[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cudzej krwi.Wreszcie Tatiana rzuciła się na sofę, głośno wypuszczającz ust powietrze, jakby miała za moment umrzeć z nudów.Uważnie obejrzała po kolei wszystkie paznokcie u rąk, po czymzmierzyła Glorię spokojnym wzrokiem i odezwała się: No dobra, Glorio.Zawrzemy układ?Gloria nigdy w życiu nie zawierała żadnych układów.Stałaprzy oknie i patrzyła, jak ogromny gołąb grzywacz, zbudowanyjak samolot transportowy, drepcze przez trawnik.Po chwiliodwróciła się do Tatiany, która też stanowiła swego rodzajuokaz przyrodniczy, leżąc tak na sofie i przerzucając kanaływ telewizorze. Układ? spytała ją Gloria. Jakiego rodzaju?40 Autorzy powieści kryminalnych na lunch tak jakby mielizostać skonsumowani przez publiczność. Lunch składał sięz kawy i białych bułek z nadzieniem serwowanych z baruw głębi dużego namiotu.Pisarze stanowili rozrywkę.Jaktańczące niedzwiedzie.Dawniej uczono niedzwiedzie tańczyć,kładąc małe niedzwiedziątka na rozgrzanych węglach.I to miałbyć humanitaryzm? Martin widział niedzwiedziaw Petersburgu, ale nie tańczącego.Był na smyczy, właścicielwyprowadził go na spacer na niewielki trawiasty spłacheteknad Newą brunatnego niedzwiedzia wielkości dużego psa.Ludzie robili mu zdjęcia i dawali pieniądze właścicielowi.Martin przypuszczał, że mężczyzna właśnie po to sprawił sobieniedzwiedzia żeby na nim zarabiać.W Petersburgu wszyscypróbowali na czymś zarobić: pozbawieni emerytur nauczycielesprzedawali książki, pokręcone ze starości babuszki jakieśrobótki, a młode dziewczęta swoje ciała.Spotkanie z czytelnikami prowadziła koścista kobietao niejasnej proweniencji, która zaznaczyła na wstępie, że jest zagorzałą wielbicielką beletrystyki. Co za niebywały zaszczyt,że możemy dziś gościć wśród nas na lunchu tak zróżnicowanągrupę autorów.Klap, klap, klap ręce wzniesione wysokow kierunku ich trojga i lekki ukłon gejszy.Martin dzielił scenę z dwojgiem innych twórców.Jednymz nich była Amerykanka, niejaka E.M.Watson, którapromowała swoje książki za oceanem, usiłując podbićbrytyjski rynek , i pisała pełne przemocy, odważne powieścio seryjnych zabójcach.Martin spodziewał się ujrzeć kogośkonkretnego i poważnego, noszącego się na czarno, trochęw stylu harwardzkim, tymczasem pani Watson okazała sięnieco niechlujną blondyną z Alabamy o żółtych zębach, spowitąaurą ogólnego niedbalstwa.Mówiąc, zasłaniała usta dłonią.Martin przypuszczał, że to z powodu żółtych zębów, leczkobieta zwróciła się ku niemu i powiedziała: Wolę nieotwierać ust, bo znienawidzą mnie za mój akcent , cozabrzmiało mniej więcej jak: Woleneotwełaćus,boznenawydzome zamajaksent.Z pewnością nie, pocieszył jąMartin.Niestety, miała rację.Dopełnieniem ich małego tria był Dougal Tarvit, pochodzącyz północy, gdzieś z rejonów Niny Riley, autor psychologicznych thrillerów luzno inspirowanychautentycznymi zbrodniami.Martin próbował je nawet kiedyśczytać, ale zraziło go to, że w zasadzie nic się w nich nie działo.Namiot był pełen.Początkowo Martin sądził, że publicznośćdopisała tak licznie ze względów ekonomicznych darmowawyżerka plus trzech autorów w cenie jednego lecz w chwiliciszy, jaka poprzedziła otwarcie spotkania, zorientował się, iżto on przyciąga powszechną uwagę.Ludzie rozmawiali ze sobąna jego temat, w niektórych przypadkach całkiem głośno, jakbynie było go na sali.Wyraznie słyszał, jak jakiś napięty,zrzędliwy głos, w którym pobrzmiewał dialekt z Morningside,mówi: Podobno go zabili , tonem sugerującym, że właścicielkagłosu czuje się oszukana, widząc Martina wśród żywych.E.M.Watson nachyliła się do niego i zapytała: Alex, dobrze się czujesz, złotko?Martin zapewnił ją, że tak. Naprawdę mam na imię Martin dodał i zainteresował się,pod jakim imieniem znana jest E.M.Watson, bo chyba nie Em. Nie roześmiała się. To inicjały od Elizabeth Mary dwie królowe w cenie jednej, jak mawiała moja mamuśka, alewszyscy mówią na mnie Betty-May. Chryste. Oboje usłyszeli wyraznie, jak Dougal Tarvitmamrocze pod nosem: Człowiek czuje się zupełnie jak naplanie cholernych Stalowych magnolii.Tarvit, rozwalony na krześle, jakby nieprawidłowa postawai ospałość były oznaką męskości, zdawał się mieć oboje swoichkolegów po piórze w głębokiej pogardzie, E.M.Watson za to, żebyła kobietą, Martina za pisanie populistycznego gówna.Dokładnie te słowa rzucił Martinowi w twarz w trakciewypełnionych żenującymi swarami sześćdziesięciu minut, jakiepotem nastąpiły.( Widzę, że idziemy dzisiaj na całość zauważyła koścista kobieta, rozglądając się nerwowo ponamiocie, jakby chciała się zorientować w położeniu wyjśćawaryjnych). Myślałam, że mamy tylko czytać fragmenty swoich książek szepnęła Martinowi na ucho E.M.Watson. Niespodziewałam się debaty. Nie było jej w planach odszepnął.Dougal Tarvit zmierzył ich oboje wściekłym spojrzeniem.Martin pożałował, że odrzucił propozycję Melanie, którachciała przylecieć do Edynburga; co jak co, ale w bójkach jegoagentka była niepokonana.Tarvit potrafił tylko głośno krzyczeći nie dorastał Melanie do pięt.Gdyby cięty język okazał sięniewystarczającą bronią, zabiłaby go gołymi pięściami. Jest po prostu zazdrosny szepnęła Martinowi Betty-May. To dlatego, że byłeś uwikłany w prawdziwe morderstwo i takdalej. Chcielibyśmy, żeby każde z państwa czytało przez dziesięćminut poprosiła prowadząca, zanim zaczęli. Dzięki temuzostanie nam więcej czasu na pytania z sali.Jak zwykle na tego typu imprezach publiczność składała sięprzeważnie z kobiet w średnim wieku, choć obecnośćzgryzliwego Dougala Travita przyciągnęła kilka młodszychosób, głównie mężczyzn [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Cudzej krwi.Wreszcie Tatiana rzuciła się na sofę, głośno wypuszczającz ust powietrze, jakby miała za moment umrzeć z nudów.Uważnie obejrzała po kolei wszystkie paznokcie u rąk, po czymzmierzyła Glorię spokojnym wzrokiem i odezwała się: No dobra, Glorio.Zawrzemy układ?Gloria nigdy w życiu nie zawierała żadnych układów.Stałaprzy oknie i patrzyła, jak ogromny gołąb grzywacz, zbudowanyjak samolot transportowy, drepcze przez trawnik.Po chwiliodwróciła się do Tatiany, która też stanowiła swego rodzajuokaz przyrodniczy, leżąc tak na sofie i przerzucając kanaływ telewizorze. Układ? spytała ją Gloria. Jakiego rodzaju?40 Autorzy powieści kryminalnych na lunch tak jakby mielizostać skonsumowani przez publiczność. Lunch składał sięz kawy i białych bułek z nadzieniem serwowanych z baruw głębi dużego namiotu.Pisarze stanowili rozrywkę.Jaktańczące niedzwiedzie.Dawniej uczono niedzwiedzie tańczyć,kładąc małe niedzwiedziątka na rozgrzanych węglach.I to miałbyć humanitaryzm? Martin widział niedzwiedziaw Petersburgu, ale nie tańczącego.Był na smyczy, właścicielwyprowadził go na spacer na niewielki trawiasty spłacheteknad Newą brunatnego niedzwiedzia wielkości dużego psa.Ludzie robili mu zdjęcia i dawali pieniądze właścicielowi.Martin przypuszczał, że mężczyzna właśnie po to sprawił sobieniedzwiedzia żeby na nim zarabiać.W Petersburgu wszyscypróbowali na czymś zarobić: pozbawieni emerytur nauczycielesprzedawali książki, pokręcone ze starości babuszki jakieśrobótki, a młode dziewczęta swoje ciała.Spotkanie z czytelnikami prowadziła koścista kobietao niejasnej proweniencji, która zaznaczyła na wstępie, że jest zagorzałą wielbicielką beletrystyki. Co za niebywały zaszczyt,że możemy dziś gościć wśród nas na lunchu tak zróżnicowanągrupę autorów.Klap, klap, klap ręce wzniesione wysokow kierunku ich trojga i lekki ukłon gejszy.Martin dzielił scenę z dwojgiem innych twórców.Jednymz nich była Amerykanka, niejaka E.M.Watson, którapromowała swoje książki za oceanem, usiłując podbićbrytyjski rynek , i pisała pełne przemocy, odważne powieścio seryjnych zabójcach.Martin spodziewał się ujrzeć kogośkonkretnego i poważnego, noszącego się na czarno, trochęw stylu harwardzkim, tymczasem pani Watson okazała sięnieco niechlujną blondyną z Alabamy o żółtych zębach, spowitąaurą ogólnego niedbalstwa.Mówiąc, zasłaniała usta dłonią.Martin przypuszczał, że to z powodu żółtych zębów, leczkobieta zwróciła się ku niemu i powiedziała: Wolę nieotwierać ust, bo znienawidzą mnie za mój akcent , cozabrzmiało mniej więcej jak: Woleneotwełaćus,boznenawydzome zamajaksent.Z pewnością nie, pocieszył jąMartin.Niestety, miała rację.Dopełnieniem ich małego tria był Dougal Tarvit, pochodzącyz północy, gdzieś z rejonów Niny Riley, autor psychologicznych thrillerów luzno inspirowanychautentycznymi zbrodniami.Martin próbował je nawet kiedyśczytać, ale zraziło go to, że w zasadzie nic się w nich nie działo.Namiot był pełen.Początkowo Martin sądził, że publicznośćdopisała tak licznie ze względów ekonomicznych darmowawyżerka plus trzech autorów w cenie jednego lecz w chwiliciszy, jaka poprzedziła otwarcie spotkania, zorientował się, iżto on przyciąga powszechną uwagę.Ludzie rozmawiali ze sobąna jego temat, w niektórych przypadkach całkiem głośno, jakbynie było go na sali.Wyraznie słyszał, jak jakiś napięty,zrzędliwy głos, w którym pobrzmiewał dialekt z Morningside,mówi: Podobno go zabili , tonem sugerującym, że właścicielkagłosu czuje się oszukana, widząc Martina wśród żywych.E.M.Watson nachyliła się do niego i zapytała: Alex, dobrze się czujesz, złotko?Martin zapewnił ją, że tak. Naprawdę mam na imię Martin dodał i zainteresował się,pod jakim imieniem znana jest E.M.Watson, bo chyba nie Em. Nie roześmiała się. To inicjały od Elizabeth Mary dwie królowe w cenie jednej, jak mawiała moja mamuśka, alewszyscy mówią na mnie Betty-May. Chryste. Oboje usłyszeli wyraznie, jak Dougal Tarvitmamrocze pod nosem: Człowiek czuje się zupełnie jak naplanie cholernych Stalowych magnolii.Tarvit, rozwalony na krześle, jakby nieprawidłowa postawai ospałość były oznaką męskości, zdawał się mieć oboje swoichkolegów po piórze w głębokiej pogardzie, E.M.Watson za to, żebyła kobietą, Martina za pisanie populistycznego gówna.Dokładnie te słowa rzucił Martinowi w twarz w trakciewypełnionych żenującymi swarami sześćdziesięciu minut, jakiepotem nastąpiły.( Widzę, że idziemy dzisiaj na całość zauważyła koścista kobieta, rozglądając się nerwowo ponamiocie, jakby chciała się zorientować w położeniu wyjśćawaryjnych). Myślałam, że mamy tylko czytać fragmenty swoich książek szepnęła Martinowi na ucho E.M.Watson. Niespodziewałam się debaty. Nie było jej w planach odszepnął.Dougal Tarvit zmierzył ich oboje wściekłym spojrzeniem.Martin pożałował, że odrzucił propozycję Melanie, którachciała przylecieć do Edynburga; co jak co, ale w bójkach jegoagentka była niepokonana.Tarvit potrafił tylko głośno krzyczeći nie dorastał Melanie do pięt.Gdyby cięty język okazał sięniewystarczającą bronią, zabiłaby go gołymi pięściami. Jest po prostu zazdrosny szepnęła Martinowi Betty-May. To dlatego, że byłeś uwikłany w prawdziwe morderstwo i takdalej. Chcielibyśmy, żeby każde z państwa czytało przez dziesięćminut poprosiła prowadząca, zanim zaczęli. Dzięki temuzostanie nam więcej czasu na pytania z sali.Jak zwykle na tego typu imprezach publiczność składała sięprzeważnie z kobiet w średnim wieku, choć obecnośćzgryzliwego Dougala Travita przyciągnęła kilka młodszychosób, głównie mężczyzn [ Pobierz całość w formacie PDF ]