[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Magdalena posłusznie przeżuła imbir, aż poczuła gorzki palący smakna czubku języka.- Dobrze odrobiłaś swoją lekcję - pochwaliła Carlottę zachrypniętymgłosem i łagodnie objęła ręką jej szczupłe ramiona.- Jestem dumna ztwojej pracowitości w domu i w kantorze.Razem się odwróciły.Duże pomieszczenie jeszcze oświetlało słabeświatło świec.Mathias nisko pochylił głowę nad pulpitem Ericka.Ciemne włosy do karku kryły jego twarz, pochylona postawa pozwalaławnioskować, że pilnie studiował księgi. - Ciekawe, co tam u ojca? - Po tych słowach Carlotty Magdalenadrgnęła.Przyszło jej z trudem nie dać poznać po sobie niczego.Takswobodnie, jak to możliwe, spojrzała na dziewczynkę, która nie czekałana jej odpowiedz.- Nowi towarzysze podróży ojca są jacyś dziwni.Niewydaje mi się, żeby to był dobry pomysł z takimi starymi panamiprzekraczać Alpy.- Nie martw się tyle - próbowała ją uspokoić Magdalena.Wprawdzieostatniej nocy rozmyślała o tym samym, ale tego Carlotta nie powinnazauważyć.- Po pierwsze, ci trzej nie są tak wiele starsi od ojca.Tylkodlatego, że mają siwe włosy, długie brody i grube brzuchy, nie muszą byćod razu starcami.Dojrzały wiek też ma swoje zalety.Człowiek jestbardziej roztropny.Ci trzej są co najmniej równie doświadczonymi ibywałymi w świecie kupcami jak twój ojciec.Akurat trasę do Italii znająjak mało kto tutaj z Frankfurtu.- Ale są o wiele powolniejsi.Z wujem Vinzentem ojciec szybko jechałnaprzód.Gdyby jeszcze żył, po trzech dniach byliby w Wiirz-burgu, a wpołowie przyszłego tygodnia w Norymberdze.Bez żadnych wątpliwościdotarliby do Italii jako jedni z pierwszych i tam by uzyskali korzystneceny.- Nie wolno się kurczowo trzymać przeszłości, moje dziecko.-Magdalena przez chwilę przysłuchiwała się własnemu głosowi.-Vinzentnie żyje, nic się tu nie da zmienić.Poza tym w podróży handlowej niechodzi tylko o szybkość.Twój ojciec z nowymi towarzyszami tak samodotrze do swoich celów i wróci do nas cało i zdrowo jak kiedyś z wujemVinzentem.- Pogłaskała Carlottę po jasnorudych lokach i uśmiechnęłasię.- Patrz, ten bursztyn przywodzi go do mnie z powrotem zawsze iwszędzie.- Trzymała kamień tuż przed twarzą Carlotty.Ta jednak rozzłoszczona pokręciła głową.- Brakuje ci zajęcia, które by zmieniło tok twoich myśli, moje dziecko.Dlaczego nie poukładasz reszty map, które tam leżą? -zaproponowałaMagdalena i wskazała duży, dębowy stół.- Interes musi się kręcić dalej.Mamy wiele do zrobienia, żeby prowadzić go nadal zgodnie z wolątwojego ojca.Bałagan jest głęboko wbrew jego zasadom, akurat wkantorze.Powinnyśmy więc zacząć od tego, by zrobić idealny porządek.-Wzięła filiżankę z parującą herbatą z parapetu.Ostrożnie podmuchała w nią i wypiła małymi łyczkami.Imbir przejawiał swoje pierwsze działanie.Mówienie przychodziło jejznacznie łatwiej niż przedtem.- Jeśli chodzi o porządki, jestem dostatecznie dobra, nieważne, czychodzi o kuchnię, czy kantor.Dlaczego nie zlecisz sprzątnięcia tych mapMathiasowi? Ja jestem o wiele szybsza w rachunkach niż on i wkrótceporadziłabym sobie z księgami.A poza wszystkim, mógłby przysprzątaniu rzucić okiem na mapy i w końcu zapamiętać, gdzie jest północ,a gdzie południe.- Carlotta zrobiła nadąsaną minę i skrzyżowała ramionana płaskiej dziewczęcej piersi.- Ani w wypadku map, ani rachunków nie chodzi tylko o szybkość.-Magdalena stanęła przed córką i czule się do niej uśmiechnęła.Carlottasięgała jej jeszcze do ramienia.Nawet jeśli obydwie były drobnejbudowy, ta trzynastolatka pewnego dnia ją przerośnie.- Oboje musiciesię nauczyć prowadzić księgi - wyjaśniła cierpliwie.- Dziś jest kolejMathiasa.Czytanie map należy poza tym do codzienności kupca iobejmuje znacznie więcej niż tylko odróżnianie południa od północy.Dlatego ty będziesz się tym dziś zajmować.Chyba że wolisz pomagaćHedwig w kuchni?Ton matki nie pozostawił żadnych wątpliwości co do tego, że niezniesie sprzeciwu.Magdalena wzięła list z parapetu i podeszła do szafyna dłuższej ścianie kantoru.Szybko znalazła miejsce na te papiery.Potem postanowiła przejrzeć wzorniki z materiałami i nićmi.Równieżtym Mathias i Carlotta wkrótce powinni się zająć.Zwiatło łojówki niewystarczyło, by rozróżnić kolory i wzory.Jeszcze raz wróciła do stołu iwzięła obydwie lampy, które tam stały.Nagle odkryła coś dziwnego.Stanęła i wpatrywała się w stół, naktórym rozłożone były mapy.Nie, nie myliła się.Zrobiło jej się słabo,gdy to pojęła.21Carlotta do bólu nienawidziła wykonywania zbędnych prac w cha-rakterze podręcznej pomocy.Tak banalne czynności, jak sprzątanie map,jednoznacznie się do nich zaliczały.Po raz pierwszy od wielu dni odważyła się rzucić tęskne spojrzenie na Mathiasa, który mógłstudiować księgi.Akurat w tym momencie podniósł swój wydatny nos iszyderczo się do niej uśmiechnął.Rozzłoszczona, pokazała mu język.Zainkasowała za to ganiące zmarszczenie brwi od matki.Z westchnieniem odwróciła się do stołu i zaczęła zwijać pierwsząmapę.Jej spojrzenie płynnie szybowało po znakach i symbolach, krętychdrogach i starannie, cienko wypisanych nazwach miejscowości.Innsbruck? Z zainteresowaniem przyjrzała się bliżej.Nie, nie myliła się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl