[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Przemawiasz w imieniu króla? Nie sądzisz, \e to spora zarozumiałość, BrysieBeddict? Król oczekuje od ciebie, \e będziesz dowodził broniącym miasta garnizonem, anie, \e porzucisz swe obowiązki, by wywrzeć prywatną zemstę. Broniącym miasta? Nie bądz idiotą, Brys.Jeśli \ołnierze z garnizonu pragnąbohaterskiej śmierci, to proszę bardzo.Ja zamierzam prze\yć ten cholerny podbój.Nie boję się Tiste Edur nawet w najmniejszym stopniu.Odwrócił się i opuścił komnatę, otoczony przez swych stra\ników.Krew czy honor?Nie miałem wyboru, Tehol.Przykro mi.* * *Bugg nie czuł się szczególnie zaskoczony, \e znalazł się na murze niemalzupełnie sam.Gdy wchodził na górę, nikt nie próbował go zatrzymywać.Wyglądałona to, \e \ołnierzy z garnizonu przeniesiono do ró\nych nadających się do obronypunktów w mieście.Rzecz jasna, dopiero się oka\e, czy ci \ołnierze zechcą toczyć bója\ do samego końca.Tak czy inaczej, dzięki ich obecności ulice były prawie puste.Lokaj oparł się o blanki, obserwując nadciągającą zachodnim traktem armię Edur.Od czasu do czasu zerkał te\ w lewo, by sprawdzić postępy zbli\ającej się floty orazukrytego pod nią ogromnego, śmiertelnie groznego demona, którego obecność sięgałaod brzegu do brzegu i ciągnęła się na długości prawie półtorej mili.Straszliwa,bezwzględna istota szarpała swe czarodziejskie łańcuchy.Zachodnia brama była otwarta i niestrze\ona.Stra\ przednią armii Edur dzieliłood niej ju\ tylko niespełna tysiąc kroków.Najezdzcy posuwali się naprzód ostro\nie.Po obu stronach kolumny, w rowach i na polach, widać ju\ było pierwszejednopochwycone wilki.Bugg westchnął, spoglądając na drugiego stojącego na murze mę\czyznę. Chyba będziesz musiał pracować szybko.Malarz był w Letheras powszechnie znaną postacią.Masa włosów porastającajego głowę opadała w dół, łącząc się z dziką brodą na \uchwie i szyi.Jedynymiwidocznymi szczegółami twarzy były perkaty nos i małe, niebieskie oczka.Mę\czyzna był niski i \ylasty, a podczas malowania podskakiwał jak szalony częstona jednej nodze pokrywając farbą powierzchnie, które zawsze wydawały się zbytmałe na obrazy, które miał zamiar przedstawić.Dawno ju\ uczynił z owegoniedostatku perspektywy swoją metodę, a potem oficjalnie uznany styl, o ile style wsztuce mogły być oficjalnie uznane.Słysząc słowa Bugga, malarz wykrzywił twarz istanął na jednej nodze, opierając drugą stopę o kolano. Ta scena, ty durniu! Wypaliła się w moim umyśle, tu za okiem, tym lewym.Niczego nie zapominam.Pamiętam ka\dy szczegół.Historycy będą sławić mojedzisiejsze dzieło.Sam się przekonasz.Sławić! To znaczy, \e ju\ skończyłeś? Prawie zupełnie, prawie, prawie zupełnie, tak, prawie skończyłem.Ka\dyszczegół.Znowu osiągnąłem sukces.Tak właśnie powiedzą.Znowu osiągnąłemsukces. Mogę to zobaczyć?Na twarzy malarza pojawił się nagle wyraz podejrzliwości. Ja te\ jestem czymś w rodzaju historyka dodał Bugg. Naprawdę? Czy czytałem twoje dzieła? Czy jesteś sławny? Sławny? Zapewne tak.Ale wątpię, byś czytał moje dzieła, bo nic jeszcze nienapisałem. Ach, wykładowca! Uczony pływający w oceanie historii. To mi się podoba.Mógłbym coś takiego namalować. Czy mogę więc zobaczyć twój obraz?Malarz wykonał zamaszysty gest wielobarwną dłonią. Chodz, stary przyjacielu.Ujrzyj na własne oczy dzieło mojego geniuszu.Wsparta na sztaludze deska miała większą szerokość ni\ wysokość.Na takichmalowało się pejza\e albo obrazy upamiętniające jakieś wiekopomne historycznewydarzenia.Była szeroka na co najmniej dwa jardy.Bugg obszedł ją wkoło, byprzyjrzeć się wyobra\onemu na powierzchni obrazowi.I ujrzał dwa kolory, oddzielone od siebie nierówną, biegnącą po przekątnej linią.Po prawej gryząca czerwień, a po lewej błotnisty brąz. To nadzwyczajne stwierdził Bugg. A co tu właściwie przedstawiłeś? Co to jest? Czy jesteś ślepy? Malarz wskazał pędzlem zbli\ające się wojska.Kolumna! Nadchodzący Edur, potę\na armia! Sztandar, oczywiście, sztandar!Bugg wpatrzył się w dal, spoglądając na maleńką plamkę czerwieni sztandarstra\y przedniej. Ach, oczywiście.Teraz to widzę. I mój talent cię oślepia, tak? Och tak, z moich oczu w rzeczy samej odpłynęło wszelkie zrozumienie.Malarz przeło\ył zręcznie nogi i znieruchomiał w zamyśleniu, wpatrując się zzasępioną miną w kolumnę Edur. Oczywiście, teraz są bli\ej.Szkoda, \e nie przyniosłem drugiej deski, \ebyprzedstawić dalsze szczegóły. Zawsze mo\esz u\yć muru.Malarz uniósł krzaczaste brwi. To.sprytne.Widzę, \e faktycznie jesteś uczonym. Muszę ju\ iść. Tak, tak, przestań mi przeszkadzać.Muszę się skupić, no wiesz, skupić.Bugg zszedł cicho po kamiennych schodach. To dla mnie cenna nauczka mruknął pod nosem, gdy ju\ dotarł na ulicę.Szczegóły.czekało go dziś tak wiele zadań [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Przemawiasz w imieniu króla? Nie sądzisz, \e to spora zarozumiałość, BrysieBeddict? Król oczekuje od ciebie, \e będziesz dowodził broniącym miasta garnizonem, anie, \e porzucisz swe obowiązki, by wywrzeć prywatną zemstę. Broniącym miasta? Nie bądz idiotą, Brys.Jeśli \ołnierze z garnizonu pragnąbohaterskiej śmierci, to proszę bardzo.Ja zamierzam prze\yć ten cholerny podbój.Nie boję się Tiste Edur nawet w najmniejszym stopniu.Odwrócił się i opuścił komnatę, otoczony przez swych stra\ników.Krew czy honor?Nie miałem wyboru, Tehol.Przykro mi.* * *Bugg nie czuł się szczególnie zaskoczony, \e znalazł się na murze niemalzupełnie sam.Gdy wchodził na górę, nikt nie próbował go zatrzymywać.Wyglądałona to, \e \ołnierzy z garnizonu przeniesiono do ró\nych nadających się do obronypunktów w mieście.Rzecz jasna, dopiero się oka\e, czy ci \ołnierze zechcą toczyć bója\ do samego końca.Tak czy inaczej, dzięki ich obecności ulice były prawie puste.Lokaj oparł się o blanki, obserwując nadciągającą zachodnim traktem armię Edur.Od czasu do czasu zerkał te\ w lewo, by sprawdzić postępy zbli\ającej się floty orazukrytego pod nią ogromnego, śmiertelnie groznego demona, którego obecność sięgałaod brzegu do brzegu i ciągnęła się na długości prawie półtorej mili.Straszliwa,bezwzględna istota szarpała swe czarodziejskie łańcuchy.Zachodnia brama była otwarta i niestrze\ona.Stra\ przednią armii Edur dzieliłood niej ju\ tylko niespełna tysiąc kroków.Najezdzcy posuwali się naprzód ostro\nie.Po obu stronach kolumny, w rowach i na polach, widać ju\ było pierwszejednopochwycone wilki.Bugg westchnął, spoglądając na drugiego stojącego na murze mę\czyznę. Chyba będziesz musiał pracować szybko.Malarz był w Letheras powszechnie znaną postacią.Masa włosów porastającajego głowę opadała w dół, łącząc się z dziką brodą na \uchwie i szyi.Jedynymiwidocznymi szczegółami twarzy były perkaty nos i małe, niebieskie oczka.Mę\czyzna był niski i \ylasty, a podczas malowania podskakiwał jak szalony częstona jednej nodze pokrywając farbą powierzchnie, które zawsze wydawały się zbytmałe na obrazy, które miał zamiar przedstawić.Dawno ju\ uczynił z owegoniedostatku perspektywy swoją metodę, a potem oficjalnie uznany styl, o ile style wsztuce mogły być oficjalnie uznane.Słysząc słowa Bugga, malarz wykrzywił twarz istanął na jednej nodze, opierając drugą stopę o kolano. Ta scena, ty durniu! Wypaliła się w moim umyśle, tu za okiem, tym lewym.Niczego nie zapominam.Pamiętam ka\dy szczegół.Historycy będą sławić mojedzisiejsze dzieło.Sam się przekonasz.Sławić! To znaczy, \e ju\ skończyłeś? Prawie zupełnie, prawie, prawie zupełnie, tak, prawie skończyłem.Ka\dyszczegół.Znowu osiągnąłem sukces.Tak właśnie powiedzą.Znowu osiągnąłemsukces. Mogę to zobaczyć?Na twarzy malarza pojawił się nagle wyraz podejrzliwości. Ja te\ jestem czymś w rodzaju historyka dodał Bugg. Naprawdę? Czy czytałem twoje dzieła? Czy jesteś sławny? Sławny? Zapewne tak.Ale wątpię, byś czytał moje dzieła, bo nic jeszcze nienapisałem. Ach, wykładowca! Uczony pływający w oceanie historii. To mi się podoba.Mógłbym coś takiego namalować. Czy mogę więc zobaczyć twój obraz?Malarz wykonał zamaszysty gest wielobarwną dłonią. Chodz, stary przyjacielu.Ujrzyj na własne oczy dzieło mojego geniuszu.Wsparta na sztaludze deska miała większą szerokość ni\ wysokość.Na takichmalowało się pejza\e albo obrazy upamiętniające jakieś wiekopomne historycznewydarzenia.Była szeroka na co najmniej dwa jardy.Bugg obszedł ją wkoło, byprzyjrzeć się wyobra\onemu na powierzchni obrazowi.I ujrzał dwa kolory, oddzielone od siebie nierówną, biegnącą po przekątnej linią.Po prawej gryząca czerwień, a po lewej błotnisty brąz. To nadzwyczajne stwierdził Bugg. A co tu właściwie przedstawiłeś? Co to jest? Czy jesteś ślepy? Malarz wskazał pędzlem zbli\ające się wojska.Kolumna! Nadchodzący Edur, potę\na armia! Sztandar, oczywiście, sztandar!Bugg wpatrzył się w dal, spoglądając na maleńką plamkę czerwieni sztandarstra\y przedniej. Ach, oczywiście.Teraz to widzę. I mój talent cię oślepia, tak? Och tak, z moich oczu w rzeczy samej odpłynęło wszelkie zrozumienie.Malarz przeło\ył zręcznie nogi i znieruchomiał w zamyśleniu, wpatrując się zzasępioną miną w kolumnę Edur. Oczywiście, teraz są bli\ej.Szkoda, \e nie przyniosłem drugiej deski, \ebyprzedstawić dalsze szczegóły. Zawsze mo\esz u\yć muru.Malarz uniósł krzaczaste brwi. To.sprytne.Widzę, \e faktycznie jesteś uczonym. Muszę ju\ iść. Tak, tak, przestań mi przeszkadzać.Muszę się skupić, no wiesz, skupić.Bugg zszedł cicho po kamiennych schodach. To dla mnie cenna nauczka mruknął pod nosem, gdy ju\ dotarł na ulicę.Szczegóły.czekało go dziś tak wiele zadań [ Pobierz całość w formacie PDF ]