[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety,ja, amerykański biznesmen, czyli po prostu parweniusz wobec starych arystokratycznychrodów, zaledwie marzyć mogłem o takiej godności, co było przyczyną nieustannej troskimojej żony.Nie muszę państwu chyba opowiadać, ile zabiegów i pieniędzy kosztowało mnie,zanim po kilku latach stałem się Kawalerem Bractwa Różokrzyżowców  powiedział panSmith, z dumą patrząc na swój złoty znaczek w klapie.A potem ciągnął dalej: Kobietom jednak nigdy dość sukcesów.Wkrótce marzeniem mojej żony, Emmy hrabiankivon Borckdorf-Ahlenfeldt, stało się uzyskanie przeze mnie jakiejś wyższej godności wbractwie, na przykład stanowiska sekretarza.O godności prezesa nawet oczywiście i marzyćnie można, gdyż jest nim pan Elard, burgrabia i hrabia zu Dohna, który wsławił sięusiłowaniem kradzieży  kryształowej tarczy i został przez sąd angielski skazany na wysokągrzywnę, ale powrócił do Wiednia w glorii sławy, jako męczennik sprawy.I oczywiściezostał natychmiast jednogłośnie wybrany na prezesa.Sami rozumiecie, że w tej sytuacji jegopozycja w bractwie pozostaje niezachwiana i swe stanowisko będzie piastował dożywotnio.Natomiast sekretarzem bractwa jest niejaki Johann Albers, zwykły fabrykant, i do tegoproducent.pasty do butów  niemal z pogardą rzucił te słowa pan Smith. Państwo zapewne zdają sobie sprawę  ciągnął  że czymś znacznie szlachetniejszym, anawet ośmieliłbym się rzec, czymś znacznie wznioślejszym jest handlować wyrobami ze złotai drogimi kamieniami niż produkować pastę do butów.A ponadto osobnik ten, ów JohannAlbers, niczym specjalnie się nie zasłużył dla Bractwa.Opublikował jedynie broszurę oniektórych tajnych praktykach magicznych, prawdopodobnie przez kogoś innego napisaną ikupioną za duże pieniądze.Otóż właśnie żona moja, Emma hrabianka von Borckdorf-Ahlenfeldt, sądzi, że tego osobnika powinienem ja zastąpić na stanowisku sekretarza.Muszęjednak wprzódy dokonać jakiegoś wielkiego czynu, który rozsławiłby moje imię wśródróżokrzyżowców, budząc podziw i szacunek. Mógłby pan na przykład włamać się do muzeum na Złotej Uliczce i skraść połówkętalizmanu Kelleya  podpowiedziałem. Tak.Przyznaję, że z początku nosiłem się z podobnym projektem  stwierdziłbezwstydnie. Ale wkrótce zmieniłem zamiar, doszedłem bowiem do wniosku, że byłoby totylko powtórzeniem czynu Elarda, burgrabiego i hrabiego zu Dohna.Stać mnie na dokonanieczegoś wspanialszego.  Na przykład, jakiego czynu, jeśli można wiedzieć?  podchwytliwie zapytał magisterSkwarek. Nie tak dawno wpadła mi w ręce książka niejakiego Dawida Katza o przedziwnychwłaściwościach szlachetnych kamieni.Zainteresowała mnie ona z tego względu, że i ja, jak tosię mówi, pracuję w szlachetnych kamieniach.Kazałem ją przetłumaczyć z łaciny naniemiecki.Otóż w tej książce znalazłem wzmiankę o ukryciu klejnotów przez Kelleya iKatza, i połówkach talizmanu, które mogą doprowadzić do schowka. Jednym słowem, chce pan dotrzeć do kryjówki  podpowiedziała panna Helenka.Ale pan Smith przecząco pokręcił głową: Nie zależy mi na tej garści klejnotów, które mogli mieć Kelley i Katz.Wystarczy mi to, coposiadam w swoich kasach pancernych.Rzecz w tym, że w książce Katza znalazłem równieżrysunek i opis  stołu przymierza , który zbudował kiedyś John Dee.Przy pomocy tego stołunawiązywał on kontakt z istotami pozaziemskimi.I ja, proszę państwa, postanowiłem równieżtaki stół zbudować!  obwieścił nam triumfująco. To nie jest takie skomplikowane  odezwał się pan Dohnal. Państwo się mylą  odparł Smith   stół przymierza odtworzyć łatwo, ponieważzachował się jego rysunek.Ale wiadomo, że nie sam stół umożliwiał kontakty ze zjawami [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl