[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. - %7ładne ale! Przez całą dobę nie dałyście znać, że żyjecie.Już chciałam wiatrakowiecwezwać, żeby go posłać za wami, głupie dupy! Ja mam tu, kurwa, polski regulamin! I muszęsię go trzymać!Wyćwiczony umysł zwiadowcy, jakim dysponowała Oshee, notował fakty: oni mogąwezwać jakieś wsparcie, które może pomóc wysuniętemu oddziałowi w ciągu jednej doby.Szybko, psiamać! I jakim cudem?Drgnęła, kiedy wzrok władczyni spoczął na niej.- Kto to jest?- Dzika jakaś - odparła Ban.- Czemu goła?- Nie wiem.- Przecież nawet dzikusy nie łażą w tym słońcu na golasa.Miała jakąś broń?- To miała.- Ban podała pani sierżant bukłak zwiadowcy.Ta przyglądała sięprzedmiotowi z uwagą.- Na pewno nie cesarskie ani polskie.To także nie gówno, które mogliby wydziergaćdzicy z niewyprawionych skór.- Tak jest! A poza tym ona jest dość kumata, pani sierżant.Władczyni podniosła swój badawczy wzrok.- Jak masz na imię? - zapytała cicho.- Oshee, wielka pani!- Mores zna - powiedziała Sari.- To nie dzikuska, którą na przeszpiegi przysłał jakiśkacyk albo szaman.- Dobra, dobra.- Sierżant chciała sama sprawdzić.- Skąd jesteś?- Stamtąd.- Qshee natychmiast pokazała kierunek, skąd przyszła.- Nie bądz taka sprytna.- Sierżant cofnęła się pod ścianę i wzięła do ręki tyczkęmierniczą.Podeszła bliżej i podała ją dziewczynie.- Przytknij do tego czoło i okręć się wokółniej parę razy - powiedziała wesoło.A kiedy Oshee skończyła się kręcić, powtórzyła pytanie:- Skąd przyszłaś?- Stamtąd.- Zwiadowca wyciągnęła rękę dokładnie w tę samą stronę co poprzednio.Trochę oczywiście kręciło jej się w głowie, ale nie miało to żadnego wpływu na jej orientacjęw przestrzeni.Była zbyt doświadczona, żeby ją zdezorientować taką dziecinną sztuczką.Ban gwizdnęła cicho, ale z dużym podziwem.- Dobra jest. - A może wymienisz jakąś nazwę geograficzną? - zapytała sierżant.- Skądpochodzisz?- Z Nayer, wielka pani - skłamała natychmiast.- A gdzie to, do zarazy, jest?Zwiadowca się nie dziwi, zwiadowca nie wyraża swojego zdania ani opinii,zwiadowca może jedynie notować fakty w pamięci, żeby przekazać wszystko dowódcy.Toteżna twarzy Oshee nie ukazał się nawet cień niebotycznego zdziwienia.Kobiety, które jąotaczały, najwyrazniej nie miały pojęcia, gdzie jest Nayer.A to rodziło w głowiefundamentalne pytania o los całej jej cywilizacji.Ale zwiadowca nie jest od udzielaniaodpowiedzi na żadne pytania.Ma dostarczyć swoją wiedzę tym, którzy ją wysłali.Terazjednak dziewczyna zaczęła się modlić.%7łeby tylko opatrzność pozwoliła jej wrócić izameldować.To, czego się dowiedziała, mogło stanowić o życiu lub śmierci jej kultury.- Nie chcesz powiedzieć, to nie mów.- Sierżant wzruszyła ramionami.- A ty, Sari,wyślij swoją radiostację do warsztatów najbliższym pociągiem.- Mogłabym sama wymienić lampę, gdybym tylko miała.- Ty już mi wymieniłaś koło w łaziku.A kiedy odpadło na wydmie, to przez ciebiemusiałam iść w upale sześć kilometrów na piechotę.- Oj, bo to te śruby takie dziwne jakieś.Nie jak gwozdzie u kowala.- Aha, to ty zerwałaś gwinty, waląc w śruby młotkiem? - Sierżant uniosła brwi wzdziwieniu.- Lampy, zapewniam, jeszcze bardziej dziwne.Odeślij radiostację najbliższympociągiem.I tylko nie do kowala, proszę.- Tak jest!Sierżant objęła Oshee ramieniem i pociągnęła za sobą.- No i widzisz, z kim ja się muszę użerać na tym zesłaniu - westchnęła.- Tedziewczyny ze strzelców pustynnych są takie półdzikie.No tak, tak.Nie ma to, jak kiedy już na wstępie podkreśli się własną wyższość iobycie w szerokim świecie.A najłatwiej to się robi w porównaniu z czyjąś zaściankowością.Krętymi schodami weszły piętro wyżej, na ocieniony płóciennym dachem taras nadstacją.Było tu znacznie chłodniej.Normalne zjawisko na pustyni: im wyżej, tym zimniej.Każdy doświadczony zwiadowca wie dobrze: chcąc przeżyć na rozpalonych piaskach, nieodpoczywa się w głębokim cieniu pod skałą, tylko pod osłoną nawet szmaty, ale na wysokimwzniesieniu.To temperatura zabija, nie słońce.%7łołnierze z patrolu zostały na dole.Tylko Ban ze swoim karabinem o długiej lufietowarzyszyła im w charakterze ochrony dowódcy. - Nie przedstawiłam ci się.- Sierżant podeszła do lśniącego mosiądzem, podłużnegokształtu przymocowanego do specjalnego trójnogu.- Na imię mi Maii.Przyjechałam na tozesłanie, o dziwo, z własnej woli, bo od razu mnie awansowali do stopnia sierżanta.Czyżby to miało znaczyć, że przedtem była szeregową? Tym przybyszom aż takbrakowało własnych ludzi? Niesamowite.- Tak, tak, ja też nie sądziłam, że przyjdzie mi w życiu rządzić obszarem wielkościmałego państwa, na którego terenie niczego jednak nie ma.Poza olejem skalnym w dużychilościach.Za to kiedy odsłużę swoje, to wracam w stopniu chorążego na etacieporucznikowskim.Ot co! -Sierżant podniosła palec, podkreślając wagę tej informacji.- Willęsobie chcemy z mężem wybudować nad morzem.Do Polski chyba nie wracamy.Tu większemożliwości.Oshee nie komentowała.Choć miała wrażenie, że kobieta w eleganckim mundurze wtej jakiejś prawdziwej Polsce nigdy nie była.W każdym razie na pewno nudziło jej się tupotwornie, skoro przygodnemu zwiadowcy opowiadała takie rzeczy.No tak, ale obcyzwiadowca jest chyba jedynym człowiekiem, który każdej informacji wysłucha z niesłabnącąuwagą.Taki, słowem, słuchacz idealny.I wyżalić się można, i ponarzekać, a on cieniaznudzenia przecież nigdy nie okaże.To akurat rozumiała.- No i widzisz - ciągnęła Maii.- Człowiek w tym zapomnianym garnizonie świruje znudów, musi gadać albo z dziewczynami, które młotkiem radiostację naprawiają, albo ztakimi jak ty koczownikami, którzy ani be, ani me [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl