[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W jego świecie.Do końca życia skazana na stanie wkorkach i jeżdżenie wszędzie samochodem, nawet na kawę czy szybkimanikiur.Na sterylne centra handlowe i brak możliwości zamówieniapóznym wieczorem jedzenia z dostawą do domu.Na bezmyślnegromadzenie błyszczących, niepotrzebnych przedmiotów, by wypełnićjakoś ten wielki dom.Na zasypianie w niepokojącej ciszy zamiast wśródszumu i innych odgłosów wielkiego miasta.Na nieruchome, gorące latoi brak szans na białe Boże Narodzenie.Na słodkie jak sacharyna,jasnowłose i błękitnookie sąsiadki w strojach od Lilly Pulitzer, z któryminie będę miała kompletnie nic wspólnego.Aż któregoś sierpniowego poranka, gdy Andy dopiero co wyszedłdo pracy, stoję na środku kuchni z miską po płatkach z mlekiem, którąbeztrosko zostawił na stole, i uświadamiam sobie, że to uczucie nie jestjuż subtelne.Czuję, że się duszę.Biegnę do zlewu, wrzucam do niegomiskę i spanikowana dzwonię do Suzanne. Nienawidzę tu być! krzyczę w słuchawkę, walcząc znapływającymi do oczu łzami.Wypowiedzenie tych słów na głos umacnia moje uczucia i sprawia,że stają się oficjalne.Suzanne stara się mnie pocieszyć: Przeprowadzki zawsze są trudne.Czy w Nowym Jorku napoczątku nie czułaś się tak samo? Nie mówię, stając nad zlewem i niemal upajając się uczuciem, żejestem sponiewieraną i niedocenianą kurą domową. Do Nowego Jorkumusiałam się przyzwyczaić.Na początku byłam przytłoczona.Alenigdy go nie nienawidziłam.Nie w taki sposób. To o co chodzi? pyta i przez sekundę wierzę, że naprawdę chcewiedzieć. O kochającego męża? Wielki dom? Basen? Czy możenowiutkie audi? Albo czekaj.Na pewno najgorsze jest wylegiwanie siędo pózna i to, że nie musisz wstawać do pracy, mam rację? Hej, poczekaj chwilę mówię, czując się jak rozpieszczona,niewdzięczna istota.Jak gwiazda filmowa narzekająca na brakprywatności, powtarzająca, że jej życie jest takie ciężkie.A jednakmówię dalej, wierząc, że moje odczucia są uzasadnione. Do szaleństwadoprowadza mnie to, że moja agentka nie dzwoni i spędzam całe dnie,fotografując magnolie za domem albo Andy ego, jak biega po domu zeskrzynką z narzędziami, udając, że majsterkuje.albo dzieci sprzedającena rogu lemoniadę, do momentu kiedy ich opiekunka zaczyna patrzećna mnie, jakby podejrzewała mnie o pedofilię.Ja chcę pracować! Ale nie musisz pracować Suzanne ucina moje narzekania.Wierz mi, jest różnica. Wiem.Wiem, że mi się poszczęściło w życiu.Wiem, że powinnomnie to cieszyć.albo przynajmniej pocieszać mówię, rozglądając siępo przestronnej kuchni z marmurowymi blatami, lśniącympiekarnikiem i podłogą z drewna cedrowego. Po prostu nie czuję siętu na swoim miejscu.Trudno to wytłumaczyć. Spróbuj.Głowę wypełnia mi zwykła litania skarg, aż w końcu decyduję sięna trywialną, ale w jakiś sposób symboliczną anegdotę dotyczącązeszłego wieczoru.Opowiadam, jak mała skautka sprzedająca ciastka córeczka sąsiadów zapukała do naszych drzwi i jak drażnił mnieAndy, który przez nie wiadomo ile czasu biedził się nad formularzemzamówienia, tak jakby była to decyzja życia.Przedrzezniam go,naśladując jego akcent: Wezmiemy trzy pudełka Tagalongs i dwa ThinMints, czy dwa Tagalongs i trzy Thin Mints?. To rzeczywiście poważna decyzja mówi Suzanne śmiertelniepoważnym tonem.Nie zwracając na nią uwagi, ciągnę: A potem Andy i matka dziewczynki wdają się wdwudziestominutową pogawędkę na temat wspólnych znajomych zWestminsteru i jaki to świat jest mały; bo w tymmieście rzeczywiście jest. Z Westminsteru w Londynie? pyta Suzanne. Skąd.Zapomnij o jakiś starym opactwie w Anglii.Westminster tonajbardziej elitarna prywatna szkoła w Atlancie.Co tam w Atlancie, nacałym Południowym Wschodzie.Suzanne chichocze, a mi przychodzi do głowy, że chociaż chce,żebym była szczęśliwa, w jakiś sposób moje narzekanie musi jej równieżsprawiać satysfakcję.W końcu od początku mówiła mi, że tak będzie.%7łe nie należę do ich świata.%7łe nie jestem jedną z nich i nigdy nie będę [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W jego świecie.Do końca życia skazana na stanie wkorkach i jeżdżenie wszędzie samochodem, nawet na kawę czy szybkimanikiur.Na sterylne centra handlowe i brak możliwości zamówieniapóznym wieczorem jedzenia z dostawą do domu.Na bezmyślnegromadzenie błyszczących, niepotrzebnych przedmiotów, by wypełnićjakoś ten wielki dom.Na zasypianie w niepokojącej ciszy zamiast wśródszumu i innych odgłosów wielkiego miasta.Na nieruchome, gorące latoi brak szans na białe Boże Narodzenie.Na słodkie jak sacharyna,jasnowłose i błękitnookie sąsiadki w strojach od Lilly Pulitzer, z któryminie będę miała kompletnie nic wspólnego.Aż któregoś sierpniowego poranka, gdy Andy dopiero co wyszedłdo pracy, stoję na środku kuchni z miską po płatkach z mlekiem, którąbeztrosko zostawił na stole, i uświadamiam sobie, że to uczucie nie jestjuż subtelne.Czuję, że się duszę.Biegnę do zlewu, wrzucam do niegomiskę i spanikowana dzwonię do Suzanne. Nienawidzę tu być! krzyczę w słuchawkę, walcząc znapływającymi do oczu łzami.Wypowiedzenie tych słów na głos umacnia moje uczucia i sprawia,że stają się oficjalne.Suzanne stara się mnie pocieszyć: Przeprowadzki zawsze są trudne.Czy w Nowym Jorku napoczątku nie czułaś się tak samo? Nie mówię, stając nad zlewem i niemal upajając się uczuciem, żejestem sponiewieraną i niedocenianą kurą domową. Do Nowego Jorkumusiałam się przyzwyczaić.Na początku byłam przytłoczona.Alenigdy go nie nienawidziłam.Nie w taki sposób. To o co chodzi? pyta i przez sekundę wierzę, że naprawdę chcewiedzieć. O kochającego męża? Wielki dom? Basen? Czy możenowiutkie audi? Albo czekaj.Na pewno najgorsze jest wylegiwanie siędo pózna i to, że nie musisz wstawać do pracy, mam rację? Hej, poczekaj chwilę mówię, czując się jak rozpieszczona,niewdzięczna istota.Jak gwiazda filmowa narzekająca na brakprywatności, powtarzająca, że jej życie jest takie ciężkie.A jednakmówię dalej, wierząc, że moje odczucia są uzasadnione. Do szaleństwadoprowadza mnie to, że moja agentka nie dzwoni i spędzam całe dnie,fotografując magnolie za domem albo Andy ego, jak biega po domu zeskrzynką z narzędziami, udając, że majsterkuje.albo dzieci sprzedającena rogu lemoniadę, do momentu kiedy ich opiekunka zaczyna patrzećna mnie, jakby podejrzewała mnie o pedofilię.Ja chcę pracować! Ale nie musisz pracować Suzanne ucina moje narzekania.Wierz mi, jest różnica. Wiem.Wiem, że mi się poszczęściło w życiu.Wiem, że powinnomnie to cieszyć.albo przynajmniej pocieszać mówię, rozglądając siępo przestronnej kuchni z marmurowymi blatami, lśniącympiekarnikiem i podłogą z drewna cedrowego. Po prostu nie czuję siętu na swoim miejscu.Trudno to wytłumaczyć. Spróbuj.Głowę wypełnia mi zwykła litania skarg, aż w końcu decyduję sięna trywialną, ale w jakiś sposób symboliczną anegdotę dotyczącązeszłego wieczoru.Opowiadam, jak mała skautka sprzedająca ciastka córeczka sąsiadów zapukała do naszych drzwi i jak drażnił mnieAndy, który przez nie wiadomo ile czasu biedził się nad formularzemzamówienia, tak jakby była to decyzja życia.Przedrzezniam go,naśladując jego akcent: Wezmiemy trzy pudełka Tagalongs i dwa ThinMints, czy dwa Tagalongs i trzy Thin Mints?. To rzeczywiście poważna decyzja mówi Suzanne śmiertelniepoważnym tonem.Nie zwracając na nią uwagi, ciągnę: A potem Andy i matka dziewczynki wdają się wdwudziestominutową pogawędkę na temat wspólnych znajomych zWestminsteru i jaki to świat jest mały; bo w tymmieście rzeczywiście jest. Z Westminsteru w Londynie? pyta Suzanne. Skąd.Zapomnij o jakiś starym opactwie w Anglii.Westminster tonajbardziej elitarna prywatna szkoła w Atlancie.Co tam w Atlancie, nacałym Południowym Wschodzie.Suzanne chichocze, a mi przychodzi do głowy, że chociaż chce,żebym była szczęśliwa, w jakiś sposób moje narzekanie musi jej równieżsprawiać satysfakcję.W końcu od początku mówiła mi, że tak będzie.%7łe nie należę do ich świata.%7łe nie jestem jedną z nich i nigdy nie będę [ Pobierz całość w formacie PDF ]