[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- On mnie irytuje.nia z zepsutym i nieznośnym dzieckiem.- Jak powiedziałem - odrzekł St.Lyon pojednawczym tonem - on tutajCharlotte zaczynała nabierać przekonania, że właśnie tak widział wszystreprezentuje inne osoby.kie kobiety.- Nie rozumiem.Co pan ma na myśli, mówiąc o jego kościelnych wspól- %7ładnych przyjęć.%7ładnych maskarad.%7ładnego towarzystwa.- Wydęłanikach? Jest zwykłym francuskim emigrantem.usta.- Tak, jak pan, hrabio, jestem przyzwyczajona do pewnego stylu we- Moja droga.- Wyglądał na mocno zaskoczonego.- Pani naprawdę niewszystkim.Piękno i rozrywki są dla mnie jak chleb i woda.A tutaj brakujewie, kim on jest?jednego i drugiego.W dodatku - przeszyła go oskarżającym spojrzeniem -- Francuzem, którego poznałam w Bristolu wiele lat temu.To było tylkonie jest pan ze mną szczery.dziecięce zauroczenie, czego, niestety, nie mając dość zdrowego rozsądku,- Jak to?- Hrabia ujął jej dłonie i uścisnął je delikatnie.- Proszę.Niechnie rozpoznałam, kiedy znów się spotkaliśmy w Londynie tego lata.pani mówi.- Ale.czy on nie powiedział pani, kim jest?- Powiedział mi pan, że przyjechał tutaj, by ułatwić aklimatyzację w AnRozbudził zaciekawienie Charlotte, ale okazała tylko lekką opryskliwość.glii pańskim rodakom emigrantom, a tymczasem, z wyjątkiem monsieur- Nie.Co pan chce powiedzieć? Nigdy nie lubiłam bawić się w zgadywanRousse"a, doliczyłam się tylko jednego Francuza wśród pańskich gości.ki.Niech mi pan powie, jeśli pan myśli, że mi to zaimponuje.Kim on jest?Znieruchomiał na kilka znaczących sekund, wreszcie rzeki:- To Andre Henri Rousse, kuzyn zamordowanego księcia d'Enghein i cio- Przyznaję się.Nie byłem chętny do udzielania informacji.Przyłapała mnieteczny prawnuk Marii Teresy Austriaczki.pani.- Uniósł ręce w czarująco skruszony sposób.- Wie pani oczywiście, że184185- Och, to nie duma, kochana dziewczyno.To po prostu kwestia niemożnojestem kimś w rodzaju kolekcjonera rzadkich i artystycznych przedmiotów.ści znalezienia tego, czego tu nie ma.Aha! Zaczynasz rozumieć, dlaczego sięW trakcie mych poszukiwań trafiam czasem na coś mającego wielką wartośćupieram, by czekać na naszego ostatniego gościa.On ma.klejnoty ze sobą.dla innych.W takim przypadku wystawiam to na aukcji dla specjalnych gości.- "Naprawdę? - Mrugnęła do niego z podziwem, jednocześnie przeklina- Jak w Tattersall! - wykrzyknęła.jąc ich fatalnego pecha.Uśmiechnął się ze zle maskowaną wyższością.Przekleństwo! St.Lyon ma wspólnika.Trzeba ostrzec Danda, żeby prze- Tak, moja droga.Jak w Tattersall.Tylko że czasami.Jakby to delikatstał myszkować.Tylko się.narazi ich misję na niepotrzebne ryzyko.Nanie wyrazić? Czasami istnieją pewne podejrzenia co do legalności sprzedachmurzyła się.ży niektórych z tych rzeczy.- Ale co będzie, jeśli to on je ukradnie?- A! - Przyjrzała mu się domyślnie szeroko otwartymi oczyma.- Takich- Tyle nieufności u takiej młodej osoby.To dość urocze - powiedział St.jak.- rozejrzała się w lewo i w prawo i wyszeptała: - klejnoty? KrólewskieLyon.- Nie kłopocz się, ptaszyno.- Z każdą chwilą stawał się wobec niejklejnoty? Królewskie francuskie klejnoty?swobodniejszy, rozkoszując się swąroląświatowego mężczyzny.Ujął jąlekkoPołożył jej palec na nosie i kiwnął głową.pod brodę.- Mój wspólnik nie jest człowiekiem błyskotliwym, ale ma dosyć- Właśnie tak.sprytu, by wiedzieć, że sam nie jest zdolny zorganizować tego rodzaju auDoprawdy, uważał, że jest aż tak łatwowierna?kcji.Poza tym dostałem te klejnoty właśnie od niego.- Jakie to podniecające! - powiedziała, cofając się i lekko okręcając- Jak chytrze.A kiedy ten człowiek przyjedzie?w miejscu.- Uwielbiałabym nosić królewskie klejnoty.Pomyśleć, jaką za- Och, bardzo niedługo - powiedział St.Lyon.- Punktualny gość z tegozdrość by wzbudziły!Rawsetta.- A ja chciałbym widzieć w nich panią.Ale niestety, nigdy by pani nie- Rawsetta?mogła wystąpić w nich publicznie.Zbyt łatwo jej rozpoznać, a wyłuskanie- Zna pani to nazwisko? -Absolutny fircyk, wszakże pożyteczny.Kiedyich z oprawy zniszczyłoby dużą część ich wartości.Dużo lepiej je sprzedaćprzyjedzie.- uśmiech, z jakim się do niej zwrócił, ociekał pewnością siebiei kupić inne.i rozkoszą - urządzę aukcję, a potem klejnoty przestaną mnie obchodzić.Przywołała na twarz wyraz powątpiewania.A kiedy już załatwimy wszystkie interesy, poświęcę się temu, żebyś zapo- Hm.Tak przypuszczam.Ale jednak, muszę przyznać, biorąc pod uwamniała o Roussie.gę, jak cenne są te klejnoty, że pana spokój jest nadzwyczajny.Czy nie boi- O kim? - spytała Charlotte filuternie.się pan, że ktoś spróbuje je ukraść? Przecież tu nie ma nawet strażników!St.Lyon się roześmiał.Roześmiał się.- W razie potrzeby moja służba wykazuje różnorodne umiejętności, mojadroga.Ale nie będzie musiała.- Jest pan bardzo pewny siebie.Albo swych gości.- Ależ nie.Ani trochę nie ufam moim gościom.1 proszę, jesteśmy chyba22ponad to, żeby pani udawała zbulwersowaną tą uwagą, prawda?Uśmiechnęła się.a potem wybuchnęła głośnym śmiechem.Zamek hrabiego St.Lyona, Szkocja- Właśnie tak.12 sierpnia 1806- A zatem - ciągnął z aprobatą- wiem.że niektórzy z nich, a może i wszyscy, odkąd tu przybyli, od czasu do czasu myszkują po mych prywatnychPrzyjmuję zakład, hrabio.- Wzrok Charlotte prześliznął się wyzywającopokojach, wywracają salaterki z owocami i zaglądają pod doniczki.Na próżpo stoliku do gry.- Jedwabna pończocha, którą właśnie noszę, przeciwkono, muszę dodać.pana tysiącowi funtów.- Duma prowadzi do upadku - skarciła go łagodnie Charlotte.187186Gracze przy drugim karcianym stoliku ucichli, zapomniawszy o swoich mu bandycie w osobie Danda.Obaj mężczyzni mierzyli się wzrokiem w spokartach, gdy usłyszeli deklarację Charlotte.Wszyscy co do jednego wiedzie sób, który przy wodził jej na myśl kundle na sztywnych nogach spotykająceli, że upadła dziewczyna, która trafiła między nich, do niedawna była damą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.- On mnie irytuje.nia z zepsutym i nieznośnym dzieckiem.- Jak powiedziałem - odrzekł St.Lyon pojednawczym tonem - on tutajCharlotte zaczynała nabierać przekonania, że właśnie tak widział wszystreprezentuje inne osoby.kie kobiety.- Nie rozumiem.Co pan ma na myśli, mówiąc o jego kościelnych wspól- %7ładnych przyjęć.%7ładnych maskarad.%7ładnego towarzystwa.- Wydęłanikach? Jest zwykłym francuskim emigrantem.usta.- Tak, jak pan, hrabio, jestem przyzwyczajona do pewnego stylu we- Moja droga.- Wyglądał na mocno zaskoczonego.- Pani naprawdę niewszystkim.Piękno i rozrywki są dla mnie jak chleb i woda.A tutaj brakujewie, kim on jest?jednego i drugiego.W dodatku - przeszyła go oskarżającym spojrzeniem -- Francuzem, którego poznałam w Bristolu wiele lat temu.To było tylkonie jest pan ze mną szczery.dziecięce zauroczenie, czego, niestety, nie mając dość zdrowego rozsądku,- Jak to?- Hrabia ujął jej dłonie i uścisnął je delikatnie.- Proszę.Niechnie rozpoznałam, kiedy znów się spotkaliśmy w Londynie tego lata.pani mówi.- Ale.czy on nie powiedział pani, kim jest?- Powiedział mi pan, że przyjechał tutaj, by ułatwić aklimatyzację w AnRozbudził zaciekawienie Charlotte, ale okazała tylko lekką opryskliwość.glii pańskim rodakom emigrantom, a tymczasem, z wyjątkiem monsieur- Nie.Co pan chce powiedzieć? Nigdy nie lubiłam bawić się w zgadywanRousse"a, doliczyłam się tylko jednego Francuza wśród pańskich gości.ki.Niech mi pan powie, jeśli pan myśli, że mi to zaimponuje.Kim on jest?Znieruchomiał na kilka znaczących sekund, wreszcie rzeki:- To Andre Henri Rousse, kuzyn zamordowanego księcia d'Enghein i cio- Przyznaję się.Nie byłem chętny do udzielania informacji.Przyłapała mnieteczny prawnuk Marii Teresy Austriaczki.pani.- Uniósł ręce w czarująco skruszony sposób.- Wie pani oczywiście, że184185- Och, to nie duma, kochana dziewczyno.To po prostu kwestia niemożnojestem kimś w rodzaju kolekcjonera rzadkich i artystycznych przedmiotów.ści znalezienia tego, czego tu nie ma.Aha! Zaczynasz rozumieć, dlaczego sięW trakcie mych poszukiwań trafiam czasem na coś mającego wielką wartośćupieram, by czekać na naszego ostatniego gościa.On ma.klejnoty ze sobą.dla innych.W takim przypadku wystawiam to na aukcji dla specjalnych gości.- "Naprawdę? - Mrugnęła do niego z podziwem, jednocześnie przeklina- Jak w Tattersall! - wykrzyknęła.jąc ich fatalnego pecha.Uśmiechnął się ze zle maskowaną wyższością.Przekleństwo! St.Lyon ma wspólnika.Trzeba ostrzec Danda, żeby prze- Tak, moja droga.Jak w Tattersall.Tylko że czasami.Jakby to delikatstał myszkować.Tylko się.narazi ich misję na niepotrzebne ryzyko.Nanie wyrazić? Czasami istnieją pewne podejrzenia co do legalności sprzedachmurzyła się.ży niektórych z tych rzeczy.- Ale co będzie, jeśli to on je ukradnie?- A! - Przyjrzała mu się domyślnie szeroko otwartymi oczyma.- Takich- Tyle nieufności u takiej młodej osoby.To dość urocze - powiedział St.jak.- rozejrzała się w lewo i w prawo i wyszeptała: - klejnoty? KrólewskieLyon.- Nie kłopocz się, ptaszyno.- Z każdą chwilą stawał się wobec niejklejnoty? Królewskie francuskie klejnoty?swobodniejszy, rozkoszując się swąroląświatowego mężczyzny.Ujął jąlekkoPołożył jej palec na nosie i kiwnął głową.pod brodę.- Mój wspólnik nie jest człowiekiem błyskotliwym, ale ma dosyć- Właśnie tak.sprytu, by wiedzieć, że sam nie jest zdolny zorganizować tego rodzaju auDoprawdy, uważał, że jest aż tak łatwowierna?kcji.Poza tym dostałem te klejnoty właśnie od niego.- Jakie to podniecające! - powiedziała, cofając się i lekko okręcając- Jak chytrze.A kiedy ten człowiek przyjedzie?w miejscu.- Uwielbiałabym nosić królewskie klejnoty.Pomyśleć, jaką za- Och, bardzo niedługo - powiedział St.Lyon.- Punktualny gość z tegozdrość by wzbudziły!Rawsetta.- A ja chciałbym widzieć w nich panią.Ale niestety, nigdy by pani nie- Rawsetta?mogła wystąpić w nich publicznie.Zbyt łatwo jej rozpoznać, a wyłuskanie- Zna pani to nazwisko? -Absolutny fircyk, wszakże pożyteczny.Kiedyich z oprawy zniszczyłoby dużą część ich wartości.Dużo lepiej je sprzedaćprzyjedzie.- uśmiech, z jakim się do niej zwrócił, ociekał pewnością siebiei kupić inne.i rozkoszą - urządzę aukcję, a potem klejnoty przestaną mnie obchodzić.Przywołała na twarz wyraz powątpiewania.A kiedy już załatwimy wszystkie interesy, poświęcę się temu, żebyś zapo- Hm.Tak przypuszczam.Ale jednak, muszę przyznać, biorąc pod uwamniała o Roussie.gę, jak cenne są te klejnoty, że pana spokój jest nadzwyczajny.Czy nie boi- O kim? - spytała Charlotte filuternie.się pan, że ktoś spróbuje je ukraść? Przecież tu nie ma nawet strażników!St.Lyon się roześmiał.Roześmiał się.- W razie potrzeby moja służba wykazuje różnorodne umiejętności, mojadroga.Ale nie będzie musiała.- Jest pan bardzo pewny siebie.Albo swych gości.- Ależ nie.Ani trochę nie ufam moim gościom.1 proszę, jesteśmy chyba22ponad to, żeby pani udawała zbulwersowaną tą uwagą, prawda?Uśmiechnęła się.a potem wybuchnęła głośnym śmiechem.Zamek hrabiego St.Lyona, Szkocja- Właśnie tak.12 sierpnia 1806- A zatem - ciągnął z aprobatą- wiem.że niektórzy z nich, a może i wszyscy, odkąd tu przybyli, od czasu do czasu myszkują po mych prywatnychPrzyjmuję zakład, hrabio.- Wzrok Charlotte prześliznął się wyzywającopokojach, wywracają salaterki z owocami i zaglądają pod doniczki.Na próżpo stoliku do gry.- Jedwabna pończocha, którą właśnie noszę, przeciwkono, muszę dodać.pana tysiącowi funtów.- Duma prowadzi do upadku - skarciła go łagodnie Charlotte.187186Gracze przy drugim karcianym stoliku ucichli, zapomniawszy o swoich mu bandycie w osobie Danda.Obaj mężczyzni mierzyli się wzrokiem w spokartach, gdy usłyszeli deklarację Charlotte.Wszyscy co do jednego wiedzie sób, który przy wodził jej na myśl kundle na sztywnych nogach spotykająceli, że upadła dziewczyna, która trafiła między nich, do niedawna była damą [ Pobierz całość w formacie PDF ]