[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikogo i o nic.Jackson uniósł brew, a nierówna blizna powędrowała w górę wwyrazie niedowierzania.- Z tego, co pamiętam, zgodziłaś się na moją dominację podczasseksu.Ogarnęła ją nagła panika; włosy na karku stanęły jej dęba.- Ale to nie oznacza, że będę błagać o to, czego pragnę.- Na pewno?Vanessa uniosła brodę i spróbowała zagłuszyć palące potrzebyswojego ciała.Jeśli zajdzie taka potrzeba, zostawi Jacksona i spędziwieczór w towarzystwie substytutu na baterie.- Na pewno.- Podejmuję wyzwanie.- Co.Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Jax wziął ją naręce, okręcił i usadził na kanapie w miejscu, w którym sam przed chwiląsiedział.Uklęknął na podłodze między jej nogami i zsunął jej biodrabliżej krawędzi.Obezwładniona szokiem Vanessa patrzyła, jak jegodłonie rozchylają szeroko jej kolana, po czym ześlizgują się po wewnętrz-nej stronie ud.Jego kciuki musnęły brzeżki jej fig i nasunęły się na jedwab.Jedenprzylgnął do wrażliwego miejsca na szczycie, a drugi pogładził mokryślad pożądania.Głaskał go powoli, za każdym razem odrobinęzwiększając nacisk.Jej srom pulsował.Pragnął wypełnienia, cierpiał w poczuciuodrzucenia.Gdy Jackson zsunął w końcu jej majtki, Vanessa wypuściła zdrżeniem powietrze z płuc i spróbowała się opanować.Jax usiłował jązłamać, ale stan jego członka wyraznie wskazywał, że sam też zbyt długonie wytrzyma.Musiała więc tylko wziąć go na przetrzymanie i zaczekaćna typową męską reakcję: A pieprzyć to!" Gra słów niezamierzona.- Ryba-gwiazda?Zerknęła na tatuaż wielkości ćwierćdolarówki w kolorze koralowejczerwieni, widoczny tylko wtedy, gdy rozebrała się zupełnie do naga.Zwykle o nim zapominała.- Rozgwiazda.- Bez różnicy.- Jest róż.- Słuchaj, Ruda, pózniej zrobisz mi wykład, okej? Teraz muszę sobiena ciebie popatrzeć.- Objął dłońmi jej piersi i zaczął powoli zsuwać ręce,aż dotarł do gładkiej skóry na wzgórku łonowym.- Chryste, Vi, jesteś boska.- Rozchylił jej nabrzmiały srom iwpatrywał się w niego jak urzeczony.Vanessa poczuła łaskotanie wpodbrzuszu, a w miejscu, w którym Jax przeszywał ją swoimspojrzeniem, poczuła napływ nowej fali wilgoci.- Piękność w różu -szepnął, wyprowadzając palcem ciepłe soki na zewnątrz.W końcu przesunął całą szerokością języka z dołu ku górze, muskającna koniec językiem jej łechtaczkę.Biodra Vanessy zadrgałykonwulsyjnie.Jax zaplótł ręce wokół jej ud i przytrzymał ją dłońmi wpachwinach.A potem pochylił się i za pomocą języka dopuścił sięnajbardziej występnych czynów, jakie kiedykolwiek stały się dziełemczłowieka.Vanessa opierała się tylko na swoich domysłach, alewydawały się bardzo prawdopodobne.Wszystkie działania Jacksona miały ściśle określony cel i seks oralnynie był wyjątkiem.Nie składał się z przypadkowych pieszczot czymłodzieńczych prób opanowania erotycznego abecadła.Każde muśnięciejęzyka, każdy ruch, każda pieszczota miały coraz mocniej rozbudzać jejpożądanie.Dłonie Vanessy powędrowały do jej piersi - ciężkich i wyprężonych -i zaczęły skubać brodawki, by spotęgować spazmy rozkoszy,przeszywające ją od dołu, gdzie Jax pieścił ją ustami.Vanessa próbowałaunieść wyżej biodra, ale Jackson bez trudu ją przytrzymał.Jęknęła.Krewhuczała jej w uszach, puls wymknął się spod kontroli, a oddech stał sięciężki i szybki.Nie dało się dłużej temu zaprzeczać.Jackson Maris był złemwcielonym.Jakby na poparcie tej tezy wsunął w nią dwa grube palce i zaczął nimipracować, językiem skupiając się całkowicie nałechtaczce.Między piersiami Vanessy spłynęła strużka potu.Pożądanie w jej podbrzuszu wirowało coraz szybciej, grożąc potężnąeksplozją.Jax wyglądał jednak tak, jakby pieścił ją w ten sposób dla własnejprzyjemności.Gdy wsuwał w nią palce i gładził od środka, ani na momentnie odrywał od niej wzroku, jakby w życiu nie widział nic piękniejszegood jej cipki.A gdy przylgnął do niej wargami, przymknął powieki, jakbywsunął do ust najbardziej wyszukaną czekoladkę.Nie dość, żedoprowadzał ją do obłędu swoimi pieszczotami, to na dodatek sam jegowidok prawie wystarczał do orgazmu.- Tak - jęknęła.- Już prawie.- Wiem, skarbie.- Kończ.Jackson spowolnił pieszczoty i przyhamował odrobinę.Vanessachciała czegoś dokładnie przeciwnego.Jęknęła sfrustrowana.- To nie ty rozdajesz karty, księżniczko.Musisz ładnie poprosić.Zagryzła mocno dolną wargę.Drżała, zarówno z podniecenia, które wniej rozbudził, jak i oburzenia wobec jego żądania.- Musisz mieć świadomość, Vanesso, że zawsze stawiam partnerkę napierwszym miejscu, a dopiero potem myślę o własnym zaspokojeniu -mówił, patrząc jej prosto w oczy.-Poza tym mam zamiar godzinamiutrzymywać cię w takim stanie.I nie ma znaczenia, jak bardzo zsinieją miod tego jądra ani jak bardzo chciałbym poczuć twoją cipeczkę na moimfiucie.Nie ustąpię, póki nie dasz mi tego, czego chcę.Przeszły ją ciarki, pozostawiając na ciele gęsią skórkę, choć cienkawarstewka potu świadczyła wyraznie o tym, że nie było jej zimno.- Dobrze - wychrypiał, masując opuszką kciuka jej łechtaczkę.- Chcę,żebyś poprosiła mnie o to, czego sama chcesz.Poproś, żebym dał ciorgazm, Vi.Jego słowa oblepiały ją jak miód, podobnie jak jej soki oblepiały jegopalce.Nikt nigdy nie mówił do niej w ten sposób w łóżku.Z trudem doniej docierało, że on tak do niej mówi -zwykle taki szarmancki, właścicielzniewalającego uśmiechu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nikogo i o nic.Jackson uniósł brew, a nierówna blizna powędrowała w górę wwyrazie niedowierzania.- Z tego, co pamiętam, zgodziłaś się na moją dominację podczasseksu.Ogarnęła ją nagła panika; włosy na karku stanęły jej dęba.- Ale to nie oznacza, że będę błagać o to, czego pragnę.- Na pewno?Vanessa uniosła brodę i spróbowała zagłuszyć palące potrzebyswojego ciała.Jeśli zajdzie taka potrzeba, zostawi Jacksona i spędziwieczór w towarzystwie substytutu na baterie.- Na pewno.- Podejmuję wyzwanie.- Co.Zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Jax wziął ją naręce, okręcił i usadził na kanapie w miejscu, w którym sam przed chwiląsiedział.Uklęknął na podłodze między jej nogami i zsunął jej biodrabliżej krawędzi.Obezwładniona szokiem Vanessa patrzyła, jak jegodłonie rozchylają szeroko jej kolana, po czym ześlizgują się po wewnętrz-nej stronie ud.Jego kciuki musnęły brzeżki jej fig i nasunęły się na jedwab.Jedenprzylgnął do wrażliwego miejsca na szczycie, a drugi pogładził mokryślad pożądania.Głaskał go powoli, za każdym razem odrobinęzwiększając nacisk.Jej srom pulsował.Pragnął wypełnienia, cierpiał w poczuciuodrzucenia.Gdy Jackson zsunął w końcu jej majtki, Vanessa wypuściła zdrżeniem powietrze z płuc i spróbowała się opanować.Jax usiłował jązłamać, ale stan jego członka wyraznie wskazywał, że sam też zbyt długonie wytrzyma.Musiała więc tylko wziąć go na przetrzymanie i zaczekaćna typową męską reakcję: A pieprzyć to!" Gra słów niezamierzona.- Ryba-gwiazda?Zerknęła na tatuaż wielkości ćwierćdolarówki w kolorze koralowejczerwieni, widoczny tylko wtedy, gdy rozebrała się zupełnie do naga.Zwykle o nim zapominała.- Rozgwiazda.- Bez różnicy.- Jest róż.- Słuchaj, Ruda, pózniej zrobisz mi wykład, okej? Teraz muszę sobiena ciebie popatrzeć.- Objął dłońmi jej piersi i zaczął powoli zsuwać ręce,aż dotarł do gładkiej skóry na wzgórku łonowym.- Chryste, Vi, jesteś boska.- Rozchylił jej nabrzmiały srom iwpatrywał się w niego jak urzeczony.Vanessa poczuła łaskotanie wpodbrzuszu, a w miejscu, w którym Jax przeszywał ją swoimspojrzeniem, poczuła napływ nowej fali wilgoci.- Piękność w różu -szepnął, wyprowadzając palcem ciepłe soki na zewnątrz.W końcu przesunął całą szerokością języka z dołu ku górze, muskającna koniec językiem jej łechtaczkę.Biodra Vanessy zadrgałykonwulsyjnie.Jax zaplótł ręce wokół jej ud i przytrzymał ją dłońmi wpachwinach.A potem pochylił się i za pomocą języka dopuścił sięnajbardziej występnych czynów, jakie kiedykolwiek stały się dziełemczłowieka.Vanessa opierała się tylko na swoich domysłach, alewydawały się bardzo prawdopodobne.Wszystkie działania Jacksona miały ściśle określony cel i seks oralnynie był wyjątkiem.Nie składał się z przypadkowych pieszczot czymłodzieńczych prób opanowania erotycznego abecadła.Każde muśnięciejęzyka, każdy ruch, każda pieszczota miały coraz mocniej rozbudzać jejpożądanie.Dłonie Vanessy powędrowały do jej piersi - ciężkich i wyprężonych -i zaczęły skubać brodawki, by spotęgować spazmy rozkoszy,przeszywające ją od dołu, gdzie Jax pieścił ją ustami.Vanessa próbowałaunieść wyżej biodra, ale Jackson bez trudu ją przytrzymał.Jęknęła.Krewhuczała jej w uszach, puls wymknął się spod kontroli, a oddech stał sięciężki i szybki.Nie dało się dłużej temu zaprzeczać.Jackson Maris był złemwcielonym.Jakby na poparcie tej tezy wsunął w nią dwa grube palce i zaczął nimipracować, językiem skupiając się całkowicie nałechtaczce.Między piersiami Vanessy spłynęła strużka potu.Pożądanie w jej podbrzuszu wirowało coraz szybciej, grożąc potężnąeksplozją.Jax wyglądał jednak tak, jakby pieścił ją w ten sposób dla własnejprzyjemności.Gdy wsuwał w nią palce i gładził od środka, ani na momentnie odrywał od niej wzroku, jakby w życiu nie widział nic piękniejszegood jej cipki.A gdy przylgnął do niej wargami, przymknął powieki, jakbywsunął do ust najbardziej wyszukaną czekoladkę.Nie dość, żedoprowadzał ją do obłędu swoimi pieszczotami, to na dodatek sam jegowidok prawie wystarczał do orgazmu.- Tak - jęknęła.- Już prawie.- Wiem, skarbie.- Kończ.Jackson spowolnił pieszczoty i przyhamował odrobinę.Vanessachciała czegoś dokładnie przeciwnego.Jęknęła sfrustrowana.- To nie ty rozdajesz karty, księżniczko.Musisz ładnie poprosić.Zagryzła mocno dolną wargę.Drżała, zarówno z podniecenia, które wniej rozbudził, jak i oburzenia wobec jego żądania.- Musisz mieć świadomość, Vanesso, że zawsze stawiam partnerkę napierwszym miejscu, a dopiero potem myślę o własnym zaspokojeniu -mówił, patrząc jej prosto w oczy.-Poza tym mam zamiar godzinamiutrzymywać cię w takim stanie.I nie ma znaczenia, jak bardzo zsinieją miod tego jądra ani jak bardzo chciałbym poczuć twoją cipeczkę na moimfiucie.Nie ustąpię, póki nie dasz mi tego, czego chcę.Przeszły ją ciarki, pozostawiając na ciele gęsią skórkę, choć cienkawarstewka potu świadczyła wyraznie o tym, że nie było jej zimno.- Dobrze - wychrypiał, masując opuszką kciuka jej łechtaczkę.- Chcę,żebyś poprosiła mnie o to, czego sama chcesz.Poproś, żebym dał ciorgazm, Vi.Jego słowa oblepiały ją jak miód, podobnie jak jej soki oblepiały jegopalce.Nikt nigdy nie mówił do niej w ten sposób w łóżku.Z trudem doniej docierało, że on tak do niej mówi -zwykle taki szarmancki, właścicielzniewalającego uśmiechu [ Pobierz całość w formacie PDF ]