[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Lenie kręci głową.- Kogo to obchodzi?Lubina nie widać na sonarze, pewnie śpi gdzieś na dnie.Zostawiają mu wiadomość.Brander i Caraco wymieniają łożyska w szóstce; wstrząs, który wystąpił w czasie poprzedniejzmiany, spowodował pęknięcie obudowy i wcisnął w maszynerię dwa tysiące kilogramówszlamu i żwiru.Mimo to pozostałe generatory są w stanie bez problemu wypełnić powstałąlukę.Brander i Caraco chwytają się swych kalmarów i dołączają do całego pochodu.- Powinniśmy przygasić latarki - bzyczy Nakata, gdy opuszczają Gardło.- I trzymać sięblisko dna.Być może łatwo to wystraszyć.Przyciemniwszy światła do poziomu żarzących się węgli, podążają za odczytami przezciemność niemal nieprzeniknioną nawet dla oczu ryftera.Caraco równa się z Clarke.- Odpływam potem w błękitną, siną dal.Chcesz się ze mną zabrać?Clarke czuje we wnętrzu czyjś dreszcz odrazy; rzecz jasna, to Nakata.Kobieta zwykłatowarzyszyć Caraco w jej codziennych wyprawach wzdłuż przewodu transpondera Beebe, alejakieś dwa tygodnie temu przestała.Coś wydarzyło się w warstwie DSL - najwyrazniej nicgroznego, ale od tej pory Alice zaczęła reagować dość chłodno na perspektywę znalezieniasię w pobliżu powierzchni.Od tamtej pory Caraco nagabywała pozostałych, czy zechcielibydotrzymywać jej towarzystwa.Clarke potrząsa głową.- Mało ci wysiłku fizycznego po wysysaniu syfu z szóstki?Caraco wzrusza ramionami.- Inne grupy mięśni.- Jak daleko teraz docierasz?- Prawie do tysiąca.Jeszcze miesiąc i będę robić kursy na powierzchnię.Wokół nich narastał dzwięk, ale działo się to tak stopniowo, że Clarke nie potrafistwierdzić, kiedy dokładnie zaczęła go rejestrować; to mrukliwy, mechaniczny hałas, odległyodgłos skał ścieranych na proch przez ogromne trzonowce.Przez grupę, w tę i z powrotem, przebiegają ukłucia niepokoju.Clarke próbuje sięopanować.Wie, co ich czeka, wszyscy wiedzą, nie jest to bynajmniej tak niebezpieczne, jakzadania, które wykonują na każdej zmianie.To w ogóle nie jest niebezpieczne.Chyba, że ma zamontowane jakieś systemy obronne, o których nie mamy pojęcia.Ale ten dzwięk, same rozmiary tego czegoś na wyświetlaczu.Wszyscy jesteśmy wystraszeni.Wiemy, że nie ma się czego bać, ale słyszymy tylko zgrzytzębów w mroku.Dostatecznie trudno jest poradzić sobie z własnym niepokojem.Bycie dostrojoną doemocji wszystkich innych wcale nie pomaga.Nagłe uczucie zaskoczenia ze strony Brandera na przedzie.Potem Nakaty, następnej wkolejności, na ułamek sekundy nim Clarke sama odczuwa łagodne uderzenie turbulencji.Zawczasu ostrzeżona, Caraco ledwie emanuje jakimkolwiek uczuciem, gdy pióropusz dosięgawreszcie i jej.Mrok stał się nieco bardziej ciemny, a woda kleista.Zatrzymują się w miejscu pośródstrumienia składającego się po połowie ze szlamu i wody morskiej.- Smuga wydechowa.- Wibrujący głos Brandera.Musi mówić głośniej, by w ogóle byćsłyszanym pośród odgłosów wydawanych przez żarłoczną maszynerię.Odwracają się i ruszają pod prąd smugi; trzymają się jej krawędzi, polegając raczej nadotyku niż wzroku.Wszechobecny pomruk narasta do poziomu ogłuszającej kakofonii,rozpada się na tuzin innych dzwięków: łoskot kafarów, stłumionych eksplozji i betoniarek.Clarke ledwie daje radę zebrać myśli pośród rozchodzącego się w wodzie hałasu i lękunarastającego w czterech różnych umysłach, aż nagle to coś znajduje się dokładnie przednimi, zaledwie przez chwilę, ogromny, segmentowany bieżnik pnący się po kole zębatymwysokim na dwa piętra i znikający w mule.- Jezu.To jest w chuj wielkie.- Brander najwyrazniej pogłośnił swój vocoder.Trzymają się razem, kierując kalmary wysoko w górę i płynąc pod kątem.Clarke czujedreszczyk emocji pochodzący z trzech innych par nadnerczy, dorzuca do zestawu swójwłasny i posyła całość dalej, tworząc zamknięty obieg grupowych odczuć.Przy maksymalnieprzygaszonych latarkach, widoczność ograniczona jest do trzech metrów; nawet rzeczyznajdujące się tuż przed twarzą Clarke sprowadzają się do cieni pośród cieni, słabooświetlonych kierowanym to na jedną, to na drugą stronę promieniem.Przez chwilę bieżnik przesuwa się pod nimi - segmentowana, ruchoma droga o szerokościkilku metrów.Zza niego wyłania się i niemal natychmiast znów niknie z oczu niewyraznarównina pełna pogmatwanych, metalowych kształtów: kanały wylotowe, kopuły sonarów,przewody przepływomierza.Aoskot nieco cichnie, w miarę jak zbliżają się do centrumkadłuba.Większość wypukłości została wygładzona do hydrodynamicznego kształtu kropli.Zbliska jednak okazuje się, że nie brakuje uchwytów dla dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- Lenie kręci głową.- Kogo to obchodzi?Lubina nie widać na sonarze, pewnie śpi gdzieś na dnie.Zostawiają mu wiadomość.Brander i Caraco wymieniają łożyska w szóstce; wstrząs, który wystąpił w czasie poprzedniejzmiany, spowodował pęknięcie obudowy i wcisnął w maszynerię dwa tysiące kilogramówszlamu i żwiru.Mimo to pozostałe generatory są w stanie bez problemu wypełnić powstałąlukę.Brander i Caraco chwytają się swych kalmarów i dołączają do całego pochodu.- Powinniśmy przygasić latarki - bzyczy Nakata, gdy opuszczają Gardło.- I trzymać sięblisko dna.Być może łatwo to wystraszyć.Przyciemniwszy światła do poziomu żarzących się węgli, podążają za odczytami przezciemność niemal nieprzeniknioną nawet dla oczu ryftera.Caraco równa się z Clarke.- Odpływam potem w błękitną, siną dal.Chcesz się ze mną zabrać?Clarke czuje we wnętrzu czyjś dreszcz odrazy; rzecz jasna, to Nakata.Kobieta zwykłatowarzyszyć Caraco w jej codziennych wyprawach wzdłuż przewodu transpondera Beebe, alejakieś dwa tygodnie temu przestała.Coś wydarzyło się w warstwie DSL - najwyrazniej nicgroznego, ale od tej pory Alice zaczęła reagować dość chłodno na perspektywę znalezieniasię w pobliżu powierzchni.Od tamtej pory Caraco nagabywała pozostałych, czy zechcielibydotrzymywać jej towarzystwa.Clarke potrząsa głową.- Mało ci wysiłku fizycznego po wysysaniu syfu z szóstki?Caraco wzrusza ramionami.- Inne grupy mięśni.- Jak daleko teraz docierasz?- Prawie do tysiąca.Jeszcze miesiąc i będę robić kursy na powierzchnię.Wokół nich narastał dzwięk, ale działo się to tak stopniowo, że Clarke nie potrafistwierdzić, kiedy dokładnie zaczęła go rejestrować; to mrukliwy, mechaniczny hałas, odległyodgłos skał ścieranych na proch przez ogromne trzonowce.Przez grupę, w tę i z powrotem, przebiegają ukłucia niepokoju.Clarke próbuje sięopanować.Wie, co ich czeka, wszyscy wiedzą, nie jest to bynajmniej tak niebezpieczne, jakzadania, które wykonują na każdej zmianie.To w ogóle nie jest niebezpieczne.Chyba, że ma zamontowane jakieś systemy obronne, o których nie mamy pojęcia.Ale ten dzwięk, same rozmiary tego czegoś na wyświetlaczu.Wszyscy jesteśmy wystraszeni.Wiemy, że nie ma się czego bać, ale słyszymy tylko zgrzytzębów w mroku.Dostatecznie trudno jest poradzić sobie z własnym niepokojem.Bycie dostrojoną doemocji wszystkich innych wcale nie pomaga.Nagłe uczucie zaskoczenia ze strony Brandera na przedzie.Potem Nakaty, następnej wkolejności, na ułamek sekundy nim Clarke sama odczuwa łagodne uderzenie turbulencji.Zawczasu ostrzeżona, Caraco ledwie emanuje jakimkolwiek uczuciem, gdy pióropusz dosięgawreszcie i jej.Mrok stał się nieco bardziej ciemny, a woda kleista.Zatrzymują się w miejscu pośródstrumienia składającego się po połowie ze szlamu i wody morskiej.- Smuga wydechowa.- Wibrujący głos Brandera.Musi mówić głośniej, by w ogóle byćsłyszanym pośród odgłosów wydawanych przez żarłoczną maszynerię.Odwracają się i ruszają pod prąd smugi; trzymają się jej krawędzi, polegając raczej nadotyku niż wzroku.Wszechobecny pomruk narasta do poziomu ogłuszającej kakofonii,rozpada się na tuzin innych dzwięków: łoskot kafarów, stłumionych eksplozji i betoniarek.Clarke ledwie daje radę zebrać myśli pośród rozchodzącego się w wodzie hałasu i lękunarastającego w czterech różnych umysłach, aż nagle to coś znajduje się dokładnie przednimi, zaledwie przez chwilę, ogromny, segmentowany bieżnik pnący się po kole zębatymwysokim na dwa piętra i znikający w mule.- Jezu.To jest w chuj wielkie.- Brander najwyrazniej pogłośnił swój vocoder.Trzymają się razem, kierując kalmary wysoko w górę i płynąc pod kątem.Clarke czujedreszczyk emocji pochodzący z trzech innych par nadnerczy, dorzuca do zestawu swójwłasny i posyła całość dalej, tworząc zamknięty obieg grupowych odczuć.Przy maksymalnieprzygaszonych latarkach, widoczność ograniczona jest do trzech metrów; nawet rzeczyznajdujące się tuż przed twarzą Clarke sprowadzają się do cieni pośród cieni, słabooświetlonych kierowanym to na jedną, to na drugą stronę promieniem.Przez chwilę bieżnik przesuwa się pod nimi - segmentowana, ruchoma droga o szerokościkilku metrów.Zza niego wyłania się i niemal natychmiast znów niknie z oczu niewyraznarównina pełna pogmatwanych, metalowych kształtów: kanały wylotowe, kopuły sonarów,przewody przepływomierza.Aoskot nieco cichnie, w miarę jak zbliżają się do centrumkadłuba.Większość wypukłości została wygładzona do hydrodynamicznego kształtu kropli.Zbliska jednak okazuje się, że nie brakuje uchwytów dla dłoni [ Pobierz całość w formacie PDF ]