[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jeśli chodzi o zeszłą noc, nie musisz się martwić oniestosowność tak póznej wizyty.On już nie wróci powiedziałabezbarwnym tonem. Tego się właśnie obawiam, pani. Fia spojrzała na niego znagłym ożywieniem. Zeszłej nocy, kiedy kapitan Donne szykowałsię do odejścia, zapytałem go, gdzie można będzie go znalezć,gdybyś chciała, pani, się z nim porozumieć.Roześmiał się ipowiedział, że całą korespondencję odbierać będzie w Hyde Parku.Milady, Hyde Park to miejsce, gdzie dżentelmeni staczają pojedynki.Krew zaszumiała jej w głowie; znaczenie słów Thomasa niepozostawiało wątpliwości. To nie wszystko. Jak to? zapytała bez tchu.Opowiedział jej o dwóch przybyszach, którzy zjawili się tegoranka w odstępie zaledwie paru godzin, a kiedy skończył, jej twarzbyła biała jak płótno, a wzrok błędny od strasznych przeczuć. Natychmiast poślij po powóz powiedziała. Jeśli chceszuchronić mnie przed szaleństwem, jeśli cenisz moje życie, zrób to wtej chwili!23126Póznym popołudniem tego samego dnia, na szczycie wzgórza wjednym z mniej uczęszczanych zakątków Hyde Parku, wysoki,elegancki młody człowiek w cudzoziemskim stroju, siedział wleniwej pozie u stóp pomnika króla Jerzego II.Wyciągnął przedsiebie długie nogi, opierając się o odlane w brązie stopy suwerena,palce zaplótł na odzianym w satynę brzuchu.Podniósł do góry haftowany złotem kołnierz peleryny, chroniącsię przed wilgocią, która z nadejściem wieczoru przekształciła się wlegendarną londyńską mgłę.Nasunął trój graniasty kapelusz nisko naczoło.Obserwował uważnie dwóch dżentelmenów, którzy właśnierozchodzili się w przeciwne strony poniżej jego punktuobserwacyjnego.Kiedy tak siedział, zbliżyła się do niego jakaś postać na koniu,szczupły, zręczny mężczyzna w podniszczonej pelerynie i kapeluszu,czarnych rękawiczkach i znoszonych czarnych butach do konnejjazdy.Rzekomy cudzoziemiec spojrzał w górę, zwracając uwagę napięknego konia, a potem skierował wzrok ponownie na dwóchmężczyzn, którzy teraz zdejmowali peleryny. Który z nich jest Donne'em? zapytał nowo przybyły, usiłującprzebić wzrokiem mgłę. Ten wyższy po prawej odparł wysoki młody człowiek. Dzięki. Szczupły dżentelmen w niedbałym stroju zsunął się zkonia i uwiązał go do wyciągniętej ręki króla Jerzego, siadając wdrugim końcu marmurowego podestu, z rękoma wspartymi nakolanach. Masz sprawę z Donne'em, panie? zapytał po chwili eleganckimłodzieniec, kiedy zwłoka w związku z uszkodzeniem jednego zpistoletów zaczęła się przedłużać. Hm odparł drugi. Słyszałem, że ten Francuz, Pierpont, jestświetnym strzelcem.Byłoby zdecydowanie prościej, gdyby wygrał,ale jeśli nie, to wyzwę Donne'a. Dzięki Bogu szepnął pierwszy jego rozmówca i odwróciłgłowę zaskoczony. Ponieważ& Przerwał, gdyż chcącpodziękować swojemu wybawicielowi, stwierdził, że patrzy w232znajomą i dość przystojną twarz.Przez dłuższą chwilę obaj mężczyzni wpatrywali się w siebie wmilczeniu.W końcu krzywy uśmiech wygiął wargi szczupłego,niezbyt zadbanego dżentelmena. Raine? powiedział.Na surowej, wyrazistej twarzy drugiego również pojawił sięuśmiech. Ash?Ashton Merrick podniósł się na nogi, podszedł do siedzącegobrata i objął go w serdecznym uścisku.Raine uściskał brata równieserdecznie.Potem zaczęli się poklepywać przyjaznie po plecach. Do diabła, dobrze cię widzieć! powiedział Raine. Tak odparł Ash z szerokim uśmiechem.Trzymał brata naodległość ramienia, mierząc wzrokiem jego szczupłe ciało.Wspaniale cię widzieć, Raine.Zbyt wiele lat upłynęło.O wiele zadużo.Od czasu Francji. Listy są w porządku i cieszą, ale nie mogą& Przez chwilęwzruszenie nie pozwoliło Ashowi mówić dalej, ale opanował sięszybko. Nie mogą nawet w przybliżeniu przekazać czegoś takokropnego, jak stroje roboty twego krawca.Raine roześmiał się dzwięcznie, zarazliwie, rzucając wielemówiące spojrzenie na marną pelerynę, okrywającą szczupłą,elegancką sylwetkę Asha. Ale ja przynajmniej, mam krawca.Ash z kolei parsknął śmiechem. Cóż, jestem tylko skromnym hodowcą koni, a nie czcigodnymkonsulem włoskich książąt.Poza tym, przybyłem w pośpiechu. Tak. Raine spoważniał. Co tu robisz? Miesiąc temu otrzymałem list od człowieka nazwiskiem JamesBarton przyjaciela Fii.Tak, w każdym razie, twierdził, a musi tobyć prawda, ponieważ ostrzegał mnie, że Fia wplątała się w jakąśaferę z udziałem Carra i Thomasa Donne'a.Znam znałem ThomasaDonne'a.Przyjechałem wczoraj i odkryłem, że wszyscy wycierająsobie gęby imieniem Fii.Z powodu Donne'a. Zacisnął usta.Przyszedłem za nim tutaj.Raine pokiwał głową.233 Przyjechałeś wczoraj? Ja też.I przeszedłem podobną drogę, nawezwanie tego samego człowieka, Bartona.Nie mogłem inaczej.Zawsze miałem poczucie, że opuściłem Fię, wyjeżdżając z Anglii.Nie mogłem zrobić tego po raz drugi. Rozumiem odparł ponuro Ash. Ja też miałem wrażenie, żezdradziłem cię, nie wykupując z francuskiego piekła.Kiedydowiedzieliśmy się z Rhiannon, że uciekłeś, długo cię szukałem, alewtedy z powodu wojny przerwano wszelką łączność z Francją.Przysięgam, nie wiedziałem, że schwytano cię po raz wtóry.Dopókinie dostałem twojego listu, w którym opowiedziałeś mi swojąhistorię. Ash położył rękę na ramieniu brata, patrząc na niego zesmutkiem i powagą. Wybacz.Raine, zmieszany, uśmiechnął się. Nie mam ci co wybaczać.Gdybyś to ty mnie uratował, mojaFavor nie miałaby tej przyjemności, a ja nigdy& Pokręcił głową.Może niemądrze to brzmi, ale spędziłbym jeszcze dziesięć lat wtamtym miejscu, byle wszystko ułożyło się tak, jak się ułożyło.Odgłos wystrzału odwrócił ich uwagę.Spojrzeli w dół.Z pistoletu Pierponta wydobywało się cienkiepasmo dymu.Thomas Donne stał z pistoletem u boku. Mon dieu! krzyknął Pierpont. Jeśli chcesz strzelać, to nawszystkie świętości, strzelaj!Thomas podniósł spokojnie pistolet i wymierzył.Nic się nieporuszyło.%7ładen dzwięk nie wprawił w drżenie nieruchomego,nasyconego wilgocią powietrza. Do diabła, jest zimny jak kamień mruknął Raine. Tak odparł Ash. Zawsze był taki. Czy przeprosisz publicznie lady Fię? zapytał nagle Donnegłosem jasnym i zimnym, jak powiew arktycznego wiatru.Pierpont nie odzywał się przez długą chwilę, a potem, głosemzdławionym ze wzruszenia, zawołał: Oui! Je suis d'accord!Thomas opuścił pistolet.Nawet z tej odległości usłyszeli, jakPierpont wydaje westchnienie ulgi.Francuz ruszył szybkim krokiempod górę, w stronę braci, sekundant szedł za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
. Jeśli chodzi o zeszłą noc, nie musisz się martwić oniestosowność tak póznej wizyty.On już nie wróci powiedziałabezbarwnym tonem. Tego się właśnie obawiam, pani. Fia spojrzała na niego znagłym ożywieniem. Zeszłej nocy, kiedy kapitan Donne szykowałsię do odejścia, zapytałem go, gdzie można będzie go znalezć,gdybyś chciała, pani, się z nim porozumieć.Roześmiał się ipowiedział, że całą korespondencję odbierać będzie w Hyde Parku.Milady, Hyde Park to miejsce, gdzie dżentelmeni staczają pojedynki.Krew zaszumiała jej w głowie; znaczenie słów Thomasa niepozostawiało wątpliwości. To nie wszystko. Jak to? zapytała bez tchu.Opowiedział jej o dwóch przybyszach, którzy zjawili się tegoranka w odstępie zaledwie paru godzin, a kiedy skończył, jej twarzbyła biała jak płótno, a wzrok błędny od strasznych przeczuć. Natychmiast poślij po powóz powiedziała. Jeśli chceszuchronić mnie przed szaleństwem, jeśli cenisz moje życie, zrób to wtej chwili!23126Póznym popołudniem tego samego dnia, na szczycie wzgórza wjednym z mniej uczęszczanych zakątków Hyde Parku, wysoki,elegancki młody człowiek w cudzoziemskim stroju, siedział wleniwej pozie u stóp pomnika króla Jerzego II.Wyciągnął przedsiebie długie nogi, opierając się o odlane w brązie stopy suwerena,palce zaplótł na odzianym w satynę brzuchu.Podniósł do góry haftowany złotem kołnierz peleryny, chroniącsię przed wilgocią, która z nadejściem wieczoru przekształciła się wlegendarną londyńską mgłę.Nasunął trój graniasty kapelusz nisko naczoło.Obserwował uważnie dwóch dżentelmenów, którzy właśnierozchodzili się w przeciwne strony poniżej jego punktuobserwacyjnego.Kiedy tak siedział, zbliżyła się do niego jakaś postać na koniu,szczupły, zręczny mężczyzna w podniszczonej pelerynie i kapeluszu,czarnych rękawiczkach i znoszonych czarnych butach do konnejjazdy.Rzekomy cudzoziemiec spojrzał w górę, zwracając uwagę napięknego konia, a potem skierował wzrok ponownie na dwóchmężczyzn, którzy teraz zdejmowali peleryny. Który z nich jest Donne'em? zapytał nowo przybyły, usiłującprzebić wzrokiem mgłę. Ten wyższy po prawej odparł wysoki młody człowiek. Dzięki. Szczupły dżentelmen w niedbałym stroju zsunął się zkonia i uwiązał go do wyciągniętej ręki króla Jerzego, siadając wdrugim końcu marmurowego podestu, z rękoma wspartymi nakolanach. Masz sprawę z Donne'em, panie? zapytał po chwili eleganckimłodzieniec, kiedy zwłoka w związku z uszkodzeniem jednego zpistoletów zaczęła się przedłużać. Hm odparł drugi. Słyszałem, że ten Francuz, Pierpont, jestświetnym strzelcem.Byłoby zdecydowanie prościej, gdyby wygrał,ale jeśli nie, to wyzwę Donne'a. Dzięki Bogu szepnął pierwszy jego rozmówca i odwróciłgłowę zaskoczony. Ponieważ& Przerwał, gdyż chcącpodziękować swojemu wybawicielowi, stwierdził, że patrzy w232znajomą i dość przystojną twarz.Przez dłuższą chwilę obaj mężczyzni wpatrywali się w siebie wmilczeniu.W końcu krzywy uśmiech wygiął wargi szczupłego,niezbyt zadbanego dżentelmena. Raine? powiedział.Na surowej, wyrazistej twarzy drugiego również pojawił sięuśmiech. Ash?Ashton Merrick podniósł się na nogi, podszedł do siedzącegobrata i objął go w serdecznym uścisku.Raine uściskał brata równieserdecznie.Potem zaczęli się poklepywać przyjaznie po plecach. Do diabła, dobrze cię widzieć! powiedział Raine. Tak odparł Ash z szerokim uśmiechem.Trzymał brata naodległość ramienia, mierząc wzrokiem jego szczupłe ciało.Wspaniale cię widzieć, Raine.Zbyt wiele lat upłynęło.O wiele zadużo.Od czasu Francji. Listy są w porządku i cieszą, ale nie mogą& Przez chwilęwzruszenie nie pozwoliło Ashowi mówić dalej, ale opanował sięszybko. Nie mogą nawet w przybliżeniu przekazać czegoś takokropnego, jak stroje roboty twego krawca.Raine roześmiał się dzwięcznie, zarazliwie, rzucając wielemówiące spojrzenie na marną pelerynę, okrywającą szczupłą,elegancką sylwetkę Asha. Ale ja przynajmniej, mam krawca.Ash z kolei parsknął śmiechem. Cóż, jestem tylko skromnym hodowcą koni, a nie czcigodnymkonsulem włoskich książąt.Poza tym, przybyłem w pośpiechu. Tak. Raine spoważniał. Co tu robisz? Miesiąc temu otrzymałem list od człowieka nazwiskiem JamesBarton przyjaciela Fii.Tak, w każdym razie, twierdził, a musi tobyć prawda, ponieważ ostrzegał mnie, że Fia wplątała się w jakąśaferę z udziałem Carra i Thomasa Donne'a.Znam znałem ThomasaDonne'a.Przyjechałem wczoraj i odkryłem, że wszyscy wycierająsobie gęby imieniem Fii.Z powodu Donne'a. Zacisnął usta.Przyszedłem za nim tutaj.Raine pokiwał głową.233 Przyjechałeś wczoraj? Ja też.I przeszedłem podobną drogę, nawezwanie tego samego człowieka, Bartona.Nie mogłem inaczej.Zawsze miałem poczucie, że opuściłem Fię, wyjeżdżając z Anglii.Nie mogłem zrobić tego po raz drugi. Rozumiem odparł ponuro Ash. Ja też miałem wrażenie, żezdradziłem cię, nie wykupując z francuskiego piekła.Kiedydowiedzieliśmy się z Rhiannon, że uciekłeś, długo cię szukałem, alewtedy z powodu wojny przerwano wszelką łączność z Francją.Przysięgam, nie wiedziałem, że schwytano cię po raz wtóry.Dopókinie dostałem twojego listu, w którym opowiedziałeś mi swojąhistorię. Ash położył rękę na ramieniu brata, patrząc na niego zesmutkiem i powagą. Wybacz.Raine, zmieszany, uśmiechnął się. Nie mam ci co wybaczać.Gdybyś to ty mnie uratował, mojaFavor nie miałaby tej przyjemności, a ja nigdy& Pokręcił głową.Może niemądrze to brzmi, ale spędziłbym jeszcze dziesięć lat wtamtym miejscu, byle wszystko ułożyło się tak, jak się ułożyło.Odgłos wystrzału odwrócił ich uwagę.Spojrzeli w dół.Z pistoletu Pierponta wydobywało się cienkiepasmo dymu.Thomas Donne stał z pistoletem u boku. Mon dieu! krzyknął Pierpont. Jeśli chcesz strzelać, to nawszystkie świętości, strzelaj!Thomas podniósł spokojnie pistolet i wymierzył.Nic się nieporuszyło.%7ładen dzwięk nie wprawił w drżenie nieruchomego,nasyconego wilgocią powietrza. Do diabła, jest zimny jak kamień mruknął Raine. Tak odparł Ash. Zawsze był taki. Czy przeprosisz publicznie lady Fię? zapytał nagle Donnegłosem jasnym i zimnym, jak powiew arktycznego wiatru.Pierpont nie odzywał się przez długą chwilę, a potem, głosemzdławionym ze wzruszenia, zawołał: Oui! Je suis d'accord!Thomas opuścił pistolet.Nawet z tej odległości usłyszeli, jakPierpont wydaje westchnienie ulgi.Francuz ruszył szybkim krokiempod górę, w stronę braci, sekundant szedł za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]