[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najwyrazniej przechodził obok i zauważył mnie stojącą w bezruchu.Zrobiłniepewny krok w moją stronę. Czegoś potrzebujecie? Nie wychrypiałam głosem tak szorstkim, jakbym łamała wieloletnią przysięgę milczenia.Dziękuję dodałam.Pochyliłam głowę, ominęłam go pokornie i ruszyłam z powrotem korytarzem w stronę swojegopokoju.14Następny dzień był ostatnim przed przybyciem Comonota i Viridius miał zamiar zamęczyć naspróbami.Wstałam wyjątkowo wcześnie, musiałam wpierw skontaktować się z Ormą, żebymmogła przekazać otrzymane od niego informacje Kiggsowi.Zagrałam nasz akord na szpinecie iczekałam, parząc język herbatą i zastanawiając się, gdzie o tej porze dnia odnajdę kapitana.Wiedziałam, że miał biuro w pobliżu głównej wartowni, ale dużo czasu spędzał również wmieście.Kiedy kociak ze szpinetu w końcu się odezwał, zaskoczyło mnie to tak bardzo, że niemalupuściłam filiżankę. Nie mogę rozmawiać powiedział Orma. Opiekuję się Basindem.Zupełnie zapomniałam o świeżaku. Kiedy będziesz mógł? W porze kolacji? W Młocie i Rybie? O szóstej? Dobrze, ale niech to będzie siódma.Viridius będzie nas dziś zamęczał aż do pierwszej krwi. To do zobaczenia.Nie jedz tego!Popatrzyłam na swoją filiżankę z herbatą i z powrotem. Czego mam nie jeść? Nie ty.Basind. Kotek zachrypiał i umilkł. Westchnęłam, odsunęłam się od instrumentu i usłyszałam, że wielki zegar nad dziedzińcemwygrywa kurant na pełną godzinę.Miałam więcej niż dosyć czasu na poranne zajęcia i śniadanie.Tym lepiej.Nie narażę się Viridiusowi.Do wielkiej sali zamku Orison dotarłam przed czasem i całkowicie przytomna.Po scenie krążylicieśle, co nie mogło być dobrym znakiem, lecz nigdzie nawet nie mignęły mi siwe włosypodagrycznego staruszka.Muzycy kłębili się wszędzie wokół jak mrówki, lecz Viridiusa wśródnich nie było.W końcu jego flegmatyczny służący Marius podszedł do mnie ostrożnie i przekazał wiadomość. Mistrza tu nie ma. Co to znaczy, że go tu nie ma? To próba generalna.Marius odchrząknął nerwowo. Jeśli mam go dosłownie zacytować: Powiedz Serafinie, że pozostawiam wszystko w jejwięcej niż kompetentnych rękach.Nie zapomnij poćwiczyć gładkich wejść i wyjść!.Zdusiłam pierwsze słowo, które przyszły mi na myśl, drugie zresztą też. To gdzie on jest?Mężczyzna pochylił siwą głowę, najwyrazniej mówiłam niezbyt łagodnym tonem. W katedrze.Jego protegowany miał jakiś problem. Lars? spytałam.Ktoś obdarzony dobrym słuchem zatrzymał się gwałtownie za moimiplecami.Zniżyłam głos. Jaki dokładnie problem?Sługa Viridiusa wzruszył ramionami. Mistrz nie mówił. Pewnie ten sam co zawsze zaszydził za moimi plecami hra bia Josef. Awantury,sprowadzanie obmierzłych radt-grauser do katedry, upijanie się i niszczenie własnej machiny.Zrozumiałam słowo czerwone kobiety. W Goreddzie noszą czerń z żółtymi paskami powiedziałam, próbując ukryć wzburzenie podżartem. Ale spodziewam się, że wiecie o tym z własnego doświadczenia.Hrabia przesunął językiem po idealnych zębach i obciągnął koronkowe rękawy. Zazwyczaj bym się tym nie przejmował, ale lubię cię, graus leine.Trzymaj się z dala od Larsa.To daanita, kłamca i wcielenie kłopotów.Jest ledwie człowiekiem. Viridius mu ufa sprzeciwiłam się. Mistrz Viridius obdarzył go niebezpieczną sympatią poprawił hrabia. %7ładne z was niepojmuje, kim on jest.Każdego dnia modlę się, by święty Ogdo go zniszczył.Bardzo chciałam powiedzieć, że doskonale wiem, kim jest Lars, i nie mam mu tego za złe, aleudało mi się jedynie wykrztusić: Nie obchodzi mnie, co mówicie.Jest moim przyjacielem.Nie będę dłużej słuchać tychpotwarzy.Wbrew mojej woli objął mnie w pasie.Próbowałam się wyrwać, ale chwyt miał jak homar. Jesteś najsłodszą i najbardziej niewinną z grausleiner wyszeptał. Ale są na tymświecie ludzie, którzy dopuszczają się przerażających i nienaturalnych aktów wykraczającychpoza wszystko, co w swej naiwności mogłabyś sobie wyobrazić.On jest twoim najgorszymkoszmarem i trzymaj się od niego z dala.Inaczej grozi ci niebezpieczeństwo.Pochylił się i pocałował mnie w ucho, jakby chciał przypieczętować swoje słowa.Cofnął się gwałtownie. Cóż to za dziwne perfumy? Proszę mnie puścić powiedziałam przez zaciśnięte zęby.Josef prychnął wyniośle i puścił mnie, po czym odszedł dumnym krokiem, nie oglądając się zasiebie.Stłumiłam atak paniki.Wyczuł mój zapach.Czy rozpoznał w nim saara?Zebrałam resztki godności, jakie udało mi się wykrzesać po tak bezceremonialnympotraktowaniu, i zbliżyłam się do zgromadzonych muzyków, gotowa zrobić z siebie Viridiusa.Oni zresztą niczego innego się nie spodziewali.Scena była piękna, ale okazała się niepewna wokół zapadni pośrodku, co odkryliśmy ku swemuprzerażeniu, gdy nagle zniknęło pięć kontrabasów.Nawrzeszczałam na cieśli i ćwiczyłam zchórem po drugiej stronie sali, gdy oni wprowadzali zmiany.Pózniej mechanizm kurtyny niedziałał, strój szczudlarza spadł z niego w połowie kroku co byłoby zabawne, w innychokolicznościach a solo Josefa na violi cały czas zmieniało tonację.To ostatnie wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej.W rzeczy samej podejrzewałam podstęp zjego strony, bym na niego spojrzała.Ponuro wpatrywałam się w inną stronę.Jak na próbę generalną nie było tego wiele, ale więcej niż mógł znieść mój nastrój.Warczałam na każdego, czy na to zasłużył, czy nie.Wędrowni artyści wydawali się przerażeni, alemuzycy pałacowi uznawali to za zabawne nawet w najbardziej zrzędliwym nastroju niezbytdobrze udawałam Viridiusa.Fragmenty piosenki pochwalnej unosiły się za mną, gdyprzechodziłam wściekłym krokiem, co utrudniało mi zachowanie ponurej miny.W końcu nadszedł wieczór i moi muzycy uznali, że to najwyższa pora, by odmówili pracy.Cooczywiście oznaczało, że zorganizowali potężny improwizowany koncert w wielkiej sali,wygrywając dla własnej przyjemności skoczne nuty.Muzyka jest pracą tylko wtedy, gdy ktoś innydyktuje, co masz grać.Chętnie bym do nich dołączyła zdecydowanie na to zasłużyłam aleOrma czekał.Spakowałam się i ruszyłam w dół wzgórza do miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Najwyrazniej przechodził obok i zauważył mnie stojącą w bezruchu.Zrobiłniepewny krok w moją stronę. Czegoś potrzebujecie? Nie wychrypiałam głosem tak szorstkim, jakbym łamała wieloletnią przysięgę milczenia.Dziękuję dodałam.Pochyliłam głowę, ominęłam go pokornie i ruszyłam z powrotem korytarzem w stronę swojegopokoju.14Następny dzień był ostatnim przed przybyciem Comonota i Viridius miał zamiar zamęczyć naspróbami.Wstałam wyjątkowo wcześnie, musiałam wpierw skontaktować się z Ormą, żebymmogła przekazać otrzymane od niego informacje Kiggsowi.Zagrałam nasz akord na szpinecie iczekałam, parząc język herbatą i zastanawiając się, gdzie o tej porze dnia odnajdę kapitana.Wiedziałam, że miał biuro w pobliżu głównej wartowni, ale dużo czasu spędzał również wmieście.Kiedy kociak ze szpinetu w końcu się odezwał, zaskoczyło mnie to tak bardzo, że niemalupuściłam filiżankę. Nie mogę rozmawiać powiedział Orma. Opiekuję się Basindem.Zupełnie zapomniałam o świeżaku. Kiedy będziesz mógł? W porze kolacji? W Młocie i Rybie? O szóstej? Dobrze, ale niech to będzie siódma.Viridius będzie nas dziś zamęczał aż do pierwszej krwi. To do zobaczenia.Nie jedz tego!Popatrzyłam na swoją filiżankę z herbatą i z powrotem. Czego mam nie jeść? Nie ty.Basind. Kotek zachrypiał i umilkł. Westchnęłam, odsunęłam się od instrumentu i usłyszałam, że wielki zegar nad dziedzińcemwygrywa kurant na pełną godzinę.Miałam więcej niż dosyć czasu na poranne zajęcia i śniadanie.Tym lepiej.Nie narażę się Viridiusowi.Do wielkiej sali zamku Orison dotarłam przed czasem i całkowicie przytomna.Po scenie krążylicieśle, co nie mogło być dobrym znakiem, lecz nigdzie nawet nie mignęły mi siwe włosypodagrycznego staruszka.Muzycy kłębili się wszędzie wokół jak mrówki, lecz Viridiusa wśródnich nie było.W końcu jego flegmatyczny służący Marius podszedł do mnie ostrożnie i przekazał wiadomość. Mistrza tu nie ma. Co to znaczy, że go tu nie ma? To próba generalna.Marius odchrząknął nerwowo. Jeśli mam go dosłownie zacytować: Powiedz Serafinie, że pozostawiam wszystko w jejwięcej niż kompetentnych rękach.Nie zapomnij poćwiczyć gładkich wejść i wyjść!.Zdusiłam pierwsze słowo, które przyszły mi na myśl, drugie zresztą też. To gdzie on jest?Mężczyzna pochylił siwą głowę, najwyrazniej mówiłam niezbyt łagodnym tonem. W katedrze.Jego protegowany miał jakiś problem. Lars? spytałam.Ktoś obdarzony dobrym słuchem zatrzymał się gwałtownie za moimiplecami.Zniżyłam głos. Jaki dokładnie problem?Sługa Viridiusa wzruszył ramionami. Mistrz nie mówił. Pewnie ten sam co zawsze zaszydził za moimi plecami hra bia Josef. Awantury,sprowadzanie obmierzłych radt-grauser do katedry, upijanie się i niszczenie własnej machiny.Zrozumiałam słowo czerwone kobiety. W Goreddzie noszą czerń z żółtymi paskami powiedziałam, próbując ukryć wzburzenie podżartem. Ale spodziewam się, że wiecie o tym z własnego doświadczenia.Hrabia przesunął językiem po idealnych zębach i obciągnął koronkowe rękawy. Zazwyczaj bym się tym nie przejmował, ale lubię cię, graus leine.Trzymaj się z dala od Larsa.To daanita, kłamca i wcielenie kłopotów.Jest ledwie człowiekiem. Viridius mu ufa sprzeciwiłam się. Mistrz Viridius obdarzył go niebezpieczną sympatią poprawił hrabia. %7ładne z was niepojmuje, kim on jest.Każdego dnia modlę się, by święty Ogdo go zniszczył.Bardzo chciałam powiedzieć, że doskonale wiem, kim jest Lars, i nie mam mu tego za złe, aleudało mi się jedynie wykrztusić: Nie obchodzi mnie, co mówicie.Jest moim przyjacielem.Nie będę dłużej słuchać tychpotwarzy.Wbrew mojej woli objął mnie w pasie.Próbowałam się wyrwać, ale chwyt miał jak homar. Jesteś najsłodszą i najbardziej niewinną z grausleiner wyszeptał. Ale są na tymświecie ludzie, którzy dopuszczają się przerażających i nienaturalnych aktów wykraczającychpoza wszystko, co w swej naiwności mogłabyś sobie wyobrazić.On jest twoim najgorszymkoszmarem i trzymaj się od niego z dala.Inaczej grozi ci niebezpieczeństwo.Pochylił się i pocałował mnie w ucho, jakby chciał przypieczętować swoje słowa.Cofnął się gwałtownie. Cóż to za dziwne perfumy? Proszę mnie puścić powiedziałam przez zaciśnięte zęby.Josef prychnął wyniośle i puścił mnie, po czym odszedł dumnym krokiem, nie oglądając się zasiebie.Stłumiłam atak paniki.Wyczuł mój zapach.Czy rozpoznał w nim saara?Zebrałam resztki godności, jakie udało mi się wykrzesać po tak bezceremonialnympotraktowaniu, i zbliżyłam się do zgromadzonych muzyków, gotowa zrobić z siebie Viridiusa.Oni zresztą niczego innego się nie spodziewali.Scena była piękna, ale okazała się niepewna wokół zapadni pośrodku, co odkryliśmy ku swemuprzerażeniu, gdy nagle zniknęło pięć kontrabasów.Nawrzeszczałam na cieśli i ćwiczyłam zchórem po drugiej stronie sali, gdy oni wprowadzali zmiany.Pózniej mechanizm kurtyny niedziałał, strój szczudlarza spadł z niego w połowie kroku co byłoby zabawne, w innychokolicznościach a solo Josefa na violi cały czas zmieniało tonację.To ostatnie wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej.W rzeczy samej podejrzewałam podstęp zjego strony, bym na niego spojrzała.Ponuro wpatrywałam się w inną stronę.Jak na próbę generalną nie było tego wiele, ale więcej niż mógł znieść mój nastrój.Warczałam na każdego, czy na to zasłużył, czy nie.Wędrowni artyści wydawali się przerażeni, alemuzycy pałacowi uznawali to za zabawne nawet w najbardziej zrzędliwym nastroju niezbytdobrze udawałam Viridiusa.Fragmenty piosenki pochwalnej unosiły się za mną, gdyprzechodziłam wściekłym krokiem, co utrudniało mi zachowanie ponurej miny.W końcu nadszedł wieczór i moi muzycy uznali, że to najwyższa pora, by odmówili pracy.Cooczywiście oznaczało, że zorganizowali potężny improwizowany koncert w wielkiej sali,wygrywając dla własnej przyjemności skoczne nuty.Muzyka jest pracą tylko wtedy, gdy ktoś innydyktuje, co masz grać.Chętnie bym do nich dołączyła zdecydowanie na to zasłużyłam aleOrma czekał.Spakowałam się i ruszyłam w dół wzgórza do miasta [ Pobierz całość w formacie PDF ]