[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usłyszałem kliknięciezamka i wiedziałem, że moja szansa zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.Ammaskrzyżowała ręce.- Nie masz żadnych lekcji do odrobienia? Popatrzyłem na nią poirytowany.- Znów sięwybierasz do biblioteki? Skończyliście ten referat z Linkiem?I wtedy doznałem olśnienia.- Tak, idę do biblioteki.Właśnie taki miałem zamiar.Pocałowałem ją w policzek i pobiegłem.- Pozdrów ode mnie Marian i nie spóznij się na obiad.Stara dobra Amma.Zawsze miała na wszystko odpowiedz, świadomie czy nie.I bez względuna to, czy chciała jej udzielić.***Lena czekała na mnie na parkingu miejskiej biblioteki.Spękany beton był ciągle mokry ilśniący od deszczu.Chociaż biblioteka miała być otwarta jeszcze przez ponad dwie godziny,karawan Leny był jedynym samochodem na parkingu, wyjąwszy starą, dobrze mi znanąturkusową ciężarówkę.No cóż, w Gatlin nie interesowano się specjalnie książkami.Każdy,kto szukał informacji o mieście (nie o jakimś tam mieście, lecz właśnie o Gatlin), mógłzapytać dziadka.A jeśli dziadek czy pradziadek nie mogli sobie niczego przypomnieć,oznaczało to, że nie było to nic wartego zapamiętania.Lena zaparkowała z boku budynku.Pisała coś w notesie.Miała na sobie postrzępione dżinsy,ogromne kalosze i miękki czarny T-shirt.Maleńkie warkoczyki wisiały wokół jej twarzy,prawie niewidoczne wśród loków.Wyglądała jak zwykła dziewczyna.Nie mogłem sięzdecydować, czy tego właśnie oczekiwałem.Jedno wiedziałem na pewno - chciałem ją znówpocałować, ale musiałem zaczekać.Jeżeli znajdziemy odpowiedzi na nasze pytania u Marian,będę miał mnóstwo okazji, żeby całować się z Leną.Znów przebiegłem w myślach plan rozgrywek: pick'n'roll.-Naprawdę myślisz, żeznajdziemy coś, co nam pomoże? - Spojrzała na mnie pytająco znad notesu.Podałem jej dłoń, pomagając wysiąść.- Nie coś.Kogoś.Biblioteka sama w sobie była piękna.Spędziłem tu mnóstwo czasu! jako dziecko.Odziedziczyłem po mamie przekonanie, że miejsce, gdzie zgromadzono tyle książek, toswoisty rodzaj świątyni.Biblioteka w Gatlin była jednym z niewielu budynków, któreprzetrwały przemarsz wojski Shermana i wielki pożar.Ona i siedziba TowarzystwaHistorycznego były najstarszymi budowlami w mieście oprócz rezydencji w Ravenwood.Biblioteka mieściła się w starym, dwupiętrowym, szacownym budynku w styluwiktoriańskim, podniszczonym przez deszcze, z łuszczącą się bia- J łą farbą, który oddziesiątków lat porastała winorośl.Wewnątrz pachniało \ starym drzewem i kreozotem,plastikowymi okładkami na książki i starym papierem.Zapach starego papieru był, jakmawiała mama, zapachem czasu.- Nie rozumiem.Dlaczego biblioteka?- To nie jest zwykła biblioteka.Tu pracuje Marian Ashcroft.- Bibliotekarka? Znajoma wujka Mącona?- Marian była najlepszą przyjaciółką mamy i jej partnerką w badaniach naukowych.Jestjedyną osobą, która wie o Gatlin tak dużo jak moja mama, i teraz jest najmądrzejszą osobą wmiasteczku.Lena popatrzyła na mnie sceptycznie.- Mądrzejszą niż wujek Macon?- No dobrze, najmądrzejszą wśród śmiertelników.Nigdy nie mogłem zrozumieć, co ktoś taki jak Marian robi w Gatlin.- To, że mieszkasz tam, gdzie diabeł mówi dobranoc - mawiała Marian, jedząc z moją mamąkanapki z tuńczykiem nie znaczy, że możesz nie wiedzieć, gdzie mieszkasz.Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło.Nie rozumiałem większości z tego, co mówiła.Pewniedlatego była w świetnych stosunkach z mamą.Nie rozumiałem też większości tego, comówiła mama.To naprawdę był najwybitniejszy umysł w mieście i najwspanialszy charakter.Gdy weszliśmy do biblioteki, Marian krążyła między regałami bez butów, w samych tylkopończochach, zawodząc jak jakiś obłąkaniec z jednej z greckich tragedii, które wciążrecytowała.Ponieważ biblioteka przypominała wymarłe miasto, z wyjątkiem momentów,kiedy przychodziła tu któraś z pań z CAR, aby sprawdzić jakąś sporną kwestię genealogiczną,Marian miała całą przestrzeń tylko dla siebie.- Czyś zasłyszała, czy uszło twej wiedzy? - śpiewała.Szedłem tam, skąd dochodził jej głos.- Czyś zasłyszała.Skręciłem za róg, do działu literatury pięknej.Marian stała tam ze stosem książek w rękach,patrząc prosto na mnie.~ Czy uszło twej wiedzy.Lena zatrzymała się tuż za mną.- %7łe znów wrogowie.Marian spoglądała przez kwadratowe, czerwone okulary do czytania to na mnie, to na Lenę.- Godzą w naszych miłych?Marian była tam, ale jej nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Usłyszałem kliknięciezamka i wiedziałem, że moja szansa zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.Ammaskrzyżowała ręce.- Nie masz żadnych lekcji do odrobienia? Popatrzyłem na nią poirytowany.- Znów sięwybierasz do biblioteki? Skończyliście ten referat z Linkiem?I wtedy doznałem olśnienia.- Tak, idę do biblioteki.Właśnie taki miałem zamiar.Pocałowałem ją w policzek i pobiegłem.- Pozdrów ode mnie Marian i nie spóznij się na obiad.Stara dobra Amma.Zawsze miała na wszystko odpowiedz, świadomie czy nie.I bez względuna to, czy chciała jej udzielić.***Lena czekała na mnie na parkingu miejskiej biblioteki.Spękany beton był ciągle mokry ilśniący od deszczu.Chociaż biblioteka miała być otwarta jeszcze przez ponad dwie godziny,karawan Leny był jedynym samochodem na parkingu, wyjąwszy starą, dobrze mi znanąturkusową ciężarówkę.No cóż, w Gatlin nie interesowano się specjalnie książkami.Każdy,kto szukał informacji o mieście (nie o jakimś tam mieście, lecz właśnie o Gatlin), mógłzapytać dziadka.A jeśli dziadek czy pradziadek nie mogli sobie niczego przypomnieć,oznaczało to, że nie było to nic wartego zapamiętania.Lena zaparkowała z boku budynku.Pisała coś w notesie.Miała na sobie postrzępione dżinsy,ogromne kalosze i miękki czarny T-shirt.Maleńkie warkoczyki wisiały wokół jej twarzy,prawie niewidoczne wśród loków.Wyglądała jak zwykła dziewczyna.Nie mogłem sięzdecydować, czy tego właśnie oczekiwałem.Jedno wiedziałem na pewno - chciałem ją znówpocałować, ale musiałem zaczekać.Jeżeli znajdziemy odpowiedzi na nasze pytania u Marian,będę miał mnóstwo okazji, żeby całować się z Leną.Znów przebiegłem w myślach plan rozgrywek: pick'n'roll.-Naprawdę myślisz, żeznajdziemy coś, co nam pomoże? - Spojrzała na mnie pytająco znad notesu.Podałem jej dłoń, pomagając wysiąść.- Nie coś.Kogoś.Biblioteka sama w sobie była piękna.Spędziłem tu mnóstwo czasu! jako dziecko.Odziedziczyłem po mamie przekonanie, że miejsce, gdzie zgromadzono tyle książek, toswoisty rodzaj świątyni.Biblioteka w Gatlin była jednym z niewielu budynków, któreprzetrwały przemarsz wojski Shermana i wielki pożar.Ona i siedziba TowarzystwaHistorycznego były najstarszymi budowlami w mieście oprócz rezydencji w Ravenwood.Biblioteka mieściła się w starym, dwupiętrowym, szacownym budynku w styluwiktoriańskim, podniszczonym przez deszcze, z łuszczącą się bia- J łą farbą, który oddziesiątków lat porastała winorośl.Wewnątrz pachniało \ starym drzewem i kreozotem,plastikowymi okładkami na książki i starym papierem.Zapach starego papieru był, jakmawiała mama, zapachem czasu.- Nie rozumiem.Dlaczego biblioteka?- To nie jest zwykła biblioteka.Tu pracuje Marian Ashcroft.- Bibliotekarka? Znajoma wujka Mącona?- Marian była najlepszą przyjaciółką mamy i jej partnerką w badaniach naukowych.Jestjedyną osobą, która wie o Gatlin tak dużo jak moja mama, i teraz jest najmądrzejszą osobą wmiasteczku.Lena popatrzyła na mnie sceptycznie.- Mądrzejszą niż wujek Macon?- No dobrze, najmądrzejszą wśród śmiertelników.Nigdy nie mogłem zrozumieć, co ktoś taki jak Marian robi w Gatlin.- To, że mieszkasz tam, gdzie diabeł mówi dobranoc - mawiała Marian, jedząc z moją mamąkanapki z tuńczykiem nie znaczy, że możesz nie wiedzieć, gdzie mieszkasz.Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło.Nie rozumiałem większości z tego, co mówiła.Pewniedlatego była w świetnych stosunkach z mamą.Nie rozumiałem też większości tego, comówiła mama.To naprawdę był najwybitniejszy umysł w mieście i najwspanialszy charakter.Gdy weszliśmy do biblioteki, Marian krążyła między regałami bez butów, w samych tylkopończochach, zawodząc jak jakiś obłąkaniec z jednej z greckich tragedii, które wciążrecytowała.Ponieważ biblioteka przypominała wymarłe miasto, z wyjątkiem momentów,kiedy przychodziła tu któraś z pań z CAR, aby sprawdzić jakąś sporną kwestię genealogiczną,Marian miała całą przestrzeń tylko dla siebie.- Czyś zasłyszała, czy uszło twej wiedzy? - śpiewała.Szedłem tam, skąd dochodził jej głos.- Czyś zasłyszała.Skręciłem za róg, do działu literatury pięknej.Marian stała tam ze stosem książek w rękach,patrząc prosto na mnie.~ Czy uszło twej wiedzy.Lena zatrzymała się tuż za mną.- %7łe znów wrogowie.Marian spoglądała przez kwadratowe, czerwone okulary do czytania to na mnie, to na Lenę.- Godzą w naszych miłych?Marian była tam, ale jej nie było [ Pobierz całość w formacie PDF ]