[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potemsięgnął pod nie i podniósł ztaką siłą, że Marthaler usłyszał, jakdrewnołupie sięnazawiasach w drzazgi.190- Gotowe.Marthaler wszedł pierwszy.Przybudówka prowadziławprost dohali fabrycznej.Toller trzymał się tuż za nim.Pachniało olejem i frezowanym metalem.Gdy ich oczyprzyzwyczaiły się do ciemności, na podłodze zobaczylibiałe pasybezpieczeństwa oddzielające przejścieod stanowiskmaszynowych.Choć stąpali ostrożnie, każdykrokrozbrzmiewał tak głośno, że Marthalerowi wydało się,iżsłychać ich na ulicy.Wreszcie doszli do końca hali.Po dwóch schodkach dostali się do tej części budynku,gdziepo prawej i lewej stronieciemnego korytarza znajdowały się biura.- To musi być tam,z tyłu -powiedział Marthaler.-Tam, gdzie kończysię korytarz, musi zaczynać się tendomek.Jeślimamy szczęście, to nie będzie między nimidrzwi. Przesunął dłonią wzdłuż ściany, aż wreszcie wymacałkontakt.Właśnie chciał go nacisnąć, gdy Toller położyłmu rękę na ramieniu.- Nie - szepnąłledwie słyszalnie.- Tam ktoś jest.Marthaler przełknął ślinę.Zobaczył, co Toller ma namyśli.Tam, gdzie kończył siękorytarz, tuż nad ziemią,widać było cienką smugę światła.Prawdopodobnie kiedyś były tam drzwi.Ale je zamknięto, odkręcono klamkęi zaklejono tą samą tapetą co resztęścian.Cokolwiek się za nimi znajdowało, paliło się tam światło.Toller chciałcośpowiedzieć, ale Marthaler dał mudo zrozumienia, że ma zachowywać sięcicho.Potemwepchnąłgo do jednegoz biur.- Nic nie wiemy.Nie wiemy, co Drewitz tam robi.Niemamy pojęcia, czy nie będzie próbowałuciec albo czy niejestuzbrojony.Musimy się rozdzielić.Może jest więcejdrzwi.Możejest tu piwnica, może spróbuje uciec przez191.okno.Ja nie mam pistoletu, ty masz.Chcę, żebyś miałgo w ręce, ale nie wolno ci strzelać.Tylkojeśli nie będziewyjścia.Zrozumiałeś?- Tak - odpowiedział Toller.- Właśnie powiedział pando mnie "ty".- Okej.Ja zostaję.Tywrócisz drogą, którą tu przyszliśmy.Spróbuj zorientować się, w którą stronę mógłby uciec.Potem zastukasz w drzwi ikażesz mu wyjśćz podniesionymi rękami.Dalej nie możemyplanować.Marthaler zbliżył się do ślepych drzwi najciszej jak siędało.Korytarzrozgałęział się.Mógł pójść w prawo albow lewo.By nie podjąć niewłaściwej decyzji, postanowiłtu zaczekać.Nasłuchiwał.Wydało mu się, że słyszy ciche klikanie klawiatury komputera.Potem Toller zastukał.Klikanie ucichło.Odsunęłosię krzesło, ktoś wstałi przeszedł przez pomieszczenie.- Kto tam?- Marthalerusłyszał głęboki męski głos.Ale Toller nie odpowiedział.Przez kilka sekund panowała cisza, potem znów stukanie.- Do cholery, kto tam?- spytał mężczyzna, tym razemgłośniej.Toller dobrze to robił.Nie odzywał się, próbował zdezorientowaćDrewitza.Zamiast go gonić, postanowił zmusić go do wyjścia na zewnątrz i sprawdzenia, kto i czegoodniego chce.Ten plan mógł siępowieść.Mniej więcej półminuty pózniej Marthaler usłyszałodgłos klucza przekręcanegow zamku.I w tej samej chwili głośny głos partnera.- Policja!Proszę opuścić budynek z rękami w górze.Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.Marthaler słyszał odgłosy walki, stłumione okrzyki, głuchedudnienie.Najwyrazniej Tollerowi udało sięwedrzeć dośrodka.Zdecydował, że wróci przez halę, żeby pomóc koledze.Właśnie ruszył, gdy usłyszał z tyłu krzyk Tollera.192- Marthaler!Uwaga!Odskoczył w bok.Padając,poczuł, jakcoś przelatujeobok jego głowy.Potem usłyszał głośny stukot.Jakiściężki przedmiotuderzył w podłogę.Serce mu waliło.Leżałna boku i ciężko dyszał.Rana naplecachpulsowała,ale nic mu się niestało.Ktośprzebiegł obok niego.A więcbyły jakieś otwarte drzwi, pomyślał.- Nic mi nie jest - powiedział, gdy Toller pochylił sięnad nim.- Nic mi nie jest.Gdy zobaczył ciężki klucz monterskileżący obok niegona podłodze, poczuł mdłości.I pojął, żeToller prawdopodobnie uratował mu życie.- Pospiesz się!Nie zajmuj się mną.Musisz go dopaść,ja wezmę samochód.Wstał, wyszedł z budynku przez halę.Stanął na ulicy.Zimne, nocne powietrze otrzezwiło go.Drzwido małegodomku były ledwie przymknięte.Z wnętrza padało najezdnię światło.Korciło go, żebywejść do środka, zobaczyć,co Drewitz robił.Ale na to przyjdzie czas.Teraz musząpodjąć pościg.Wsiadł do daimlera, wezwał posiłki i kazałotoczyć cały port.Wydawszy polecenia,ruszył.Wtedy usłyszał eksplozję.We wstecznym lusterku zobaczył, jak dach domu rozpada się na dwie części.Jasnepłomienie strzeliły w powietrze.Chwilę pózniejpłonęłacała fabryka.Pędził Schmickstrasse.Zobaczył biegnącego mężczyznę, był o kilkasetmetrów od niego.Gdy się zbliżył, rozpoznał Tollera.Skręciłszybę.- Jedz dalej - krzyknął Toller.- Jedz w stronę mostuHonsell.Nie możebyć daleko.Spróbuj odciąć mu drogę.Dojechałna mostw trzy minuty.Stanął, wyłączyłświatła.Wysiadłi czekał.Usłyszałzbliżającą się syrenę.Chwilę pózniej minęły go dwa radiowozy.193.Potem zobaczył Drewitza.Biegł w poprzek mostu pięćdziesiąt metrów od niego.Przeskoczył przez barierkęi zniknął.Marthaler krzyknął i rzuciłsię biegiem.Przesadził barierkę,potknął się.Przetoczyłsię zarośniętymzboczem, wstał.Stracił orientację, nie wiedział,w którąstronę ruszyć, przedzierał się przez zarośla.Biegł pagórkowatym terenem w stronę Grossmarkthalle.Ale zorientował się, że niemaszans.Było za ciemno,za dużomożliwości, żeby się ukryć.Te kilka sekund wyprzedzenia wystarczyło [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Potemsięgnął pod nie i podniósł ztaką siłą, że Marthaler usłyszał, jakdrewnołupie sięnazawiasach w drzazgi.190- Gotowe.Marthaler wszedł pierwszy.Przybudówka prowadziławprost dohali fabrycznej.Toller trzymał się tuż za nim.Pachniało olejem i frezowanym metalem.Gdy ich oczyprzyzwyczaiły się do ciemności, na podłodze zobaczylibiałe pasybezpieczeństwa oddzielające przejścieod stanowiskmaszynowych.Choć stąpali ostrożnie, każdykrokrozbrzmiewał tak głośno, że Marthalerowi wydało się,iżsłychać ich na ulicy.Wreszcie doszli do końca hali.Po dwóch schodkach dostali się do tej części budynku,gdziepo prawej i lewej stronieciemnego korytarza znajdowały się biura.- To musi być tam,z tyłu -powiedział Marthaler.-Tam, gdzie kończysię korytarz, musi zaczynać się tendomek.Jeślimamy szczęście, to nie będzie między nimidrzwi. Przesunął dłonią wzdłuż ściany, aż wreszcie wymacałkontakt.Właśnie chciał go nacisnąć, gdy Toller położyłmu rękę na ramieniu.- Nie - szepnąłledwie słyszalnie.- Tam ktoś jest.Marthaler przełknął ślinę.Zobaczył, co Toller ma namyśli.Tam, gdzie kończył siękorytarz, tuż nad ziemią,widać było cienką smugę światła.Prawdopodobnie kiedyś były tam drzwi.Ale je zamknięto, odkręcono klamkęi zaklejono tą samą tapetą co resztęścian.Cokolwiek się za nimi znajdowało, paliło się tam światło.Toller chciałcośpowiedzieć, ale Marthaler dał mudo zrozumienia, że ma zachowywać sięcicho.Potemwepchnąłgo do jednegoz biur.- Nic nie wiemy.Nie wiemy, co Drewitz tam robi.Niemamy pojęcia, czy nie będzie próbowałuciec albo czy niejestuzbrojony.Musimy się rozdzielić.Może jest więcejdrzwi.Możejest tu piwnica, może spróbuje uciec przez191.okno.Ja nie mam pistoletu, ty masz.Chcę, żebyś miałgo w ręce, ale nie wolno ci strzelać.Tylkojeśli nie będziewyjścia.Zrozumiałeś?- Tak - odpowiedział Toller.- Właśnie powiedział pando mnie "ty".- Okej.Ja zostaję.Tywrócisz drogą, którą tu przyszliśmy.Spróbuj zorientować się, w którą stronę mógłby uciec.Potem zastukasz w drzwi ikażesz mu wyjśćz podniesionymi rękami.Dalej nie możemyplanować.Marthaler zbliżył się do ślepych drzwi najciszej jak siędało.Korytarzrozgałęział się.Mógł pójść w prawo albow lewo.By nie podjąć niewłaściwej decyzji, postanowiłtu zaczekać.Nasłuchiwał.Wydało mu się, że słyszy ciche klikanie klawiatury komputera.Potem Toller zastukał.Klikanie ucichło.Odsunęłosię krzesło, ktoś wstałi przeszedł przez pomieszczenie.- Kto tam?- Marthalerusłyszał głęboki męski głos.Ale Toller nie odpowiedział.Przez kilka sekund panowała cisza, potem znów stukanie.- Do cholery, kto tam?- spytał mężczyzna, tym razemgłośniej.Toller dobrze to robił.Nie odzywał się, próbował zdezorientowaćDrewitza.Zamiast go gonić, postanowił zmusić go do wyjścia na zewnątrz i sprawdzenia, kto i czegoodniego chce.Ten plan mógł siępowieść.Mniej więcej półminuty pózniej Marthaler usłyszałodgłos klucza przekręcanegow zamku.I w tej samej chwili głośny głos partnera.- Policja!Proszę opuścić budynek z rękami w górze.Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.Marthaler słyszał odgłosy walki, stłumione okrzyki, głuchedudnienie.Najwyrazniej Tollerowi udało sięwedrzeć dośrodka.Zdecydował, że wróci przez halę, żeby pomóc koledze.Właśnie ruszył, gdy usłyszał z tyłu krzyk Tollera.192- Marthaler!Uwaga!Odskoczył w bok.Padając,poczuł, jakcoś przelatujeobok jego głowy.Potem usłyszał głośny stukot.Jakiściężki przedmiotuderzył w podłogę.Serce mu waliło.Leżałna boku i ciężko dyszał.Rana naplecachpulsowała,ale nic mu się niestało.Ktośprzebiegł obok niego.A więcbyły jakieś otwarte drzwi, pomyślał.- Nic mi nie jest - powiedział, gdy Toller pochylił sięnad nim.- Nic mi nie jest.Gdy zobaczył ciężki klucz monterskileżący obok niegona podłodze, poczuł mdłości.I pojął, żeToller prawdopodobnie uratował mu życie.- Pospiesz się!Nie zajmuj się mną.Musisz go dopaść,ja wezmę samochód.Wstał, wyszedł z budynku przez halę.Stanął na ulicy.Zimne, nocne powietrze otrzezwiło go.Drzwido małegodomku były ledwie przymknięte.Z wnętrza padało najezdnię światło.Korciło go, żebywejść do środka, zobaczyć,co Drewitz robił.Ale na to przyjdzie czas.Teraz musząpodjąć pościg.Wsiadł do daimlera, wezwał posiłki i kazałotoczyć cały port.Wydawszy polecenia,ruszył.Wtedy usłyszał eksplozję.We wstecznym lusterku zobaczył, jak dach domu rozpada się na dwie części.Jasnepłomienie strzeliły w powietrze.Chwilę pózniejpłonęłacała fabryka.Pędził Schmickstrasse.Zobaczył biegnącego mężczyznę, był o kilkasetmetrów od niego.Gdy się zbliżył, rozpoznał Tollera.Skręciłszybę.- Jedz dalej - krzyknął Toller.- Jedz w stronę mostuHonsell.Nie możebyć daleko.Spróbuj odciąć mu drogę.Dojechałna mostw trzy minuty.Stanął, wyłączyłświatła.Wysiadłi czekał.Usłyszałzbliżającą się syrenę.Chwilę pózniej minęły go dwa radiowozy.193.Potem zobaczył Drewitza.Biegł w poprzek mostu pięćdziesiąt metrów od niego.Przeskoczył przez barierkęi zniknął.Marthaler krzyknął i rzuciłsię biegiem.Przesadził barierkę,potknął się.Przetoczyłsię zarośniętymzboczem, wstał.Stracił orientację, nie wiedział,w którąstronę ruszyć, przedzierał się przez zarośla.Biegł pagórkowatym terenem w stronę Grossmarkthalle.Ale zorientował się, że niemaszans.Było za ciemno,za dużomożliwości, żeby się ukryć.Te kilka sekund wyprzedzenia wystarczyło [ Pobierz całość w formacie PDF ]