[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedziałem, do czego zmierza, jak to wszyst-ko się skończy.Marzyłem jedynie, żeby była bezpiecz-na, tylko to się dla mnie liczyło. Ona nic ci nie zrobiła, do cholery! Uważała cię zaprzyjaciela! Owszem.Masz rację.Magda też, a jak na tym wy-szła? Bo widzisz, nie byliśmy rodzeństwem.To wszystkozostało sfałszowane.Musiałem się oczyścić z zarzutówmorderstwa.Musiałem być czysty, żebyście mnie niepodejrzewali.I udało się to, prawda? Plan doskonały.Słuchałem go, ale nie mogłem w to wszystko uwie-rzyć.Okazało się, że od początku bawił się nami i nie-świadomie odgrywaliśmy role, które nam przydzielił. Magda chciała skrzywdzić Dominikę, wiadomodlaczego.Ja na początku nie zamierzałem, do czasu,gdy nie związała się z tobą.Chciałem ciebie dorwać,o to mi chodziło.Do twojego ojca nie mam dostępu.To przez niego zginęła Ania.Skrzywdzę cię, Tyszkie-wicz, zadam ci cios prosto w serce, rozumiesz? Jeśli mnie chcesz, to proszę.Stoję przed tobą nie-uzbrojony oświadczyłem.A w myślach błagałem: Boże, ocal ją, ocal moją miłość, a umrę szczęśliwy.220#Infover WM qjwna41lpitcce1q06rxqmweniv4ei2igd8lnobo#Miałem nadzieję, że się jej uda. Naprawdę uważasz, że to zrobię? Nie.Uderzęw miejsce, które boli najbardziej, Tyszkiewicz.Straciszukochaną tak samo, jak ja.Naciął jej skórę jeszcze bardziej.Zbladła ze strachu,łykając powietrze jakby było jej ostatnim wdechem.Krzyknąłem przerazliwie, żeby tego nie robił.Błaga-łem go.On tylko uśmiechał się z satysfakcją. Czemu Dominice grożono już wcześniej? Za-stanowił się przez chwilę. Marek musiał was jakoś zeswatać.Podłożył liścik.Tak, moja droga, to on cię podtapiał.Wiele go to kosz-towało, ale na samym końcu tej drogi widział świa-tełko dla siebie.Myślał, że będziesz przerażona i sa-motna, że przybiegniesz do niego i wypłaczesz się naramieniu.Dlatego też nie przyjechał na twoje wezwa-nie.Ja musiałem być czysty.Wtedy znalazłeś dowodyo mnie i Magdzie.Cóż, nie byłem zbyt ostrożny, więcnadałem sytuacji bardziej pikantny przebieg.Stał teraz tyłem do drzwi, kurczowo przytrzymującDomi.Moja ukochana była w potrzasku.Myślałemintensywnie nad tym, co mogę zrobić, żeby ją urato-wać.Jednak sytuacja po chwili sama się wyklarowała.Mimowolnie zrobiłem krok w ich kierunku, i to byłbłąd. Stój na miejscu! warknął Natan, cofając sięz Dominiką w stronę drzwi.Zauważyłem, że przełożyłnóż z jej szyi na plecy.221#Infover WM qgkv4262pmlotcfv6ne0x4j2fa42k2sbauwj04in#Dyszałem ciężko, obserwując każdy jego ruch. Czemu, Nat, czemu? szeptała, płacząc jedno-cześnie. Bo byłaś idealna.Gdy wypowiedział te słowa, zauważyłem kątem okaruch za drzwiami.To był Marek.Rzucił się na Natana.Usłyszałem przerazliwy krzyk ukochanej, który zmro-ził mi krew w żyłach, po czym zarejestrowałem opa-dającą rękę z nożem i Dominikę toczącą się po ziemi.Podbiegłem do niej, ona jednak uśmiechnęła się lekkoprzez łzy i leżała dalej na chłodnej podłodze.Skoczy-łem w stronę mężczyzn, sięgnąłem po pistolet i staną-łem nad nimi. Nie ruszaj się, Natan oświadczyłem twardo.Uśmiechnął się do mnie, po czym dzgnął Markaprosto w klatkę piersiową.Mimowolnie nacisnąłemspust, mierząc w głowę mężczyzny.Po chwili rozległsię huk.Odetchnąłem głęboko. Tyszkiewicz usłyszałem cichy szept. Zabierzją w bezpieczne miejsce.Nachyliłem się nad Markiem.Z jego klatki piersio-wej sączyła się krew. Wszystko będzie dobrze, stary. Nie& Splunął na ziemię. Zabierz ją i& prze-proś dokończył, po czym jego oczy zamknęły się.Co-kolwiek o nim myślałem, uratował nas.Skinąłem głowąna znak zgody.Wziąłem Dominikę w ramiona i wynio-słem z pomieszczenia, jak najdalej od tego miejsca.222#Infover WM w4jrqxnlndvyarkqdnomgbdsheesv02myp4rayan#Gdy wyszliśmy na świeże powietrze, postawiłem jąna ziemi i pocałowałem mocno w usta. Kocham cię szepnąłem. Kocham cię.Uśmiechnęła się blado.Jej dłonie zaciskały się naplecach.Dopiero teraz zauważyłem krew na jej bluzce.Natan musiał ją dzgnąć, gdy upadał. Cholera, Domi!Nie wiedziałem, co mam robić.Szybko wyjąłem te-lefon z kieszeni i zadzwoniłem na pogotowie.W mię-dzyczasie ułożyłem ją powoli na ziemi, szepcząc czułesłowa. Nie zamykaj oczu, kochanie, nie zamykaj po-wtarzałem w kółko. Zostań ze mną.Cholera, Domi!Nie teraz!Ona nadal uśmiechała się. Kocham cię, idioto.Jej dłoń spoczęła na moich policzkach w delikat-nej pieszczocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie wiedziałem, do czego zmierza, jak to wszyst-ko się skończy.Marzyłem jedynie, żeby była bezpiecz-na, tylko to się dla mnie liczyło. Ona nic ci nie zrobiła, do cholery! Uważała cię zaprzyjaciela! Owszem.Masz rację.Magda też, a jak na tym wy-szła? Bo widzisz, nie byliśmy rodzeństwem.To wszystkozostało sfałszowane.Musiałem się oczyścić z zarzutówmorderstwa.Musiałem być czysty, żebyście mnie niepodejrzewali.I udało się to, prawda? Plan doskonały.Słuchałem go, ale nie mogłem w to wszystko uwie-rzyć.Okazało się, że od początku bawił się nami i nie-świadomie odgrywaliśmy role, które nam przydzielił. Magda chciała skrzywdzić Dominikę, wiadomodlaczego.Ja na początku nie zamierzałem, do czasu,gdy nie związała się z tobą.Chciałem ciebie dorwać,o to mi chodziło.Do twojego ojca nie mam dostępu.To przez niego zginęła Ania.Skrzywdzę cię, Tyszkie-wicz, zadam ci cios prosto w serce, rozumiesz? Jeśli mnie chcesz, to proszę.Stoję przed tobą nie-uzbrojony oświadczyłem.A w myślach błagałem: Boże, ocal ją, ocal moją miłość, a umrę szczęśliwy.220#Infover WM qjwna41lpitcce1q06rxqmweniv4ei2igd8lnobo#Miałem nadzieję, że się jej uda. Naprawdę uważasz, że to zrobię? Nie.Uderzęw miejsce, które boli najbardziej, Tyszkiewicz.Straciszukochaną tak samo, jak ja.Naciął jej skórę jeszcze bardziej.Zbladła ze strachu,łykając powietrze jakby było jej ostatnim wdechem.Krzyknąłem przerazliwie, żeby tego nie robił.Błaga-łem go.On tylko uśmiechał się z satysfakcją. Czemu Dominice grożono już wcześniej? Za-stanowił się przez chwilę. Marek musiał was jakoś zeswatać.Podłożył liścik.Tak, moja droga, to on cię podtapiał.Wiele go to kosz-towało, ale na samym końcu tej drogi widział świa-tełko dla siebie.Myślał, że będziesz przerażona i sa-motna, że przybiegniesz do niego i wypłaczesz się naramieniu.Dlatego też nie przyjechał na twoje wezwa-nie.Ja musiałem być czysty.Wtedy znalazłeś dowodyo mnie i Magdzie.Cóż, nie byłem zbyt ostrożny, więcnadałem sytuacji bardziej pikantny przebieg.Stał teraz tyłem do drzwi, kurczowo przytrzymującDomi.Moja ukochana była w potrzasku.Myślałemintensywnie nad tym, co mogę zrobić, żeby ją urato-wać.Jednak sytuacja po chwili sama się wyklarowała.Mimowolnie zrobiłem krok w ich kierunku, i to byłbłąd. Stój na miejscu! warknął Natan, cofając sięz Dominiką w stronę drzwi.Zauważyłem, że przełożyłnóż z jej szyi na plecy.221#Infover WM qgkv4262pmlotcfv6ne0x4j2fa42k2sbauwj04in#Dyszałem ciężko, obserwując każdy jego ruch. Czemu, Nat, czemu? szeptała, płacząc jedno-cześnie. Bo byłaś idealna.Gdy wypowiedział te słowa, zauważyłem kątem okaruch za drzwiami.To był Marek.Rzucił się na Natana.Usłyszałem przerazliwy krzyk ukochanej, który zmro-ził mi krew w żyłach, po czym zarejestrowałem opa-dającą rękę z nożem i Dominikę toczącą się po ziemi.Podbiegłem do niej, ona jednak uśmiechnęła się lekkoprzez łzy i leżała dalej na chłodnej podłodze.Skoczy-łem w stronę mężczyzn, sięgnąłem po pistolet i staną-łem nad nimi. Nie ruszaj się, Natan oświadczyłem twardo.Uśmiechnął się do mnie, po czym dzgnął Markaprosto w klatkę piersiową.Mimowolnie nacisnąłemspust, mierząc w głowę mężczyzny.Po chwili rozległsię huk.Odetchnąłem głęboko. Tyszkiewicz usłyszałem cichy szept. Zabierzją w bezpieczne miejsce.Nachyliłem się nad Markiem.Z jego klatki piersio-wej sączyła się krew. Wszystko będzie dobrze, stary. Nie& Splunął na ziemię. Zabierz ją i& prze-proś dokończył, po czym jego oczy zamknęły się.Co-kolwiek o nim myślałem, uratował nas.Skinąłem głowąna znak zgody.Wziąłem Dominikę w ramiona i wynio-słem z pomieszczenia, jak najdalej od tego miejsca.222#Infover WM w4jrqxnlndvyarkqdnomgbdsheesv02myp4rayan#Gdy wyszliśmy na świeże powietrze, postawiłem jąna ziemi i pocałowałem mocno w usta. Kocham cię szepnąłem. Kocham cię.Uśmiechnęła się blado.Jej dłonie zaciskały się naplecach.Dopiero teraz zauważyłem krew na jej bluzce.Natan musiał ją dzgnąć, gdy upadał. Cholera, Domi!Nie wiedziałem, co mam robić.Szybko wyjąłem te-lefon z kieszeni i zadzwoniłem na pogotowie.W mię-dzyczasie ułożyłem ją powoli na ziemi, szepcząc czułesłowa. Nie zamykaj oczu, kochanie, nie zamykaj po-wtarzałem w kółko. Zostań ze mną.Cholera, Domi!Nie teraz!Ona nadal uśmiechała się. Kocham cię, idioto.Jej dłoń spoczęła na moich policzkach w delikat-nej pieszczocie [ Pobierz całość w formacie PDF ]