[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No cóż.- Raymond spoglądał na książkę z zadumą. Jeśli o mnie chodzi, tego rodzaju lektura nigdy mi wiele nie dała.-Usiadł,podobnie jak Katrina.- Nie jesteś zbyt towarzyska, nieprawdaż? Mamw ogóle wrażenie, że spędzasz na czytaniu i rozmyślaniu więcej czasuniż jakakolwiek inna znana mi kobieta.Och, nie pomyśl przypadkiem,że mam coś przeciw kobietom, które lubią czytać.sam wielokrotniezachęcałem moje córki do czytania i zadawania pytań.Zastanawiamsię tylko, czy tak samo odsuwasz się od otoczenia u siebie w domu.Katrin zmarszczyła czoło.- Co to ma do rzeczy?- Nie zrozum mnie zle, ale nadal nie wiem, a chciałbym wiedzieć, coAidan ma z tego małżeństwa prócz możliwości urzeczywistnienia tegoniedorzecznego pragnienia posiadania plantacji herbaty.Kobieta, któraprzedkłada książki nad swego męża, nie jest chyba w stanie utrzymaćgo przy sobie.Czy nie dlatego Aidan tak często opuszcza dom?Poczuła, że ogarniają gniew.- Sądzę, że jest to sprawa wyłącznie między Aidanem a mną, wkażdym razie on z pewnością nie miał powodu, aby się uskarżać.- Mężczyzna nie znika z domu bez powodu.- Raymond odłożyłksiążkę na stolik i rozsiadł się wygodniej, zakładając nogę na nogę -jeszcze jeden gest, który w bolesny sposób przywiódł jej na myślAidana.Może właśnie dlatego obaj nie mogą się porozumieć, bo są zabardzo podobni do siebie, pomyślała Katrina, zdając sobiejednocześnie sprawę, że nigdy nie wypowiedziałaby tej refleksji nagłos w obecności Aidana- Może - odezwał się znowu Raymond - powinnaś zacząć oferowaćmu takie życie rodzinne, na jakie mężczyzna zasługuje.Jej usta drżały.Zacisnęła je, prostując się na siedzeniu.- Obawiam się, że nie jesteś w stanie sobie wyrobić obrazu na tematnaszego wspólnego życia w domu.Jeśli zaś chodzi o Aidana, topodróżuje tak często, bo chciałby się dowiedzieć czegoś więcej ouprawie herbaty.- W ten sposób się tłumaczy, czy tak? - W głosie jej teścia zabrzmiałoautentyczne rozbawienie.- Nie miałam nigdy powodu, aby mu nie wierzyć. - Moje drogie dziecko, każesz mu odgrywać rolę ojca swojego.niechcę powiedzieć: bękarta, a zatem: twego syna, którego pochodzeniebudzi niemałe wątpliwości.Obecnie jego rzekomo biologiczny ojciecjest skłonny zabrać go do siebie, czemu z kolei ty się sprzeciwiasz.Jednocześnie nie dajesz, jak widać, dzieci Aidanowi.Jak towytłumaczysz?Gwałtownie wstała z miejsca.- W ogóle nie zamierzam tego tłumaczyć, ponieważ nie powinno tonikogo obchodzić.A teraz przepraszam, ale muszę już iść.- Za pozwoleniem! - grzmiący okrzyk Raymonda zatrzymał ją w półkroku tak raptownie, że uderzyła kolanem o stolik.Z bolesnymgrymasem na twarzy odwróciła się do teścia.- Nie jestem przyzwyczajony, aby moje dzieci, zięciowie lub synoweodchodzili tak po prostu, zanim im na to pozwolę.- A ja nie jestem przyzwyczajona do takiego tonu.Nie zwracali się domnie w ten sposób ani mój ojciec, ani brat.- Widzisz we mnie jakiegoś potwora, tymczasem jestem tylko jednymz tych ojców, którzy troszczą się o każde ze swoich dzieci, w tymrównież o nieudanych synów, sprawiających kłopoty.Może nawetzwłaszcza o nich.Jako matka powinnaś mnie rozumieć.Katrina ostrożnie przeniosła ciężar ciała na bolącą nogę.- Owszem, potrafię wykazać wiele zrozumienia dla szczerej troski,ale z pewnością nie dla mieszania się w nasze życie.Nie zapytałeśnawet, czy w plotkach, które mój były mąż rozgłaszał na mój temat,jest cokolwiek z prawdy.Po prostu zakładasz z góry, że tak naprawdębyło.Jej słowa nie wywarły na teściu większego wrażenia.- Przedstaw dowody na swoją niewinność, tak jak on udowodnił twąwinę.Katrina odwróciła się do niego raptownie tyłem.- Nie potrafisz tego udowodnić, nieprawdaż? Co się zaś tyczywaszego życia rodzinnego, które w żaden sposób nie odpowiadaprzyjętym powszechnie normom.zapewne również na ten temat nicmi nie powiesz, czyż nie mam racji?Katrina otoczyła się ramionami, zamrugała powiekami, po-wstrzymując łzy. - To nie twoja sprawa - powtórzyła z trudem, łamiącym się głosem.- Co ty powiesz.Akceptuję cię jako towarzystwo dla mojej naj-młodszej córki, ponadto toleruję w moim domu.Sądzę zatem, że jest tojednak również moja sprawa.Zanim Katrina zdołała odpowiedzieć, drzwi się otworzyły i dobiblioteki weszła Awa.Chciała zapewne powiedzieć coś Katrinie,kiedy jej wzrok padł na ojca.Przeniosła spojrzenie ponownie naKatrinę, a między jej brwiami wyrosła pionowa zmarszczka.- Ojcze, ustaliliśmy przecież: żadnych dyskusji przed ślubem!- Tak się jakoś złożyło.- Raymond wstał, wygładził bonżurkę.Z holudobiegł ich wesoły głos Annabelle:- Ona jest w bibliotece.- Potem ktoś, Katrina rozpoznała w nimAidana, odparł coś cicho i zapewne dorzucił jakiś żart, na co Annabellezareagowała śmiechem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl