[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludność tutejsza w ciekawy sposób trzymała się miejscowych tradycji, już i wtedyodwiecznych.W okresie rzymskim cały obszar łysogórski stanowił jedno wielkie zagłębiehutnicze o powierzchni około 400 km kw.Starannie badała je specjalna ekipa archeologów iinnych fachowców, działająca w tak zwanym planie łysogórskim.Owocem jej pracy jestmiędzy innymi niewielkie muzeum w Słupi, przy drodze wiodącej na Zwięty Krzyż,niedaleko od słynnej figury klęczącego pielgrzyma.Osiedle rozkopywane na stanowisku Aazy datuje się z VII wieku, jest więc pózniejsze odokresu rzymskiego.Mimo to i w nim odkryto dotychczas aż osiemnaście piecowiskhutniczych, które odnalazł i badał magister Kazimierz Bielenin.Tak to wygląda, jakbywysoko dawniej spiętrzone wody opadły, ale nie wyschły, utrzymały się w małych stawkach,może kałużach.Wygasły tysiące piecowisk rozsianych po wielkiej przestrzeni - poszczególnewioski nadal uprawiały hutnictwo, już w małej skali.Nic przecież nie pozwala twierdzić, że Aazy były jedyną osadą okolicy lub nawet na stokach samej Aysej Góry (gdyby nie rówwokół rezerwatu, nie wiedzielibyśmy niczego i o bazach ).Owszem, wyrazne śladywskazują, że osadnictwo pełzło zboczem, ku szczytowi.Nigdzie jednak nie przekroczyło264wału.Las jest pełen tajemnic.Nie mówię już nawet o gęsto teraz zarosłej aptecebenedyktyńskiej , gdzie ojcowie hodowali niegdyś rozmaite zioła, którymi kurowali każdego,kto się zgłosił, podobno nader skutecznie.Ale niedaleko od niej, więc w głębi puszczy, jestmur kamienny, o którym nawet podania niczego nie mówią.Badać tu tylko a badać, tematówna długie lata wystarczy.Na razie na Aysej Górze są trzy stanowiska archeologiczne.Dwa już opisałem.Trzeciezobaczyć musi każdy, kto przywędruje na szczyt albo idzie od Słupi drogą królewską (niema ona nic wspólnego z Jagiellonami ani nawet z epoką monarchów obieralnych; powinna sięnazywali cesarsko-królewską , bo przeprowadzili ją Austriacy, którzy od trzeciego rozbiorudo roku 1809 władali Kielecczyzną).Wschodnia część łysiny szczytowej jest obszerna i stanowi znowuż dziwnie równąpłaszczyznę.Według wszelkiego prawdopodobieństwa ludzie dopomogli przyrodzie,niwelując polanę - nie wiadomo jednak kiedy.Droga królewska przecina ją wzdłuż osi,wiodąc od drewnianej kapliczki, gdzie stać miał kościół Dobrawy, ku dzisiaj istniejącemuklasztorowi.Cała łąka mieści się wewnątrz kamiennego wału, odkrytego przez doktoraGąssowskiego, i tym przede wszystkim trzecie stanowisko łysogórskie różni się od obupoprzednich.A w logicznym wyniku takiego stanu rzeczy różni się również znaleziskami -przynajmniej dotychczas.Działa tu magister Zygmunt Pyzik, a ślady jego robót same rzucają się w oczy każdegoprzechodnia.Wyrył więc rów, biegnący prosto jak strzelił aż ku zaroślom na skraju(zakonnicy nie sprzeciwiali się psuciu pięknego pastwiska; odnoszą się w ogóle dowykopalisk bardzo życzliwie, ofiarowali archeologom usługi własnej kuchni i jadalni,zdejmując im z głowy wielki kłopot, bo w pustkowiu trudno o zaprowiantowanie).Przy samejdrodze zdjęta została murawa z dość znacznej powierzchni.Pokazał się jakiś fundament,wyraznie dzielący się na trzy pola, resztki bruku, szczątki studni.Odnaleziono nawet monety,pozwalające dokładnie datować.Tak więc wszystko, co leżało nad brukiem, pochodzi z XVIIIstulecia (stare wizerunki pouczają o istnieniu jakichś budowli przed bramą kościoła i niżej odniej).Co leży pod brukiem, przyszłość wykaże.Na razie brak jakichkolwiek dowodów życiaosiadłego z doby pogańskiej.Nie pomógł nawet ów długi rów, który powinien był na cośnatrafić.Ludzie bywali tu w dobie układania kamiennego wału - a więc w VIII czy IXstuleciu - ale nie mieszkali.265Dotychczasowe poszukiwania naszkicowały zatem przedchrześcijańską przeszłość AysejGóry w sposób dość wyrazisty i całkiem logiczny.Rozległa łysina szczytu nie zdradziłaśladów mieszkań ludzkich.Była opasana wałem, za którego zewnętrznym skłonem zaczynałosię plenić życie osiadłe. Aazy leżą daleko, ale na dzisiejszym Bielniku chaty przysuwały sięw samo pobliże świętego kręgu.Widocznie wolno go było na co dzień oglądać, dotykaćnawet może, lecz nie przekraczać.Skały i łąki zamknięte wewnątrz służyły celom innym niżbytowanie powszednie.Namacalne, rzeczowe dowody zdają się świadczyć o prawdzie legend, za długo i nazbytjuż zarozumiale pogardzanej.Zwiątynia! Przecież nie mogło chyba obejść się bez niej.Siedziby jej stróżów, kapłanów!Natura miejsca sprawia, że oczy same kierują się ku skalistemu grzbietowi, gdzie od XI wiekustoi kościół chrześcijański.Badacze ryli i tutaj.Znalezli, owszem, lecz tylko dowody, że za Kazimierza Wielkiego,kiedy przedłużano prezbiterium, usunięto mur z XIII wieku.Nie można go było zostawić, bostałby za blisko absydy.Kościół, jak się już wspominało, bywał nie raz jeden przerabiany.Dzisiejszy jego wygląddatuje się z czasów póznych, bo aż z XVIII stulecia.Ale w krużgankach klasztoru wyrazniewystępuje gotyk.Pod budowlą jest sam grzebień skaty, należało zatem znalezć oparcie dlamurów - tu podsypać i umocnić, tam znów skopać.Jeśli Mieszko i Dobrawa naprawdęwznieśli swój kościół aż hen pod lasem, to imiona takich, którzy pózniej nakazywali tuwielkie prace, utworzą całą litanię: Odnowiciel lub Zmiały, ktoś z XIII wieku, KazimierzWielki, Jagiellonowie i wielu młodszych.Czy jest tu w ogóle jaka gruda ziemi, której by nietknęła łopata budowniczych?W 1686 roku natknięto się podczas robót na posąg bożyszcza węglami osypany.Garnuszek z Aaz miał więcej szczęścia, los - jak widać - ani myśli się liczyć z wartościązabytku.Nie złorzeczmy mu jednak przesadnie, bo okazał się łaskawy dla kruchego gipsu wWiślicy.Kościół świętokrzyski ma oczywiście podziemia.Turyści radzi je oglądają, ulegającsmutnej manii natury ludzkiej, zawsze ciekawej trupów, a znęceni wynikami innegoniepojętego dziwactwa, które każe chować zwłoki bliskich w murowanych grobach lubbalsamować je.Gdyby Jeremi Wiśniowiecki mógł przewidzieć sensację, jaką budzić będąjego szczątki, kazałby testamentem postąpić z nimi w sposób jedynie rozumny, to znaczy266pochować w sosnowych deskach wprost w ziemi.Kniaz z Aubniów od dawna leży w otwartejtrumnie i bez butów.Ukradł mu je pewnie jakiś piechur austriacki w 1915 roku, kiedysplądrowano grobowce, a wysoką wieżę, krytą miedzianą blachą, wysadzono w powietrze.Istnieje stare podanie o postach polskich, którzy z rozkazu króla podróżowali do Rzymu porelikwie.Papież polecił im wrócić do domu i przywiezć nieco ziemi spod Sandomierza,tylekroć nawiedzanego przez Tatarów.Ze ściśniętej palcami grudki pociekła krew.Moimzdaniem, w opowiedzianej legendzie tai się spostrzeżenie na pewno trafne.Wobechistorycznej starości tego kraju uznać wypadnie, że prochy ludzkie stanowią poważnyskładnik jego pól.Tych, którzy obrócili się w glebę, spotkał los zaszczytny, godny człowieka.Podziemia z trumnami, fundamenty kościoła i klasztoru, dzwonnica, długie muryobwodowe, roboty przy wznoszeniu rozmaitych budowli więziennych, których na szczęścieprzeważnie już nie ma, to wszystko wymagało kopania, kopania, kopania.Obym się mylił, ale wątpić wolno, czy cokolwiek z dawniejszych czasów da się jeszcze naszczycie Aysej Góry odkopać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Ludność tutejsza w ciekawy sposób trzymała się miejscowych tradycji, już i wtedyodwiecznych.W okresie rzymskim cały obszar łysogórski stanowił jedno wielkie zagłębiehutnicze o powierzchni około 400 km kw.Starannie badała je specjalna ekipa archeologów iinnych fachowców, działająca w tak zwanym planie łysogórskim.Owocem jej pracy jestmiędzy innymi niewielkie muzeum w Słupi, przy drodze wiodącej na Zwięty Krzyż,niedaleko od słynnej figury klęczącego pielgrzyma.Osiedle rozkopywane na stanowisku Aazy datuje się z VII wieku, jest więc pózniejsze odokresu rzymskiego.Mimo to i w nim odkryto dotychczas aż osiemnaście piecowiskhutniczych, które odnalazł i badał magister Kazimierz Bielenin.Tak to wygląda, jakbywysoko dawniej spiętrzone wody opadły, ale nie wyschły, utrzymały się w małych stawkach,może kałużach.Wygasły tysiące piecowisk rozsianych po wielkiej przestrzeni - poszczególnewioski nadal uprawiały hutnictwo, już w małej skali.Nic przecież nie pozwala twierdzić, że Aazy były jedyną osadą okolicy lub nawet na stokach samej Aysej Góry (gdyby nie rówwokół rezerwatu, nie wiedzielibyśmy niczego i o bazach ).Owszem, wyrazne śladywskazują, że osadnictwo pełzło zboczem, ku szczytowi.Nigdzie jednak nie przekroczyło264wału.Las jest pełen tajemnic.Nie mówię już nawet o gęsto teraz zarosłej aptecebenedyktyńskiej , gdzie ojcowie hodowali niegdyś rozmaite zioła, którymi kurowali każdego,kto się zgłosił, podobno nader skutecznie.Ale niedaleko od niej, więc w głębi puszczy, jestmur kamienny, o którym nawet podania niczego nie mówią.Badać tu tylko a badać, tematówna długie lata wystarczy.Na razie na Aysej Górze są trzy stanowiska archeologiczne.Dwa już opisałem.Trzeciezobaczyć musi każdy, kto przywędruje na szczyt albo idzie od Słupi drogą królewską (niema ona nic wspólnego z Jagiellonami ani nawet z epoką monarchów obieralnych; powinna sięnazywali cesarsko-królewską , bo przeprowadzili ją Austriacy, którzy od trzeciego rozbiorudo roku 1809 władali Kielecczyzną).Wschodnia część łysiny szczytowej jest obszerna i stanowi znowuż dziwnie równąpłaszczyznę.Według wszelkiego prawdopodobieństwa ludzie dopomogli przyrodzie,niwelując polanę - nie wiadomo jednak kiedy.Droga królewska przecina ją wzdłuż osi,wiodąc od drewnianej kapliczki, gdzie stać miał kościół Dobrawy, ku dzisiaj istniejącemuklasztorowi.Cała łąka mieści się wewnątrz kamiennego wału, odkrytego przez doktoraGąssowskiego, i tym przede wszystkim trzecie stanowisko łysogórskie różni się od obupoprzednich.A w logicznym wyniku takiego stanu rzeczy różni się również znaleziskami -przynajmniej dotychczas.Działa tu magister Zygmunt Pyzik, a ślady jego robót same rzucają się w oczy każdegoprzechodnia.Wyrył więc rów, biegnący prosto jak strzelił aż ku zaroślom na skraju(zakonnicy nie sprzeciwiali się psuciu pięknego pastwiska; odnoszą się w ogóle dowykopalisk bardzo życzliwie, ofiarowali archeologom usługi własnej kuchni i jadalni,zdejmując im z głowy wielki kłopot, bo w pustkowiu trudno o zaprowiantowanie).Przy samejdrodze zdjęta została murawa z dość znacznej powierzchni.Pokazał się jakiś fundament,wyraznie dzielący się na trzy pola, resztki bruku, szczątki studni.Odnaleziono nawet monety,pozwalające dokładnie datować.Tak więc wszystko, co leżało nad brukiem, pochodzi z XVIIIstulecia (stare wizerunki pouczają o istnieniu jakichś budowli przed bramą kościoła i niżej odniej).Co leży pod brukiem, przyszłość wykaże.Na razie brak jakichkolwiek dowodów życiaosiadłego z doby pogańskiej.Nie pomógł nawet ów długi rów, który powinien był na cośnatrafić.Ludzie bywali tu w dobie układania kamiennego wału - a więc w VIII czy IXstuleciu - ale nie mieszkali.265Dotychczasowe poszukiwania naszkicowały zatem przedchrześcijańską przeszłość AysejGóry w sposób dość wyrazisty i całkiem logiczny.Rozległa łysina szczytu nie zdradziłaśladów mieszkań ludzkich.Była opasana wałem, za którego zewnętrznym skłonem zaczynałosię plenić życie osiadłe. Aazy leżą daleko, ale na dzisiejszym Bielniku chaty przysuwały sięw samo pobliże świętego kręgu.Widocznie wolno go było na co dzień oglądać, dotykaćnawet może, lecz nie przekraczać.Skały i łąki zamknięte wewnątrz służyły celom innym niżbytowanie powszednie.Namacalne, rzeczowe dowody zdają się świadczyć o prawdzie legend, za długo i nazbytjuż zarozumiale pogardzanej.Zwiątynia! Przecież nie mogło chyba obejść się bez niej.Siedziby jej stróżów, kapłanów!Natura miejsca sprawia, że oczy same kierują się ku skalistemu grzbietowi, gdzie od XI wiekustoi kościół chrześcijański.Badacze ryli i tutaj.Znalezli, owszem, lecz tylko dowody, że za Kazimierza Wielkiego,kiedy przedłużano prezbiterium, usunięto mur z XIII wieku.Nie można go było zostawić, bostałby za blisko absydy.Kościół, jak się już wspominało, bywał nie raz jeden przerabiany.Dzisiejszy jego wygląddatuje się z czasów póznych, bo aż z XVIII stulecia.Ale w krużgankach klasztoru wyrazniewystępuje gotyk.Pod budowlą jest sam grzebień skaty, należało zatem znalezć oparcie dlamurów - tu podsypać i umocnić, tam znów skopać.Jeśli Mieszko i Dobrawa naprawdęwznieśli swój kościół aż hen pod lasem, to imiona takich, którzy pózniej nakazywali tuwielkie prace, utworzą całą litanię: Odnowiciel lub Zmiały, ktoś z XIII wieku, KazimierzWielki, Jagiellonowie i wielu młodszych.Czy jest tu w ogóle jaka gruda ziemi, której by nietknęła łopata budowniczych?W 1686 roku natknięto się podczas robót na posąg bożyszcza węglami osypany.Garnuszek z Aaz miał więcej szczęścia, los - jak widać - ani myśli się liczyć z wartościązabytku.Nie złorzeczmy mu jednak przesadnie, bo okazał się łaskawy dla kruchego gipsu wWiślicy.Kościół świętokrzyski ma oczywiście podziemia.Turyści radzi je oglądają, ulegającsmutnej manii natury ludzkiej, zawsze ciekawej trupów, a znęceni wynikami innegoniepojętego dziwactwa, które każe chować zwłoki bliskich w murowanych grobach lubbalsamować je.Gdyby Jeremi Wiśniowiecki mógł przewidzieć sensację, jaką budzić będąjego szczątki, kazałby testamentem postąpić z nimi w sposób jedynie rozumny, to znaczy266pochować w sosnowych deskach wprost w ziemi.Kniaz z Aubniów od dawna leży w otwartejtrumnie i bez butów.Ukradł mu je pewnie jakiś piechur austriacki w 1915 roku, kiedysplądrowano grobowce, a wysoką wieżę, krytą miedzianą blachą, wysadzono w powietrze.Istnieje stare podanie o postach polskich, którzy z rozkazu króla podróżowali do Rzymu porelikwie.Papież polecił im wrócić do domu i przywiezć nieco ziemi spod Sandomierza,tylekroć nawiedzanego przez Tatarów.Ze ściśniętej palcami grudki pociekła krew.Moimzdaniem, w opowiedzianej legendzie tai się spostrzeżenie na pewno trafne.Wobechistorycznej starości tego kraju uznać wypadnie, że prochy ludzkie stanowią poważnyskładnik jego pól.Tych, którzy obrócili się w glebę, spotkał los zaszczytny, godny człowieka.Podziemia z trumnami, fundamenty kościoła i klasztoru, dzwonnica, długie muryobwodowe, roboty przy wznoszeniu rozmaitych budowli więziennych, których na szczęścieprzeważnie już nie ma, to wszystko wymagało kopania, kopania, kopania.Obym się mylił, ale wątpić wolno, czy cokolwiek z dawniejszych czasów da się jeszcze naszczycie Aysej Góry odkopać [ Pobierz całość w formacie PDF ]