[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic nadzwyczajnego, aleprzyciągnie uwagę.Ktoś postawi mu drinka, drugiegokupi sobie sam na lotnisku.Lecz gdyby w Niemczech po-chwalił się rozwiązaną sprawą porwania, mógłby liczyćna stanowisko koordynatora seminarium w przyszłymroku.To trampolina do Brukseli.Wielka reforma policji,nad którą pracował od lat, wróciłaby wtedy do komisjisejmowych.Bez sukcesu nikt nie zechce go wysłuchać.Wszyscy wiedzą, że system już dawno nie przystaje dorzeczywistości.Ale nowe uprawnienia dla policji tokompleks starych, wychowanych na styropianie opo-zycjonistów.W miejskich komendach i komisariatacho szesnastej wszyscy idą do domu.Przestępcy o tej go-dzinie jedzą śniadanie i wychodzą do pracy.Policja stajesię częścią biurokratycznej machiny państwa.Toczy nastadionach przegrane bitwy z kibolami i obrasta skoru-pą prywatnych sponsorów.Policyjny mundur wyzwalana ulicy agresję zamiast szacunku i zaufania.Drogą dokariery stał się oportunizm i hipokryzja.315— Dlaczego nie masz odwagi powiedzieć mi, żew życiu nie piłeś gorszego wina?Grosz zaskoczony spojrzał na szefa.— Nie smakuje mi, ale to nie znaczy, że jest złe.— Pamiętasz tego posła, który zarobił kasę na bełciez bąbelkami? To, co on sprzedaje, jest jeszcze gorsze odmojego wina.Facet ma władzę, mandat poselski i obrażawszystkich, którym nie smakuje jego sikacz.Możesz miwytłumaczyć, na czym to polega?— Nie interesuję się polityką, ale tam zawsze chodzio pieniądze.— Nikt go nie złapał na korupcji.— Nikt nie próbował.— Szczęśliwy z ciebie człowiek, Grosz.Masz odpo-wiedź na wszystko.— Staram się nie komplikować prostych spraw.— Co w tym całym gównie jest takie proste?!— Chciwość.Kiedyś ludzie kierowali się rozumemi dekalogiem, dzisiaj zostawiono im tylko chciwość, pro-mocje w supermarketach i fast food.— Co trzeba z tym zrobić?— Zaprosić Chińczyków.Publiczne egzekucje szyb-ko przywracają wiarę w dziesięć przykazań i nieomyl-ność pierwszego sekretarza.— Naprawdę tak myślisz?— Tłumaczę ci, że nie interesuję się polityką.Strumiłło doszedł do wniosku, że Grosz sobie z nie-go kpi.Co gorsze, kpi z jego starannie ukrywanych316poglądów.Komendant po młodzieńczej przygodziez marksizmem i rozczarowaniu demokracją nie miałwątpliwości, że ostatnią szansą cywilizacji europejskiejjest oświecony absolutyzm.Kara śmierci i chemiczna ka-stracja wszystkich, którzy nie podzielają jego poglądów.Wpatrywał się w twarz młodszego policjanta — odzna-czającego się sprytem oraz inteligencją — i wydawałomu się, że przejrzał on jego starannie ukrywaną tajemni-cę.Gdyby chciał to wykorzystać, mógłby zmusić go doodejścia i spokojnie zająć jego miejsce.Czy jest w stanieto zrobić?Wpatrywał się w twarz Grosza i nie potrafił z niejwyczytać absolutnie nic.ROZDZIAŁ 27Pukanie do drzwi wyrwało Jolkę z letargu.Zasnęła, czy-tając książkę, którą wczoraj dał jej Radek.Otworzyłaoczy przekonana, że znowu chcą ją zabić.Wiedzą jużo niej wszystko.Wymyśliła intrygę, która miała dopro-wadzić do śmierci jednego z nich.Sama im to powiedzia-ła.Gajda miał rację, kiedy mówił do niej „ty kretynko”.— O co chodzi? — spytała.— Podano do stołu — usłyszała odpowiedź Robertai zaraz potem zgrzyt odsuwanej zasuwy.Usiadła na łóżku, ale nikt nie wszedł.Nie powinnam ich prowokować i nie mogę dać siępodejść.Pozostanę żywa tak długo, jak długo będą chcie-li ze mną pogrywać.Zza drzwi dobiegł zapach bulionu i podgrzanegomasła.— Czekamy!Skrzypnęły drzwi.W szczelinie zobaczyła uśmiech-niętą twarz Roberta.Kuchenne wonie całkowicie ją obez-władniły.Miała już dosyć pizzy i hamburgerów.Musiałaprzełknąć napływającą ślinę, bo wylałaby się jej z ust.Na stole — nakrytym kolorowym, papierowym ob-rusem — znajdowała się imponująca ilość zakąsek.Obok318stos papierowych talerzy i opakowanie plastikowychsztućców, kilka bagietek i owoce.Z wiadra napełnione-go wodą wystawały szyjki butelek.Robert wskazał jej krzesło wyściełane czystym ręcz-nikiem, który prawdopodobnie podkreślał wyjątkowośćtego miejsca.— Ktoś ma dzisiaj urodziny? — spytała.Roześmiali się.— Co to za okazja?— Reklamacje były.No to poprawiliśmy trochęcatering.Co będziesz piła? Wino, szampan, wódka? —Sitarski sięgnął do wiadra z butelkami.Zamierzają mnie otruć, pomyślała.Bzdura, wcale niemuszą tak się wysilać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl