[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie biedak nie miał zbyt wielu okazji animożliwości, by się wykazać. Przez jakiś czas nie pokazuj się na oczy mojemu ojcu ostrzegł PożeraczChmur.Kiwnąłem głową. Dlaczego on mnie tak nienawidzi? spytałem z żalem.Pożeracz Chmur zmieszał się lekko.83 On cię nie nienawidzi.To znaczy, nie tylko ciebie.On ma za złe ludziom.Wszystkim ludziom, nie tylko tobie. Dlaczego?Pożeracz Chmur zamiast wyjaśnić coś więcej, podniósł się i skierował w głąblasu. Chodz, coś ci pokażę.Smok torował drogę w splątanych chaszczach.Umykało przed nami wszystko,co żyło, prócz głupich, ociężałych żuków, wielkich jak pięści i wszędobylskichmrówek.Te taszczyłyby swe brzemiona, nawet gdyby pokazał się tutaj orszakcesarski.Nigdy nie zapuściłem się tak głęboko w duszną zieleń, gdzie wszystkorosło, rozpychając się, oplatając wzajemnie i szukając chciwymi pędami każdejkropli wilgoci, każdej plamki słońca.Pożeracza Chmur chroniła gruba sierść, aleja nie miałem na sobie nic prócz cienkiego płótna kusej tuniki.Wkrótce ręce i nogipoznaczył mi dekoracyjny wzór cienkich zadrapań.%7łałowałem, że nie zawróciłempo spodnie i bluzę, lecz z drugiej strony, w tej gęstwinie stał nieznośny dusznyupał.Inny niż gorąco plaży, gdzie powietrze mieszała rześki bryza znad oceanu.Pożeracz Chmur zatrzymał się. To tutaj.Rozejrzałem się, zdumiony nieoczekiwanym widokiem.Wokoło wznosiły sięruiny budowli.Kilka budynków, wzniesionych z ciosanego kamienia, rozsypują-cych się powoli.Zarośnięte pnączami mury gdzieniegdzie były jeszcze całkiemwysokie, lecz kruszyły się od góry.W większości pozapadały się i utworzyły ku-py gruzu, zagarnięte prawie bez reszty przez roślinność.Próbowałem wyobrazićsobie to miejsce przed kilkuset laty, gdy żyli tu jeszcze ludzie.Może pokrywaliściany kolorowym tynkiem i malowidłami, jak w dużych miastach? Tam, gdziepanoszyły się chwasty o grubych, palczastych liściach i kolczaste pnącza, kiedyśpewnie rosły kwiaty.Wytyczone ścieżki prowadziły między klombami i kamien-nymi ławami.Pracowali tu ludzie, biegały dzieci i oswojone zwierzęta.A terazzagarnęła to puszcza. Od bardzo dawna nie ma tu nikogo.Wszyscy z twojej rasy odeszli. Musiało minąć co najmniej kilka stuleci. Tysiące lat przekazał Poże-racz Chmur. Nikt ze starszych nie pamięta ludzi na Smoczym Archipelagu.Zostały tylko te ruiny.Ale są wszędzie, na każdej wyspie.Na Jaszczurze również.Często się tam bawiłem. Przerwał.Czułem, że coś w sobie tłamsi. Bawiliśmysię w takim miejscu razem z bratem podjął po chwili.Jednocześnie w gło-wie przemknął mi wizerunek małego smoka szarej miniatury ojca w białychpończochach. Miałem dopiero osiemnaście lat i jeszcze dziecięce imię.Szperacz był star-szy. Co się stało? Został na Jaszczurze?84 Umarł.Wpadł do starej studni w ruinach.Nie było w niej wody, ale byłabardzo głęboka, a otwór miała wąski. Zabił się? Udusił.Zwieże powietrze nie dochodziło do samego dna.Ojciec nie potrafiłgo wyciągnąć.Może, gdyby miał ludzki wzorzec.ale nie miał go.Czuwał tylkoaż do samego końca.Od tamtej pory zmienił się.Nienawidzi ludzi, bo wini ich zatamto nieszczęście.Zmienialiśmy terytoria, ciągle przenosiliśmy się z miejsca namiejsce.Byle dalej od ludzkiej rasy.Jednak wszędzie natykaliśmy się na jakieśresztki.W końcu zamienił się z tym starym wariatem.Ale nawet tu, na WyspieSzaleńca, stały wasze domy. Czy Pazur wie o tym? spytałem.Pożeracz Chmur machnął uszami. Niemam pojęcia.Może wie, ale udaje, że nie wie.Wyspa Szaleńca to już ostatniskrawek lądu.Dalej jest tylko ocean.A gdzieś trzeba wychowywać Liskę. Chodzmy już stąd poprosiłem.To miejsce i historia tragedii na Jaszczu-rze przygnębiły mnie.Zacząłem inaczej oceniać Pazura.Sam przecież straciłemrodziców.Zdarzyło się to bardzo dawno temu, gdy miałem dopiero parę lat, alei tak wielokrotnie śniła mi się blada, nieruchoma twarz mamy, z ustami pokryty-mi czarnym strupem.Budziłem się wtedy mały chłopczyk z rozpaczliwympłaczem i zasypiałem na powrót dopiero w bezpiecznych ramionach Płowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Pewnie biedak nie miał zbyt wielu okazji animożliwości, by się wykazać. Przez jakiś czas nie pokazuj się na oczy mojemu ojcu ostrzegł PożeraczChmur.Kiwnąłem głową. Dlaczego on mnie tak nienawidzi? spytałem z żalem.Pożeracz Chmur zmieszał się lekko.83 On cię nie nienawidzi.To znaczy, nie tylko ciebie.On ma za złe ludziom.Wszystkim ludziom, nie tylko tobie. Dlaczego?Pożeracz Chmur zamiast wyjaśnić coś więcej, podniósł się i skierował w głąblasu. Chodz, coś ci pokażę.Smok torował drogę w splątanych chaszczach.Umykało przed nami wszystko,co żyło, prócz głupich, ociężałych żuków, wielkich jak pięści i wszędobylskichmrówek.Te taszczyłyby swe brzemiona, nawet gdyby pokazał się tutaj orszakcesarski.Nigdy nie zapuściłem się tak głęboko w duszną zieleń, gdzie wszystkorosło, rozpychając się, oplatając wzajemnie i szukając chciwymi pędami każdejkropli wilgoci, każdej plamki słońca.Pożeracza Chmur chroniła gruba sierść, aleja nie miałem na sobie nic prócz cienkiego płótna kusej tuniki.Wkrótce ręce i nogipoznaczył mi dekoracyjny wzór cienkich zadrapań.%7łałowałem, że nie zawróciłempo spodnie i bluzę, lecz z drugiej strony, w tej gęstwinie stał nieznośny dusznyupał.Inny niż gorąco plaży, gdzie powietrze mieszała rześki bryza znad oceanu.Pożeracz Chmur zatrzymał się. To tutaj.Rozejrzałem się, zdumiony nieoczekiwanym widokiem.Wokoło wznosiły sięruiny budowli.Kilka budynków, wzniesionych z ciosanego kamienia, rozsypują-cych się powoli.Zarośnięte pnączami mury gdzieniegdzie były jeszcze całkiemwysokie, lecz kruszyły się od góry.W większości pozapadały się i utworzyły ku-py gruzu, zagarnięte prawie bez reszty przez roślinność.Próbowałem wyobrazićsobie to miejsce przed kilkuset laty, gdy żyli tu jeszcze ludzie.Może pokrywaliściany kolorowym tynkiem i malowidłami, jak w dużych miastach? Tam, gdziepanoszyły się chwasty o grubych, palczastych liściach i kolczaste pnącza, kiedyśpewnie rosły kwiaty.Wytyczone ścieżki prowadziły między klombami i kamien-nymi ławami.Pracowali tu ludzie, biegały dzieci i oswojone zwierzęta.A terazzagarnęła to puszcza. Od bardzo dawna nie ma tu nikogo.Wszyscy z twojej rasy odeszli. Musiało minąć co najmniej kilka stuleci. Tysiące lat przekazał Poże-racz Chmur. Nikt ze starszych nie pamięta ludzi na Smoczym Archipelagu.Zostały tylko te ruiny.Ale są wszędzie, na każdej wyspie.Na Jaszczurze również.Często się tam bawiłem. Przerwał.Czułem, że coś w sobie tłamsi. Bawiliśmysię w takim miejscu razem z bratem podjął po chwili.Jednocześnie w gło-wie przemknął mi wizerunek małego smoka szarej miniatury ojca w białychpończochach. Miałem dopiero osiemnaście lat i jeszcze dziecięce imię.Szperacz był star-szy. Co się stało? Został na Jaszczurze?84 Umarł.Wpadł do starej studni w ruinach.Nie było w niej wody, ale byłabardzo głęboka, a otwór miała wąski. Zabił się? Udusił.Zwieże powietrze nie dochodziło do samego dna.Ojciec nie potrafiłgo wyciągnąć.Może, gdyby miał ludzki wzorzec.ale nie miał go.Czuwał tylkoaż do samego końca.Od tamtej pory zmienił się.Nienawidzi ludzi, bo wini ich zatamto nieszczęście.Zmienialiśmy terytoria, ciągle przenosiliśmy się z miejsca namiejsce.Byle dalej od ludzkiej rasy.Jednak wszędzie natykaliśmy się na jakieśresztki.W końcu zamienił się z tym starym wariatem.Ale nawet tu, na WyspieSzaleńca, stały wasze domy. Czy Pazur wie o tym? spytałem.Pożeracz Chmur machnął uszami. Niemam pojęcia.Może wie, ale udaje, że nie wie.Wyspa Szaleńca to już ostatniskrawek lądu.Dalej jest tylko ocean.A gdzieś trzeba wychowywać Liskę. Chodzmy już stąd poprosiłem.To miejsce i historia tragedii na Jaszczu-rze przygnębiły mnie.Zacząłem inaczej oceniać Pazura.Sam przecież straciłemrodziców.Zdarzyło się to bardzo dawno temu, gdy miałem dopiero parę lat, alei tak wielokrotnie śniła mi się blada, nieruchoma twarz mamy, z ustami pokryty-mi czarnym strupem.Budziłem się wtedy mały chłopczyk z rozpaczliwympłaczem i zasypiałem na powrót dopiero w bezpiecznych ramionach Płowego [ Pobierz całość w formacie PDF ]