[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zamierzała pójść do Siódmej A alei,następnie przez Times Square, Lincoln Center i U West Side dopperdomu.Wędrując w kierunku Dziesiątej Alei.czuła się trochę niepew Ulicenie.kompletnie opustoszały.Dawne magazyny mieszczące obecnie galeriesztuki, wydawały się ciemne i odpychające.Latarnie migotały, a nachodnikach, po ostatniej ulewie lśniły kałuże.Schuyler nagle pożałowała,że odrzuciła ofertę Bliss.Lek niespokojna ruszyła szybciej w stronękodobrze oświetlonych alei.Będ bezpieczna, kiedy tylko do dozie trzeDziewiątej, pełnej kawiarenek i butików.Próbowała stłumić obawy, tłumacząc sobie, że to zwykły lękprzedciemnością  a dlaczego ona miałaby się ć ciemności? Byłaba161 wampirem! Roześmiała się złowi łaeszczo, ale jednocześnie poczuukłucie strachu.Nie mogła dłużej tego ignorować.Ktoś za nią szedł.A może coś.Ruszyła biegiem, serce tłukło jej się w piersiach, oddech przyspieszył.Odwróciła się.Cień na ścianie.Jej cień.Zamrugała.Nic.Nie było tu ni ę,czego ani nikogo.Masz paranoj poprostu masz paranoję, powiedzi do siebie.Zmu się, żeby iśćała siławolniej, żeby udowodnić samej sobie, że się nie boi.Jeszcze tylko kawałeczek do bezpiecznej Dziewiątej Alei.Tak blisko-.obejrzała się jeszcze raz.i poczuła, że coś chwyta ją zaszyję.Walczyła, żeby złapać oddech, otworzyć oczy, odtrącić prześladowcę,ale nie mogła krzyczeć, zupełnie jakby ktoś zamknął szczelnie jej gardło inie puszczał.Ogromne, mroczne tworzenie.Wysokie i silnejakmężczyzna, gęsta, toksyczna obecność.Szkarłatne oczy ze srebrnymizrenicami, lśniący-mi w ciemności, patrzącymi na nią.wwiercającymisię w jej mózg.a potem poczuła.Nie! Nie! Nie!Nie chciała w to uwierzyć, ale kły przebijały jej skórę - jak to możliwe?Przecież należała do nich! Co to było?!Zebrała całą siłę, odpychając napastnika - ale jej cios trafił w powietrze,jakby to wiatr trzymał ją w uścisku.Wszystko na nic, kły wysunęły się -raniąc jej szyję - jej krew, jej intensywnie niebieska krew, uchodziła z niejjak życie.Zamroczona i oszoomiona traciła przytomność - a wtedyłnagle zmaterializował się czarno granat wściekle ujadający cień.owy,Beauty!Ogar z warkotem rzucił się na mroczną istotę.Stwór puścił Schuyler,która zachwiała się i upadła na brudny chodnik, ściskając ranę na szyi.Beauty biegała wokół, warcząc i szczekając z całych sił.Napastnikzniknął.162 Beauty nadal ujadała, kiedy Schuyler wreszcie otwarła oczy.Ktośpróbował ją podnieść.- %7łyjesz?- zapytała Bliss Llewellyn.- Nie wiem - odparła Schuyler, ciąglejeszczew szoku.Spróbowała złapać równowagę, opierając si ciężko naęramieniu Bliss, ale nogi wciąż jej się trzęsły.- Pomału uspokajała ją koleżanka.Beauty wciąż szczekała, głośno i ze złością, warcząc na Bliss.- Spokój, Beauty, to jest Bliss moja przyjaciółka - Schuyler wyciągnęła,rękę, aby uspokoić drżącą sukę Ale Beauty nie przestawała.Biegała.wokół Bliss, skubiąc ją w kostki.- Auć!- Beauty, dość! - Schuyler złapała gwałtownie obrożę suki.Skąd ona siętu wzięła? Skąd wiedziała? Sch popatrzyła w czarne, intuyler eligentneoczy.Uratowałaś mnie, pomyślała.- Co się stało? - spytała Bliss.- Nie mam pojęcia.Szłam sobie, a coś zaatakowało mnie od tyłu.- Słyszałam cię - wyjaśniła Bliss drżącym głosem.-Czekałam przedstudiem na samochód, kiedy usłyszałam twój krzyk i przybiegłam.Schuyler skinęła głową, wciąż jeszcze ogłuszona tym, co się wydarzyło.Zawartość jej torby leżała roz siąkałysypana na chodniku, książki nawodą z kałuży razem z bezcennymi nowymi, dżinsami.- Co to mogło być? - dopytywała się Bliss, pomagaj zbierać rzeczy iącwłożyć je z powrotem do skórzanej torby.- Nie wiem.wydawało się.nierzeczywis - powiedziała niepewnie.teSchuyler.Zapięła i zarzuciła torbę na ramię.Nadal stała trochęchwiejnie, ale trzymanie obroż Beauty w jakiś sposób jej poy magało.Czuła się przy niej silniejsza, bardziej materialna.163 Wspomnienie ataku zaczynało już blaknąć - mroczna masa zeświecącymi, czerwonymi oczami o srebrnych zrenicach - i zębydostatecznie ostre, by przebić skórę.Kły - takie, jak jej - ale kiedydotknęła szyi, niczego już nie poczuła.%7ładnej rany.Nawet zadrapania.Dziennik Catherine Carver23 grudnia 1620r.Plymouth, MassachusettsBiada! Blada! Wszyscy z Roan przepadli.Myles i jego lu nieoke dzieznalezli nawet śladu osady.Bu zostały rozebrane, zwierdynki zętazniknęły.Nie było nic, prócz opustoszałych pól.Nic ne przetrwało ziosady oprócz samotnego znaku, przybitego do drzewa.John pokazał mi go.CROATANMoja krew zmroziła się na ten widok.Biada! Biada! To prawda! Jesteśmy przeklęci Oni są tutaj.Wszystko.utracone.Opłakujemy naszych współbraci.le musimy ch dzieci.NieA ronićjesteśmy bezpieczni.-CC.DWADZIEZCIA SZEZ164 Niesamowite.To było jedno z ulubionych słó Mimi.Jej pyton,wBirkin? Niesamowity! Nowy odrzutowiec G5 ojca? Niesamowity! Imprezau Bliss Llewellyn? Nie z tej ziemi, kotku.Niesamowita na maksa.Nic taknie kręciło Mimi, jak imprezy.Zlustrowała spojrzeniem zatłoczony pokój.Byli tu prawie wszyscy członko Komitetu oraz wspaniały wywie bórwyjątkowo apetycznych czerwonokrwistych.Cieszyła się, że przekonałaBliss do urządzenia imprezy.%7łycie w szkole robiło się o wiele za poważne - semestralne zaliczenia zapasem, czwartoklasiści denerwujący się aplikacjami, smutek utrzymującysię po pogrzebie Aggie.- i wszyscy musieli się odstres erała,ować.Bliss początkowo się opizadręczając Mimi setkami głu wątpliwości w rodzaju:  C ktośpich zyprzyjdzie?  Co z jedzeniem?"  Kto kupuje piwo?"  Co z meblam "Coi?"będzie, jak coś się zniszczy?"  Niektóre z tych rzeczy kosztowałymajątek!".Doprowadzała Mimi do szału tym dramatyzowaniem. Zostawwszystko w moich rękach" - nakazała jej w końcu Mimi.Niedługo potem dyrygowała armi specjalistów i stylistów,ąprzekształcających potrójny penthouse Llewellynów w raj dlaimprezowiczów  łącznie z darmowym otwartym barem (zresztą tak czyinaczej alkohol na nich nie dzałał), zastępem modelek, roznosząi cychtace z maleńkimi przekąskami zi(emniaki nadziewane kawiorem,zapiekanki z homara, koktajl rewetkowy) i stosem barwnych orebk tprezentowych, wypchanych całą linią luksusowych kosmetyków.Mimizatrudniła nawet ekipę refteksologów, aromaterapeutów i fachowców odmasażu szwedzkiego, aby zajęli się stopami, dłońmi i plecamigościOdziani na biało "policjanci ielęgnacyjni" byli zajęci ugnip ataniem,masowaniem i rozluznianiem napiętych od stresu mięśni elity prywatnychliceów.165 Po przyjściu do domu Bliss przek się, że całe umeblowanie naonałaniższym poziomie zostało zastąpione przez pokryte zebrą sofy, kudłatedywany i lampy Aero.Przed kominkiem rozkładał swój sprzęt DJ.- Nie panikuj, dobra.? - pomachała Mimi ręką przed Bliss. Co tu się, ku.? zapytała Bliss, patrząc na całkowitą transformacjęswojego domu w modny klub nocny w stylu lat 60 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl