[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głowie byłam martwa, miałam tamwodę zamiast oleju, nie wiedziałam, co robię.Nic nie było rzeczywiste.Błąkałam się.Muszęmu o tym powiedzieć, a także o tym, że chociaż jego ojciec nas opuścił, to jednak kochałamtego człowieka.To nie moja wina, że okazał się nędznikiem jak wszyscy inni.Muszę mu teżpowiedzieć: Marouanie, tak strasznie się bałam, że biłam się po brzuchu. On musi mi towybaczyć.Byłam wtedy taką ignorantką, sądziłam, że w ten sposób powróci miesięcznekrwawienie.W głowie miałam pustkę, był w niej tylko strach! Czy będzie w stanie tozrozumieć i mi wybaczyć? Czy mogę wszystko opowiedzieć mojemu synowi? A moimcórkom? Jak oni mnie osądzą, wszyscy troje?Jestem tak podniecona, że w nocy nie mogę zmrużyć oka.Po raz kolejny widzę nasobie ogień, biegnę przez ogród jak szalona.Antonio się nie wtrąca, pozwala mi radzić sobie samej, teraz nie chce się w to mieszać,ale widzi, że zle się czuję, że mnie to boli.- Rozmawiałaś z dziewczynkami?- Jeszcze nie.Jutro.Zjemy obiad z Marouanem i znajdę odpowiedni moment, żeby znimi pomówić.Ale boję się, Antonio.- Dasz sobie radę.Teraz już nie możesz się cofnąć.O trzeciej pięćdziesiąt siedem nad ranem znalazłam w telefonie komórkowymwiadomość od Marouana: Chcę Ci powiedzieć, że jest mi dobrze, przesyłam Ci całusa.Dojutra, mamo.Rozpłakałam się.ZBUDOWA DOMTego wieczora Antonio wyszedł z kolegą, by zostawić mnie samą z dziećmi.Sobota wieczór, godzina dziewiętnasta, 16 listopada 2002 roku.Obiad jest radosny.Jedzą łapczywie, wszystko ich rozśmiesza.Laetitia jest gadatliwa,nie przestaje paplać, jak zwykle.Marouan przyszedł ze swoją dziewczyną.Dla moich córeknadal oficjalnie jest jednym z dzieci, które były ze mną w rodzinie zastępczej.Jego obecnośćwcale ich nie dziwi, są szczęśliwe, że w sobotę wieczorem wyszły na obiad do restauracji zmamą i znajomymi.Nie dorastali razem, a jednak wydaje się, że są sobie bliscy.Obawiałam się, że tenwieczór wystawi mnie na ciężką próbę.Antonio powiedział mi przed wyjściem: Jeślibędziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.Natychmiast po ciebie przyjdę.To dziwne, ale czuję się dobrze, już prawie wcale się nie boję.Odczuwam jedynie lekkiniepokój z powodu moich córek.Marouan przekomarza się ze starszą:- Chodz tu, Laetitio, usiądz obok mnie, no chodz.Przyciska ją do siebie, żartując.A ona odwraca się do mnie i szepce:-Mamo, ależ on jest sympatyczny!-To prawda.- A jaki jest ładny!Obserwuję szczegóły ich twarzy.Marouan jest chyba bardziej podobny do Laetitii,może to samo wysokie czoło.Momentami odnajduję w nim wyraz twarzy Nadii,spokojniejszej i bardziej zadumanej niż siostra.Laetitia zawsze żywo wyraża swoje uczucia ijej reakcje są niekiedy impulsywne.Odziedziczyła wioską naturę swojego ojca.Nadianajczęściej zachowuje swoje uczucia dla siebie.Czy one zrozumieją?.Chyba za długo traktowałam je jak małe, trzyletnie dziewczynkii byłam nadopiekuńcza.A przecież moja matka w wieku Laetitii była już mężatką ispodziewała się dziecka.A ona mi powtarza: Ależ on jest ładny.Mogłaby zakochać się we własnym bracie! Moje milczenie mogłoby spowodować całąserię katastrof! W tej chwili wybuchają śmiechem i kpią sobie z pewnego mężczyzny,wyraznie pijanego.Patrzy on na nasz stolik i zwraca się do Marouana:- Ty, ośle sakramencki! Ale masz szczęście, tyle kobiet koło ciebie! Cztery baby, a ja tusiedzę sam!Marouann jest dumny i wyraznie drażliwy.Mamrocze:- Zaraz wstanę i dam mu po gębie.-Nie, proszę, nie rób tego!-No dobrze.Właściciel restauracji zjawia się obok stolika pijanego i łagodnie wyprowadza intruzana ulicę.Kończymy spokojnie posiłek wśród wybuchów śmiechu i żartów.Idziemy odprowadzić Marouana i jego dziewczynę aż na dworzec.Mój syn mieszka ipracuje na wsi.Zajmuje się ogrodami i terenami zielonymi.Zdaje się, że lubi swój zawód,trochę mówi nam o tym przy stole.Laetitia i Nadia są w wieku, kiedy nie ma się jeszcze spre-cyzowanych planów na przyszłość.Nadia wspomina czasem o pracy w krawiectwie, Laetitiaprzeskakuje z jednego projektu na drugi.Idą wszyscy troje przede mną, ulicą schodzącą wstronę dworca, Marouan jest w środku, Laetitia trzyma go za jedno ramię, a Nadia za drugie.Robią tak pierwszy raz w życiu, w pełnym zaufaniu.Nadal nic im jeszcze nie powiedziałam, aMarouan jest wspaniały, pozostawia sprawy swojemu biegowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W głowie byłam martwa, miałam tamwodę zamiast oleju, nie wiedziałam, co robię.Nic nie było rzeczywiste.Błąkałam się.Muszęmu o tym powiedzieć, a także o tym, że chociaż jego ojciec nas opuścił, to jednak kochałamtego człowieka.To nie moja wina, że okazał się nędznikiem jak wszyscy inni.Muszę mu teżpowiedzieć: Marouanie, tak strasznie się bałam, że biłam się po brzuchu. On musi mi towybaczyć.Byłam wtedy taką ignorantką, sądziłam, że w ten sposób powróci miesięcznekrwawienie.W głowie miałam pustkę, był w niej tylko strach! Czy będzie w stanie tozrozumieć i mi wybaczyć? Czy mogę wszystko opowiedzieć mojemu synowi? A moimcórkom? Jak oni mnie osądzą, wszyscy troje?Jestem tak podniecona, że w nocy nie mogę zmrużyć oka.Po raz kolejny widzę nasobie ogień, biegnę przez ogród jak szalona.Antonio się nie wtrąca, pozwala mi radzić sobie samej, teraz nie chce się w to mieszać,ale widzi, że zle się czuję, że mnie to boli.- Rozmawiałaś z dziewczynkami?- Jeszcze nie.Jutro.Zjemy obiad z Marouanem i znajdę odpowiedni moment, żeby znimi pomówić.Ale boję się, Antonio.- Dasz sobie radę.Teraz już nie możesz się cofnąć.O trzeciej pięćdziesiąt siedem nad ranem znalazłam w telefonie komórkowymwiadomość od Marouana: Chcę Ci powiedzieć, że jest mi dobrze, przesyłam Ci całusa.Dojutra, mamo.Rozpłakałam się.ZBUDOWA DOMTego wieczora Antonio wyszedł z kolegą, by zostawić mnie samą z dziećmi.Sobota wieczór, godzina dziewiętnasta, 16 listopada 2002 roku.Obiad jest radosny.Jedzą łapczywie, wszystko ich rozśmiesza.Laetitia jest gadatliwa,nie przestaje paplać, jak zwykle.Marouan przyszedł ze swoją dziewczyną.Dla moich córeknadal oficjalnie jest jednym z dzieci, które były ze mną w rodzinie zastępczej.Jego obecnośćwcale ich nie dziwi, są szczęśliwe, że w sobotę wieczorem wyszły na obiad do restauracji zmamą i znajomymi.Nie dorastali razem, a jednak wydaje się, że są sobie bliscy.Obawiałam się, że tenwieczór wystawi mnie na ciężką próbę.Antonio powiedział mi przed wyjściem: Jeślibędziesz mnie potrzebowała, zadzwoń.Natychmiast po ciebie przyjdę.To dziwne, ale czuję się dobrze, już prawie wcale się nie boję.Odczuwam jedynie lekkiniepokój z powodu moich córek.Marouan przekomarza się ze starszą:- Chodz tu, Laetitio, usiądz obok mnie, no chodz.Przyciska ją do siebie, żartując.A ona odwraca się do mnie i szepce:-Mamo, ależ on jest sympatyczny!-To prawda.- A jaki jest ładny!Obserwuję szczegóły ich twarzy.Marouan jest chyba bardziej podobny do Laetitii,może to samo wysokie czoło.Momentami odnajduję w nim wyraz twarzy Nadii,spokojniejszej i bardziej zadumanej niż siostra.Laetitia zawsze żywo wyraża swoje uczucia ijej reakcje są niekiedy impulsywne.Odziedziczyła wioską naturę swojego ojca.Nadianajczęściej zachowuje swoje uczucia dla siebie.Czy one zrozumieją?.Chyba za długo traktowałam je jak małe, trzyletnie dziewczynkii byłam nadopiekuńcza.A przecież moja matka w wieku Laetitii była już mężatką ispodziewała się dziecka.A ona mi powtarza: Ależ on jest ładny.Mogłaby zakochać się we własnym bracie! Moje milczenie mogłoby spowodować całąserię katastrof! W tej chwili wybuchają śmiechem i kpią sobie z pewnego mężczyzny,wyraznie pijanego.Patrzy on na nasz stolik i zwraca się do Marouana:- Ty, ośle sakramencki! Ale masz szczęście, tyle kobiet koło ciebie! Cztery baby, a ja tusiedzę sam!Marouann jest dumny i wyraznie drażliwy.Mamrocze:- Zaraz wstanę i dam mu po gębie.-Nie, proszę, nie rób tego!-No dobrze.Właściciel restauracji zjawia się obok stolika pijanego i łagodnie wyprowadza intruzana ulicę.Kończymy spokojnie posiłek wśród wybuchów śmiechu i żartów.Idziemy odprowadzić Marouana i jego dziewczynę aż na dworzec.Mój syn mieszka ipracuje na wsi.Zajmuje się ogrodami i terenami zielonymi.Zdaje się, że lubi swój zawód,trochę mówi nam o tym przy stole.Laetitia i Nadia są w wieku, kiedy nie ma się jeszcze spre-cyzowanych planów na przyszłość.Nadia wspomina czasem o pracy w krawiectwie, Laetitiaprzeskakuje z jednego projektu na drugi.Idą wszyscy troje przede mną, ulicą schodzącą wstronę dworca, Marouan jest w środku, Laetitia trzyma go za jedno ramię, a Nadia za drugie.Robią tak pierwszy raz w życiu, w pełnym zaufaniu.Nadal nic im jeszcze nie powiedziałam, aMarouan jest wspaniały, pozostawia sprawy swojemu biegowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]