[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pewność siebie to pierwszy stopień do osiągnięcia tego, czego chcesz.Alepowiedzmy tak: mam nadzieję, \e Layla i Cyb zgodzą się ze mną i uznają wynajęciedomu na kilka miesięcy za rozwiązanie wygodniejsze, oszczędniejsze i bardziejpraktyczne ni\ mieszkanie w hotelu.Zwłaszcza \e Layla i ja nabrałyśmy wstrętu dohotelowej jadalni po wizycie Pana Oślizgłego.- Nie macie \adnych mebli.- Pchli targ.Tam znajdziemy podstawowe sprzęty.Cal, mieszkałam w mniejkomfortowych warunkach i to tylko z jednego powodu.Dobry temat.Tu chodzi o coświęcej.W jakiś sposób jestem związana z tym tematem, tym miejscem.Nie mogętego zignorować i odejść.Wolałby, \eby mogła, wtedy jego uczucia do niej nie byłyby tak silne ani takskomplikowane.- Dobrze, ale umówmy się, tu i teraz, \e jeśli zmienisz zdanie, to po prostuodjedziesz, a ja nie będę wymagał \adnych wyjaśnień.- Umowa stoi.Pomówmy o czynszu.Ile to będzie nas kosztowało?- Płacicie rachunki: gaz, elektryczność, telefon, kablówka.- Oczywiście.I?- To wszystko.- Jak to, wszystko?- Nie będę brał od was czynszu, nie kiedy zostajecie tu - przynajmniej poczęści - z mojego powodu.Dla mojej rodziny, przyjaciół, mojego miasta.Niebędziemy czerpać z tego zysków.- Praworządny kowboj z ciebie, co, Caleb?- Na ogół.- Ja zamierzam czerpać zyski - powiedziała optymistycznie - z ksią\ki, którąnapiszę.- Jeśli przetrwamy lipiec i ją napiszesz, to zasłu\ysz na ka\dego centa.- Có\, cię\ko się z tobą targuje, ale chyba się dogadaliśmy.- Podeszła doniego z wyciągniętą ręką.Cal uścisnął ją, po czym poło\ył drugą dłoń na karku Quinn.W jej oczachodmalowało się zaskoczenie, ale nie protestowała, gdy przyciągnął ją do siebie.Poruszali się powoli, spotkanie ciał, dotknięcie ust, ostro\ny taniec języków.Nie czuli wybuchu namiętności, która rozpaliła ich na polanie.śadnego szokującego,niemal bolesnego pragnienia, tylko długi, stopniowy przepływ od ciekawości doprzyjemności, a\ Quinn poczuła zawrót głowy i wrzenie krwi.Wydawało się jej, \ewszystko w niej zamilkło, tak \e słyszała bardzo wyraznie pomruk, który rósł jej wgardle, kiedy Cal całował ją coraz mocniej.Poczuł, jak ona się poddaje, krok po kroku, omdlała jej dłoń, którą ściskał wręku.Napięcie, które trzymało go przez cały dzień, zniknęło i istniała tylko ta chwila,ten jeden, bezkresny moment.Odsunął się, ale ich wewnętrzna więz pozostała.Quinn otworzyła oczy,popatrzyła na niego.- Teraz byliśmy tylko ty i ja.- Tak.- Pogłaskał ją po karku.- Tylko ty i ja.- Chcę powiedzieć, \e wyznaję zasadę, aby nigdy nie wiązać się uczuciowo aniseksualnie z kimkolwiek związanym z tematem, nad którym pracuję.- To chyba rozsądne.- Jestem rozsądna.Chcę te\ powiedzieć, \e w tym szczególnym przypadkuzamierzam tę zasadę złamać.Cal uśmiechnął się.- Oczywiście, \e złamiesz.- Zuchwalec.Zuchwały praworządny kowboj nie mo\e mi się nie podobać.Niestety, muszę wrócić do hotelu.Mam sporo.spraw.Szczegółów, których muszędopilnować, zanim się tu wprowadzimy.- Nie ma sprawy.Poczekam.Trzymając ją za rękę, wyłączył światło i wyszli razem z pokoju.ROZDZIAA 11Cal posiał matce tuzin bladoró\owych ró\.Lubiła dostawać na walentynkitradycyjne bukiety, a Cal wiedział, \e ojciec zawsze wybierał czerwone.Nawet gdybynie wiedział, Amy z kwiaciarni przypomniałaby mu o tym jak co roku.- Twój tata zamówił w zeszłym tygodniu tuzin czerwonych, geranium wdoniczce dla babci i posłał specjalne bukiety walentynkowe twoim siostrom.- A to stary lizus - powiedział Cal, wiedząc, \e Amy zacznie chichotać.-Poproszę tuzin \ółtych dla babci.W wazonie, Amy, nie chcę, \eby musiała się z nimibawić.- Ach, to słodkie.Mam w dokumentach adres Essie, napisz tylko kartkę.Wziął jedną ze stojaka, zastanowił się chwilę, po czym napisał: Serca sączerwone, te ró\e to blondynki, mnóstwo całusów dla Mej Walentynki.Staromodne, ale babci się spodoba.Sięgnął po portfel, \eby zapłacić i zauwa\ył za szybą chłodni biało - czerwonetulipany.- Ach, te tulipany są.interesujące.- Czy\ nie są śliczne? Takie wiosenne.Jeśli chcesz na nie zamienić któreśró\e, to nie ma problemu.Mogę.- Nie, nie, mo\e.Wezmę tak\e tuzin tulipanów.Te\ dostarczcie je wwazonie, Amy.- Oczywiście.- Jej radosną okrągłą twarz rozświetliła ciekawość i oczekiwaniedobrej plotki.- Kto jest twoją walentynką, Cal?- Bardziej chodzi o ocieplenie wystroju domu.- Nie przychodził mu do głowy\aden powód, dla którego miałby nie posyłać Quinn kwiatów.Kobiety lubią kwiaty,pomyślał, wypełniając druk przesyłki.Były walentynki, a ona wprowadzała się dodomu na High Street.Przecie\ nie kupował jej pierścionka ani nie wybierał bukietu naślub.To tylko miły gest.- Quinn Black.- Amy uniosła brwi, odczytując nazwisko.- Wczoraj, napchlim targu Meg Stanely wpadła na nią i jej przyjaciółkę z Nowego Jorku.Megpowiedziała, \e kupiły mnóstwo rzeczy.Słyszałam, \e z nią chodzisz.- My nie.- A mo\e? Tak czy siak, lepiej było zostawić temat w spokoju.- Anawet jeśli, to co w tym złego, Amy?Z wcią\ ciepłą kartą kredytową w dłoni Cal wyszedł na zewnątrz i skulił się zzimna.Mo\e i w kwiaciarni stały cukierkowe tulipany, ale Matka Natura chybajeszcze nawet nie pomyślała o wiośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Pewność siebie to pierwszy stopień do osiągnięcia tego, czego chcesz.Alepowiedzmy tak: mam nadzieję, \e Layla i Cyb zgodzą się ze mną i uznają wynajęciedomu na kilka miesięcy za rozwiązanie wygodniejsze, oszczędniejsze i bardziejpraktyczne ni\ mieszkanie w hotelu.Zwłaszcza \e Layla i ja nabrałyśmy wstrętu dohotelowej jadalni po wizycie Pana Oślizgłego.- Nie macie \adnych mebli.- Pchli targ.Tam znajdziemy podstawowe sprzęty.Cal, mieszkałam w mniejkomfortowych warunkach i to tylko z jednego powodu.Dobry temat.Tu chodzi o coświęcej.W jakiś sposób jestem związana z tym tematem, tym miejscem.Nie mogętego zignorować i odejść.Wolałby, \eby mogła, wtedy jego uczucia do niej nie byłyby tak silne ani takskomplikowane.- Dobrze, ale umówmy się, tu i teraz, \e jeśli zmienisz zdanie, to po prostuodjedziesz, a ja nie będę wymagał \adnych wyjaśnień.- Umowa stoi.Pomówmy o czynszu.Ile to będzie nas kosztowało?- Płacicie rachunki: gaz, elektryczność, telefon, kablówka.- Oczywiście.I?- To wszystko.- Jak to, wszystko?- Nie będę brał od was czynszu, nie kiedy zostajecie tu - przynajmniej poczęści - z mojego powodu.Dla mojej rodziny, przyjaciół, mojego miasta.Niebędziemy czerpać z tego zysków.- Praworządny kowboj z ciebie, co, Caleb?- Na ogół.- Ja zamierzam czerpać zyski - powiedziała optymistycznie - z ksią\ki, którąnapiszę.- Jeśli przetrwamy lipiec i ją napiszesz, to zasłu\ysz na ka\dego centa.- Có\, cię\ko się z tobą targuje, ale chyba się dogadaliśmy.- Podeszła doniego z wyciągniętą ręką.Cal uścisnął ją, po czym poło\ył drugą dłoń na karku Quinn.W jej oczachodmalowało się zaskoczenie, ale nie protestowała, gdy przyciągnął ją do siebie.Poruszali się powoli, spotkanie ciał, dotknięcie ust, ostro\ny taniec języków.Nie czuli wybuchu namiętności, która rozpaliła ich na polanie.śadnego szokującego,niemal bolesnego pragnienia, tylko długi, stopniowy przepływ od ciekawości doprzyjemności, a\ Quinn poczuła zawrót głowy i wrzenie krwi.Wydawało się jej, \ewszystko w niej zamilkło, tak \e słyszała bardzo wyraznie pomruk, który rósł jej wgardle, kiedy Cal całował ją coraz mocniej.Poczuł, jak ona się poddaje, krok po kroku, omdlała jej dłoń, którą ściskał wręku.Napięcie, które trzymało go przez cały dzień, zniknęło i istniała tylko ta chwila,ten jeden, bezkresny moment.Odsunął się, ale ich wewnętrzna więz pozostała.Quinn otworzyła oczy,popatrzyła na niego.- Teraz byliśmy tylko ty i ja.- Tak.- Pogłaskał ją po karku.- Tylko ty i ja.- Chcę powiedzieć, \e wyznaję zasadę, aby nigdy nie wiązać się uczuciowo aniseksualnie z kimkolwiek związanym z tematem, nad którym pracuję.- To chyba rozsądne.- Jestem rozsądna.Chcę te\ powiedzieć, \e w tym szczególnym przypadkuzamierzam tę zasadę złamać.Cal uśmiechnął się.- Oczywiście, \e złamiesz.- Zuchwalec.Zuchwały praworządny kowboj nie mo\e mi się nie podobać.Niestety, muszę wrócić do hotelu.Mam sporo.spraw.Szczegółów, których muszędopilnować, zanim się tu wprowadzimy.- Nie ma sprawy.Poczekam.Trzymając ją za rękę, wyłączył światło i wyszli razem z pokoju.ROZDZIAA 11Cal posiał matce tuzin bladoró\owych ró\.Lubiła dostawać na walentynkitradycyjne bukiety, a Cal wiedział, \e ojciec zawsze wybierał czerwone.Nawet gdybynie wiedział, Amy z kwiaciarni przypomniałaby mu o tym jak co roku.- Twój tata zamówił w zeszłym tygodniu tuzin czerwonych, geranium wdoniczce dla babci i posłał specjalne bukiety walentynkowe twoim siostrom.- A to stary lizus - powiedział Cal, wiedząc, \e Amy zacznie chichotać.-Poproszę tuzin \ółtych dla babci.W wazonie, Amy, nie chcę, \eby musiała się z nimibawić.- Ach, to słodkie.Mam w dokumentach adres Essie, napisz tylko kartkę.Wziął jedną ze stojaka, zastanowił się chwilę, po czym napisał: Serca sączerwone, te ró\e to blondynki, mnóstwo całusów dla Mej Walentynki.Staromodne, ale babci się spodoba.Sięgnął po portfel, \eby zapłacić i zauwa\ył za szybą chłodni biało - czerwonetulipany.- Ach, te tulipany są.interesujące.- Czy\ nie są śliczne? Takie wiosenne.Jeśli chcesz na nie zamienić któreśró\e, to nie ma problemu.Mogę.- Nie, nie, mo\e.Wezmę tak\e tuzin tulipanów.Te\ dostarczcie je wwazonie, Amy.- Oczywiście.- Jej radosną okrągłą twarz rozświetliła ciekawość i oczekiwaniedobrej plotki.- Kto jest twoją walentynką, Cal?- Bardziej chodzi o ocieplenie wystroju domu.- Nie przychodził mu do głowy\aden powód, dla którego miałby nie posyłać Quinn kwiatów.Kobiety lubią kwiaty,pomyślał, wypełniając druk przesyłki.Były walentynki, a ona wprowadzała się dodomu na High Street.Przecie\ nie kupował jej pierścionka ani nie wybierał bukietu naślub.To tylko miły gest.- Quinn Black.- Amy uniosła brwi, odczytując nazwisko.- Wczoraj, napchlim targu Meg Stanely wpadła na nią i jej przyjaciółkę z Nowego Jorku.Megpowiedziała, \e kupiły mnóstwo rzeczy.Słyszałam, \e z nią chodzisz.- My nie.- A mo\e? Tak czy siak, lepiej było zostawić temat w spokoju.- Anawet jeśli, to co w tym złego, Amy?Z wcią\ ciepłą kartą kredytową w dłoni Cal wyszedł na zewnątrz i skulił się zzimna.Mo\e i w kwiaciarni stały cukierkowe tulipany, ale Matka Natura chybajeszcze nawet nie pomyślała o wiośnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]