[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I jego oddanie, jej wdzięczność, jego wdzięczność.Powiedział, że zrodził się z morza, a ona muuwierzyła, mogła bowiem sobie wyobrazić, jak pewnegojasnego ranka wynurzył się z fal, z wiankiem trawymorskiej we włosach i trójzębem niedbale opartym naramieniu.Ona wywodzi się z lasu  stwierdził  pięknieukształtowana przez wiatr i deszcz, lekka jak mgłaunosząca się nad morzem.Sylfida, która kryła się wlasach przez miliony lat, zapomniała języka elfów i teraz zcałą powagą próbowała nauczyć się ludzkiej mowy.Tojego zadaniem jest nadać jej substancję, uczynić z niejziemską kobietę. A moim trzymanie morskiego bożka tak mocno,żeby nie porwała go najbliższa fala.Roześmiała się, lecz on spochmumiał, zamknął oczy izłożył razem ręce: Co ty robisz? Proszę o siłę, żebym nie sprawił ci bólu.O dziwo, nie spytała go wtedy, czy jest wierzący.Tamta chwila była na to zbyt wielka.Poza tym nie miała też dość rozsądku, żeby czuć sięczymkolwiek zaniepokojona.Stosunek Hanny do własnego odbicia wywarł naAnnie głębokie wrażenie, ponieważ ona sama też miałazawsze dosyć sceptyczne nastawienie do swego wyglądu.Zastanawiała się właśnie, kiedy to się zaczęło.I jak.Czyjeto spojrzenia, czyje słowa sprawiły, że przez całe życienie opuszczało jej poczucie, iż jest brzydka, niezgrabna, niemal szpetna?Johanna była ładna, miała jednak ten sam problem.Na filmach, w których Anna utrwaliła zabawy swoichdzieci, nieraz widać, jak mama ucieka sprzed obiektywualbo zasłania sobie twarz rękami, gdy zostaje skierowanyw jej stronę.Chudej i zalęknionej nastoletniej córce Johannapowtarzała: Jesteś taka słodka, moje dziecko.Poza tym wyglądnie ma w ogóle znaczenia.Rozdwojona postawa, podwójne przesłanie.Gdy Anna miała zaledwie kilka lat, częstorozmawiano o tym, do kogo z rodziny jest podobne to czyinne dziecko.Jeśli chodzi o nią, nie było dyskusji:przypominała swoją babcię ze strony ojca.Dziewczynkanie znosiła tej kobiety, pomarszczonej niewielkiejstaruszki o ostrych rysach i wodnistych jasnoniebieskichoczach.Na dodatek w jej osobie dawało się zauważyć cośponurego i jednocześnie wspaniałego.Johanna bała się swojej teściowej.Wszyscy mówili, że babcia była kiedyś pięknością.Anna nie mogła tego pojąć; dopiero gdy staruszka umarłai wyciągnięto jej zdjęcia z młodości, zrozumiała.Przekonała się, że wszyscy mają rację: babcia była pięknai rzeczywiście istniało między nimi podobieństwo.Ale było już za pózno.W jej świadomości na zawszeutrwalił się wizerunek brzydkiej dziewczyny.Nic więc dziwnego, że Rickard Hard swą namiętną miłością sprawił, iż zaczęła widzieć siebie jako sylfidę.Już od pierwszej chwili dał Annie to poczucie, w sposóbniemal cudowny, jakby dotknął jej czarodziejską różdżką.' Mimo że gwizdał przy tym na palcach.Latem zawsze wyjeżdżała do domu z Lundu, gdzieciężko pracowała, ale nigdy nie czuła się dobrze.Wswoim rodzinnym mieście zaczepiła się w korektornijednej z gazet.Przymyka teraz oczy i widzi przytulne, zniszczonepokoiki, słyszy, jak trzaskają maszyny drukarskie, i czujezapach papieru, kurzu, farby drukarskiej i papierosowegodymu.Już pierwszego dnia stanął w drzwiach jej pokojujeden z młodych reporterów, najsprytniejszy inajprzystojniejszy.Jak jakiś chłopak z ulicy gwiżdże zzachwytu, ale po chwili się opanowuje i mówi: Czy ty jesteś kobietą, czy tylko snem? Chyba tym ostatnim  odpowiada ona ze śmiechem.Jak on wyglądał? Był wysoki, barczysty,ciemnowłosy, o wrażliwej twarzy pełnej życia iśmiejących się szarych oczach.Anna wyciąga znowuzdjęcie wujka Ragnara.Może oni dwaj są jednak do siebiepodobni? Ot, choćby sposób, w jaki się uśmiechają.Możerodzą się jeszcze bogowie na ziemi, pełni życia I ciepła,lekkości i uroku.Niewierni i zmysłowi jak sam bożekPan.Tak czy inaczej, on błyskawicznie się w niejzakochał, ten młody bożek z nie pozamiatanej redakcji.Oczywiście tak jej to pochlebiło, że niebawem skapitulowała.Teraz była wdzięczna Amerykaninowi zato, czego nauczyła się od niego w łóżku.Wszystkorozwijało się szybko, za szybko.Nieoczekiwanie Rickardpoczuł się w kuchni Johanny jak u siebie, nie szczędziłswego ciepła, śmiechu i opowiadał te zwariowanehistoryjki.Kiedy pożegnał się po pierwszym wieczorze, tatapowiedział:  Przyjrzyj no się, to był mężczyzna.A mamaraz po raz w milczeniu kiwała głową, pochylona nadzlewem.Anna zrozumiała wtedy, że znalazła tegowłaściwego.Johanna nigdy nie zmieniła zdania.Natomiast Annazaledwie po miesiącu zaczęła mieć wątpliwości. Mamo, wszyscy mówią, że to kobieciarz.Na dłuższą chwilę w słuchawce zapanowała cisza.Wreszcie matka rzekła: To smutne.Ale mam wrażenie, że przed nim nieuciekniesz.Kiedy siedzi teraz w Sztokholmie w swoim pokoju dopracy, wspomina i zapisuje  czuje, jak narasta w niejwściekłość.Powinnaś mi była doradzić, żebym uciekła odtego mężczyzny gdzie pieprz rośnie.Ale już po chwiliśmieje się głośno.A potem wszystko zaczyna układać sięjasno w jej głowie  o dziwo! Teraz bowiem myśli tak, jakzwykła to czynić Hanna: To było przeznaczenie.Duma długo nad ciotką Lisą, żoną Ragnara, za którejistnienie była wdzięczna.To przecież jedna z pierwszych samodzielnych kobiet, właścicielka sklepiku mającawłasne dochody.Ale taka zmęczona, zawsze zmęczona.Wspomnienie własnej babki zawiodło Annę do babkiRickarda, delikatnej, nierealnej starej kobiety, przejrzysteji jasnej.Spotkała ją tylko jeden raz, w domu starców, wktórym czekała na śmierć.To były jej własne słowa.Annie zaś powiedziała: Mam nadzieję, że jesteś miękka i elastyczna.Twardakobieta może uczynić z chłopaka potwora. Jak to? Nie wiem.Może to się dziedziczy.Taka.jestwłaśnie jego matka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl