[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W milczeniu obracałem fajkę w dłoni.Rzecki układał cicho swój sprzęt wskrzyneczce.- Ojej - usłyszałem wołanie Zośki - to panowie czekają na mnie.- A myśmy z Iriną.- A wyście nic nie znalazły - zaśmiałem się.Powracał dobry humor.- Jakże my mogły znalezć - śpiewnie odezwała się Irina - kiedy taki sławnyposzukiwacz jak pan wszystkie skarby z lasu wykopał? - uśmiechnęła się, pakując torbę z Midasem do bagażnika golfa. Piękna kobieta - pomyślałem - tylko trochę za dużo niewiadomych: ma supersprzęteksploratorski, a posługuje się nim byle zbyć.Czyżby nie natrafiła jeszcze na miejsce, gdziego ma właściwie użyć? I ta modlitwa pod ukraińskim krzyżem?- Jedziemy? - machnęła nam ręką piękna Rosjanka.- Już! - odmachała jej młodziutka Polka, której też niczego nie brakowało.- Zosiu - zapytałem, gdy szliśmy do Rosynanta - czy rozmawiałaś z Iriną na tematnaszego tu przyjazdu? No, kim jesteśmy, po co.- Też! - nadęła się jak balonik.- Czyż nie jestem siostrzenicą Pana Samochodzika?!- Hi! Hi! - zachichotał, ale z pewnym szacunkiem pan Onufry.- Dobra, przepraszam! - podniosłem ręce.- Ale tu jesteś moją siostrzenicą.Jasne?- Jasne! - rozpogodziła się Zośka.Wsiedliśmy, uruchomiłem silnik i już miałem wrzucać bieg, by ruszyć za znikającymza zakrętem golfem Iriny, gdy rzuciłem okiem na deskę rozdzielczą.- A żeby! - wrzasnąłem błyskawicznie wyłączając silnik.Wskazówka jednego z (jak to nazwał pan Tomasz) amerykańskich bajerów, czyliwskaznika gęstości paliwa, stała na czerwonym polu.- Co się stało? - poderwali się Rzecki i Zośka.- Mamy cukier w paliwie - wycedziłem przez zęby.- I daję sobie głowę uciąć, żenasypany ręką Genschego!- Cukier? A czym to grozi? - zaniepokoił się radiesteta.- W najlepszym wypadku zapieczeniem wtryskiwaczy paliwa, w najgorszymzatarciem silnika.- O rany! - jęknęła siostrzenica.- Ech! - westchnąłem.- %7łeby był tu Zyga ze swym maluchem albo Okoński z trampkiem ! Zresztą i ich autka Tłuścioszek załatwiłby podobnie jak Rosynanta! Musiwiedzieć coś pewniejszego niż zapis w notesie pana Janusza o bunkrze i śpieszyć się, żebyzdążyć przed nami.Już pewnie jest na miejscu.- A my? - załamał dłonie Rzecki.- A my musimy się modlić, żeby leśniczy miał w garażu zapas ropy do gazika.Jeślima, to wylewamy nasze zatrute świństwo, przepłukujemy zbiornik i układ paliwowy, jak tosię mądrze nazywa, tankujemy ropę leśniczego i pojechali!- A jeśli leśniczy nie ma zapasu? - ponuro zwiesiła głowę Zośka.- To grzecznie i szeleszcząc banknotami poprosimy, by nas odholował do Górowa kuwielkiej radości Towarzystwa Przez Historię do Przyjazni !ROZDZIAA SZSTYNIESPODZIEWANA POMOC " Z NOKTOWIZOREM ZAZAODZIEJAMI " OBSTAWI GRANIC! " DZIURY W DTKACH "MAAY ZAODZIEJ RATUJE DU%7łEGO " TO JEDNAK NIE IRINA "NOCNE OCZEKIWANIE NA TAUZCIOSZKA " WYMIANAPOGR%7łEK Z GENSCHEMNa szczęście, zapasy oleju napędowego w garażu leśniczówki wystarczyłyby donapełnienia zbiorników nie tylko Rosynanta, ale dywizji zmotoryzowanej.W dodatkupowracający właśnie z obchodu swego rewiru leśniczy okazał się być niezłym mechanikiem.Tak więc praca nad doprowadzeniem do porządku Rosynanta dziarsko posuwała się doprzodu.- Ej ty tłusty, tłusty, tłuścioszku.- mruczałem mocując się z oporną nakrętką.- Słucham? - spytał spod wozu leśniczy.- Nie, nic.Tak sobie nucę.Wreszcie zatankowaliśmy przemytego Rosynanta, uiściliśmy opłatę za pomoc ipaliwo, przed którą pan na leśnictwie Białe gorąco się wzbraniał, i pomknęliśmy przez las.Zciemniało się już, włączyłem więc reflektory, obiecując sobie zgasić je i przejść nanoktowizor dopiero w Pareżkach.Wcześniej nie spodziewałem się spotkania z ludzmiGenschego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W milczeniu obracałem fajkę w dłoni.Rzecki układał cicho swój sprzęt wskrzyneczce.- Ojej - usłyszałem wołanie Zośki - to panowie czekają na mnie.- A myśmy z Iriną.- A wyście nic nie znalazły - zaśmiałem się.Powracał dobry humor.- Jakże my mogły znalezć - śpiewnie odezwała się Irina - kiedy taki sławnyposzukiwacz jak pan wszystkie skarby z lasu wykopał? - uśmiechnęła się, pakując torbę z Midasem do bagażnika golfa. Piękna kobieta - pomyślałem - tylko trochę za dużo niewiadomych: ma supersprzęteksploratorski, a posługuje się nim byle zbyć.Czyżby nie natrafiła jeszcze na miejsce, gdziego ma właściwie użyć? I ta modlitwa pod ukraińskim krzyżem?- Jedziemy? - machnęła nam ręką piękna Rosjanka.- Już! - odmachała jej młodziutka Polka, której też niczego nie brakowało.- Zosiu - zapytałem, gdy szliśmy do Rosynanta - czy rozmawiałaś z Iriną na tematnaszego tu przyjazdu? No, kim jesteśmy, po co.- Też! - nadęła się jak balonik.- Czyż nie jestem siostrzenicą Pana Samochodzika?!- Hi! Hi! - zachichotał, ale z pewnym szacunkiem pan Onufry.- Dobra, przepraszam! - podniosłem ręce.- Ale tu jesteś moją siostrzenicą.Jasne?- Jasne! - rozpogodziła się Zośka.Wsiedliśmy, uruchomiłem silnik i już miałem wrzucać bieg, by ruszyć za znikającymza zakrętem golfem Iriny, gdy rzuciłem okiem na deskę rozdzielczą.- A żeby! - wrzasnąłem błyskawicznie wyłączając silnik.Wskazówka jednego z (jak to nazwał pan Tomasz) amerykańskich bajerów, czyliwskaznika gęstości paliwa, stała na czerwonym polu.- Co się stało? - poderwali się Rzecki i Zośka.- Mamy cukier w paliwie - wycedziłem przez zęby.- I daję sobie głowę uciąć, żenasypany ręką Genschego!- Cukier? A czym to grozi? - zaniepokoił się radiesteta.- W najlepszym wypadku zapieczeniem wtryskiwaczy paliwa, w najgorszymzatarciem silnika.- O rany! - jęknęła siostrzenica.- Ech! - westchnąłem.- %7łeby był tu Zyga ze swym maluchem albo Okoński z trampkiem ! Zresztą i ich autka Tłuścioszek załatwiłby podobnie jak Rosynanta! Musiwiedzieć coś pewniejszego niż zapis w notesie pana Janusza o bunkrze i śpieszyć się, żebyzdążyć przed nami.Już pewnie jest na miejscu.- A my? - załamał dłonie Rzecki.- A my musimy się modlić, żeby leśniczy miał w garażu zapas ropy do gazika.Jeślima, to wylewamy nasze zatrute świństwo, przepłukujemy zbiornik i układ paliwowy, jak tosię mądrze nazywa, tankujemy ropę leśniczego i pojechali!- A jeśli leśniczy nie ma zapasu? - ponuro zwiesiła głowę Zośka.- To grzecznie i szeleszcząc banknotami poprosimy, by nas odholował do Górowa kuwielkiej radości Towarzystwa Przez Historię do Przyjazni !ROZDZIAA SZSTYNIESPODZIEWANA POMOC " Z NOKTOWIZOREM ZAZAODZIEJAMI " OBSTAWI GRANIC! " DZIURY W DTKACH "MAAY ZAODZIEJ RATUJE DU%7łEGO " TO JEDNAK NIE IRINA "NOCNE OCZEKIWANIE NA TAUZCIOSZKA " WYMIANAPOGR%7łEK Z GENSCHEMNa szczęście, zapasy oleju napędowego w garażu leśniczówki wystarczyłyby donapełnienia zbiorników nie tylko Rosynanta, ale dywizji zmotoryzowanej.W dodatkupowracający właśnie z obchodu swego rewiru leśniczy okazał się być niezłym mechanikiem.Tak więc praca nad doprowadzeniem do porządku Rosynanta dziarsko posuwała się doprzodu.- Ej ty tłusty, tłusty, tłuścioszku.- mruczałem mocując się z oporną nakrętką.- Słucham? - spytał spod wozu leśniczy.- Nie, nic.Tak sobie nucę.Wreszcie zatankowaliśmy przemytego Rosynanta, uiściliśmy opłatę za pomoc ipaliwo, przed którą pan na leśnictwie Białe gorąco się wzbraniał, i pomknęliśmy przez las.Zciemniało się już, włączyłem więc reflektory, obiecując sobie zgasić je i przejść nanoktowizor dopiero w Pareżkach.Wcześniej nie spodziewałem się spotkania z ludzmiGenschego [ Pobierz całość w formacie PDF ]