to do następnej uroczej rozmowy.Czyli jednak kurara.Wyjrzał przez okno.Słońce przego-niło wprawdzie poranną szarówkę, ale nie było na tyle mocne,by ktoś mógł nabrać podejrzeń, że znajdowali się na konty-nencie amerykańskim.Przeniósł wzrok na kalendarz ze zdję-ciem zamojskiej starówki.Nie, do pierwszego kwietnia zostałojeszcze trochę czasu.Wsłuchał się w zeznania Miecznika, który tłumaczył wła-śnie aspirantowi, jak zapamiętał numer rejestracyjny samo-chodu Kozłowskiego.Chwilę jeszcze potrwa.Komisarz wróciłdo raportu z sekcji.Ofiara miała siniaki i otarcia na ciele, naprzegubach dłoni i kostkach nóg, pochodzące od krępującegoje sznura, pozostałe były wynikiem tego, że Majewski broniłsię przed związaniem.Nie podrapał jednak sprawcy, nie miał-83-na sobie włosów przestępcy, nie mówiąc o krwi, czyli żadnychśladów DNA, które mogłyby pochodzić od zabójcy, nie udałosię zabezpieczyć.Ktoś obezwładnił Majewskiego, co dodatkowo potwierdzałfakt, że w jego krwi nie znaleziono środków odurzających anialkoholu.Wziąwszy jednak pod uwagę, że był on sześćdziesię-cioośmioletnim starcem, nie zawężało to kręgu podejrzanych,nawet gdyby było co zawężać.Dałaby mu pewnie radę takżesilniejsza kobieta.Trochę zaskoczyła komisarza informacja, że Majewskiwcale nie chorował na serce ogólnie jego stan zdrowia byłniezły.Stwierdził, że przyłapał Ratajczyka na kłamstwie, alepo namyśle doszedł do wniosku, że niekoniecznie.Pielęgniarzzapewne nie badał Majewskiego, a tylko się nim opiekował,musiał zatem opierać się na tym, co mówił podopieczny.A tenz typową dla starszych ludzi hipochondrią mógł utrzymywać,że ma słabe serce, choć w rzeczywistości nic mu nie dolegało.Sięgnął po komórkę i wybrał numer Ratajczyka.Znowumusiał odczekać kilka sygnałów.Pielęgniarz najwyrazniej nienależał do osób, które śpieszyły się z odbieraniem telefonu. Halo. Komisarz Przygodny.Pielęgniarz wydał z siebie nieokreślony dzwięk, ni to nie-chęci, ni to przestrachu, ale komisarz nie dał mu okazji dozwerbalizowania tej reakcji. Powiedział pan, że Majewski miał słabe serce, najpierwpodejrzewał pan zawał.Skąd te diagnozy? A, pan Majewski ciągle narzekał na serce, więc jak za-dzwoniliście, to pomyślałem, że coś jednak było na rzeczy i do-stał zawału. Coś było na rzeczy? komisarz oczekiwał uściślenia. No tak, bo ani nie poszedł z tym do lekarza, ani nie brałżadnych leków.Przekonywałem go, że skoro zle się czuje, po-winien się leczyć, ale nie chciał.Powiedział, że jak człowiek-84-w jego wieku odda się w ręce konowałów, to jakby dał sygnałdo odjazdu konduktu pogrzebowego. Nie mógł pan sam wezwać lekarza?Ratajczyka zdziwiło pytanie. Nie, skąd.Nie można nikogo zmusić do leczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie mylił się pozyskiwana jest z lian kulczyby,która w Polsce zdecydowanie nie rośnie.Znalazł jednak coś,o czym nie wiedział: jeden ze składników kurary, tubokurarynę,obecnie otrzymywaną syntetycznie, wykorzystywano w medy-cynie do zwiotczania mięśni podczas operacji.Z raportu leka-rza wynikało, że tak właśnie zadziałała trucizna, może więc za-bójca posłużył się nie kurarą, tylko tubokuraryną.Zdobycieleku, choćby dostępnego tylko w szpitalach, nie nastręczałożadnego kłopotu, koledzy z narkotykowego nieraz się zżymali,że system zabezpieczeń był w Polsce fikcją, potrzebujący za-wsze znalazł lekarza lub pielęgniarza, który nie pogardził do-datkowym zarobkiem.Pielęgniarza! Znowu w wizjerze poja-wiał się Ratajczyk.W świetle nieszczelności systemu pracaw ochronie zdrowia nie była wprawdzie szczególnie obciążają-cą okolicznością, ale dzięki swojemu wykształceniu lub dziękirodzicom lekarzom Ratajczyk mógł w ogóle wiedzieć o istnie-niu tubokuraryny, przeciętny człowiek z ulicy raczej nie dyspo-nował tą wiedzą.Pozostawało jedno ale", patolog pisał o kurarze, a nie tu-bokurarynie.Komisarzowi łatwiej jednak było uwierzyć w po-myłkę Małeckiego niż w to, że ktoś we Wrocławiu hodowałpołudniowoamerykańskie rośliny.Może zbyt pochopnie oce-nił nowego patologa jako solidnego.Ponownie sięgnął po słuchawkę telefonu i połączył się z Za-kładem Medycyny Sądowej.Poszukiwania Małeckiego chwilę-82-trwały i Przygodny zanotował sobie, że musi wziąć od lekarzanumer komórki, żeby mieć z nim bezpośredni kontakt. Czego? usłyszał opryskliwy głos i uściślił w myślach,że kontakt ma być wyłącznie służbowy. Komisarz Przygodny. Wiem, powiedziano mi.Do rzeczy, nie mam czasu, ro-bię sekcję. Dostałem pana raport. Skoro wysłałem, to go pan dostał.Do rzeczy. Pisze pan, że ofiara zmarła wskutek zatrucia kurarą.Czy mogła to być tubokuraryna? Skąd pan wziął te bzdury? Nie, nie mogła to być tubo-kuraryna.Jak piszę, że we krwi była kurara, to znaczy, że by-ła kurara, a nie tubokuraryna, pawulon, arszenik, cyjanek,strychnina, rycyna czy inne świństwo.Coś jeszcze? Nie, dziękuję. Proszę.Komisarza tak zaskoczyło użycie przez Małeckiego kurtu-azyjnego słowa, że dopiero trzask odkładanej słuchawki przy-pomniał mu, że miał poprosić lekarza o numer komórki.Trudno, musiał odłożyć to do następnej uroczej rozmowy.Czyli jednak kurara.Wyjrzał przez okno.Słońce przego-niło wprawdzie poranną szarówkę, ale nie było na tyle mocne,by ktoś mógł nabrać podejrzeń, że znajdowali się na konty-nencie amerykańskim.Przeniósł wzrok na kalendarz ze zdję-ciem zamojskiej starówki.Nie, do pierwszego kwietnia zostałojeszcze trochę czasu.Wsłuchał się w zeznania Miecznika, który tłumaczył wła-śnie aspirantowi, jak zapamiętał numer rejestracyjny samo-chodu Kozłowskiego.Chwilę jeszcze potrwa.Komisarz wróciłdo raportu z sekcji.Ofiara miała siniaki i otarcia na ciele, naprzegubach dłoni i kostkach nóg, pochodzące od krępującegoje sznura, pozostałe były wynikiem tego, że Majewski broniłsię przed związaniem.Nie podrapał jednak sprawcy, nie miał-83-na sobie włosów przestępcy, nie mówiąc o krwi, czyli żadnychśladów DNA, które mogłyby pochodzić od zabójcy, nie udałosię zabezpieczyć.Ktoś obezwładnił Majewskiego, co dodatkowo potwierdzałfakt, że w jego krwi nie znaleziono środków odurzających anialkoholu.Wziąwszy jednak pod uwagę, że był on sześćdziesię-cioośmioletnim starcem, nie zawężało to kręgu podejrzanych,nawet gdyby było co zawężać.Dałaby mu pewnie radę takżesilniejsza kobieta.Trochę zaskoczyła komisarza informacja, że Majewskiwcale nie chorował na serce ogólnie jego stan zdrowia byłniezły.Stwierdził, że przyłapał Ratajczyka na kłamstwie, alepo namyśle doszedł do wniosku, że niekoniecznie.Pielęgniarzzapewne nie badał Majewskiego, a tylko się nim opiekował,musiał zatem opierać się na tym, co mówił podopieczny.A tenz typową dla starszych ludzi hipochondrią mógł utrzymywać,że ma słabe serce, choć w rzeczywistości nic mu nie dolegało.Sięgnął po komórkę i wybrał numer Ratajczyka.Znowumusiał odczekać kilka sygnałów.Pielęgniarz najwyrazniej nienależał do osób, które śpieszyły się z odbieraniem telefonu. Halo. Komisarz Przygodny.Pielęgniarz wydał z siebie nieokreślony dzwięk, ni to nie-chęci, ni to przestrachu, ale komisarz nie dał mu okazji dozwerbalizowania tej reakcji. Powiedział pan, że Majewski miał słabe serce, najpierwpodejrzewał pan zawał.Skąd te diagnozy? A, pan Majewski ciągle narzekał na serce, więc jak za-dzwoniliście, to pomyślałem, że coś jednak było na rzeczy i do-stał zawału. Coś było na rzeczy? komisarz oczekiwał uściślenia. No tak, bo ani nie poszedł z tym do lekarza, ani nie brałżadnych leków.Przekonywałem go, że skoro zle się czuje, po-winien się leczyć, ale nie chciał.Powiedział, że jak człowiek-84-w jego wieku odda się w ręce konowałów, to jakby dał sygnałdo odjazdu konduktu pogrzebowego. Nie mógł pan sam wezwać lekarza?Ratajczyka zdziwiło pytanie. Nie, skąd.Nie można nikogo zmusić do leczenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]