[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To był niesamowity ból demonicznejkrwi na anielskim ciele, jak tysiąc tępych mieczy wbijających się w jej duszę.Krew na krwi była jeszcze gorsza.Arriane zacisnęła zęby i niemal oszalała z bólu skupiła się na wyrywaniu gwiezdnej strzałyz dłoni Tess.- Puść mnie! - Paznokcie Tess szarpały gardło Arriane, aż przebiły skórę, a wtedypopłynęła krew.Z ust Arriane wyrwało się zwierzęce wycie.Jej kre w zaczęła się gotować, gdy zetknęła się z krwią Tessriel, zmieniając się na jej cielew kwas, który wypalił skórę.Tam, gdzie ich krew się mieszała, po lewej stronie jej ciałapojawiały się pęcherze, paskudne blizny szpeciły nogę, klatkę piersiową i szyję.Ale Arriane jej nie puściła. - Popatrz, co narobiłaś.- Wargi Tess posiniały.Straciła wiele krwi.Mimo cierpienia śmiałasię złośliwie.-Nawet moja krew jest przekleństwem dla twojej krwi, a twoja dla mojej.Jak.- jej głos osłabł, a spojrzenie zaczęło błądzić .jak zawsze powtarzali.- Nie ruszaj się! - Arriane próbowała się skupić mimo palącego bólu.Jedynym, co sięliczyło, było teraz powstrzymanie upływu krwi Tess.Zważyła dwa bezwładne skrzydła wdłoniach, nie wiedząc, co robić.- Tylko pogarszasz sytuację! - jęknęła Tess.- Przestań.Straciłaś zbyt wiele krwi.Tess rzucała się w drgawkach, ale oparła dłoń na kamieniu i uniosła głowę na tyle, byspojrzeć Arriane głęboko w oczy.- Złamałaś mi serce, Arriane.Nie możesz być tą, która mnie uleczy.Wargi Arriane zadrżały.- Mogę.I zrobię to.Rozerwała spódnicę swojej sukienki, zębami rozszarpała cienką tkaninę na paski.To sięnie uda, pomyślała, przeplatając i naciągając materiał, żeby utworzyć z niego prymitywnytemblak, którym ostrożnie otoczyła krwawiące lewe skrzydło Tess.Szybko uplotła drugi temblak, pracowała tak długo, aż jej palce zdrętwiały z zimna i zestrachu.Ciałem Tess nadal wstrząsały drgawki, ale jej oczy były zamknięte i nie reagowałana polecenia Arriane, by się obudziła. Temblaki to za mało.Rany Tess wymagały niebiańskiej interwencji.To oznaczało pomocGabbe, a Gabbe z pewnością by się rozzłościła - mimo to, można było liczyć na jej pomoc.Skrzydła Tess pozostaną na stałe uszkodzone, ale może któregoś dnia znów będzie mogłalatać.Dopiero kiedy Arriane najlepiej jak potrafiła zabandażowała skrzydła Tess, spojrzała zgóry na swoje ciało.Wyglądała żałośnie.Szyja ją paliła.Sukienka z lewej strony rozpadła się na kawałki.Jej skórę pokrywałagotująca się krew, srebrzysta ropa i rozpadająca się anielska tkanka.Nie miała czymopatrzyć swoich ran.Całą tkaninę wykorzystała na Tess.Padła na kolana demonicy i załkała.Potrzebowała pomocy, ale tak poparzona ipoturbowana nie mogła unieść Tess.A zresztą, co by to dało?Może Tess miała rację - kiedy jedno z kochanków cierpiało z powodu złamanego serca, toniezależnie od tego, jak bardzo drugie pragnęło pomóc, nie mogło być tym, które je uleczy.Arriane uświadomiła sobie nagle, że każda dusza, na ile to możliwe, powinna byćszczęśliwa w samotności, zanim pochłonie ją miłość, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedydruga strona odejdzie.To był największy paradoks - dusze potrzebowały siebie nawzajem,ale jednocześnie ważne było, by siebie nie potrzebowały. - Muszę iść - wyszeptała do Tess, która oddychała płytko i z trudem.- Przyślę ci pomoc.Kogoś, kto przybędzie, by się tobą zająć.Kocham cię i nigdy nie pokocham nikogo innego.I właśnie dlatego teraz odlecę i będę walczyć w imię miłości, która nas połączyła, miłości,w którą wierzę.Mam nadzieję, że pewnego dnia odnajdziesz to, czego szukasz.- Popoliczku Arriane spłynęła łza.- Szczęśliwych walentynek, moja jedyna.Spadająca gwiazda przecięła niebo świetlistym łukiem.Kierowała się na północ -dokładnie tam, dokąd Arriane musiała polecieć, by odnalezć Daniela i Lu-cindę.Szyja jąbolała, kiedy podniosła się ze skały, ale mimo obrażeń czuła, że jej skrzydła są potężne inieskalane.Rozłożyła je szeroko i odleciała. N I E K O C C Z  C A S I  M I A O ZWALENTYNKI DANIELA I LUCINDY J E D E NDAWNA MIAOZLuce odkryła, że znajduje się na końcu wąskiej uliczki, a nad głową ma pasek słonecznegonieba.- Bill? - wyszeptała.%7ładnej odpowiedzi.Wyszła z Głosiciela oszołomiona i zdezorientowana.Gdzie trafiła teraz? Na drugim końcuuliczki panowało barwne zamieszanie, jakieś ruchliwe targowisko, na którym widziała, jakowoce i ptactwo zmieniają właścicieli. Zimowy wiatr skuł lodem kałuże w uliczce, ale Luce pociła się w czarnej balowej sukni,którą włożyła.Gdzie właściwie po raz pierwszy miała na sobie tę poszarpaną suknię?Królewski bal w Wersalu.Znalazła ją w garderobie pewnej księżniczki.I zachowała ją,kiedy przeszła na drugą stronę na przedstawienie  Henryka VIH" w Londynie.Powąchała rękaw - nadal śmierdział dymem pożaru, który spalił teatr.Nad jej głową rozległy się głośne trzaski  gwałtownie otwierane okiennice.Dwiekobiety wystawiły głowy z sąsiadujących ze sobą okien na pierwszym piętrze.ZaskoczonaLuce przycisnęła się do zacienionej ściany i nasłuchiwała, przyglądając się jednocześnie,jak kobiety zajmują się wspólnym sznurem do suszenia prania. Pozwolisz Laurze pójść na uroczystości? - zapytała jedna, korpulentna niewiasta wprostym szarym czepku, wieszając na sznurze parę ogromnych spodni. Nie widzę nic złego w ich oglądaniu  odparła druga, nieco młodsza.Strzepnęławysuszoną lnianą koszulę i złożyła ją sprawnymi ruchami.- Jeśli tylko nie będzie brałaudziału w tych sprośnych zabawach.Urna Kupidyna! Ha! Laura widziała zaledwie dwana-ście zim, jest zbyt młoda, by cierpieć z powodu złamanego serca! Ach, Sally  westchnęła starsza, uśmiechając się słabo - zbyt surowa jesteś [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl