[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ci ludzie widzieli Wiatra  odparł z niechęcią. Trudno było doszukać sięznaczenia w myślach wilków. Mają pochodnie. Wepchnął ją pod palce i samprzykucnął obok. Rozbijają się na grupy, by prowadzić poszukiwania.Jest ich wielu,a wszystkie wilki są ranne. Starał się, by w jego głosie zabrzmiała serdeczniejszanuta. Aatka i pozostałe raczej nie wejdą im w drogę, nawet jeśli są ranne, a nas sięnie spodziewają.Ludzie nie widzą tego, czego się nie spodziewają.Niedługo zrezygnująi rozbiją obóz.Razem z wilkami był Elyas, który nie potrafiłby opuścić ich w niebezpieczeństwie. Tylu jezdzców.Tacy uparci.Czemu są tacy uparci?Zobaczył, że Egwene kiwa głową, lecz w ciemności nie zauważyła tego. Nic nam się nie stanie, Perrin.38  Zwiatłości, pomyślał ze zdziwieniem, ona próbuje mnie pocieszyć.Krzyki nie ustawały.W oddali poruszały się maleńkie plamki pochodni, migotliweświetlne punkciki w ciemności. Perrin  powiedziała cicho Egwene  czy zatańczysz ze mną w niedzielę? Jeśliwrócimy do domu do tego czasu?Zadrżały mu ramiona.Nic nie mówił i sam nie wiedział, czy się śmieje, czy płacze. Zatańczę.Obiecuję. Jego dłonie wbrew woli, zacisnęły się na trzonku topora,przypominając mu o tym, że nadal go trzyma.Jego głos przeszedł w szept. Obiecuję powtórzył i naprawdę w to wierzył.Po wzgórzach jechały teraz grupy mężczyzn z pochodniami, liczące od dziesięciu dodwunastu osób.Perrin nie potrafił stwierdzić, ile jest tych grup.Czasami było widać ichjednocześnie trzy albo cztery, szukali we wszystkich kierunkach.Cały czas coś do siebiewołali, nocny mrok przeszywały krzyki, rżały konie.Oglądał to wszystko z wielu punktów widzenia.Przycupnął na zboczu obok Egwene,obserwując pochodnie poruszające się w mroku niczym świetliki, a w myślach biegłprzez noc razem z Aatką, Wiatrem i Skoczkiem.Wilki zostały zbyt mocno poranioneprzez kruki, by mogły teraz biec szybko i daleko, postanowiły więc przegnać tych ludziz mroku, zepchnąć na powrót w obszar ognisk.Ludzie zawsze szukają bezpieczeństwaprzy ognisku, gdy po nocy włóczą się wilki.Niektórzy poszukujący prowadzili koniebez jezdzców, te rżały i wierzgały, przewracając wytrzeszczonymi oczyma, gdy podich nogami przemykały się szare kształty, rżały przerazliwie i wyrywały wodze z rąkludzi, a potem, najszybciej jak się dało, uciekały we wszystkich możliwych kierunkach.Te konie, które niosły na swoich grzbietach jezdzców, również głośno rżały, gdyz ciemności wyskakiwały znienacka szare cienie z boleśnie kaleczącymi kłami,a czasami krzyk wyrywał się także z gardeł ich jezdzców, w następnej chwili gryzionychprzez silne szczęki.Był tam również Elyas, nie wyczuwalny wyraznie, który przekradałsię przez mrok z długim nożem, niczym dwunogi wilk z jednym ostrym, stalowymzębem.Słychać było częste przekleństwa, jednakże poszukujący za nic nie chcielizrezygnować.Nagle Perrin pojął, że ludzie z pochodniami postępują według jakiegoś planu.Zakażdym razem, gdy w zasięgu jego wzroku pojawiało się kilka grup, przynajmniej jednaz nich podjeżdżała bliżej zbocza, na którym ukrył się razem z Egwene.Elyas kazał imsię ukryć, ale. A może tak pobiec? Może mrok by nas skrył, gdybyśmy cały czas biegli.Może.Dotego musi być dostatecznie ciemno.Obrócił się w stronę Egwene, lecz w tym momencie podjęto za niego decyzję.U podstawy wzgórza pojawiła się grupa kilkunastu pochodni, migoczących w rytmkońskiego biegu.W ich świetle połyskiwały groty kopii.Zastygł w miejscu, wstrzymującoddech, dłonie objęły stylisko topora.39 Jezdzcy przejechali obok wzgórza, lecz jeden z mężczyzn krzyknął i wtedy pochodniezakołysały się w przeciwnym kierunku.Zaczął się gorączkowo zastanawiać, którędypowinni uciekać.Gdyby jednak ruszyli z miejsca, zaraz by ich zauważono, o ile jużto się nie stało, a kiedy już zostaną zauważeni, nie będą mieli żadnej szansy, nawetciemność im nie pomoże.Jezdzcy zebrali się u stóp wzgórza, każdy trzymał w jednej ręce pochodnię,a w drugiej długą kopię, kierowali konie naciskiem kolan.W świetle pochodni Perrindostrzegł białe płaszcze Synów Zwiatłości.Trzymali głownie w górze, pochylali się doprzodu w swych siodłach i wytężali wzrok, próbując przebić głębokie cienie palcówArtura Hawkwinga. Tam coś jest  powiedział jeden z nich.Mówił nieco za głośno, jakby się bał, że poza kręgiem światła jego pochodni coś sięczai. Mówiłem wam, że ktoś mógł się tam ukryć.Czy to nie jest koń?Egwene położyła rękę na ramieniu Perrina, jej oczy w ciemnościach były ogromne.Milczące pytanie było oczywiste, pomimo cienia skrywającego jej rysy.Co robić? Elyasi wilki nadal buszowali w mroku.Stojące niżej konie nerwowo przestępowały z nogi nanogę. Jeśli teraz pobiegniemy, będą nas ścigać.Jeden z Białych Płaszczy nakazał swemu wierzchowcowi iść do przodu i krzyknąłw górę zbocza. Jeśli rozumiecie ludzką mowę, to zejdzcie na dół i poddajcie się.Nie stanie wamsię żadna krzywda, jeśli podążacie drogą Zwiatłości.Jeśli się nie poddacie, wszyscyzginiecie.Macie minutę.Kopie zostały opuszczone, długie stalowe głowy zalśniły w świetle pochodni. Perrin  szepnęła Egwene  nie wygramy z nimi.Jeśli się nie poddamy, to naszabiją.Perrin?Elyas i wilki byli nadal wolni.Kolejny odległy, bulgotliwy wrzask świadczył o tym, żeznowu jakiś Biały Płaszcz zanadto zbliżył się do Aatki. Jeśli pobiegniemy.Egwene patrzyła na niego, czekała aż jej powie, co ma robić. Jeśli pobiegniemy.Znużonym ruchem potrząsnął głową, jak pogrążony w transie wyprostował sięi ruszył w dół zbocza chwiejnym krokiem, prosto w stronę Synów Zwiatłości.Usłyszał,że Egwene wzdycha i idzie za nim, niechętnie powłócząc nogami. Czemu Białe Płaszcze są tacy uparci, jakby nienawidzili wilków z całego serca?Czemu wydzielają taki przykry zapach?Wydawało mu się, że sam nieomal czuje to zło, niesione podmuchem wiatru odjezdzców.40  Rzuć ten topór na ziemię  warknął przywódca.Perrin zatoczył się w jego stronę,marszcząc nos, by się pozbyć zapachu, który zdawało mu się, że czuje. Rzuć go, tygłąbie!Grot kopii mierzył w pierś Perrina.Przez chwilę wpatrywał się w grot kopii, tak ostry, że przeszyłby go na wylot i naglekrzyknął: Nie!Jednakże okrzyk ten nie był przeznaczony dla jezdzca.Z mroku wyłonił się Skoczek, ich umysły się zjednoczyły.Skoczek, szczeniak, któryprzyglądał się szybującym orłom, i tak bardzo pragnął latać po niebie jak orły [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl