[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chciała porządnie przewietrzyć mieszkanie przed moim powrotem i rozsunęłafiranki.Alfonsia wykorzystała chwilkę nieuwagi, podfrunęła do okna iwyszła na zewnątrz.Przez chwilę spacerowała po parapecie, po czymspłoszona przez mamę rzuciła się w dół.Ponoć wylądowała na daszku przy-budówki prowadzącej do klatki schodowej.Zanim mama zbiegła, nie było poniej śladu.Prawdopodobnie odfrunęła na któreś drzewo.Pozostało jąnawoływać i wabić okruchami, by znowu się pokazała.W końcu zaczęło się ściemniać i mama wpadła w panikę.Zawołała dopomocy w poszukiwaniach całą rodzinę.a resztę już znam.Nie znalezliśmy jej do póznych godzin nocnych.Pocieszałam mamę, jaktylko potrafiłam, widząc, że naprawdę jej przykro z powodu Alfonsi.Dzisiajjuż od świtu błąkałam się alejkami osiedla z nadzieją, że wypatrzę ją wkrzakach lub na którymś z łysych drzew.Nic z tego.W całej tej historii pociesza mnie myśl o rozwinięciu przez nią skrzydeł.Odważyła się pofrunąć i zrobiła to.Leciała i szczęśliwie wylądowała, a toznaczy, że ma jakąś szansę umknąć przed kotem.Biedna Alfonsia, możemarznie gdzieś pod rynną, czy zdobyła coś do jedzenia.? Jeszcze za wcześniena samodzielność.Chyba że zaopiekuje się nią inna gołębica, z rozwiniętyminstynktem opiekuńczym.Mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo inaczejmoja mała zwyczajnie zdechnie z głodu.100RLTKupiłam po pracy bochen chleba i nakarmiłam nim okoliczne ptaki.Zmieniałam ławeczki, a one przenosiły się za mną, wiecznie nienajedzone,gotowe stoczyć między sobą bitwę o byle okruch.Zostawcie coś dla Alfonsi.Może przyczłapie tu w końcu.Nie sprzątałam jeszcze folii.Mam cichą nadzieję, że moja gołąbeczka tuwróci.Natomiast pierwszy raz spodobał mi się początek mojej książki.Zrezygnowałam z opisu wiosny, który wydał mi się zbyt patetyczny i niepasował do charakteru mojej młodej bohaterki.Zaczęłam od humorystycznejscenki, która stała się jej udziałem.i poszło! Napisałam pierwszy rozdział niewiem kiedy.Z niedowierzaniem stwierdziłam, że już grubo po północy.Ranospróbuję znowu poszukać Alfonsi.Obudziłam się z potwornym bólem głowy.To przez sen.Zniłam, że idęruchliwą ulicą.Daleko w przedzie dojrzałam dziwnie wyglądającegoczłowieka.Szedł na wyprostowanych nogach, ręce miał uniesione i rozłożonena boki.Na wyciągniętych ramionach siedziało ptactwo; wróble, kawki,gołębie.Przyśpieszyłam kroku, by sprawdzić, czy nie ma wśród nich Alfonsi.W końcu musiałam biec, by dogonić śmiesznego człowieczka.Dopiero zbliska zorientowałam się, że jego kapelusz cały upaprany jest ptasimigówienkami.Miałam przed sobą stracha na wróble, który w dodatku straciłrespekt u ptaków.Krzyknęłam, by zatrzymał się, lecz on dreptał dalej, nieprzejmując się niczym.Nikogo z przechodniów nie dziwił jego widok, nikt sięza nim nie oglądał, wyglądało na to, że tylko mnie wydaje się inny.Wyprzedziłam go i zastępując drogę, spojrzałam w twarz.W twarz Piotra.Zaniemówiłam z wrażenia i dopiero szeroki uśmiech, którym mnie obdarzył,wybił mnie z odrętwienia.Oczom moim ukazała się bezzębna szczęka zogromną czarną dziurą, z której wydobywał się ironiczny śmiech.Wydarłam101RLTsię, ile tylko sił miałam w płucach, a mój towarzysz sięgnął z głowy kapeluszi pokazał mi w jego wnętrzu skulonego gołębia. Alfonsia! Wydałam z siebie ni głos, ni skrzek.I chyba mój własny głos mnie obudził.Zresztą dobrze, bo sny kiedy sięśnią, wydają się takie realne.Pobudka wybawiła mnie od wyjątkowoobrzydliwego widoku.Brrr.jak sobie przypomnę.Na wszelki wypadek sprawdziłam w senniku znaczenie mego snu.Podobno odkryję jakiś sekret.Niby nie wierzę w takie rzeczy, jednakzaczęłam zastanawiać się, o jaką tajemnicę może chodzić.W dzisiejszych poszukiwaniach pomogła mi Madzia.Choć ludziedziwnie nam się przyglądali, nic sobie z tego nie robiłyśmy.Pogwizdywałyśmy, ćwiergoliłyśmy i wołałyśmy ją po imieniu.Potem mojawspaniała bratanica wpadła na pomysł napisania kilku ogłoszeń o zaginionejgołąbce.Może rzeczywiście ktoś zauważył biedną sierotkę i zabrał ją dodomu.Od razu wzięłyśmy się do pracy.Ja pisałam, Madzia wycinała.Zostałotylko przyklejenie ich w strategicznych punktach, by przeczytało je jaknajwięcej osób.Odprowadzając małą, rozkleiłam pięć rozpaczliwych próśb orozejrzenie się wokół za młodą gołąbeczką z postrzępionymi piórkami.Padłam na łóżko wycieńczona spacerami na wietrze.Nic mnie tak niewkurza jak wiatr; wszędobylski, ciekawski, przeszywający warstwy ubrania,kontrolujący, czy włożyłam majtki.Ha, ha, ha, włożyłam, ty zboczeńcu.Usnęłabym pewnie w opakowaniu, gdyby nie telefon.Poderwałam się znadzieją, że dowiem się czegoś o losie Alfonsi. Czy to pani zgubiła gołębia? pytał miły, dziewczęcy głosik. Tak, znalazłaś ją? niemal wrzasnęłam uradowana.102RLT O tak, tylko że mama ugotowała go na obiad.Zapraszam na gołąbki. Smarkula rozłączyła się.Też mi żarty.Kto ciebie wychowuje, mała jędzo?O Boże, zaczyna padać.Do rana nic nie zostanie z ogłoszeń.Wybita z pierwszego snu, poczęłam rozmyślać o Basi.Spotkała mnie zjej strony miła niespodzianka.Tak się cieszę, że pomyślała o mnie, onanaprawdę we mnie wierzy.Zaklepała dla mnie maszynę do pisania, którązamierza sprzedać jedna z koleżanek.W dodatku mogę zapłacić w ratach.Ponoć ucieszyła się, że sprawi komuś radość.Co do Basi, to wydaje mi się, że wchodzimy w nowy etap wewzajemnych relacjach.Zauważyłam, że postarała się ocieplić nasze rozmowy,chociażby zdrabniając moje imię.Zapytałam więc wprost. Zawieszenie broni czy rozpoznawanie terenu przed kolejną bitwą? Niezniosłabym kpin z moich pisarskich planów.To dla mnie zbyt ważne, Basiu Jesteś dobrą nauczycielką.I ja skorzystałam z twojej lekcji tolerancji.Naprawdę.Czekałam na cios w odpowiedzi na urodzinowy prezent, adoczekałam się pogłaskania po głowie.To ja ci dziękuję. Basia spuściłagłowę, żebym nie dostrzegła jej błyszczących oczu. Wiesz, to chyba przypomnienie katechizmu dobrze mi zrobiło zażartowałam, by skończyć z patetycznością.Uścisnęłyśmy się szczerze.Pierwszy raz. Tak, najtrudniej zaprzyjaznić się z inną kobietą.Może dlatego, żewciąż ze sobą rywalizujemy? O ojca, o brata, o kolegów, męża.Wnioseknasuwa się sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Chciała porządnie przewietrzyć mieszkanie przed moim powrotem i rozsunęłafiranki.Alfonsia wykorzystała chwilkę nieuwagi, podfrunęła do okna iwyszła na zewnątrz.Przez chwilę spacerowała po parapecie, po czymspłoszona przez mamę rzuciła się w dół.Ponoć wylądowała na daszku przy-budówki prowadzącej do klatki schodowej.Zanim mama zbiegła, nie było poniej śladu.Prawdopodobnie odfrunęła na któreś drzewo.Pozostało jąnawoływać i wabić okruchami, by znowu się pokazała.W końcu zaczęło się ściemniać i mama wpadła w panikę.Zawołała dopomocy w poszukiwaniach całą rodzinę.a resztę już znam.Nie znalezliśmy jej do póznych godzin nocnych.Pocieszałam mamę, jaktylko potrafiłam, widząc, że naprawdę jej przykro z powodu Alfonsi.Dzisiajjuż od świtu błąkałam się alejkami osiedla z nadzieją, że wypatrzę ją wkrzakach lub na którymś z łysych drzew.Nic z tego.W całej tej historii pociesza mnie myśl o rozwinięciu przez nią skrzydeł.Odważyła się pofrunąć i zrobiła to.Leciała i szczęśliwie wylądowała, a toznaczy, że ma jakąś szansę umknąć przed kotem.Biedna Alfonsia, możemarznie gdzieś pod rynną, czy zdobyła coś do jedzenia.? Jeszcze za wcześniena samodzielność.Chyba że zaopiekuje się nią inna gołębica, z rozwiniętyminstynktem opiekuńczym.Mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo inaczejmoja mała zwyczajnie zdechnie z głodu.100RLTKupiłam po pracy bochen chleba i nakarmiłam nim okoliczne ptaki.Zmieniałam ławeczki, a one przenosiły się za mną, wiecznie nienajedzone,gotowe stoczyć między sobą bitwę o byle okruch.Zostawcie coś dla Alfonsi.Może przyczłapie tu w końcu.Nie sprzątałam jeszcze folii.Mam cichą nadzieję, że moja gołąbeczka tuwróci.Natomiast pierwszy raz spodobał mi się początek mojej książki.Zrezygnowałam z opisu wiosny, który wydał mi się zbyt patetyczny i niepasował do charakteru mojej młodej bohaterki.Zaczęłam od humorystycznejscenki, która stała się jej udziałem.i poszło! Napisałam pierwszy rozdział niewiem kiedy.Z niedowierzaniem stwierdziłam, że już grubo po północy.Ranospróbuję znowu poszukać Alfonsi.Obudziłam się z potwornym bólem głowy.To przez sen.Zniłam, że idęruchliwą ulicą.Daleko w przedzie dojrzałam dziwnie wyglądającegoczłowieka.Szedł na wyprostowanych nogach, ręce miał uniesione i rozłożonena boki.Na wyciągniętych ramionach siedziało ptactwo; wróble, kawki,gołębie.Przyśpieszyłam kroku, by sprawdzić, czy nie ma wśród nich Alfonsi.W końcu musiałam biec, by dogonić śmiesznego człowieczka.Dopiero zbliska zorientowałam się, że jego kapelusz cały upaprany jest ptasimigówienkami.Miałam przed sobą stracha na wróble, który w dodatku straciłrespekt u ptaków.Krzyknęłam, by zatrzymał się, lecz on dreptał dalej, nieprzejmując się niczym.Nikogo z przechodniów nie dziwił jego widok, nikt sięza nim nie oglądał, wyglądało na to, że tylko mnie wydaje się inny.Wyprzedziłam go i zastępując drogę, spojrzałam w twarz.W twarz Piotra.Zaniemówiłam z wrażenia i dopiero szeroki uśmiech, którym mnie obdarzył,wybił mnie z odrętwienia.Oczom moim ukazała się bezzębna szczęka zogromną czarną dziurą, z której wydobywał się ironiczny śmiech.Wydarłam101RLTsię, ile tylko sił miałam w płucach, a mój towarzysz sięgnął z głowy kapeluszi pokazał mi w jego wnętrzu skulonego gołębia. Alfonsia! Wydałam z siebie ni głos, ni skrzek.I chyba mój własny głos mnie obudził.Zresztą dobrze, bo sny kiedy sięśnią, wydają się takie realne.Pobudka wybawiła mnie od wyjątkowoobrzydliwego widoku.Brrr.jak sobie przypomnę.Na wszelki wypadek sprawdziłam w senniku znaczenie mego snu.Podobno odkryję jakiś sekret.Niby nie wierzę w takie rzeczy, jednakzaczęłam zastanawiać się, o jaką tajemnicę może chodzić.W dzisiejszych poszukiwaniach pomogła mi Madzia.Choć ludziedziwnie nam się przyglądali, nic sobie z tego nie robiłyśmy.Pogwizdywałyśmy, ćwiergoliłyśmy i wołałyśmy ją po imieniu.Potem mojawspaniała bratanica wpadła na pomysł napisania kilku ogłoszeń o zaginionejgołąbce.Może rzeczywiście ktoś zauważył biedną sierotkę i zabrał ją dodomu.Od razu wzięłyśmy się do pracy.Ja pisałam, Madzia wycinała.Zostałotylko przyklejenie ich w strategicznych punktach, by przeczytało je jaknajwięcej osób.Odprowadzając małą, rozkleiłam pięć rozpaczliwych próśb orozejrzenie się wokół za młodą gołąbeczką z postrzępionymi piórkami.Padłam na łóżko wycieńczona spacerami na wietrze.Nic mnie tak niewkurza jak wiatr; wszędobylski, ciekawski, przeszywający warstwy ubrania,kontrolujący, czy włożyłam majtki.Ha, ha, ha, włożyłam, ty zboczeńcu.Usnęłabym pewnie w opakowaniu, gdyby nie telefon.Poderwałam się znadzieją, że dowiem się czegoś o losie Alfonsi. Czy to pani zgubiła gołębia? pytał miły, dziewczęcy głosik. Tak, znalazłaś ją? niemal wrzasnęłam uradowana.102RLT O tak, tylko że mama ugotowała go na obiad.Zapraszam na gołąbki. Smarkula rozłączyła się.Też mi żarty.Kto ciebie wychowuje, mała jędzo?O Boże, zaczyna padać.Do rana nic nie zostanie z ogłoszeń.Wybita z pierwszego snu, poczęłam rozmyślać o Basi.Spotkała mnie zjej strony miła niespodzianka.Tak się cieszę, że pomyślała o mnie, onanaprawdę we mnie wierzy.Zaklepała dla mnie maszynę do pisania, którązamierza sprzedać jedna z koleżanek.W dodatku mogę zapłacić w ratach.Ponoć ucieszyła się, że sprawi komuś radość.Co do Basi, to wydaje mi się, że wchodzimy w nowy etap wewzajemnych relacjach.Zauważyłam, że postarała się ocieplić nasze rozmowy,chociażby zdrabniając moje imię.Zapytałam więc wprost. Zawieszenie broni czy rozpoznawanie terenu przed kolejną bitwą? Niezniosłabym kpin z moich pisarskich planów.To dla mnie zbyt ważne, Basiu Jesteś dobrą nauczycielką.I ja skorzystałam z twojej lekcji tolerancji.Naprawdę.Czekałam na cios w odpowiedzi na urodzinowy prezent, adoczekałam się pogłaskania po głowie.To ja ci dziękuję. Basia spuściłagłowę, żebym nie dostrzegła jej błyszczących oczu. Wiesz, to chyba przypomnienie katechizmu dobrze mi zrobiło zażartowałam, by skończyć z patetycznością.Uścisnęłyśmy się szczerze.Pierwszy raz. Tak, najtrudniej zaprzyjaznić się z inną kobietą.Może dlatego, żewciąż ze sobą rywalizujemy? O ojca, o brata, o kolegów, męża.Wnioseknasuwa się sam [ Pobierz całość w formacie PDF ]