[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Doktor Malone zagrodziła im drogę.Jest po naszej stronie, nie z nimi. Och, Pan jęknęła Lyra nie powinnam nic mówić o Willu.Trzeba byłozachować większą ostrożność. W ogóle nie powinnaś tu przychodzić rzekł surowym tonem jej dajmon. Wiem.To także.Dziewczynka nie miała jednak czasu, by się tłumaczyć z niemądrego postępku,ponieważ Pantalaimon zatrzepotał przy jej ramieniu, a potem szepnął: Wyjrzyj. Natychmiast ponownie przybrał postać świerszcza i wskoczył dokieszeni swej właścicielki.Lyra wstała, gotowa do ucieczki, a wtedy zobaczyła ogromny, granatowy samochód,który sunął cicho po chodniku tuż obok niej.Już miała pobiec, gdy nagle otworzyło się tylneokno samochodu i pojawiła się w nim znajoma twarz. Lizzie odezwał się starzec spotkany w muzeum. Jak miło cię znowu zobaczyć.Może cię gdzieś podwiezć?Otworzył drzwiczki i odsunął się, aby zrobić jej miejsce obok.Pantalaimon lekkouszczypnął Lyrę w pierś przez cienką bawełnę, ale dziewczynka wsiadła bez zastanowienia,ściskając kurczowo plecak.Mężczyzna pochylił się i zatrzasnął drzwiczki. Chyba się gdzieś spieszyłaś stwierdził. Dokąd chcesz jechać? Do Summertown odparła. Proszę!Kierowca miał czapkę z daszkiem.W samochodzie wszystko było gładkie, miękkie iduże.Od starca bił mocny zapach wody kolońskiej.Pojazd zjechał z chodnika i ruszył niemalbezszelestnie. Więc, co u ciebie słychać, Lizzie? spytał sta rzec. Dowiedziałaś się czegoświęcej o tych czaszkach? Tak odparła, wyciągając szyję, by spojrzeć przez tylne okno.Nie dostrzegłajasnowłosego mężczyzny.Najwyrazniej udało jej się uciec! Nigdy jej już nie znajdzie.Byłabezpieczna w wielkim samochodzie, z tym bogatym człowiekiem.Uśmiechnęła się ztriumfem. Ja także trochę popytałem ciągnął starzec. Pewien mój przyjaciel antropologtwierdzi, że w zbiorach muzeum znajduje się sporo tego typu eksponatów.Niektóre z nich sąnaprawdę bardzo stare.Neandertalskie wiesz. Tak, słyszałam o tym mruknęła Lyra, nie mając pojęcia, o czym mówi mężczyzna. A jak tam twój przyjaciel? Jaki przyjaciel? spytała Lyra.Z niepokojem zastanawiała się, czy powiedziała muo Willu. Przyjaciel, u którego się zatrzymałaś. Ach, tak.To przyjaciółka.Czuje się dobrze, dziękuję. Co robi? Jest archeologiem? Nie, hmm.fizykiem.Bada mroczną materię odrzekła Lyra, ciągle jeszcze nie wpełni nad sobą panując.W tym świecie wymyślanie kłamstw okazało się trudniejsze, niżsądziła.Męczyła ją pewna myśl czuła, że skądś zna tego starego człowieka, i to od dawna,nie mogła sobie jednak skojarzyć, gdzie go wcześniej spotkała. Mroczną materię? spytał. Jakież to fascynujące! Czytałem coś o tym w Timesie dziś rano.Wszechświat jest pełen jakiejś tajemniczej substancji, której natury niktnie zna! A twoja przyjaciółka jest na tropie, prawda? Tak.Wiele o niej wie. Co chciałabyś robić, jak dorośniesz, Lizzie? Zamierzasz również zająć się fizyką? Może odrzekła. To zależy.Szofer zakasłał cicho i zwolnił. Ach, jesteśmy w Summertown zauważył starzec. Gdzie cię wysadzić? No.o tam, przy tych sklepach.Stamtąd pójdę piechotą odpowiedziała Lyra.Dziękuję panu. Skręć w South Paradę i stań po prawej, Allanie polecił bogacz. Dobrze, proszę pana odparł szofer.W minutę pózniej samochód zatrzymał się przy bibliotece publicznej.Starzecprzytrzymał otwarte drzwiczki od swojej strony, toteż Lyra, chcąc wysiąść, musiała goominąć.Przesuwała się niezdarnie nad jego kolanami, gdyż nie miała ochoty dotykaćmężczyzny, mimo iż wydawał jej się bardzo miły. Nie zapomnij plecaka dodał, wręczając jej tobołek. Och, dziękuję powiedziała. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, Lizzie powiedział na koniec. Kłaniajsię ode mnie swojej przyjaciółce. Do widzenia mruknęła.Szła po chodniku, póki samochód nie skręcił za rogiem i dopiero kiedy zniknął,ruszyła ku grabom.Miała dziwne przeczucie co do jasnowłosego mężczyzny i chciała zapytaćo niego aletheiometr.Will po raz drugi czytał listy od ojca.Siedział na tarasie, słyszał odległe krzyki dziecipływających w basenie portowym, wpatrywał się w wyrazne litery na lichym papierze ipróbował sobie wyobrazić autora listów.Wielokrotnie odczytywał też wszystkie wzmiankidotyczące dziecka, czyli jego samego.W pewnej chwili usłyszał kroki biegnącej Lyry.Włożył listy do kieszeni i wstał, adziewczynka prawie natychmiast pojawiła się przed nim.Miała błędne spojrzenie, aPantalaimon w postaci żbika co chwila wydawał z siebie dzikie warknięcia.Dziewczynkabyła zbyt oszołomiona, aby ukrywać swój gniew.Ona, która rzadko płakała, teraz szlochała zwściekłości, pierś podnosiła się jej gwałtownie i opadała.Podbiegła do przyjaciela chwyciłago kurczowo za ramiona i krzyczała: Zabij go! Zabij! Chcę, żeby nie żył! %7łałuję, że nie ma tu Iorka.Och, Willu, tak zlepostąpiłam, strasznie mi przykro. Co.Co się stało? Ten stary dziad.to zwyczajny złodziej.Ukradł go, Willu! Ukradł mójaletheiometr! Ten śmierdzący staruch w drogim ubraniu.Ten dziad z samochodem isłużącym.Och, zrobiłam dziś rano tyle głupstw.Ach, Willu.W tym momencie Lyra wybuchnęła płaczem.Will pomyślał, że jeśli ludzkie sercenaprawdę może pęknąć z rozpaczy, jego przyjaciółka jest teraz o krok od śmierci.Dziewczynka padła na ziemię i lamentowała, jej ciało drżało, a dajmon zmienił się w wilka iwył z żalu.Nawet dzieci nad wodą usłyszały łkanie Lyry, stanęły nieruchomo i przysłoniły oczy,aby zobaczyć, kto tak szlocha.Will usiadł obok dziewczynki i potrząsał jej ramieniem. Przestań! Przestań płakać! krzyknął. Opowiedz mi wszystko od początku.Jakistarzec? Co się stało? Będziesz się bardzo gniewał.bo obiecałam, że cię nie wydam, obiecałam ci, apotem. Lyra nadal łkała, a Pantalaimon przybrał postać młodego, niezdarnego pieska zoklapłymi uszami machał ogonem i zachowywał się w taki sposób, jak gdyby coś zbroił.Chłopiec zrozumiał, że dziewczynka rzeczywiście zrobiła coś, czego za bardzo sięwstydziła, aby o tym powiedzieć, postanowił więc odezwać się do Pantalaimona. Co się stało?! spytał. Po prostu mi powiedz. Lyra poszła do uczonej, a tam czekali na nią jacyś ludzie, mężczyzna, i kobieta.Przechytrzyli nas.Zadawali wiele pytań, a potem nagle zapytali o ciebie i zanim zdołaliśmysię powstrzymać, przyznaliśmy, że cię znamy.Uciekliśmy.Dziewczynka ukryła twarz w dłoniach, czołem dotykała chodnika.Jej dajmon zezdenerwowania szaleńczo zmieniał postacie: z psa stał się ptakiem, potem kotem, wreszcieśnieżnobiałym gronostajem. Jak wyglądał ten mężczyzna? spytał Will. Duży odparła Lyra przytłumionym głosem. Wydawał się taki silny i miałstrasznie jasne oczy. Widział, jak przechodziłaś przez okienko? Nie, ale. Nie wie więc, gdzie jesteśmy! Ale aletheiometr! krzyknęła dziewczynka i gwałtownie usiadła; jej twarz wyrażałarozpacz, niczym grecka maska. No! zachęcił Will. Opowiedz mi o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Doktor Malone zagrodziła im drogę.Jest po naszej stronie, nie z nimi. Och, Pan jęknęła Lyra nie powinnam nic mówić o Willu.Trzeba byłozachować większą ostrożność. W ogóle nie powinnaś tu przychodzić rzekł surowym tonem jej dajmon. Wiem.To także.Dziewczynka nie miała jednak czasu, by się tłumaczyć z niemądrego postępku,ponieważ Pantalaimon zatrzepotał przy jej ramieniu, a potem szepnął: Wyjrzyj. Natychmiast ponownie przybrał postać świerszcza i wskoczył dokieszeni swej właścicielki.Lyra wstała, gotowa do ucieczki, a wtedy zobaczyła ogromny, granatowy samochód,który sunął cicho po chodniku tuż obok niej.Już miała pobiec, gdy nagle otworzyło się tylneokno samochodu i pojawiła się w nim znajoma twarz. Lizzie odezwał się starzec spotkany w muzeum. Jak miło cię znowu zobaczyć.Może cię gdzieś podwiezć?Otworzył drzwiczki i odsunął się, aby zrobić jej miejsce obok.Pantalaimon lekkouszczypnął Lyrę w pierś przez cienką bawełnę, ale dziewczynka wsiadła bez zastanowienia,ściskając kurczowo plecak.Mężczyzna pochylił się i zatrzasnął drzwiczki. Chyba się gdzieś spieszyłaś stwierdził. Dokąd chcesz jechać? Do Summertown odparła. Proszę!Kierowca miał czapkę z daszkiem.W samochodzie wszystko było gładkie, miękkie iduże.Od starca bił mocny zapach wody kolońskiej.Pojazd zjechał z chodnika i ruszył niemalbezszelestnie. Więc, co u ciebie słychać, Lizzie? spytał sta rzec. Dowiedziałaś się czegoświęcej o tych czaszkach? Tak odparła, wyciągając szyję, by spojrzeć przez tylne okno.Nie dostrzegłajasnowłosego mężczyzny.Najwyrazniej udało jej się uciec! Nigdy jej już nie znajdzie.Byłabezpieczna w wielkim samochodzie, z tym bogatym człowiekiem.Uśmiechnęła się ztriumfem. Ja także trochę popytałem ciągnął starzec. Pewien mój przyjaciel antropologtwierdzi, że w zbiorach muzeum znajduje się sporo tego typu eksponatów.Niektóre z nich sąnaprawdę bardzo stare.Neandertalskie wiesz. Tak, słyszałam o tym mruknęła Lyra, nie mając pojęcia, o czym mówi mężczyzna. A jak tam twój przyjaciel? Jaki przyjaciel? spytała Lyra.Z niepokojem zastanawiała się, czy powiedziała muo Willu. Przyjaciel, u którego się zatrzymałaś. Ach, tak.To przyjaciółka.Czuje się dobrze, dziękuję. Co robi? Jest archeologiem? Nie, hmm.fizykiem.Bada mroczną materię odrzekła Lyra, ciągle jeszcze nie wpełni nad sobą panując.W tym świecie wymyślanie kłamstw okazało się trudniejsze, niżsądziła.Męczyła ją pewna myśl czuła, że skądś zna tego starego człowieka, i to od dawna,nie mogła sobie jednak skojarzyć, gdzie go wcześniej spotkała. Mroczną materię? spytał. Jakież to fascynujące! Czytałem coś o tym w Timesie dziś rano.Wszechświat jest pełen jakiejś tajemniczej substancji, której natury niktnie zna! A twoja przyjaciółka jest na tropie, prawda? Tak.Wiele o niej wie. Co chciałabyś robić, jak dorośniesz, Lizzie? Zamierzasz również zająć się fizyką? Może odrzekła. To zależy.Szofer zakasłał cicho i zwolnił. Ach, jesteśmy w Summertown zauważył starzec. Gdzie cię wysadzić? No.o tam, przy tych sklepach.Stamtąd pójdę piechotą odpowiedziała Lyra.Dziękuję panu. Skręć w South Paradę i stań po prawej, Allanie polecił bogacz. Dobrze, proszę pana odparł szofer.W minutę pózniej samochód zatrzymał się przy bibliotece publicznej.Starzecprzytrzymał otwarte drzwiczki od swojej strony, toteż Lyra, chcąc wysiąść, musiała goominąć.Przesuwała się niezdarnie nad jego kolanami, gdyż nie miała ochoty dotykaćmężczyzny, mimo iż wydawał jej się bardzo miły. Nie zapomnij plecaka dodał, wręczając jej tobołek. Och, dziękuję powiedziała. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, Lizzie powiedział na koniec. Kłaniajsię ode mnie swojej przyjaciółce. Do widzenia mruknęła.Szła po chodniku, póki samochód nie skręcił za rogiem i dopiero kiedy zniknął,ruszyła ku grabom.Miała dziwne przeczucie co do jasnowłosego mężczyzny i chciała zapytaćo niego aletheiometr.Will po raz drugi czytał listy od ojca.Siedział na tarasie, słyszał odległe krzyki dziecipływających w basenie portowym, wpatrywał się w wyrazne litery na lichym papierze ipróbował sobie wyobrazić autora listów.Wielokrotnie odczytywał też wszystkie wzmiankidotyczące dziecka, czyli jego samego.W pewnej chwili usłyszał kroki biegnącej Lyry.Włożył listy do kieszeni i wstał, adziewczynka prawie natychmiast pojawiła się przed nim.Miała błędne spojrzenie, aPantalaimon w postaci żbika co chwila wydawał z siebie dzikie warknięcia.Dziewczynkabyła zbyt oszołomiona, aby ukrywać swój gniew.Ona, która rzadko płakała, teraz szlochała zwściekłości, pierś podnosiła się jej gwałtownie i opadała.Podbiegła do przyjaciela chwyciłago kurczowo za ramiona i krzyczała: Zabij go! Zabij! Chcę, żeby nie żył! %7łałuję, że nie ma tu Iorka.Och, Willu, tak zlepostąpiłam, strasznie mi przykro. Co.Co się stało? Ten stary dziad.to zwyczajny złodziej.Ukradł go, Willu! Ukradł mójaletheiometr! Ten śmierdzący staruch w drogim ubraniu.Ten dziad z samochodem isłużącym.Och, zrobiłam dziś rano tyle głupstw.Ach, Willu.W tym momencie Lyra wybuchnęła płaczem.Will pomyślał, że jeśli ludzkie sercenaprawdę może pęknąć z rozpaczy, jego przyjaciółka jest teraz o krok od śmierci.Dziewczynka padła na ziemię i lamentowała, jej ciało drżało, a dajmon zmienił się w wilka iwył z żalu.Nawet dzieci nad wodą usłyszały łkanie Lyry, stanęły nieruchomo i przysłoniły oczy,aby zobaczyć, kto tak szlocha.Will usiadł obok dziewczynki i potrząsał jej ramieniem. Przestań! Przestań płakać! krzyknął. Opowiedz mi wszystko od początku.Jakistarzec? Co się stało? Będziesz się bardzo gniewał.bo obiecałam, że cię nie wydam, obiecałam ci, apotem. Lyra nadal łkała, a Pantalaimon przybrał postać młodego, niezdarnego pieska zoklapłymi uszami machał ogonem i zachowywał się w taki sposób, jak gdyby coś zbroił.Chłopiec zrozumiał, że dziewczynka rzeczywiście zrobiła coś, czego za bardzo sięwstydziła, aby o tym powiedzieć, postanowił więc odezwać się do Pantalaimona. Co się stało?! spytał. Po prostu mi powiedz. Lyra poszła do uczonej, a tam czekali na nią jacyś ludzie, mężczyzna, i kobieta.Przechytrzyli nas.Zadawali wiele pytań, a potem nagle zapytali o ciebie i zanim zdołaliśmysię powstrzymać, przyznaliśmy, że cię znamy.Uciekliśmy.Dziewczynka ukryła twarz w dłoniach, czołem dotykała chodnika.Jej dajmon zezdenerwowania szaleńczo zmieniał postacie: z psa stał się ptakiem, potem kotem, wreszcieśnieżnobiałym gronostajem. Jak wyglądał ten mężczyzna? spytał Will. Duży odparła Lyra przytłumionym głosem. Wydawał się taki silny i miałstrasznie jasne oczy. Widział, jak przechodziłaś przez okienko? Nie, ale. Nie wie więc, gdzie jesteśmy! Ale aletheiometr! krzyknęła dziewczynka i gwałtownie usiadła; jej twarz wyrażałarozpacz, niczym grecka maska. No! zachęcił Will. Opowiedz mi o tym [ Pobierz całość w formacie PDF ]