[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.ChocSaż.cholera go wic.W duszÄ™ wkradÅ‚o mi siÄ™ podejrzenie.Z poczÄ…tku niewyrazne, potem silniejsze.PrzypomniaÅ‚em sobie zdradÄ™kilk.u n aszych agentów wywiadu, dezercjÄ™ plutonowego Górskiego  z tejże 2 kompanii  na odcinku, gdzieprzeszliÅ›my granicÄ™.Górski wÅ‚aÅ›nie przyjazniÅ‚ siÄ™ z Cimk:Ä… (imiÄ™ PiÄ™trowa od rosyjskiego: Timofiej).,,DiabeÅ‚ wie"  myÅ›laÅ‚em   nie tacy zdradzali! Może siÄ™ znów zwÄ…chaÅ‚ z czerwonymi".StanÄ…Å‚em. Idz sam naprzód!  rzekÅ‚em.s tanowczo do Piet rowa. Ja nie znam drogi, ale widzÄ™, że i ty jej nie znasz.Prowadz, jak chcesz!Cimka poszedÅ‚ naprzód.PodążaÅ‚em za nim, przygotowany na wszystko, uważnie obserwujÄ…c każdy jego ruch.Wkrótce wyszliÅ›my na skraj lasu.Pietrow dÅ‚ugo rozglÄ…daÅ‚ siÄ™ po okolicy. Wiesz, co? rzekÅ‚ niezdecydowanie. Zdaje mi siÄ™, że to.granica.Po naradzie postanowiliÅ›my, żeynusimy siÄ™ upewnić.Dlatego ja miaÅ‚emprzebiec znajdujÄ…cÄ… siÄ™ przed nami otwartÄ… przestrzeÅ„ (przypuszczalny dukt " graniczny).Gdyby ukryci gdzieÅ› wpoółiżu bolszewicy zaczÄ™li do mnie strzelać, Pietrow musiaÅ‚by ostrzelać ich, a potem siÄ™ wycofać na polskÄ…stronÄ™ pod osÅ‚onÄ… moich strzałów.PobiegÅ‚em.PÄ™dziÅ‚em tak szybko jak' tylko mogÅ‚em.DopadÅ‚em wydeptanej w Å›niegu Å›cieżki.ZobaczyÅ‚em niedalkostÄ…yd na tle krzaków  slupy graniczne.ZorientowaÅ‚em siÄ™ po nich, że byliÅ›my po bolszewickiej stronie.Wówczas przeszedÅ‚em kilkadziesiÄ…t kroków na po IskÄ… stronÄ™, a potem tylem naprzód wróciÅ‚em na granicÄ™ i tak samo  piec ami naprzód podążyÅ‚em ku Cimce. Cholera, diabeÅ‚ nas plÄ…cze!  klÄ…Å‚ Cimka. Ale teraz nie zbÅ‚Ä…dzimy.ZaczÄ…Å‚ padać Å›nieg.Znów ruszyliÅ›my.naprzód, lecz ja szedÅ‚em z tyÅ‚u.Razrozbudzona nieufność trwaÅ‚a nadal.Po dlużsi~ej drodze wybrnÄ™liÅ›my z lasu.Pietrow rozejrzaÅ‚ siÄ™ w krÄ…g.Wpewnym miejscu po tup al nogami i rzekÅ‚: Jest droga.Teraz nam pójdzie jak pżyÅ‚ spać. Gospodarzu  rzekÅ‚  gdyby ktokc >lwiek szedÅ‚ do chutoru, obudzcie mnie.Dobrze? Dobrze, dobrze.Ale kto teraz przyjedzie do nas? Po co? SÄ…siadów nie mamy.Krewni daleko.Odtraktu też nie blislco.Nikt tu nie zaglÄ…da.Zabawa obudziÅ‚ siÄ™ wieczorem.Pietrow nie: przyszedÅ‚.Wówczas poszedÅ‚ do lasu na spacer.WszedÅ‚miÄ™dzy wysokie drzewa i i dÅ‚ugo brodziÅ‚ po zgadywanych pod Å›nieżnÄ… osÅ‚onÄ… Å›cieżkach.ByÅ‚ mróz.Znieg sÅ‚ erzypiaÅ‚ pod nogami.Duże pÅ‚aty Å›niegu opadaÅ‚y z gaÅ‚Ä™zi.Po dÅ‚uższym czasie wróciÅ‚ nachutor. Chodzcie jeść kolacjÄ™  zaprosiÅ‚ go chÅ‚op. Dawno czekamy. Doskonale! Zaraz.Po spacerze Roman trochÄ™ poweselaÅ‚.Poza ty m w dobry humor wprawiÅ‚o go to, że jutro koÅ„czyÅ‚ siÄ™termin oczekiwania na Pi etrowa.WypiÅ‚ z gospodarzem sporÄ… ilość samogonu i poszli spać.Rozmarzony alkoholem wnet usnÄ…Å‚, lecz obudziÅ‚ siÄ™ po krótkim Å›nie.W pewnej chwili wydaÅ‚o mu siÄ™,że ktoÅ› zapukaÅ‚ do okna, lecz wkrótce siÄ™ przekonaÅ‚, że to (jak i poprzedniej nocy) zÅ‚udzenie.SpojrzaÅ‚na zegarek: dopiero po jedenastej.WstaÅ‚, wyjÄ…Å‚ spod poduszki pistolet i latarkÄ™.Potem wyszedÅ‚ dokuchni.Od silnego gorÄ…ca w izbie i wypitego samogonu chciaÅ‚o mu siÄ™ pić.Gdy siÄ™ napiÅ‚ wody;,zbliżyÅ‚ siÄ™ do okna i dÅ‚ugo patrzyÅ‚ w k; ierunku traktu.Na dworze byÅ‚o cicho.Znieg skrzyÅ‚ siÄ™ wpromieniach księżyca.Drzewa staÅ‚y oszronione, niby srebrne.Noc byÅ‚a cudna.Teren wyglÄ…daÅ‚jak bajeczna dekoracja.Roman posÅ‚yszaÅ‚ w ciemnoÅ›ci za sobÄ… gÅ‚oÅ›ne westchnienie, jakby jÄ™k.PrÄ™dko siÄ™ obróciÅ‚ i wÅ‚ażąc naÅ‚awkÄ™ obok Å›ciany, poÅ›wieciÅ‚ latarkÄ… na piec.ZobaczyÅ‚ tam córkÄ™ gospodarza, Å›piÄ…cÄ… na rozesÅ‚anymweÅ‚nÄ… do góry kożuchu.Dziewczyna byÅ‚a zupeÅ‚nie naga, bo z gorÄ…ca zrzuciÅ‚aÅ› siebie grutu^, lnianÄ…koszulÄ™.LeżaÅ‚a z rozrzuconymi niedbale ramionami, jakby z gorÄ…cego, różowego marmuru wykuta.DÅ‚ugo patrzyÅ‚ z zapartym oddechem i częściej bijÄ…cym sercem na nagÄ… dziewczynÄ™, a potem wyszedÅ‚do ogólnej izby i poÅ‚ożyÅ‚ si Ä™ do łóżka.Usnąć nie mógÅ‚.Po przespaniu wczorajszej nocy i częścidzisiejszeg o dnia, nie można byÅ‚o59 nawet myÅ›leć o dalszym Å›nie.A teraz.gdy zamykaÅ‚ oczy, widziaÅ‚ rozkosznie rozrzucone ciaÅ‚okobiety.tak nieodpa1 ;cie wabiÄ…ce, kuszÄ…ce.WstaÅ‚.WyszedÅ‚ do kuchni.Po cichu, tÅ‚umiÄ…c oddech, wspiÄ…Å‚ siÄ™ na zapiecek i uklÄ…kÅ‚ obok Magdy.ZaÅ›wieciÅ‚ latÄ…rk Ä™.WyrwaÅ‚ z ciemnoÅ›ci zarzucone pod gÅ‚owÄ… krÄ…gÅ‚e ramiÄ™, falujÄ…cÄ… pierÅ›, rozchylonewargi.Nozdrza Å‚askotaÅ‚a mu lekka woÅ„ potu.PogÅ‚askaÅ‚ jÄ… po polic; dcu. Co?.Kto to?. odezwaÅ‚a s;iÄ™, otwierajÄ…c oczy. Cicho, Magdziu, cicho.to ja.Dziewczyna milczaÅ‚a.Po chwili us unęła siÄ™ trochÄ™ na bok.PozostaÅ‚ z niÄ… do rana.Gdy siÄ™ rozwidniÅ‚o, gospodarz pc )jec.haÅ‚ do MiÅ„ska na targ. Nie ma co kupić na tym targu.; ale ot.jezdzimy.Z nawyku rzekÅ‚ do Zabawy.Magda pojechaÅ‚a razem z nim.CÅ‚ lcieli wymienić za sól trochÄ™ kartofli i zboża.Roman StaraÅ‚ siÄ™ zobaczyć twarz Magdy.MyÅ›laÅ‚, że po dzisiejszej nocy bÄ™dzie skrÄ™powana izawstydzona, bo prz; /puszczaÅ‚, że ulegÅ‚a mu  przez grzeczność".Lecz parÄ™ razy zÅ‚apaÅ‚ na sobie tak s;zelmowskie spojrzenia jej oczu i dostrzegÅ‚ tak filuterny uÅ›miech, że zupeÅ‚nie usp okoiÅ‚ siÄ™.W poÅ‚udnie dostrzegÅ‚ przez o kno w kuchni idÄ…cego z dala po drodze od traktu mężczyznÄ™.ZaczÄ…Å‚skakać z radoÅ›ci poznajÄ…c PiÄ™trowa. Część, krokodylu!  rykn.Ä…Å‚ kolega wchodzÄ…c do izby i rzucajÄ…c na łóżko przyniesionÄ… paczkÄ™.No, i z,machaÅ‚em siÄ™! Dla ludzi mróz, lecz dla mnie Å‚aznia!  ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej, wycierajÄ…c spoconeczoÅ‚o.A u ciebie co sÅ‚ychać? Wszystko w porzÄ…dku.7 Tylko 'za dÅ‚ugo na ciebie czekaÅ‚em. Nic.Innym razem ja zaczekam.Skwitujemy siÄ™.Ależ siÄ™ namÄ™czyÅ‚em.I trzy dni nie piÅ‚em. Dlaczego? Wody breAk? Wody? Tfu! Wódki zab rakÅ‚o! Mam trochÄ™ samogonu;.«  Co!.I milczaÅ‚eÅ›?! Dawaj prÄ™dzej!WypiÅ‚ duszkiem szklankÄ™ samogonu i oblizaÅ‚ wargi. Wiesz, co?  rzekÅ‚ dc  % Zabawy rozczulony [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl