[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Dziękuję – powiedziałam.– Czuję się taka bezradna wobec Węża.Wbiła we mnie spojrzenie.– Ale masz tę mapę, no i Ptaszki.Składasz wszystko w całość! – Dała mi buziaka wpoliczek.– Prawdziwy z ciebie Terier.W oddali zagrzmiał grom.Kociak miauknął.Spojrzałyśmy i zobaczyłyśmy go podoknem, wpatrzonego w gołębie.Też na niego patrzyły.Usłyszałam głos ducha jednego z nowychptaków.– Wyglądała jak królowa w jedwabiu.– Królowa w tym złym miejscu – powiedział nieznany mi duch jakiegoś mężczyzny.– Dała flakonik strażnikom – jęknęła dusza baby.– Jeden wlał to do zupy.Widziałam.– Zupa była dobra tego wieczoru.– Głos tego ducha był gardłowy i chrapliwy, jakbywdychał dym albo miał rozedmę płuc.– Najlepsza, jaką jedliśmy.– Ostatnia, jaką jedliśmy! – warknął jeden z nowych kobiecych duchów.– Zatruta! Tababa przyniosła truciznę w swoim flakoniku!– Czarne łzy.– Duch o chrapliwym głosie wydawał się znużony.– Miała czarne łzy natwarzy.Serce załomotało mi w piersi.Vrinday Kayu, która była gościem w domu Krzywonogiegoi magiem, miała na twarzy wytatuowane czarne łzy.Mogłam się mylić.Inni też tatuowali sobie łzy, często by pokazać, że odebrali komuśżycie.Ale dziś wieczorem powiem o tym swoim Psom.Mogę się założyć o miesięczne pobory,że to Kayu była trucicielką.Kociak podskoczył.Gołębie odfrunęły.Popatrzyłam na tę kulkę sierści i westchnęłam.Był zbyt mały, by doskoczyć do parapetu.Lecz ptaki i tak uciekły.Przed pójściem spać.Wróciłyśmy z naszych rozmów około drugiej, gdy na niebie grzmiała prawdziwa letniaburza.W piecu swojej kwatery przebrałam się w strój Psa.Kiedy skończę służbę, przynajmniejzrobi się już chłodniej.Na razie miałam jeszcze trochę czasu przed ćwiczeniami.Chciałamzobaczyć, co u Tansy.Na zewnątrz migotały błyskawice, gdy Mithros stawał z mieczem w dłoni przeciwkostworom Chaosu.Gromy rozbrzmiewają, gdy owe stwory, zranione, krzyczą z bólu.Lało jak zcebra i deszcz bębnił w mój szeroki słomkowy kapelusz.Drapek trzymał się blisko ścianbudynków, chroniąc się pod okapami.Na ulicach było pusto.Wszyscy schowali się, byprzeczekać ulewę.Podeszłam do kuchennego wejścia u Krzywonogiego, nie chcąc, by zawrócono mnie przygłównych drzwiach.Pokojówka gapiła się przez chwilę, po czym się odwróciła.– Pani Annis, to Becca Cooper! – Niemal wciągnęła mnie za przedramię do środka.– Niebyło okazji, żeby podziękować, że wczoraj nas pani uratowała, mnie, Zadę, kucharkę, Otta…– Wystarczy.– Sama Annis także była w kuchni, co ułatwiło mi zadanie.– Wszyscymamy dług wobec Becki i jej partnerów.– Próbowała się uśmiechnąć, lecz wargi jej drżały.– Pani Annis, mam nadzieję, że Bogini przyprowadzi Heruna bezpiecznie do domu –odezwałam się.– I to wkrótce.– W świetle dnia widziałam na suficie stare dymne smugi, mająceswój początek od frontu domu.– Dziękuję, Becco – odrzekła.– Chcesz się spotkać z Tansy? Będę cię musiała przemycićtylnymi schodami.Ojciec Ammon nie… czuje się dobrze.– Chyba miała na myśli to, żezwariował, koniec, kropka.– Wczoraj na Dworze Łotra wydawał się zdenerwowany – stwierdziłam, łagodna niczymmysz kapłana.Usłyszałam, że kucharka za moimi plecami aż się dławi.– Tędy.– Annis poprowadziła mnie do schodów dla służby, a potem w górę.– PowieszGoodwin i Tunstallowi, że jestem wdzięczna za to, co zrobiliście wczoraj wieczorem? Nawet niepytam, jak to się stało, że tu byliście.Cieszyłam się, że jest odwrócona do mnie plecami, bo chyba się wzdrygnęłam.Jużwcześniej zastanawiałam się, czy ktoś w tym domu to zauważył i zadał sobie pytanie, skąd się tuwzięliśmy w tak dogodnym momencie.Chciałam zmienić temat.– Pewien Ptaszek mi powiedział, że Gunnar Espeksra nie żyje.Popatrzyła na mnie.Ta wieść nią wstrząsnęła.W blasku lampy wyraźnie widziałammalujące się na jej twarzy zdumienie.– Nie żyje? Wdał się w bójkę?– Nie, proszę pani – odparłam.– Zabili go w klatkach.Weszła na drugie piętro i zaczekała na mnie.– W klatkach? Na łzy Bogini.O… oj, myślisz, że zapłaciłam, żeby to zrobili.– Pokręciłagłową.– Byłam zbyt skołowana, żeby zlecić jakieś morderstwo.– Wargi jej się trzęsły.– Chcętylko, żeby mój chłopak wrócił cały i zdrowy do domu.– Za wolą Bogini – odparłam.Straszliwa myśl, że Krzywonogi nie zapłaci za Heruna,wciąż tkwiła mi w głowie.Ale w życiu bym jej o tym nie powiedziała.Pani Annis zaprowadziła mnie do komnaty Tansy i otworzyła drzwi.– Tansy, Becca przyszła zobaczyć, co u ciebie.– Wpuściła mnie, po czym zamknęładrzwi i zostawiła nas same.Tansy stała przy oknie.Okiennice były otwarte na oścież, więc miała widok na ogród ideszcz.Trzy gołębie dziobały ziarno na szerokim parapecie.Słyszałam szepty duchów, leczciche.Były to stare duchy, które już zanikały.– Od tamtego wieczoru – odezwała się – czuję, że nie powinnam na nie patrzeć bezpowitania i odrobiny karmy.Przecież mogą nosić jakieś inne dziecko.Położyłam kapelusz na podłodze, by obciekł, i podeszłam posłuchać duchów.– Nie.Ten? – Wskazałam jednego, który był głównie szary.– Ten biedak nosi babę,zabitą przez swojego mężczyznę, którego zdradzała [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.– Dziękuję – powiedziałam.– Czuję się taka bezradna wobec Węża.Wbiła we mnie spojrzenie.– Ale masz tę mapę, no i Ptaszki.Składasz wszystko w całość! – Dała mi buziaka wpoliczek.– Prawdziwy z ciebie Terier.W oddali zagrzmiał grom.Kociak miauknął.Spojrzałyśmy i zobaczyłyśmy go podoknem, wpatrzonego w gołębie.Też na niego patrzyły.Usłyszałam głos ducha jednego z nowychptaków.– Wyglądała jak królowa w jedwabiu.– Królowa w tym złym miejscu – powiedział nieznany mi duch jakiegoś mężczyzny.– Dała flakonik strażnikom – jęknęła dusza baby.– Jeden wlał to do zupy.Widziałam.– Zupa była dobra tego wieczoru.– Głos tego ducha był gardłowy i chrapliwy, jakbywdychał dym albo miał rozedmę płuc.– Najlepsza, jaką jedliśmy.– Ostatnia, jaką jedliśmy! – warknął jeden z nowych kobiecych duchów.– Zatruta! Tababa przyniosła truciznę w swoim flakoniku!– Czarne łzy.– Duch o chrapliwym głosie wydawał się znużony.– Miała czarne łzy natwarzy.Serce załomotało mi w piersi.Vrinday Kayu, która była gościem w domu Krzywonogiegoi magiem, miała na twarzy wytatuowane czarne łzy.Mogłam się mylić.Inni też tatuowali sobie łzy, często by pokazać, że odebrali komuśżycie.Ale dziś wieczorem powiem o tym swoim Psom.Mogę się założyć o miesięczne pobory,że to Kayu była trucicielką.Kociak podskoczył.Gołębie odfrunęły.Popatrzyłam na tę kulkę sierści i westchnęłam.Był zbyt mały, by doskoczyć do parapetu.Lecz ptaki i tak uciekły.Przed pójściem spać.Wróciłyśmy z naszych rozmów około drugiej, gdy na niebie grzmiała prawdziwa letniaburza.W piecu swojej kwatery przebrałam się w strój Psa.Kiedy skończę służbę, przynajmniejzrobi się już chłodniej.Na razie miałam jeszcze trochę czasu przed ćwiczeniami.Chciałamzobaczyć, co u Tansy.Na zewnątrz migotały błyskawice, gdy Mithros stawał z mieczem w dłoni przeciwkostworom Chaosu.Gromy rozbrzmiewają, gdy owe stwory, zranione, krzyczą z bólu.Lało jak zcebra i deszcz bębnił w mój szeroki słomkowy kapelusz.Drapek trzymał się blisko ścianbudynków, chroniąc się pod okapami.Na ulicach było pusto.Wszyscy schowali się, byprzeczekać ulewę.Podeszłam do kuchennego wejścia u Krzywonogiego, nie chcąc, by zawrócono mnie przygłównych drzwiach.Pokojówka gapiła się przez chwilę, po czym się odwróciła.– Pani Annis, to Becca Cooper! – Niemal wciągnęła mnie za przedramię do środka.– Niebyło okazji, żeby podziękować, że wczoraj nas pani uratowała, mnie, Zadę, kucharkę, Otta…– Wystarczy.– Sama Annis także była w kuchni, co ułatwiło mi zadanie.– Wszyscymamy dług wobec Becki i jej partnerów.– Próbowała się uśmiechnąć, lecz wargi jej drżały.– Pani Annis, mam nadzieję, że Bogini przyprowadzi Heruna bezpiecznie do domu –odezwałam się.– I to wkrótce.– W świetle dnia widziałam na suficie stare dymne smugi, mająceswój początek od frontu domu.– Dziękuję, Becco – odrzekła.– Chcesz się spotkać z Tansy? Będę cię musiała przemycićtylnymi schodami.Ojciec Ammon nie… czuje się dobrze.– Chyba miała na myśli to, żezwariował, koniec, kropka.– Wczoraj na Dworze Łotra wydawał się zdenerwowany – stwierdziłam, łagodna niczymmysz kapłana.Usłyszałam, że kucharka za moimi plecami aż się dławi.– Tędy.– Annis poprowadziła mnie do schodów dla służby, a potem w górę.– PowieszGoodwin i Tunstallowi, że jestem wdzięczna za to, co zrobiliście wczoraj wieczorem? Nawet niepytam, jak to się stało, że tu byliście.Cieszyłam się, że jest odwrócona do mnie plecami, bo chyba się wzdrygnęłam.Jużwcześniej zastanawiałam się, czy ktoś w tym domu to zauważył i zadał sobie pytanie, skąd się tuwzięliśmy w tak dogodnym momencie.Chciałam zmienić temat.– Pewien Ptaszek mi powiedział, że Gunnar Espeksra nie żyje.Popatrzyła na mnie.Ta wieść nią wstrząsnęła.W blasku lampy wyraźnie widziałammalujące się na jej twarzy zdumienie.– Nie żyje? Wdał się w bójkę?– Nie, proszę pani – odparłam.– Zabili go w klatkach.Weszła na drugie piętro i zaczekała na mnie.– W klatkach? Na łzy Bogini.O… oj, myślisz, że zapłaciłam, żeby to zrobili.– Pokręciłagłową.– Byłam zbyt skołowana, żeby zlecić jakieś morderstwo.– Wargi jej się trzęsły.– Chcętylko, żeby mój chłopak wrócił cały i zdrowy do domu.– Za wolą Bogini – odparłam.Straszliwa myśl, że Krzywonogi nie zapłaci za Heruna,wciąż tkwiła mi w głowie.Ale w życiu bym jej o tym nie powiedziała.Pani Annis zaprowadziła mnie do komnaty Tansy i otworzyła drzwi.– Tansy, Becca przyszła zobaczyć, co u ciebie.– Wpuściła mnie, po czym zamknęładrzwi i zostawiła nas same.Tansy stała przy oknie.Okiennice były otwarte na oścież, więc miała widok na ogród ideszcz.Trzy gołębie dziobały ziarno na szerokim parapecie.Słyszałam szepty duchów, leczciche.Były to stare duchy, które już zanikały.– Od tamtego wieczoru – odezwała się – czuję, że nie powinnam na nie patrzeć bezpowitania i odrobiny karmy.Przecież mogą nosić jakieś inne dziecko.Położyłam kapelusz na podłodze, by obciekł, i podeszłam posłuchać duchów.– Nie.Ten? – Wskazałam jednego, który był głównie szary.– Ten biedak nosi babę,zabitą przez swojego mężczyznę, którego zdradzała [ Pobierz całość w formacie PDF ]