[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Siostra nie odpowiedziała.Silny wiatr znad rzeki Hudson wiał jej prosto w twarz.Musiałamrużyć oczy, chroniąc je przed ostrymi lodowymi igłami, których tumany sypały się spodczarnej pokrywy chmur.W miejscach, gdzie nie była szczelna, przedzierały się żółteanemiczne promienie światła niczym smugi więziennych reflektorów.Rzeka pełna była trupów,pływających szczątków i zatopionych wraków.Wszystko to dryfowało wolno na południe, wstronę Atlantyku.Po drugiej stronie nadal płonęła rafineria; gęste kłęby czarnego dymu toczyłysię wzdłuż wybrzeża Jersey.Za plecami Siostry stali Artie, Beth i młoda Latynoska, okutani w zdobyte po drodzepłaszcze.Latynoska przepłakała całą noc, ale teraz oczy miała suche.Pod uskokiem, na którym stali, znajdował się wjazd do tunelu Hollanda.Blokowały gopoczerniałe od żaru samochody, ale nie to było najgorsze.Najgorsze było to, że wypalone wrakistały aż po osie w brudnej rzecznej wodzie.Gdzieś wewnątrz długiego ciemnego korytarza pękłstrop i woda przedostała się do środka.Tunel Lincolna w podobny sposób przestał istnieć.Tuczekała ich niebezpieczna przeprawa.- Nie chciałbym w tym pływać - stwierdził Jack - a tym bardziej utonąć.Jeśli to draństwozawali się nam na głowy, nie zdążymy nawet powiedzieć sobie cześć".- Ma pan lepszy pomysł?- Chodzmy na wschód, do Mostu Brooklyńskiego.Albo na zachód, tam też jest most.Siostra zadumała się.Przyciskając do siebie torbę, czuła zarys szklanego pierścienia.W nocy śniłjej się potwór o płonących rękach; skradał się wśród ruin i dymu.Wiedziała, że to jej szuka.Bała sięgo bardziej niż ciemnego, niebezpiecznego przejścia.- A jeśli mostów już nie ma? - zapytała.- Co?- A jeśli oba się zawaliły? - powtórzyła spokojnie.- Rozejrzyj się dookoła, człowieku, ipowiedz mi, czy naprawdę sądzisz, że te kruchutkie mosty mogły przetrzymać wybuch, któryzniszczył Empire State Building.- Możliwe.Nie da się tego wykluczyć.- Ale zanim się o tym przekonamy, minie kolejny dzień.Do tego czasu tunel może być jużcałkiem zalany.Nie wiem, jak wam, ale mnie nie przeszkadza, że zmoczę sobie nogi.- O, nie.- Jack pokręcił głową.- Ja tam na pewno nie wejdę, paniusiu.To szaleństwo.Zresztą po co w ogóle chcecie opuścić Manhattan? Znajdzie się tu żarcie i zawsze możemy wrócićdo piwnicy.Wcale nie musimy stąd iść.- Może pan nie.Ja muszę.- Idę z tobą - wtrącił Artie.- Ja się nie boję.- A kto powiedział, że j a się boję? - fuknął policjant.- Po prostu jeszcze nie zwariowałem, towszystko.- A ty, Beth? - Siostra zwróciła się do dziewczyny.- Idziesz z nami czy zostajesz tutaj?Beth zerknęła ze strachem na wjazd do tunelu, lecz odparła:- Idę z wami.Spróbowali na migi wyjaśnić sytuację Latynosce.Nie zareagowała.Chyba wciąż była wszoku.- Musimy trzymać się razem - powiedziała Siostra. Nie mam pojęcia, jak tam może byćgłęboko.Najlepiej złapmy się mocno za ręce, żeby nikt się nie zgubił.Beth i Artie w milczeniu skinęli głowami.Jack parsknął:- Wariatka! Wszyscy straciliście rozum!Trójka straceńców zaczęła schodzić z uskoku.Latynoska ruszyła za nimi.- W życiu ci się to nie uda, kobieto! - wrzasnął Jack, lecz on także wkroczył w czarnączeluść.Kiedy woda sięgnęła im po kostki, Siostra przystanęła.- Daj mi zapalniczkę, Beth.Ujęła dziewczynę za rękę.Beth złapała Artiego, ten Mek-sykankę.Aańcuch zamykałTomaszek.- Dobrze.- Siostra posłyszała strach we własnym głosie i zrozumiała, że musi zrobićnastępny krok, inaczej stchórzy.- Idziemy - dodała stanowczo.Ruszyła naprzód, omijając wrakisamochodów.Woda wkrótce podpełzła jej do kolan.Martwe szczury unosiły się w niej jakkorki.W oddali słychać było plusk spadających kropel.Wokół pływały szczątki, na które woleli niepatrzeć.Beth jęknęła ze zgrozą.- Idz dalej - upomniała ją Siostra.- Nie rozglądaj się, idz przed siebie.- Nadepnęłam na coś - zaskomlała dziewczyna.- Jezu! Tam ktoś był.Siostra mocno ścisnęła ją za rękę i pociągnęła dalej.Z oddalonego o sześćdziesiąt stópwlotu sączyło się jeszcze mdłe, kuszące światło.Woda sięgała coraz wyżej, zmuszając doskupienia uwagi.Płomyk zapalniczki odbił się od gigantycznej bryły powstałej ze stopionychkaroserii, która niemal całkowicie blokowała przejście.Serce Siostry zamarło.Na szczęścieznalazła wąską szparę, przez którą można się było przecisnąć.Nogi co chwilę ujeżdżały naśliskim dnie.Z góry sączyły się strużki wody i musiała osłaniać zapalniczkę.Odgłos wodospadubył coraz wyrazniejszy.- To się zaraz zawali - jęknął Jack.- Boże.to wszystko runie nam na głowy!- Nie zatrzymuj się! - krzyknęła na niego Siostra.Przed nimi, za nikłym kręgiem światła, leżała nieprzenikniona ciemność.Siostra poczułalekkie ukłucie niepokoju.A jeśli wyjście jest zablokowane na amen? Spokojnie, tylkospokojnie, powtarzała sobie jak dziecku.Woda sięgała jej już prawie po pachy.- Słuchajcie! - Beth zatrzymała się nagle jak wryta.Artie wpadł na nią i omal jej nieprzewrócił.Siostra wytężyła uszy, ale słyszała tylko odległy szum wodospadu.Pociągnęła Beth za rękę i wtej samej chwili doleciał do nich z góry przeciągły, głęboki pomruk.Jesteśmy w trzewiachLewiatana, pomyślała.Połknięci żywcem, jak Jonasz.Coś chlupnęło w wodę tuż przed nią.Twarde pociski odbijały się z hukiem od wypalonychwraków.To kamienie, uświadomiła sobie Siostra.Boże jedyny, ten strop rzeczywiście zaraz runie.- Wali się! - krzyknął strasznym, dławiącym się głosem Jack.Pośliznął się, upadł i zerwał sięze szlochem.- Nie chcę umierać! Ja nie chcę umierać! - powtórzył, brnąc na oślep z powrotem.- Niech nikt się nie rusza! - rozkazała Siostra, zanim pozostali zdążyli również zerwać się doucieczki.Kamienie sypały się jak grad, a ona ściskała dłoń Beth tak mocno, że aż trzeszczały palce.Stop tunelu zadygotał, ale się nie rozpadł.W końcu lawina ucichła, a wraz z nią ów makabrycznyjękliwy pomruk.- Wszyscy cali? Beth? Artie?- W porządku - dobiegł ją drżący głos.- Zdaje się, że zrobiłem w spodnie.To mały problem, pomyślała Siostra.Z paniką byłoby gorzej.Oczy Beth były szkliste inieprzytomne.Dziewczyna się wyłączyła, może to i lepiej.- Idziemy?Odpowiedzią było tylko zduszone chrząknięcie Artiego.Powlekli się dalej, chociaż woda sięgała im już do ramion.Z przodu wciąż nie było widaćani światła, ani żadnej oznaki, że zbliżają się do wyjścia.Siostra aż się skuliła, kiedy złom betonuwielkości kontenera na śmieci uderzył we wrak ciężarówki o dziesięć stóp od niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Siostra nie odpowiedziała.Silny wiatr znad rzeki Hudson wiał jej prosto w twarz.Musiałamrużyć oczy, chroniąc je przed ostrymi lodowymi igłami, których tumany sypały się spodczarnej pokrywy chmur.W miejscach, gdzie nie była szczelna, przedzierały się żółteanemiczne promienie światła niczym smugi więziennych reflektorów.Rzeka pełna była trupów,pływających szczątków i zatopionych wraków.Wszystko to dryfowało wolno na południe, wstronę Atlantyku.Po drugiej stronie nadal płonęła rafineria; gęste kłęby czarnego dymu toczyłysię wzdłuż wybrzeża Jersey.Za plecami Siostry stali Artie, Beth i młoda Latynoska, okutani w zdobyte po drodzepłaszcze.Latynoska przepłakała całą noc, ale teraz oczy miała suche.Pod uskokiem, na którym stali, znajdował się wjazd do tunelu Hollanda.Blokowały gopoczerniałe od żaru samochody, ale nie to było najgorsze.Najgorsze było to, że wypalone wrakistały aż po osie w brudnej rzecznej wodzie.Gdzieś wewnątrz długiego ciemnego korytarza pękłstrop i woda przedostała się do środka.Tunel Lincolna w podobny sposób przestał istnieć.Tuczekała ich niebezpieczna przeprawa.- Nie chciałbym w tym pływać - stwierdził Jack - a tym bardziej utonąć.Jeśli to draństwozawali się nam na głowy, nie zdążymy nawet powiedzieć sobie cześć".- Ma pan lepszy pomysł?- Chodzmy na wschód, do Mostu Brooklyńskiego.Albo na zachód, tam też jest most.Siostra zadumała się.Przyciskając do siebie torbę, czuła zarys szklanego pierścienia.W nocy śniłjej się potwór o płonących rękach; skradał się wśród ruin i dymu.Wiedziała, że to jej szuka.Bała sięgo bardziej niż ciemnego, niebezpiecznego przejścia.- A jeśli mostów już nie ma? - zapytała.- Co?- A jeśli oba się zawaliły? - powtórzyła spokojnie.- Rozejrzyj się dookoła, człowieku, ipowiedz mi, czy naprawdę sądzisz, że te kruchutkie mosty mogły przetrzymać wybuch, któryzniszczył Empire State Building.- Możliwe.Nie da się tego wykluczyć.- Ale zanim się o tym przekonamy, minie kolejny dzień.Do tego czasu tunel może być jużcałkiem zalany.Nie wiem, jak wam, ale mnie nie przeszkadza, że zmoczę sobie nogi.- O, nie.- Jack pokręcił głową.- Ja tam na pewno nie wejdę, paniusiu.To szaleństwo.Zresztą po co w ogóle chcecie opuścić Manhattan? Znajdzie się tu żarcie i zawsze możemy wrócićdo piwnicy.Wcale nie musimy stąd iść.- Może pan nie.Ja muszę.- Idę z tobą - wtrącił Artie.- Ja się nie boję.- A kto powiedział, że j a się boję? - fuknął policjant.- Po prostu jeszcze nie zwariowałem, towszystko.- A ty, Beth? - Siostra zwróciła się do dziewczyny.- Idziesz z nami czy zostajesz tutaj?Beth zerknęła ze strachem na wjazd do tunelu, lecz odparła:- Idę z wami.Spróbowali na migi wyjaśnić sytuację Latynosce.Nie zareagowała.Chyba wciąż była wszoku.- Musimy trzymać się razem - powiedziała Siostra. Nie mam pojęcia, jak tam może byćgłęboko.Najlepiej złapmy się mocno za ręce, żeby nikt się nie zgubił.Beth i Artie w milczeniu skinęli głowami.Jack parsknął:- Wariatka! Wszyscy straciliście rozum!Trójka straceńców zaczęła schodzić z uskoku.Latynoska ruszyła za nimi.- W życiu ci się to nie uda, kobieto! - wrzasnął Jack, lecz on także wkroczył w czarnączeluść.Kiedy woda sięgnęła im po kostki, Siostra przystanęła.- Daj mi zapalniczkę, Beth.Ujęła dziewczynę za rękę.Beth złapała Artiego, ten Mek-sykankę.Aańcuch zamykałTomaszek.- Dobrze.- Siostra posłyszała strach we własnym głosie i zrozumiała, że musi zrobićnastępny krok, inaczej stchórzy.- Idziemy - dodała stanowczo.Ruszyła naprzód, omijając wrakisamochodów.Woda wkrótce podpełzła jej do kolan.Martwe szczury unosiły się w niej jakkorki.W oddali słychać było plusk spadających kropel.Wokół pływały szczątki, na które woleli niepatrzeć.Beth jęknęła ze zgrozą.- Idz dalej - upomniała ją Siostra.- Nie rozglądaj się, idz przed siebie.- Nadepnęłam na coś - zaskomlała dziewczyna.- Jezu! Tam ktoś był.Siostra mocno ścisnęła ją za rękę i pociągnęła dalej.Z oddalonego o sześćdziesiąt stópwlotu sączyło się jeszcze mdłe, kuszące światło.Woda sięgała coraz wyżej, zmuszając doskupienia uwagi.Płomyk zapalniczki odbił się od gigantycznej bryły powstałej ze stopionychkaroserii, która niemal całkowicie blokowała przejście.Serce Siostry zamarło.Na szczęścieznalazła wąską szparę, przez którą można się było przecisnąć.Nogi co chwilę ujeżdżały naśliskim dnie.Z góry sączyły się strużki wody i musiała osłaniać zapalniczkę.Odgłos wodospadubył coraz wyrazniejszy.- To się zaraz zawali - jęknął Jack.- Boże.to wszystko runie nam na głowy!- Nie zatrzymuj się! - krzyknęła na niego Siostra.Przed nimi, za nikłym kręgiem światła, leżała nieprzenikniona ciemność.Siostra poczułalekkie ukłucie niepokoju.A jeśli wyjście jest zablokowane na amen? Spokojnie, tylkospokojnie, powtarzała sobie jak dziecku.Woda sięgała jej już prawie po pachy.- Słuchajcie! - Beth zatrzymała się nagle jak wryta.Artie wpadł na nią i omal jej nieprzewrócił.Siostra wytężyła uszy, ale słyszała tylko odległy szum wodospadu.Pociągnęła Beth za rękę i wtej samej chwili doleciał do nich z góry przeciągły, głęboki pomruk.Jesteśmy w trzewiachLewiatana, pomyślała.Połknięci żywcem, jak Jonasz.Coś chlupnęło w wodę tuż przed nią.Twarde pociski odbijały się z hukiem od wypalonychwraków.To kamienie, uświadomiła sobie Siostra.Boże jedyny, ten strop rzeczywiście zaraz runie.- Wali się! - krzyknął strasznym, dławiącym się głosem Jack.Pośliznął się, upadł i zerwał sięze szlochem.- Nie chcę umierać! Ja nie chcę umierać! - powtórzył, brnąc na oślep z powrotem.- Niech nikt się nie rusza! - rozkazała Siostra, zanim pozostali zdążyli również zerwać się doucieczki.Kamienie sypały się jak grad, a ona ściskała dłoń Beth tak mocno, że aż trzeszczały palce.Stop tunelu zadygotał, ale się nie rozpadł.W końcu lawina ucichła, a wraz z nią ów makabrycznyjękliwy pomruk.- Wszyscy cali? Beth? Artie?- W porządku - dobiegł ją drżący głos.- Zdaje się, że zrobiłem w spodnie.To mały problem, pomyślała Siostra.Z paniką byłoby gorzej.Oczy Beth były szkliste inieprzytomne.Dziewczyna się wyłączyła, może to i lepiej.- Idziemy?Odpowiedzią było tylko zduszone chrząknięcie Artiego.Powlekli się dalej, chociaż woda sięgała im już do ramion.Z przodu wciąż nie było widaćani światła, ani żadnej oznaki, że zbliżają się do wyjścia.Siostra aż się skuliła, kiedy złom betonuwielkości kontenera na śmieci uderzył we wrak ciężarówki o dziesięć stóp od niej [ Pobierz całość w formacie PDF ]