[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- I zmusiła mnie, żebym brała w tym udział - mruknęła pod nosempanna Eversleigh.Za to tę osóbkę Jack z każdą chwilą lubił coraz bardziej.- Rozpoznałam go już wczoraj w nocy - oświadczyła starsza dama.Wyndham spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Po ciemku?- I pomimo maski - odparła z dumą.- Jest żywym portretem swojegoojca.Ten sam głos, ten sam śmiech i w ogóle wszystko.Jack nie uznał jej wywodów za przekonujące.Był tylko ciekaw, jaksię do nich odniesie książę.- Wiem, babciu - rzekł Wyndham z niezwykłą, zdaniem Jacka,cierpliwością - że nadal bolejesz nad śmiercią swojego syna.- A twojego stryja - przerwała mu księżna.- I mojego stryja.- Odchrząknął.- Ale od jego śmierci minęło jużtrzydzieści lat.- Dwadzieścia dziewięć - poprawiła ostrym tonem.- W każdym razie kawał czasu - stwierdził Wyndham.-Wspomnienia bledną.- Nie moje - odparła wyniośle.- A już z pewnością nie te, którewiążą się z Johnem.O twoim ojcu z przyjemnością bym zapomniała.90RS- Co do tego jesteśmy zgodni - wtrącił książę, co wprawiło Jacka wzdziwienie.Po czym Wyndham z taką miną, jakby nadal miał wielkąochotę kogoś udusić (Jack założyłby się, że chodziło o księżnę, jako żesam w pełni podzielał te uczucia), odwrócił się i huknął: - Cecil!- Już idę, wasza książęca mość! - dobiegło z korytarza i dwóchlokajów, uginając się pod ciężarem, minęło zakręt i wniosło ogromnyobraz do pokoju.- Postawcie to tu - polecił książę.Postękując i sapiąc, lokaje ustawili obraz, opierając go troskliwie ościanę.Jack zbliżył się do malowidła.Inni poszli za jego przykładem.Apanna Eversleigh pierwsza wyraziła głośno ich uczucia:- Boże święty.To był on! To znaczy oczywiście że nie on, tylko John Cavendish,który utonął prawie trzydzieści lat temu.Ale - Bóg świadkiem -mężczyzna z portretu wyglądał identycznie jak człowiek stojący obok niej.- Widzę, że teraz zgadzacie się ze mną - stwierdziła księżna zzadowoleniem.Thomas wpatrywał się w Jacka Audleya, jakby zobaczył ducha.- Kim pan jest? - wyszeptał.Ale nawet Audleyowi zabrakło słów.Patrzył tylko na portret, patrzyłi patrzył.Twarz miał białą jak papier, usta otwarte, całe jego ciało dziwnieosłabło.Grace wstrzymała dech.Ten człowiek odzyska w końcu mowę i zpewnością powie wówczas im wszystkim to, co ubiegłej nocy szepnął91RStylko jej: Nie nazywam się Cavendish.Ale kiedyś używałem tegonazwiska".- Moje nazwisko.- wyjąkał Audley.- Moje imię. Urwał iprzełknął z trudem ślinę.Głos mu drżał, kiedy znów się odezwał.- Mojepełne nazwisko brzmi John Rollo Cavendish-Audley.- Kim byli pańscy rodzice? - spytał cicho Thomas.Jack Audley.John Cavendish-Audley nie odpowiedział.- Kto jest pańskim ojcem?Tym razem głos Thomasa był bardziej donośny i natarczywy.- A jak ci się zdaje, do cholery?! - warknął Audley.Serce Grace zabiło gwałtownie.Spojrzała na Thomasa.Był blady iręce mu się trzęsły, a ona czuła się jak zdrajczyni.Powinna go byłauprzedzić, ostrzec.Okazała się tchórzem.- A pańscy rodzice - spytał znów Thomas drżącym głosem - czy bylimałżeństwem?- Cóż to za insynuacje? - obruszył się Jack.Przez chwilę Grace obawiała się, że znowu dojdzie do bijatyki.JackAudley przypominał uwięzione w klatce dzikie zwierzę, które widzowieposzturchują i drażnią, aż w końcu nie może tego znieść.- Bardzo proszę - odezwała się błagalnym tonem, stając znówpomiędzy nimi.- On przecież o niczym nie wie - tłumaczyła księciu.Jack Audley nie mógł wiedzieć, jakie znaczenie miało to, czyrzeczywiście był ślubnym dzieckiem.Thomas natomiast doskonalewiedział, toteż stał bez ruchu, tak spięty, że Grace wydawało się, iż w92RSkażdej chwili może eksplodować, nie wytrzymując napięcia.Spojrzała naniego, potem na jego babkę.- Ktoś musi to wyjaśnić panu Audleyowi.- Cavendishowi - warknęła księżna.- Panu Cavendishowi-Audleyowi - pospiesznie poprawiła się Grace.Właściwie nie wiedziała, jak powinna go nazywać.Cokolwiek powie,zawsze urazi kogoś z obecnych.- Ktoś powinien mu wyjaśnić, że.Spojrzała na pozostałych, błagając wzrokiem o pomoc, o radę, ojakiekolwiek wsparcie.Ostatecznie udzielanie takich wyjaśnień nienależało do jej obowiązków! Ona jedyna z obecnych w pokoju nie byłaspokrewniona z Cavendishami.Czemu więc właśnie ona miałaby towyjaśniać?W końcu spojrzała na Audleya i odpowiedziała.- Pański ojciec.ten na portrecie, zakładając oczywiście, że jest onpańskim ojcem.był bratem ojca obecnego księcia Wyndhama.Jego.starszym bratem.Nikt się nie odezwał.Grace odchrząknęła.- A zatem, jeśli.jeśli pańscy rodzice istotnie wzięli ze sobą ślub.- Wzięli! - burknął Audley.- Tak, oczywiście.To znaczy.nie ma w tym nic oczywistego, ale.- Ona usiłuje powiedzieć - przerwał ostro Thomas - że jeśli jesteśślubnym synem Johna Cavendisha, to ty, a nie ja, jesteś prawowitymksięciem.I tak wyglądała prawda.No, może raczej istniała taka ewentualność.W tej sytuacji nikt, nawet księżna, nie wiedział, co powiedzieć.Ci dwajmłodzi mężczyzni, dwaj pretendenci do tytułu książęcego - myślała Grace93RSi czuła, że wzbiera w niej histeryczny śmiech - spoglądali jeden nadrugiego i mierzyli się wzrokiem.W końcu Audley wyciągnął rękę.Drżałajak u księżny, gdy nie mogła znalezć sakiewki; w końcu jednak zacisnęłasię na oparciu krzesła.Jack opadł na nie, czując, że nogi się pod nimuginają.- Nie! - wykrztusił.- To niemożliwe!- Zostaniesz tu - rzuciła władczym tonem starsza dama - póki takwestia nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.- Nie! - powtórzył Jack Audley ze znacznie większą stanowczością.-Nie ma mowy!- Właśnie że zostaniesz! - odparła.- Jeśli nie, oddam cię w ręcesprawiedliwości jako przestępcę.Jesteś nim przecież.- Pani nie może tego zrobić! - wybuchnęła Grace.Zwróciła się doJacka: - Ona nigdy by tego nie zrobiła! Nie mogłaby! Wierzy przecież, żejest pan jej wnukiem.- Milcz! - warknęła groznie starsza dama.- Nie wiem, co knujesz,moja panno, ale nie należysz do rodziny i wobec tego nie ma dla ciebiemiejsca w tym pokoju!Jack Audley wstał.Jego postawa była grozna, nakazująca szacunek.Po raz pierwszy Grace dostrzegła w nim byłego żołnierza.Kiedy sięodezwał, jego słowa były wyważone i dobitne.Nie przypominałyniedbałego tonu, jego dotychczasowych wypowiedzi.- Nie pozwolę zwracać się do panny Eversleigh w ten sposób! Gracepoczuła, że coś w niej topnieje.Thomas nieraz bronił jej przed babką;czynił to od dawna, ale nie w taki sposób.Cenił sobie jej przyjazń,94RSwiedziała o tym.Jednak to było coś całkiem innego.Nie słyszała słówswojego obrońcy, czuła je sercem.Przyglądając się twarzy Jacka Audleya, skupiła uwagę na jegoustach.Wróciły wspomnienia: dotyk jego warg, pocałunek, jego oddech isłodko-gorzkie poczucie zawodu, gdy było już po wszystkim, a ona niechciała, żeby się skończyło.Zapadła cisza.Wszystko zamarło w bezruchu.Tylko oczy księżnystawały się coraz większe ze zdumienia.I wreszcie, kiedy Graceuświadomiła sobie, że ręce zaczynają się jej trząść, księżna odezwała się zabsolutną pewnością siebie:- Jestem twoją babką.- To się dopiero okaże - odparł Audley [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- I zmusiła mnie, żebym brała w tym udział - mruknęła pod nosempanna Eversleigh.Za to tę osóbkę Jack z każdą chwilą lubił coraz bardziej.- Rozpoznałam go już wczoraj w nocy - oświadczyła starsza dama.Wyndham spojrzał na nią z niedowierzaniem.- Po ciemku?- I pomimo maski - odparła z dumą.- Jest żywym portretem swojegoojca.Ten sam głos, ten sam śmiech i w ogóle wszystko.Jack nie uznał jej wywodów za przekonujące.Był tylko ciekaw, jaksię do nich odniesie książę.- Wiem, babciu - rzekł Wyndham z niezwykłą, zdaniem Jacka,cierpliwością - że nadal bolejesz nad śmiercią swojego syna.- A twojego stryja - przerwała mu księżna.- I mojego stryja.- Odchrząknął.- Ale od jego śmierci minęło jużtrzydzieści lat.- Dwadzieścia dziewięć - poprawiła ostrym tonem.- W każdym razie kawał czasu - stwierdził Wyndham.-Wspomnienia bledną.- Nie moje - odparła wyniośle.- A już z pewnością nie te, którewiążą się z Johnem.O twoim ojcu z przyjemnością bym zapomniała.90RS- Co do tego jesteśmy zgodni - wtrącił książę, co wprawiło Jacka wzdziwienie.Po czym Wyndham z taką miną, jakby nadal miał wielkąochotę kogoś udusić (Jack założyłby się, że chodziło o księżnę, jako żesam w pełni podzielał te uczucia), odwrócił się i huknął: - Cecil!- Już idę, wasza książęca mość! - dobiegło z korytarza i dwóchlokajów, uginając się pod ciężarem, minęło zakręt i wniosło ogromnyobraz do pokoju.- Postawcie to tu - polecił książę.Postękując i sapiąc, lokaje ustawili obraz, opierając go troskliwie ościanę.Jack zbliżył się do malowidła.Inni poszli za jego przykładem.Apanna Eversleigh pierwsza wyraziła głośno ich uczucia:- Boże święty.To był on! To znaczy oczywiście że nie on, tylko John Cavendish,który utonął prawie trzydzieści lat temu.Ale - Bóg świadkiem -mężczyzna z portretu wyglądał identycznie jak człowiek stojący obok niej.- Widzę, że teraz zgadzacie się ze mną - stwierdziła księżna zzadowoleniem.Thomas wpatrywał się w Jacka Audleya, jakby zobaczył ducha.- Kim pan jest? - wyszeptał.Ale nawet Audleyowi zabrakło słów.Patrzył tylko na portret, patrzyłi patrzył.Twarz miał białą jak papier, usta otwarte, całe jego ciało dziwnieosłabło.Grace wstrzymała dech.Ten człowiek odzyska w końcu mowę i zpewnością powie wówczas im wszystkim to, co ubiegłej nocy szepnął91RStylko jej: Nie nazywam się Cavendish.Ale kiedyś używałem tegonazwiska".- Moje nazwisko.- wyjąkał Audley.- Moje imię. Urwał iprzełknął z trudem ślinę.Głos mu drżał, kiedy znów się odezwał.- Mojepełne nazwisko brzmi John Rollo Cavendish-Audley.- Kim byli pańscy rodzice? - spytał cicho Thomas.Jack Audley.John Cavendish-Audley nie odpowiedział.- Kto jest pańskim ojcem?Tym razem głos Thomasa był bardziej donośny i natarczywy.- A jak ci się zdaje, do cholery?! - warknął Audley.Serce Grace zabiło gwałtownie.Spojrzała na Thomasa.Był blady iręce mu się trzęsły, a ona czuła się jak zdrajczyni.Powinna go byłauprzedzić, ostrzec.Okazała się tchórzem.- A pańscy rodzice - spytał znów Thomas drżącym głosem - czy bylimałżeństwem?- Cóż to za insynuacje? - obruszył się Jack.Przez chwilę Grace obawiała się, że znowu dojdzie do bijatyki.JackAudley przypominał uwięzione w klatce dzikie zwierzę, które widzowieposzturchują i drażnią, aż w końcu nie może tego znieść.- Bardzo proszę - odezwała się błagalnym tonem, stając znówpomiędzy nimi.- On przecież o niczym nie wie - tłumaczyła księciu.Jack Audley nie mógł wiedzieć, jakie znaczenie miało to, czyrzeczywiście był ślubnym dzieckiem.Thomas natomiast doskonalewiedział, toteż stał bez ruchu, tak spięty, że Grace wydawało się, iż w92RSkażdej chwili może eksplodować, nie wytrzymując napięcia.Spojrzała naniego, potem na jego babkę.- Ktoś musi to wyjaśnić panu Audleyowi.- Cavendishowi - warknęła księżna.- Panu Cavendishowi-Audleyowi - pospiesznie poprawiła się Grace.Właściwie nie wiedziała, jak powinna go nazywać.Cokolwiek powie,zawsze urazi kogoś z obecnych.- Ktoś powinien mu wyjaśnić, że.Spojrzała na pozostałych, błagając wzrokiem o pomoc, o radę, ojakiekolwiek wsparcie.Ostatecznie udzielanie takich wyjaśnień nienależało do jej obowiązków! Ona jedyna z obecnych w pokoju nie byłaspokrewniona z Cavendishami.Czemu więc właśnie ona miałaby towyjaśniać?W końcu spojrzała na Audleya i odpowiedziała.- Pański ojciec.ten na portrecie, zakładając oczywiście, że jest onpańskim ojcem.był bratem ojca obecnego księcia Wyndhama.Jego.starszym bratem.Nikt się nie odezwał.Grace odchrząknęła.- A zatem, jeśli.jeśli pańscy rodzice istotnie wzięli ze sobą ślub.- Wzięli! - burknął Audley.- Tak, oczywiście.To znaczy.nie ma w tym nic oczywistego, ale.- Ona usiłuje powiedzieć - przerwał ostro Thomas - że jeśli jesteśślubnym synem Johna Cavendisha, to ty, a nie ja, jesteś prawowitymksięciem.I tak wyglądała prawda.No, może raczej istniała taka ewentualność.W tej sytuacji nikt, nawet księżna, nie wiedział, co powiedzieć.Ci dwajmłodzi mężczyzni, dwaj pretendenci do tytułu książęcego - myślała Grace93RSi czuła, że wzbiera w niej histeryczny śmiech - spoglądali jeden nadrugiego i mierzyli się wzrokiem.W końcu Audley wyciągnął rękę.Drżałajak u księżny, gdy nie mogła znalezć sakiewki; w końcu jednak zacisnęłasię na oparciu krzesła.Jack opadł na nie, czując, że nogi się pod nimuginają.- Nie! - wykrztusił.- To niemożliwe!- Zostaniesz tu - rzuciła władczym tonem starsza dama - póki takwestia nie zostanie ostatecznie rozstrzygnięta.- Nie! - powtórzył Jack Audley ze znacznie większą stanowczością.-Nie ma mowy!- Właśnie że zostaniesz! - odparła.- Jeśli nie, oddam cię w ręcesprawiedliwości jako przestępcę.Jesteś nim przecież.- Pani nie może tego zrobić! - wybuchnęła Grace.Zwróciła się doJacka: - Ona nigdy by tego nie zrobiła! Nie mogłaby! Wierzy przecież, żejest pan jej wnukiem.- Milcz! - warknęła groznie starsza dama.- Nie wiem, co knujesz,moja panno, ale nie należysz do rodziny i wobec tego nie ma dla ciebiemiejsca w tym pokoju!Jack Audley wstał.Jego postawa była grozna, nakazująca szacunek.Po raz pierwszy Grace dostrzegła w nim byłego żołnierza.Kiedy sięodezwał, jego słowa były wyważone i dobitne.Nie przypominałyniedbałego tonu, jego dotychczasowych wypowiedzi.- Nie pozwolę zwracać się do panny Eversleigh w ten sposób! Gracepoczuła, że coś w niej topnieje.Thomas nieraz bronił jej przed babką;czynił to od dawna, ale nie w taki sposób.Cenił sobie jej przyjazń,94RSwiedziała o tym.Jednak to było coś całkiem innego.Nie słyszała słówswojego obrońcy, czuła je sercem.Przyglądając się twarzy Jacka Audleya, skupiła uwagę na jegoustach.Wróciły wspomnienia: dotyk jego warg, pocałunek, jego oddech isłodko-gorzkie poczucie zawodu, gdy było już po wszystkim, a ona niechciała, żeby się skończyło.Zapadła cisza.Wszystko zamarło w bezruchu.Tylko oczy księżnystawały się coraz większe ze zdumienia.I wreszcie, kiedy Graceuświadomiła sobie, że ręce zaczynają się jej trząść, księżna odezwała się zabsolutną pewnością siebie:- Jestem twoją babką.- To się dopiero okaże - odparł Audley [ Pobierz całość w formacie PDF ]