[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wieczny Człowiek - pod czujnym okiem Caramona - stał z boku ispoglądał wzrokiem zdumionym i przestraszonym.Przez długą chwilę Tanis przyglądał się im, a potem westchnął.Czekało go kolejnerozstanie, a to smuciło go tak bardzo, że zastanawiał się, czy ma dość sił, by wytrzymać dokońca.Odwróciwszy się nieco, zobaczył, jak ostatnie promienie gasnącego Solinari padają naprzepiękne, srebrno-złote włosy Goldmoon.Ujrzał jej twarz, spokojną i pełną otuchy - mimoiż szykowała się do podróży w mrok pełen niebezpieczeństw.I wtedy wiedział już, że madość sił.Z westchnieniem odszedł od okna i zbliżył się do przyjaciół.- Czy już czas? - spytał z zapałem Tasslehoff.Tanis uśmiechnął się i z czułością pogładził śmieszną kitkę włosów na głowie Tasa.W zmieniającym się świecie kenderzy byli niezmienni.- Tak - rzekł Tanis - już czas.- Jego wzrok padł na Riverwinda.- Dla niektórych z nas. Półelf mierzył pewnym, nieustępliwym wzrokiem mieszkańca równin, na któregotwarzy odbijały się myśli, tak jasne i wyrazne dla Tanisa, jak obłoki sunące po nocnymniebie.Początkowo Riverwind niczego nie rozumiał, być może nawet nie dosłyszał słówTanisa.Potem mieszkaniec równin uświadomił sobie, o czym była mowa.Teraz zrozumiał ijego surowa, szorstka twarz zaczerwieniła się, a brązowe oczy rozbłysły.Tanis nic niepowiedział.Po prostu przeniósł spojrzenie na Goldmoon.Riverwind popatrzył na swoją żonę, która stała w sadzawce srebrzystego światłaksiężycowego i czekała, myślami będąc daleko stamtąd.Na jej wargach błąkał się słodkiuśmiech.Ten uśmiech Tanis dostrzegł dopiero niedawno.Być może widziała swoje dzieckobawiące się w słońcu.Tanis ponownie spojrzał na Riverwinda.Dostrzegł wewnętrzną walkę mieszkańcarównin i wiedział, że wojownik Que-Shu zaproponuje - nie, będzie nalegał - by imtowarzyszyć, nawet, jeśli miałoby to oznaczać pozostawienie Goldmoon.Tanis podszedł domieszkańca równin i położył dłonie na barkach wysokiego mężczyzny, spoglądając w jegociemne oczy.- Twoje dzieło skończone, przyjacielu - rzekł Tanis.- Zaszedłeś wystarczająco dalekościeżką zimy.Tu nasze drogi się rozdzielają.Nasza prowadzi na posępną pustynię.Twojawiedzie wśród zielonych i kwitnących drzew.Masz zobowiązania wobec syna, czy córki,która przyjdzie wkrótce na świat.- Położył teraz dłoń na ramieniu Goldmoon i przyciągnął jąbliżej, widząc, iż zamierza zaprotestować.- Dziecko urodzi się jesienią - powiedział cicho Tanis - kiedy drzewa vallen sączerwone i złote.Nie płacz, moja droga.- Zagarnął Goldmoon w swe objęcia.- Znów urosnądrzewa vallen.A ty zaprowadzisz młodego wojownika lub młodą panienkę do Solace iopowiesz im historię dwojga ludzi, którzy kochali się tak bardzo, że przynieśli nadziejęświatu smoków.Ucałował jej prześliczne włosy.Wtedy jego miejsce zajęła pochlipująca cicho Tika,chcąc pożegnać się z Goldmoon.Tanis odwrócił się do Riverwinda.Maska surowości spadłaz twarzy mieszkańca równin, na której wyraznie malował się teraz żal.Tanis sam ledwowidział przez łzy.- Gilthanas będzie potrzebował pomocy przy planowaniu obrony miasta.- Tanisodkaszlnął.- Tak bardzo bym chciał, aby był to naprawdę koniec twej mrocznej zimy, leczobawiam się, że musi ona jeszcze potrwać.- Bogowie są z nami, mój przyjacielu, mój bracie - rzekł łamiącym się głosemRiverwind, ściskając półelfa.- Niech będą również z tobą.Zaczekamy tu na wasz powrót. Solinari zaszedł za góry.Jedynymi punktami światła na niebie były zimne, błyszczącegwiazdy i upiorny blask z okien cytadeli śledzącej ich żółtymi oczami.Jeden po drugim,członkowie drużyny żegnali się z mieszkańcami równin.Potem po cichu szli za Tasslehoffemprzez mur, do następnych drzwi, a pózniej w dół po kolejnych schodach.Tas pchnięciemotworzył drzwi na dole.Poruszając się ostrożnie i nie wypuszczając broni z rąk, towarzyszewyszli na równinę.Przez chwilę stali zbici w gromadkę i spoglądali na rozciągający się przed nimi step,gdzie ich zdaniem - nawet w głębokiej ciemności - zostaną zauważeni przez tysiące oczuśledzące ich z cytadeli na górze.Stojąc obok Berema, Tanis wyczuwał jego przerażone drżenie i teraz rad był, żenakazał Caramonowi pilnować go [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl