[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uznał, że warto, byleMiriam i Tala'at mieć już z głowy.Zaprosił Aleksandrę z Roksaną, kupił nawet z tej okazjiRoksanie nową sukienkę.Onieśmielona i speszona weszła do domu, z którego ją wypędzono,kurczowo ściskając Kocicę za rękę.Swoją nową sukienkę dała Aleksandrze, nie chciałabowiem, by staruszka ośmieszyła się w jednej ze swych wystrzępionych i niemodnych toalet.Rezultat był katastrofalny: nie mając nic lepszego, Roksana wystąpiła w szkolnym mundurku,Aleksandra zaś, pomarszczona i wymalowana we wszystkie barwy tęczy - w białej plisowanejsukieneczce odpowiedniej dla dwunastoletniej dziewczynki.Razem tworzyły taki widok, że goście osłupieli.Mężczyzni krzywili się odżegnującpecha, który przywiódł im przed oczy tę żałosną starą wronę.Kobiety wzdychały zesmutkiem nad nie tak znów odległą młodością Aleksandry i zarazem swoją całkiem realnąprzyszłością.Matka Pana Karola głośno wyraziła swe ubolewanie nad kalibrem gości Szuszyi Rahmana.Była oburzona, kiedy Szusza ucałowała Aleksandrę w czoło i usadziła ją nahonorowym miejscu obok rodziny pana młodego.Miriam przywołała do siebie Roksanę- Będę cię często odwiedzać - pocieszyła siostrę.- Teściowa nie pozwoli mi jużpracować w szkole, ale tak czy inaczej będę ci przynosić pieniądze i opiekować się tobąnawet wtedy, gdy urodzę własne dzieci.Roksana wbiła wzrok w swoje buty i kiwnęła głową.Było jasne, że jej nie wierzy.*Uroczystość weselna w domu Rahmana przeszła gładko.Nieco bruzdził tylkobratanek Habiba, nerwowy ośmiolatek z głową ogoloną z powodu wszawicy, który usadowiłsię naprzeciw Tala'at i patrzył na nią tak zachłannie, że nikt nie mógł mieć wątpliwości, jakiemyśli chodzą mu po głowie.Siła dziewiczej żądzy wytworzyła ogromne ciśnienie w jegolędzwiach, toteż co kilka minut wybiegał na zewnątrz i oddawał mocz, żeby ulżyćnabrzmiałemu członkowi.Około północy obie pary małżeńskie otrzymały błogosławieństwo od matki PanaKarola i zostały wyprawione do nowych domów.Tala'at i Habib mieli zamieszkać wwynajętym pokoju koło Sar Czesmeh, Miriam i Pan Karol- z jego matkąGoście wyszli na ulicę, towarzysząc nowożeńcom.Szusza i Rahman oczywiście poszliz nimi, tak samo Rochelle i Zuzanna.Roksana została, bo nie mogła wlec ze sobą Aleksandry,nie mogła jej też zostawić samej w obcym domu.Przy stołach siedziało jeszcze tylko kilkorosędziwych starców, toteż nikt poza Roksaną nie zauważył, że Aleksandra jest zimna i sztywnajak mumia.Roksana miała dość rozsądku, by nikogo na razie nie wzywać.Lustro stłuczone wczasie wesela oznaczało nieudany związek.Zmierć, zwłaszcza nagła, dowodziła, że pannęmłodą ściga pech.Aleksandra pozostała więc na swoim miejscu, oparta o poduszki, patrzącprzed siebie niewidzącym wzrokiem, do którego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić.Czerwone wargi były lekko rozchylone, palce ozdobione tanimi pierścionkami zaciśnięte nafałdach dziewczęcej sukienki.Patrząc na nią, Roksana nie czuła zgrozy, lecz łagodny smutek- jak ktoś, kto przypomina sobie przeżytą dawno tragedię.Rahman będzie musiał sprzedaćfortepian, żeby zapłacić za pogrzeb, pomyślała.Trzeba zawiadomić Syryjczyka.No iodnalezć Mercedez.Pochowali Aleksandrę na żydowskim cmentarzu, którego muzułmanie nie pozwalalipowiększyć i od stuleci ciała chowano jedne na drugich.Przyszły setki %7łydów.Opuszczoneprzez swoją panią koty przybiegły w ślad za nią na cmentarz.Objawił się nawet niewidzialnykochanek - grubonogi Syryjczyk w garniturze z kamizelką i dewizką - dowodząc, że jestzarazem romantycznym amantem, którego kochała, i tchórzem, który ją porzucił.Przyprowa-dził ze sobą żonę, dzieci, nawet teścia.Ujrzawszy ciało spowite w biały całun padł na kolanana oczach wszystkich %7łydów oraz własnej rodziny i szlochał, jakby nigdy nie przestał kochaćAleksandry i nie dbał, że cały świat się o tym dowie.Była to chwila pomsty, a może tylko kolejna ironia losu: Syryjczyk uznał publicznieswój związek z Aleksandrą, kiedy jej już nie było i nie mogło jej to przynieść żadnej korzyści.pózniej podszedł do Roksany mówiąc, że musi mu oddać dom.Był jego prawnymwłaścicielem i po śmierci Kocicy zamierzał go sprzedać.Roksana, jak delikatnie nadmienił,powinna wrócić do rodziny, do domu ojca, gdzie - jeśli wolno mu to powiedzieć - jest miejscekobiety, dopóki nie wyjdzie za mąż.Roksana Anielica nie musiała opuszczać żydowskiej dzielnicy, gdy kochanekAleksandry kazał jej się wyprowadzić z domu.Miriam nie odmówiłaby siostrze dachu nadgłową.Mogła zamieszkać u Tala'at.Mogła nawet znalezć męża.Wyjechała, ponieważ odpierwszych dni życia, nim jeszcze nauczyła się ludzkiej mowy, słyszała, że takie jest jejprzeznaczenie."Wystarczy tylko nie oglądać się za siebie" -powiedziała jej kiedyś Aleksandra.*Przystanek był ceglaną budką, w której kierowcy jedli i spali w przerwach międzykursami, a pasażerowie mogli się schronić przed deszczem lub śniegiem.Pusty poobijanyautobus o całkiem łysych oponach tkwił pod drzwiami jak wiemy pies.Kierowca oczywiście widział Roksanę już z daleka, ponieważ była jedyną osobą naulicy, lecz nie pozdrowił jej, albowiem był Lutim - jednym z tych, którzy szczycą się siłąfizyczną i poświęceniem w obronie słabszych.Uczono go, by nie zaczepiał kobiet ani nawetnie podnosił na nie oczu, póki same go nie zagadną.Roksana podeszła doń na drżących nogach i przystanęła.W palcach trzymała banknot.Często woził takie dziewczyny.Sypiały z chłopcami, zachodziły w ciążę, a potem uciekałyprzed gniewem ojców.Ciekawe, czy wiedziała, że ten dzień jest muzułmańskim świętem,ustanowionym na pamiątkę śmierci jednego z uczniów Proroka.Po całym Teheranie krążyłyprocesje.Szyici darli na sobie czarne koszule, biczując siebie i swoje dzieci.Owijali wokółdłoni metalowe łańcuchy i chłostali się po nagich plecach, głowach, twarzach, aż mdleli zupływu krwi.W każdej procesji ten, który ranił się najdotkliwiej, był najbliższy Bogu.Kierowca autobusu nie wierzył w biczowanie i nie miał zamiaru się okaleczać.Bliznyzepsułyby rysunek tatuażu.Zignorował Roksanę i zajął się obiadem.Miał miskę zupy nawołowej golonce z cebulą i ziemniakami, białą fasolą i żółtą soczewicą.Zanurzył w misceniebieskawą dłoń, wyłowił wszystkie twardsze kawałki i włożył je do stojącego obokniewielkiego mozdzierza.Potem przytknął miskę do ust, odrzucił w tył głowę i duszkiemwypił całą zupę.Beknął, oblizał wargi i pozdrowił Allaha.Dziewczyna wciąż stała w tym samym miejscu.Przysunął do siebie mozdzierz i zaczął w nim ubijać mięso i jarzyny wyłowione zzupy.Roztarłszy je na papkę, wyjął ją palcami i rozsmarował na płaskim podpłomyku.Naśrodku ułożył surową cebulę, zwinął chleb wokół niej, złożył jeszcze dwukrotnie, znówpochwalił Boga i wsadził wszystko na raz do ust.Był to jego popisowy numer, z któregosłynął wśród Lutich.Roksana patrzyła na niego bez słowa.Kierowca nalał kieliszek rodzynkowego araku i wychylił go jednym haustem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Uznał, że warto, byleMiriam i Tala'at mieć już z głowy.Zaprosił Aleksandrę z Roksaną, kupił nawet z tej okazjiRoksanie nową sukienkę.Onieśmielona i speszona weszła do domu, z którego ją wypędzono,kurczowo ściskając Kocicę za rękę.Swoją nową sukienkę dała Aleksandrze, nie chciałabowiem, by staruszka ośmieszyła się w jednej ze swych wystrzępionych i niemodnych toalet.Rezultat był katastrofalny: nie mając nic lepszego, Roksana wystąpiła w szkolnym mundurku,Aleksandra zaś, pomarszczona i wymalowana we wszystkie barwy tęczy - w białej plisowanejsukieneczce odpowiedniej dla dwunastoletniej dziewczynki.Razem tworzyły taki widok, że goście osłupieli.Mężczyzni krzywili się odżegnującpecha, który przywiódł im przed oczy tę żałosną starą wronę.Kobiety wzdychały zesmutkiem nad nie tak znów odległą młodością Aleksandry i zarazem swoją całkiem realnąprzyszłością.Matka Pana Karola głośno wyraziła swe ubolewanie nad kalibrem gości Szuszyi Rahmana.Była oburzona, kiedy Szusza ucałowała Aleksandrę w czoło i usadziła ją nahonorowym miejscu obok rodziny pana młodego.Miriam przywołała do siebie Roksanę- Będę cię często odwiedzać - pocieszyła siostrę.- Teściowa nie pozwoli mi jużpracować w szkole, ale tak czy inaczej będę ci przynosić pieniądze i opiekować się tobąnawet wtedy, gdy urodzę własne dzieci.Roksana wbiła wzrok w swoje buty i kiwnęła głową.Było jasne, że jej nie wierzy.*Uroczystość weselna w domu Rahmana przeszła gładko.Nieco bruzdził tylkobratanek Habiba, nerwowy ośmiolatek z głową ogoloną z powodu wszawicy, który usadowiłsię naprzeciw Tala'at i patrzył na nią tak zachłannie, że nikt nie mógł mieć wątpliwości, jakiemyśli chodzą mu po głowie.Siła dziewiczej żądzy wytworzyła ogromne ciśnienie w jegolędzwiach, toteż co kilka minut wybiegał na zewnątrz i oddawał mocz, żeby ulżyćnabrzmiałemu członkowi.Około północy obie pary małżeńskie otrzymały błogosławieństwo od matki PanaKarola i zostały wyprawione do nowych domów.Tala'at i Habib mieli zamieszkać wwynajętym pokoju koło Sar Czesmeh, Miriam i Pan Karol- z jego matkąGoście wyszli na ulicę, towarzysząc nowożeńcom.Szusza i Rahman oczywiście poszliz nimi, tak samo Rochelle i Zuzanna.Roksana została, bo nie mogła wlec ze sobą Aleksandry,nie mogła jej też zostawić samej w obcym domu.Przy stołach siedziało jeszcze tylko kilkorosędziwych starców, toteż nikt poza Roksaną nie zauważył, że Aleksandra jest zimna i sztywnajak mumia.Roksana miała dość rozsądku, by nikogo na razie nie wzywać.Lustro stłuczone wczasie wesela oznaczało nieudany związek.Zmierć, zwłaszcza nagła, dowodziła, że pannęmłodą ściga pech.Aleksandra pozostała więc na swoim miejscu, oparta o poduszki, patrzącprzed siebie niewidzącym wzrokiem, do którego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić.Czerwone wargi były lekko rozchylone, palce ozdobione tanimi pierścionkami zaciśnięte nafałdach dziewczęcej sukienki.Patrząc na nią, Roksana nie czuła zgrozy, lecz łagodny smutek- jak ktoś, kto przypomina sobie przeżytą dawno tragedię.Rahman będzie musiał sprzedaćfortepian, żeby zapłacić za pogrzeb, pomyślała.Trzeba zawiadomić Syryjczyka.No iodnalezć Mercedez.Pochowali Aleksandrę na żydowskim cmentarzu, którego muzułmanie nie pozwalalipowiększyć i od stuleci ciała chowano jedne na drugich.Przyszły setki %7łydów.Opuszczoneprzez swoją panią koty przybiegły w ślad za nią na cmentarz.Objawił się nawet niewidzialnykochanek - grubonogi Syryjczyk w garniturze z kamizelką i dewizką - dowodząc, że jestzarazem romantycznym amantem, którego kochała, i tchórzem, który ją porzucił.Przyprowa-dził ze sobą żonę, dzieci, nawet teścia.Ujrzawszy ciało spowite w biały całun padł na kolanana oczach wszystkich %7łydów oraz własnej rodziny i szlochał, jakby nigdy nie przestał kochaćAleksandry i nie dbał, że cały świat się o tym dowie.Była to chwila pomsty, a może tylko kolejna ironia losu: Syryjczyk uznał publicznieswój związek z Aleksandrą, kiedy jej już nie było i nie mogło jej to przynieść żadnej korzyści.pózniej podszedł do Roksany mówiąc, że musi mu oddać dom.Był jego prawnymwłaścicielem i po śmierci Kocicy zamierzał go sprzedać.Roksana, jak delikatnie nadmienił,powinna wrócić do rodziny, do domu ojca, gdzie - jeśli wolno mu to powiedzieć - jest miejscekobiety, dopóki nie wyjdzie za mąż.Roksana Anielica nie musiała opuszczać żydowskiej dzielnicy, gdy kochanekAleksandry kazał jej się wyprowadzić z domu.Miriam nie odmówiłaby siostrze dachu nadgłową.Mogła zamieszkać u Tala'at.Mogła nawet znalezć męża.Wyjechała, ponieważ odpierwszych dni życia, nim jeszcze nauczyła się ludzkiej mowy, słyszała, że takie jest jejprzeznaczenie."Wystarczy tylko nie oglądać się za siebie" -powiedziała jej kiedyś Aleksandra.*Przystanek był ceglaną budką, w której kierowcy jedli i spali w przerwach międzykursami, a pasażerowie mogli się schronić przed deszczem lub śniegiem.Pusty poobijanyautobus o całkiem łysych oponach tkwił pod drzwiami jak wiemy pies.Kierowca oczywiście widział Roksanę już z daleka, ponieważ była jedyną osobą naulicy, lecz nie pozdrowił jej, albowiem był Lutim - jednym z tych, którzy szczycą się siłąfizyczną i poświęceniem w obronie słabszych.Uczono go, by nie zaczepiał kobiet ani nawetnie podnosił na nie oczu, póki same go nie zagadną.Roksana podeszła doń na drżących nogach i przystanęła.W palcach trzymała banknot.Często woził takie dziewczyny.Sypiały z chłopcami, zachodziły w ciążę, a potem uciekałyprzed gniewem ojców.Ciekawe, czy wiedziała, że ten dzień jest muzułmańskim świętem,ustanowionym na pamiątkę śmierci jednego z uczniów Proroka.Po całym Teheranie krążyłyprocesje.Szyici darli na sobie czarne koszule, biczując siebie i swoje dzieci.Owijali wokółdłoni metalowe łańcuchy i chłostali się po nagich plecach, głowach, twarzach, aż mdleli zupływu krwi.W każdej procesji ten, który ranił się najdotkliwiej, był najbliższy Bogu.Kierowca autobusu nie wierzył w biczowanie i nie miał zamiaru się okaleczać.Bliznyzepsułyby rysunek tatuażu.Zignorował Roksanę i zajął się obiadem.Miał miskę zupy nawołowej golonce z cebulą i ziemniakami, białą fasolą i żółtą soczewicą.Zanurzył w misceniebieskawą dłoń, wyłowił wszystkie twardsze kawałki i włożył je do stojącego obokniewielkiego mozdzierza.Potem przytknął miskę do ust, odrzucił w tył głowę i duszkiemwypił całą zupę.Beknął, oblizał wargi i pozdrowił Allaha.Dziewczyna wciąż stała w tym samym miejscu.Przysunął do siebie mozdzierz i zaczął w nim ubijać mięso i jarzyny wyłowione zzupy.Roztarłszy je na papkę, wyjął ją palcami i rozsmarował na płaskim podpłomyku.Naśrodku ułożył surową cebulę, zwinął chleb wokół niej, złożył jeszcze dwukrotnie, znówpochwalił Boga i wsadził wszystko na raz do ust.Był to jego popisowy numer, z któregosłynął wśród Lutich.Roksana patrzyła na niego bez słowa.Kierowca nalał kieliszek rodzynkowego araku i wychylił go jednym haustem [ Pobierz całość w formacie PDF ]