[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie w tej ekstremalnej sytuacji Sokółpokazał, na co go stać.Ciężki, z silnikiem dużej mocy, wręcz rwał piach, pchając nas do przodu.Co z tego,że audi było szybsze, skoro jego kierowca musiał balansować na wąskiej przestrzeni między falami amiękkim piaskiem na plaży.Najmniejszy błąd mógł spowodować ściągnięcie samochodu w jedną lub drugąstronę.Kierowca audi był bardzo doświadczony w prowadzeniu auta.Jedyne co zrobił to głośniejszenastawienie muzyki dyskotekowej.Widocznie szum fal przeszkadzał mu.Do Piasków mieliśmy niecałe trzy kilometry.Z daleka widziałem moją wieżę.Musiałem wymyślić jakiśfortel.Z odległości trzystu metrów dostrzegłem naszą szansę pozbycia się pościgu.W wodzie, najwyżej dwametry od brzegu, znajdowały się betonowe elementy, które mogły być kiedyś podstawą jakiejś przystani.Rozpędzone fale rozbijały się o te kawałki betonu, tworząc wielką chmurę wody, która przesłaniała widok nakilkanaście metrów.Moim zadaniem było wyliczenie takiej prędkości, by zdążyć przed uderzeniem wody,która powinna spaść na wóz łysoli.Zwolniłem obserwując rytm fal.Audi przyspieszyło i jego kierowca triumfalnie przycisnął klakson.Na tendzwięk Afrodyta aż podskoczyła.Dodałem gazu, a kierowca ścigającego auta przekonany, że gnany stra-chem chcę umknąć, uczynił to samo.Byliśmy dwadzieścia metrów od resztek betonowych podpór, gdydostrzegłem coś jeszcze zakopane w piachu, wystające w poprzek naszej drogi zaledwie na trzydzieścicentymetrów, kolejne betonowe elementy.Między nimi była wąska, półmetrowa przerwa w sam raz, żebyprzejechać motocyklem.Fala była już po naszej prawej ręce.Z rykiem, jakby zagniewana naszą obecnością na plaży, uderzyła obetonowe przeszkody i wyskoczyła tworząc nad nami wodny tunel.Czułem jak paznokcie Afrodyty wbijałymi się w żebra, gdy przyciskała się do mnie.Jeszcze lekko skorygowałem kurs i przednie koło przejechałoprzez przerwę.Spienione, szarozielone morze spadło na nas, ale to audi znalazło się w epicentrum małego potopu.Tak jakprzeczuwałem kierowca audi, nie widząc dokąd jechać, najpierw uderzył o betonowe bariery w poprzek,odbił się, tylne koła zakopały się w piasku i gdy kierujący dodał gazu, wyrzuciło auto wprost w kierunkumorza, na kolejne betonowe przeszkody.Zatrzymałem się pięćdziesiąt metrów dalej.Obejrzałem się i gdyzobaczyłem, że łysole cali i zdrowi wysiadają z rozbitego audi, którym zaczęło zabawiać się morze,odjechałem do domku.W chacie Afrodyta pobiegła przebrać się w suche ubrania i przygotować kolację, a ja odstawiłem Sokołapod wieżę, wspiąłem się do budki na górze, sprawdziłem kontrolki i przez lornetkę zlustrowałem poczynaniałysoli.Siedzieli na plaży i patrzyli na zalewany wodą samochód.Sięgnąłem po radiotelefon i zadzwoniłemdo Straży Granicznej, informując ją o dwóch osobnikach na plaży podziwiających tonący wóz.Przyznamsię, że miałem złośliwą satysfakcję, gdy zobaczyłem, jak po kilku minutach funkcjonariusze StrażyGranicznej zatrzymali łysoli.Potem zszedłem do Afrodyty.Na dworze szalała burza, a my siedzieliśmy przykominku, pijąc herbatę i podziwiając rozbłyski.Ogniki odbijały się i tańczyły na sierści rozłożonego napodłodze Pimpka.Złoty blask z kominka łagodnie rozmywał się po pięknej twarzy Afrodyty, którejwszystkie tajemnice bardzo chciałem poznać, by wiedzieć, kto jest moim wrogiem, a kto przyjacielem. No, ładnie mruknął policjant odsuwając się na bok, żebyśmy i my poznali, co kryje wnętrze sejfu.Zajrzałem z ogromną ciekawością.Były tam: skórzana teczka, sztabka złota i dwa skórzane woreczki.Wteczce były dokumenty, a w woreczkach biżuteria, zapewne zrabowana w czasie wojny. Niezła historia policjanci z niedowierzaniem kręcili głowami, oglądając sztabkę ozdobioną gapą,zaglądając do woreczków, gdzie w słabym świetle widać było różnokolorowe kamienie szlachetne zdobiącewyroby ze złota. Czyja to będzie własność? zastanawiali się. Jestem urzędnikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki i w imieniu państwa polskiego przejmuję ten skarb,jednocześnie zapewniając, że znalezne, dziesięć procent wartości, powinno zostać przekazane na konto szko-ły oświadczyłem. Teraz, razem z panami pojedziemy na komisariat, gdzie spiszemy protokół i w sejfieschowamy zawartość skrytki.Wizyta w komisariacie zajęła nam dwie godziny.Pomagałem w opisie znalezionych przedmiotów.Najbardziej interesowało mnie nie złoto, ale zawartość teczki.Gdy policjant skończył zapisywać tekst nadziewięćdziesiątej ósmej pozycji inwentarza, otworzyliśmy teczkę.Brązowa skóra była zniszczona, ale67dokumenty w środku były w bardzo dobrym stanie.Papier pożółkł.Ucieszyło mnie, że szkice były czytelne.Przedstawiały schemat jakiegoś obiektu podziemnego.Ilość pomieszczeń i korytarzy sprawiała wrażenie, żecałość wyglądała jak labirynt. Mogą panowie wykonać mi kopię tych dokumentów? poprosiłem policjantów.Młodszy stopniem poszedł do pokoju obok, gdzie zawyła kserokopiarka.Po chwili funkcjonariusz podałmi odbitki trzech stron.Zawartość skrytki obwiązaliśmy brązowym papierem pakowym, zawiązaliśmysznurkiem, założyliśmy plomby i schowaliśmy paczkę do sejfu w komisariacie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Właśnie w tej ekstremalnej sytuacji Sokółpokazał, na co go stać.Ciężki, z silnikiem dużej mocy, wręcz rwał piach, pchając nas do przodu.Co z tego,że audi było szybsze, skoro jego kierowca musiał balansować na wąskiej przestrzeni między falami amiękkim piaskiem na plaży.Najmniejszy błąd mógł spowodować ściągnięcie samochodu w jedną lub drugąstronę.Kierowca audi był bardzo doświadczony w prowadzeniu auta.Jedyne co zrobił to głośniejszenastawienie muzyki dyskotekowej.Widocznie szum fal przeszkadzał mu.Do Piasków mieliśmy niecałe trzy kilometry.Z daleka widziałem moją wieżę.Musiałem wymyślić jakiśfortel.Z odległości trzystu metrów dostrzegłem naszą szansę pozbycia się pościgu.W wodzie, najwyżej dwametry od brzegu, znajdowały się betonowe elementy, które mogły być kiedyś podstawą jakiejś przystani.Rozpędzone fale rozbijały się o te kawałki betonu, tworząc wielką chmurę wody, która przesłaniała widok nakilkanaście metrów.Moim zadaniem było wyliczenie takiej prędkości, by zdążyć przed uderzeniem wody,która powinna spaść na wóz łysoli.Zwolniłem obserwując rytm fal.Audi przyspieszyło i jego kierowca triumfalnie przycisnął klakson.Na tendzwięk Afrodyta aż podskoczyła.Dodałem gazu, a kierowca ścigającego auta przekonany, że gnany stra-chem chcę umknąć, uczynił to samo.Byliśmy dwadzieścia metrów od resztek betonowych podpór, gdydostrzegłem coś jeszcze zakopane w piachu, wystające w poprzek naszej drogi zaledwie na trzydzieścicentymetrów, kolejne betonowe elementy.Między nimi była wąska, półmetrowa przerwa w sam raz, żebyprzejechać motocyklem.Fala była już po naszej prawej ręce.Z rykiem, jakby zagniewana naszą obecnością na plaży, uderzyła obetonowe przeszkody i wyskoczyła tworząc nad nami wodny tunel.Czułem jak paznokcie Afrodyty wbijałymi się w żebra, gdy przyciskała się do mnie.Jeszcze lekko skorygowałem kurs i przednie koło przejechałoprzez przerwę.Spienione, szarozielone morze spadło na nas, ale to audi znalazło się w epicentrum małego potopu.Tak jakprzeczuwałem kierowca audi, nie widząc dokąd jechać, najpierw uderzył o betonowe bariery w poprzek,odbił się, tylne koła zakopały się w piasku i gdy kierujący dodał gazu, wyrzuciło auto wprost w kierunkumorza, na kolejne betonowe przeszkody.Zatrzymałem się pięćdziesiąt metrów dalej.Obejrzałem się i gdyzobaczyłem, że łysole cali i zdrowi wysiadają z rozbitego audi, którym zaczęło zabawiać się morze,odjechałem do domku.W chacie Afrodyta pobiegła przebrać się w suche ubrania i przygotować kolację, a ja odstawiłem Sokołapod wieżę, wspiąłem się do budki na górze, sprawdziłem kontrolki i przez lornetkę zlustrowałem poczynaniałysoli.Siedzieli na plaży i patrzyli na zalewany wodą samochód.Sięgnąłem po radiotelefon i zadzwoniłemdo Straży Granicznej, informując ją o dwóch osobnikach na plaży podziwiających tonący wóz.Przyznamsię, że miałem złośliwą satysfakcję, gdy zobaczyłem, jak po kilku minutach funkcjonariusze StrażyGranicznej zatrzymali łysoli.Potem zszedłem do Afrodyty.Na dworze szalała burza, a my siedzieliśmy przykominku, pijąc herbatę i podziwiając rozbłyski.Ogniki odbijały się i tańczyły na sierści rozłożonego napodłodze Pimpka.Złoty blask z kominka łagodnie rozmywał się po pięknej twarzy Afrodyty, którejwszystkie tajemnice bardzo chciałem poznać, by wiedzieć, kto jest moim wrogiem, a kto przyjacielem. No, ładnie mruknął policjant odsuwając się na bok, żebyśmy i my poznali, co kryje wnętrze sejfu.Zajrzałem z ogromną ciekawością.Były tam: skórzana teczka, sztabka złota i dwa skórzane woreczki.Wteczce były dokumenty, a w woreczkach biżuteria, zapewne zrabowana w czasie wojny. Niezła historia policjanci z niedowierzaniem kręcili głowami, oglądając sztabkę ozdobioną gapą,zaglądając do woreczków, gdzie w słabym świetle widać było różnokolorowe kamienie szlachetne zdobiącewyroby ze złota. Czyja to będzie własność? zastanawiali się. Jestem urzędnikiem Ministerstwa Kultury i Sztuki i w imieniu państwa polskiego przejmuję ten skarb,jednocześnie zapewniając, że znalezne, dziesięć procent wartości, powinno zostać przekazane na konto szko-ły oświadczyłem. Teraz, razem z panami pojedziemy na komisariat, gdzie spiszemy protokół i w sejfieschowamy zawartość skrytki.Wizyta w komisariacie zajęła nam dwie godziny.Pomagałem w opisie znalezionych przedmiotów.Najbardziej interesowało mnie nie złoto, ale zawartość teczki.Gdy policjant skończył zapisywać tekst nadziewięćdziesiątej ósmej pozycji inwentarza, otworzyliśmy teczkę.Brązowa skóra była zniszczona, ale67dokumenty w środku były w bardzo dobrym stanie.Papier pożółkł.Ucieszyło mnie, że szkice były czytelne.Przedstawiały schemat jakiegoś obiektu podziemnego.Ilość pomieszczeń i korytarzy sprawiała wrażenie, żecałość wyglądała jak labirynt. Mogą panowie wykonać mi kopię tych dokumentów? poprosiłem policjantów.Młodszy stopniem poszedł do pokoju obok, gdzie zawyła kserokopiarka.Po chwili funkcjonariusz podałmi odbitki trzech stron.Zawartość skrytki obwiązaliśmy brązowym papierem pakowym, zawiązaliśmysznurkiem, założyliśmy plomby i schowaliśmy paczkę do sejfu w komisariacie [ Pobierz całość w formacie PDF ]