[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.KozÅ‚owski zmierzyÅ‚ mnie wrogim spojrzeniem.WsiedliÅ›my wszyscy doolbrzymiego lincolna i wyjechaliÅ›my na szosÄ™.Karen podwiozÅ‚a nas aż domiejsca, gdzie byÅ‚ ukryty mój wehikuÅ‚.PrzesiedliÅ›my siÄ™ do niego, a ona iKozÅ‚owskÅ‚ ruszyli do Augustowa.Oni przodem, a my za nimi.Celowo nie przyÅ›pieszaÅ‚em biegu i jechaÅ‚em bardzo powoli.Panna Karen zpoczÄ…tku staraÅ‚a siÄ™ trzymać razem z nami, ale wkrótce zirytowaÅ‚a jÄ… wolnajazda.DodaÅ‚a gazu i lincoln zaczÄ…Å‚ siÄ™ od nas oddalać.- Panie Tomaszu - zÅ‚oÅ›cili siÄ™ chÅ‚opcy - dlaczego pan siÄ™ daje wyprzedzić.Pan ma najszybszy samochód na Å›wiecie.Niech im pan pokaże, co on potrafi.PrzeczÄ…co pokrÄ™ciÅ‚em gÅ‚owÄ….- Nie, moi drodzy.Nie bÄ™dÄ™ ujawniaÅ‚ wszystkich swoich mocnych kart.ChciaÅ‚bym, aby myÅ›leli, że mój samochód to bezwartoÅ›ciowy rupieć.Może misiÄ™ to kiedyÅ› bardzo przydać.ROZDZIAA SIÓDMYCO SIE STAAO Z DZIENNIKARK? ZABAWA W KLUBIE PROPONUJ UTOPIENIE KOZAOWSKIEGO ZIELONA RACA WYZCIGNA JEZIORZE GDZIE JEST TAJEMNICZY DOKUMENT?ZapadÅ‚a już noc.W MiÅ‚kokuku zastaliÅ›my domek nauczyciela zamkniÄ™tyna gÅ‚ucho.Obok domku, a także w najbliższym jego sÄ…siedztwie, nienapotkaliÅ›my dziennikarki.Jej nieobecność trochÄ™ mnie zaniepokoiÅ‚a.- Pozostaniecie tutaj na straży, tak jak wczoraj - rozporzÄ…dziÅ‚em.- Wsadzie za żywopÅ‚otem rozbijecie namiot.Zróbcie kolacjÄ™, a potem na przemianobserwujcie domek.Ja zaÅ› pojadÄ™ do oÅ›rodka dziennikarzy, po drugiej stroniejeziora Pomorze.DrogÄ… jest tam z dziesięć kilometrów, przez jezioro byÅ‚obyzupeÅ‚nie blisko.Ale nie chciaÅ‚bym, aby ktoÅ› zobaczyÅ‚, że mój samochód potrafipÅ‚ywać jak motorówka.PożegnaÅ‚em chÅ‚opców i wskoczyÅ‚em do wozu.- Ach, Tellu - przypomniaÅ‚em sobie coÅ› i zawoÅ‚aÅ‚em chÅ‚opca.- Czy umieszobchodzić siÄ™ z rakietnicÄ…?- No pewnie.Każdy z nas potrafi strzelać z rakietnicy - Tell nieomalobraziÅ‚ siÄ™, że go posÄ…dzam o brak umiejÄ™tnoÅ›ci w tej dziedzinie.- Na obozieharcerskim i podczas harcerskich ćwiczeÅ„ przeszliÅ›my odpowiednieprzeszkolenie.WyjÄ…Å‚em rakietnicÄ™ z walizki i podaÅ‚em Tellowi.- Tylko pamiÄ™taj, broÅ„ Boże nie strzelaj z niej do nikogo.MógÅ‚byÅ›straszliwie poparzyć.- Za kogo nas pan uważa! Za dzieci? - oburzyÅ‚ siÄ™.- WystrzelÄ™ tylko w raziepotrzeby, i to w górÄ™, ponad pola, żeby nie spowodować pożaru.- Jest nabita zielonÄ… racÄ… - powiedziaÅ‚em.- Gdyby staÅ‚o siÄ™ tu coÅ› bardzoważnego, wystrzel z niej, a ja na pewno zobaczÄ™ rakietÄ™.I natychmiast przyjadÄ™.ZasalutowaÅ‚ po harcersku, a ja pojechaÅ‚em okrężnÄ… drogÄ… wokół jezioraPomorze.OÅ›rodek wypoczynkowy dziennikarzy mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ na krótkim cypluwrzynajÄ…cym siÄ™ w jezioro.Brzeg byÅ‚ dość wysoki, poroÅ›niÄ™ty sosnowym lasem.MiÄ™dzy drzewami staÅ‚y kolorowe domki campingowe, a u szczytu cyplazbudowano dość duży murowany budynek.Na dole mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ w nimprzechowalnia kajaków i motorówek, na górze byÅ‚a stołówka i sala klubowa zwielkimi oknami, przez które widziaÅ‚o siÄ™ wspaniaÅ‚Ä… panoramÄ™ jeziora iprzeciwlegÅ‚y wysoki brzeg.Na skraju oÅ›rodka zobaczyÅ‚em miÄ™dzy drzewami lincolna Petersenów i ichprzyczepÄ™.Okna sali klubowej jarzyÅ‚y siÄ™ Å›wiatÅ‚ami, bo oÅ›rodek byÅ‚zelektryfikowany.StamtÄ…d pÅ‚ynęły dzwiÄ™ki muzyki i przez okna widziaÅ‚o siÄ™taÅ„czÄ…cych.W klubie odbywaÅ‚a siÄ™ zabawa.Po drewnianych schodkach wszedÅ‚em na taras okalajÄ…cy salÄ™ klubowÄ….WÅ‚aÅ›nie ucichÅ‚a na chwilÄ™ muzyka i przez szeroko otwarte drzwi kilka osóbwymknęło siÄ™ na taras, aby odpocząć po taÅ„cu.- Aadnie pani pilnowaÅ‚a domku nauczyciela - odezwaÅ‚em siÄ™ z przekÄ…semdo Anki.Ubrana w gustownÄ… sukienkÄ™, z wÅ‚osami rozwichrzonyml podczas taÅ„canatknęła siÄ™ na mnie wychodzÄ…c z klubu w towarzystwie KozÅ‚owskiego.- Och, to pan? - zdziwiÅ‚a siÄ™.- Bardzo dÅ‚ugo nie wracaliÅ›cie z KoziegoRynku.Nie mogÅ‚am na was czekać, bo tutaj odbywa siÄ™ zabawa.- No jasne - skinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ….- Zabawa okazaÅ‚a siÄ™ ważniejsza.Z pani jestniezawodny sojusznik.ZakÅ‚opotaÅ‚a siÄ™.A KozÅ‚owski powiedziaÅ‚:- Nie wiedziaÅ‚em, że pani jest sojuszniczkÄ… mister Samochodzika - rzekÅ‚ zprzekÄ…sem, a jednoczeÅ›nie z lekceważeniem.- Mister Samochodzik - dodaÅ‚ - dośćszybko, zdaje siÄ™, umie sobie zjednywać sojuszników.To jest, chciaÅ‚em rzec,sojuszniczki.To mówiÄ…c spojrzaÅ‚ w stronÄ™ drzwi, w których stanęła panna Petersen.- O, przybyÅ‚ również mój wybawca! - zawoÅ‚aÅ‚a Karen.- To Å›wietnie.ZataÅ„czymy, prawda? - zwróciÅ‚a siÄ™ do mnie.Anka wzruszyÅ‚a ramionami.- MiaÅ‚am siedzieć w MiÅ‚kokuku i bez koÅ„ca czekać na powrót nauczyciela,kiedy pan zajmowaÅ‚ siÄ™ wybawianicm piÄ™knych dziewczÄ…t.Na tym chciaÅ‚ panzbudować nasz sojusz? I tak widziaÅ‚ pan podziaÅ‚ naszych zadaÅ„?Z sali klubowej wyszedÅ‚ Petersen.KozÅ‚owski rzekÅ‚ do niego po angielsku:- Z nas wszystkich tylko mister Samochodzik zmierza prosto do celu.On wie,gdzÅ‚e leży najwiÄ™kszy skarb, i chce go dostać.Ale jemu nie chodzi wcalc o skarbtemplariuszy.On wie, że najwiÄ™kszy skarb, nawet w dolarach, to paÅ„ska córka.- Co? - zdumiaÅ‚ siÄ™ Petersen.- Tak? - rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ Karen.Anka dość dobrze mówiÅ‚a po angielsku izrozumiaÅ‚a sÅ‚owa Kozlowskiego.WtrÄ…ciÅ‚a ironicznie:- Tam skarb twój, gdzie serce twoje.Pan Samochodzik już wodpowiednim miejscu ulokowaÅ‚ swoje serce.MiaÅ‚em ochotÄ™ zrobić coÅ› takiego, żeby pan KozÅ‚owski przekozioÅ‚kowaÅ‚przez balustradÄ™ tarasu i znalazÅ‚ siÄ™ na dole, gdzie o dÅ‚ugi pomost biegnÄ…cy wwodÄ™ rozbijaÅ‚y siÄ™ fale jeziora.ByÅ‚em jednak czÅ‚owiekiem dobrze wychowanymi nie pozostawaÅ‚o mi nic innego, jak odpowiedzieć uprzejmym tonem:- Pan KozÅ‚owski ma racjÄ™.OdkÄ…d poznaÅ‚em pannÄ™ Karen, wyżej zaczÄ…Å‚emcenić skarby uczuć nad klejnoty templariuszy.Mam nadziejÄ™, że na drodze poskarby duchowe pan KozÅ‚owski nie bÄ™dzie musiaÅ‚ uciekać siÄ™ do wypuszczaniapowietrza z kół mego wehikuÅ‚u.- WiÄ™c po te skarby takżo wybiera siÄ™ pan swym samochodem? - spytaÅ‚aironicznie Anka.Kapitan Petersen zwróciÅ‚ siÄ™ do mnie z udanÄ… powagÄ…:- Niech pan nam zdradzi pewnÄ… tajemnlcÄ™, równÄ… tajemnicy templariuszy.Czy pan sam budowaÅ‚ swój samochód?- Nie - odpowiedziaÅ‚em z caÅ‚kowitym spokojem.- Mój wujek.Nie wiem, co w tym byÅ‚o komicznego.Ale wszyscy, Å‚Ä…cznie z AnkÄ…,Petersenem, Karen i kilku dziennikarzami, którzy wyszli na taras, aż pokÅ‚adalisiÄ™ ze Å›miechu.- Czy można wiedzieć, kim byÅ‚ paÅ„ski wuj? - spytaÅ‚ Petersen.- WynalazcÄ….- JakimÅ› znanym wynalazcÄ…?- Nie, zupeÅ‚nie nieznanym.- Ten samochód to zapewne jego jedyny wynalazek.I zaczęły slÄ™ sypać docinki na temat mego nieszczÄ™snogo samochodu, którystaÅ‚ miÄ™dzy drzewami i Å‚ypaÅ‚ na nas oczami swych reflektorów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.KozÅ‚owski zmierzyÅ‚ mnie wrogim spojrzeniem.WsiedliÅ›my wszyscy doolbrzymiego lincolna i wyjechaliÅ›my na szosÄ™.Karen podwiozÅ‚a nas aż domiejsca, gdzie byÅ‚ ukryty mój wehikuÅ‚.PrzesiedliÅ›my siÄ™ do niego, a ona iKozÅ‚owskÅ‚ ruszyli do Augustowa.Oni przodem, a my za nimi.Celowo nie przyÅ›pieszaÅ‚em biegu i jechaÅ‚em bardzo powoli.Panna Karen zpoczÄ…tku staraÅ‚a siÄ™ trzymać razem z nami, ale wkrótce zirytowaÅ‚a jÄ… wolnajazda.DodaÅ‚a gazu i lincoln zaczÄ…Å‚ siÄ™ od nas oddalać.- Panie Tomaszu - zÅ‚oÅ›cili siÄ™ chÅ‚opcy - dlaczego pan siÄ™ daje wyprzedzić.Pan ma najszybszy samochód na Å›wiecie.Niech im pan pokaże, co on potrafi.PrzeczÄ…co pokrÄ™ciÅ‚em gÅ‚owÄ….- Nie, moi drodzy.Nie bÄ™dÄ™ ujawniaÅ‚ wszystkich swoich mocnych kart.ChciaÅ‚bym, aby myÅ›leli, że mój samochód to bezwartoÅ›ciowy rupieć.Może misiÄ™ to kiedyÅ› bardzo przydać.ROZDZIAA SIÓDMYCO SIE STAAO Z DZIENNIKARK? ZABAWA W KLUBIE PROPONUJ UTOPIENIE KOZAOWSKIEGO ZIELONA RACA WYZCIGNA JEZIORZE GDZIE JEST TAJEMNICZY DOKUMENT?ZapadÅ‚a już noc.W MiÅ‚kokuku zastaliÅ›my domek nauczyciela zamkniÄ™tyna gÅ‚ucho.Obok domku, a także w najbliższym jego sÄ…siedztwie, nienapotkaliÅ›my dziennikarki.Jej nieobecność trochÄ™ mnie zaniepokoiÅ‚a.- Pozostaniecie tutaj na straży, tak jak wczoraj - rozporzÄ…dziÅ‚em.- Wsadzie za żywopÅ‚otem rozbijecie namiot.Zróbcie kolacjÄ™, a potem na przemianobserwujcie domek.Ja zaÅ› pojadÄ™ do oÅ›rodka dziennikarzy, po drugiej stroniejeziora Pomorze.DrogÄ… jest tam z dziesięć kilometrów, przez jezioro byÅ‚obyzupeÅ‚nie blisko.Ale nie chciaÅ‚bym, aby ktoÅ› zobaczyÅ‚, że mój samochód potrafipÅ‚ywać jak motorówka.PożegnaÅ‚em chÅ‚opców i wskoczyÅ‚em do wozu.- Ach, Tellu - przypomniaÅ‚em sobie coÅ› i zawoÅ‚aÅ‚em chÅ‚opca.- Czy umieszobchodzić siÄ™ z rakietnicÄ…?- No pewnie.Każdy z nas potrafi strzelać z rakietnicy - Tell nieomalobraziÅ‚ siÄ™, że go posÄ…dzam o brak umiejÄ™tnoÅ›ci w tej dziedzinie.- Na obozieharcerskim i podczas harcerskich ćwiczeÅ„ przeszliÅ›my odpowiednieprzeszkolenie.WyjÄ…Å‚em rakietnicÄ™ z walizki i podaÅ‚em Tellowi.- Tylko pamiÄ™taj, broÅ„ Boże nie strzelaj z niej do nikogo.MógÅ‚byÅ›straszliwie poparzyć.- Za kogo nas pan uważa! Za dzieci? - oburzyÅ‚ siÄ™.- WystrzelÄ™ tylko w raziepotrzeby, i to w górÄ™, ponad pola, żeby nie spowodować pożaru.- Jest nabita zielonÄ… racÄ… - powiedziaÅ‚em.- Gdyby staÅ‚o siÄ™ tu coÅ› bardzoważnego, wystrzel z niej, a ja na pewno zobaczÄ™ rakietÄ™.I natychmiast przyjadÄ™.ZasalutowaÅ‚ po harcersku, a ja pojechaÅ‚em okrężnÄ… drogÄ… wokół jezioraPomorze.OÅ›rodek wypoczynkowy dziennikarzy mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ na krótkim cypluwrzynajÄ…cym siÄ™ w jezioro.Brzeg byÅ‚ dość wysoki, poroÅ›niÄ™ty sosnowym lasem.MiÄ™dzy drzewami staÅ‚y kolorowe domki campingowe, a u szczytu cyplazbudowano dość duży murowany budynek.Na dole mieÅ›ciÅ‚a siÄ™ w nimprzechowalnia kajaków i motorówek, na górze byÅ‚a stołówka i sala klubowa zwielkimi oknami, przez które widziaÅ‚o siÄ™ wspaniaÅ‚Ä… panoramÄ™ jeziora iprzeciwlegÅ‚y wysoki brzeg.Na skraju oÅ›rodka zobaczyÅ‚em miÄ™dzy drzewami lincolna Petersenów i ichprzyczepÄ™.Okna sali klubowej jarzyÅ‚y siÄ™ Å›wiatÅ‚ami, bo oÅ›rodek byÅ‚zelektryfikowany.StamtÄ…d pÅ‚ynęły dzwiÄ™ki muzyki i przez okna widziaÅ‚o siÄ™taÅ„czÄ…cych.W klubie odbywaÅ‚a siÄ™ zabawa.Po drewnianych schodkach wszedÅ‚em na taras okalajÄ…cy salÄ™ klubowÄ….WÅ‚aÅ›nie ucichÅ‚a na chwilÄ™ muzyka i przez szeroko otwarte drzwi kilka osóbwymknęło siÄ™ na taras, aby odpocząć po taÅ„cu.- Aadnie pani pilnowaÅ‚a domku nauczyciela - odezwaÅ‚em siÄ™ z przekÄ…semdo Anki.Ubrana w gustownÄ… sukienkÄ™, z wÅ‚osami rozwichrzonyml podczas taÅ„canatknęła siÄ™ na mnie wychodzÄ…c z klubu w towarzystwie KozÅ‚owskiego.- Och, to pan? - zdziwiÅ‚a siÄ™.- Bardzo dÅ‚ugo nie wracaliÅ›cie z KoziegoRynku.Nie mogÅ‚am na was czekać, bo tutaj odbywa siÄ™ zabawa.- No jasne - skinÄ…Å‚em gÅ‚owÄ….- Zabawa okazaÅ‚a siÄ™ ważniejsza.Z pani jestniezawodny sojusznik.ZakÅ‚opotaÅ‚a siÄ™.A KozÅ‚owski powiedziaÅ‚:- Nie wiedziaÅ‚em, że pani jest sojuszniczkÄ… mister Samochodzika - rzekÅ‚ zprzekÄ…sem, a jednoczeÅ›nie z lekceważeniem.- Mister Samochodzik - dodaÅ‚ - dośćszybko, zdaje siÄ™, umie sobie zjednywać sojuszników.To jest, chciaÅ‚em rzec,sojuszniczki.To mówiÄ…c spojrzaÅ‚ w stronÄ™ drzwi, w których stanęła panna Petersen.- O, przybyÅ‚ również mój wybawca! - zawoÅ‚aÅ‚a Karen.- To Å›wietnie.ZataÅ„czymy, prawda? - zwróciÅ‚a siÄ™ do mnie.Anka wzruszyÅ‚a ramionami.- MiaÅ‚am siedzieć w MiÅ‚kokuku i bez koÅ„ca czekać na powrót nauczyciela,kiedy pan zajmowaÅ‚ siÄ™ wybawianicm piÄ™knych dziewczÄ…t.Na tym chciaÅ‚ panzbudować nasz sojusz? I tak widziaÅ‚ pan podziaÅ‚ naszych zadaÅ„?Z sali klubowej wyszedÅ‚ Petersen.KozÅ‚owski rzekÅ‚ do niego po angielsku:- Z nas wszystkich tylko mister Samochodzik zmierza prosto do celu.On wie,gdzÅ‚e leży najwiÄ™kszy skarb, i chce go dostać.Ale jemu nie chodzi wcalc o skarbtemplariuszy.On wie, że najwiÄ™kszy skarb, nawet w dolarach, to paÅ„ska córka.- Co? - zdumiaÅ‚ siÄ™ Petersen.- Tak? - rozeÅ›miaÅ‚a siÄ™ Karen.Anka dość dobrze mówiÅ‚a po angielsku izrozumiaÅ‚a sÅ‚owa Kozlowskiego.WtrÄ…ciÅ‚a ironicznie:- Tam skarb twój, gdzie serce twoje.Pan Samochodzik już wodpowiednim miejscu ulokowaÅ‚ swoje serce.MiaÅ‚em ochotÄ™ zrobić coÅ› takiego, żeby pan KozÅ‚owski przekozioÅ‚kowaÅ‚przez balustradÄ™ tarasu i znalazÅ‚ siÄ™ na dole, gdzie o dÅ‚ugi pomost biegnÄ…cy wwodÄ™ rozbijaÅ‚y siÄ™ fale jeziora.ByÅ‚em jednak czÅ‚owiekiem dobrze wychowanymi nie pozostawaÅ‚o mi nic innego, jak odpowiedzieć uprzejmym tonem:- Pan KozÅ‚owski ma racjÄ™.OdkÄ…d poznaÅ‚em pannÄ™ Karen, wyżej zaczÄ…Å‚emcenić skarby uczuć nad klejnoty templariuszy.Mam nadziejÄ™, że na drodze poskarby duchowe pan KozÅ‚owski nie bÄ™dzie musiaÅ‚ uciekać siÄ™ do wypuszczaniapowietrza z kół mego wehikuÅ‚u.- WiÄ™c po te skarby takżo wybiera siÄ™ pan swym samochodem? - spytaÅ‚aironicznie Anka.Kapitan Petersen zwróciÅ‚ siÄ™ do mnie z udanÄ… powagÄ…:- Niech pan nam zdradzi pewnÄ… tajemnlcÄ™, równÄ… tajemnicy templariuszy.Czy pan sam budowaÅ‚ swój samochód?- Nie - odpowiedziaÅ‚em z caÅ‚kowitym spokojem.- Mój wujek.Nie wiem, co w tym byÅ‚o komicznego.Ale wszyscy, Å‚Ä…cznie z AnkÄ…,Petersenem, Karen i kilku dziennikarzami, którzy wyszli na taras, aż pokÅ‚adalisiÄ™ ze Å›miechu.- Czy można wiedzieć, kim byÅ‚ paÅ„ski wuj? - spytaÅ‚ Petersen.- WynalazcÄ….- JakimÅ› znanym wynalazcÄ…?- Nie, zupeÅ‚nie nieznanym.- Ten samochód to zapewne jego jedyny wynalazek.I zaczęły slÄ™ sypać docinki na temat mego nieszczÄ™snogo samochodu, którystaÅ‚ miÄ™dzy drzewami i Å‚ypaÅ‚ na nas oczami swych reflektorów [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]