[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyjechałem do Window Rock,\eby się przekonać, czy istnieje sposób na zerwanie tych zaręczyn.A was potrzebowałem,\ebyście dotrzymywali jej towarzystwa.Sharon spojrzała na niego. Ten Psi Gnat nadal chce się z nią o\enić? Brat, nie Gnat.Owszem, o ile mi wiadomo, tak. To dlaczego Catherine w ogóle tu przyje\d\ała? Niech napisze do niego list i o wszystkimzapomni.A po co pan tu jest? Jej ojciec nie mógł jej sam przywiezć? Musiałem pojechać z powodu Martina i tego, co się stało w naszej szatni.Musiałempojechać, bo moje mieszkanie zostało zdemolowane i ktoś zabił mojego kota. Nie bardzo kojarzę& Widzisz, ten Psi Brat to najwyrazniej bardzo zazdrosny typ i rzucił na Catherine cośw rodzaju czaru.Kiedy jakiś facet się z nią umawia, Psi Brat mści się na nim.W przypadkuMartina posunął się do ostateczności& uśmiercił go. Myślałam, \e to robota braci Catherine.Przecie\ za to ich zamknięto, prawda? Owszem, istnieją pewne poszlaki wskazujące na nich jako na zabójców Martina, ale jeślichodzi o akty wandalizmu i zabicie mojego kota, mają solidne alibi.Utrzymują, \e odpowiada zato jakaś siła przywołana przez Psiego Brata po ucieczce Catherine do Los Angeles.Ma to cośwspólnego z indiańską magią.Nie rozumiem tego, jednak wygląda na to, \e jedynym sposobempowstrzymania tej mocy jest rozmowa w cztery oczy z tym Psim Bratem. Ma pan na myśli coś w rodzaju tego czarownika voodoo, którego musiał pan kiedyśwytropić? Chyba tak.Jest niewidzialna.Nikt nie potrafi tego dostrzec, nikt oprócz mnie. Dlaczego pan nam tego nie powiedział przed wyjazdem? Nie ufa nam pan? Oczywiście, \e wam ufam.Dlatego chciałem, \ebyście ze mną pojechali.Po prostu niewiedziałem jeszcze, z czym mam do czynienia.Wszystko wskazywało na to, \e winni są braciaCatherine.Jednak od tamtego czasu widziałem i czułem takie rzeczy, \e uwierzyłem w ich wersjęwydarzeń.Przynajmniej częściowo. Jakie rzeczy? Nic konkretnego& cienie w miejscach, w których nie powinno być cieni.Napięciew powietrzu.Ale mo\e to tylko moja paranoja. Kiedy następnym razem poczuje pan coś takiego, proszę nam o tym wspomnieć. Obiecuję odparł Jim. Porozmawiamy o tym pózniej.Teraz lepiej wróć do swojegopokoju i poczekaj na Catherine, a ja rozejrzę się po okolicy.Mo\e zdołam ją odnalezć.Nie sądzę,\eby zbytnio się oddaliła. Proszę pamiętać o zaufaniu powiedziała Sharon i ruszyła do motelu.Jim skierował się z powrotem w stronę ogniska.Daleko nie zaszedł, kiedy z prawej stronyusłyszał wołanie Susan: Catherine! Sharon! Gdzie jesteście? O, Bo\e, tylko tego mi brakowało mruknął do siebie Jim i odkrzyknął: Z Sharonwszystko w porządku! Wróciła do swojego pokoju.Szukam Catherine!Susan wyłoniła się z dymu w połowie drogi między ogniskiem a motelem, otulona w białyszlafrok.W dłoni trzymała latarkę. Jim? zapytała. To ty? Szukam Catherine i Sharon.Ich łó\ka są puste! Na rany Chrystusa, Susan& zaczął Jim, lecz nagle znów usłyszał bęben.Ognisko zagasłoju\ prawie zupełnie, więc postać mę\czyzny była ledwie dostrzegalna, w ciemności majaczyłojedynie jego nakrycie głowy i nagi tors.Bęben odezwał się ponownie, szybciej i głośniej.Susanzatrzymała się zdezorientowana. Jim? zawołała. Czy jest z tobą Sharon? I gdzie jest Catherine?Dzieliło ich jeszcze ponad sto stóp, gdy Jim ujrzał mroczny cień podrywający siębezszelestnie od ogniska i ruszający w stronę Susan, która stała w miejscu, zupełnie nieświadomatego, co się dzieje.Tymczasem złowroga ciemność zbli\ała się do niej z szybkością szar\ującegobyka. Susan! krzyknął Jim. Susan, uwa\aj!Ruszył ku niej co tchu w piersiach.Nie biegł tak szybko od szkolnych czasów, kiedy prawiepokonał najlepszego sportowca szkoły w biegu na dwieście jardów.Wcią\ jeszcze widziałuśmiechniętą, zadowoloną twarz tamtego.Niemal wypluł sobie płuca, by wygrać ten wyścig,i gdy ukończył go na drugim miejscu, nie mógł w to uwierzyć.Teraz pędził jeszcze szybciej.Drugi raz nie zniósłby pora\ki. Susan! wydyszał. Susan, uwa\aj! Z prawej strony, Susan!Susan zatrzymała się i spojrzała na prawo, lecz najwyrazniej niczego nie widziała. Na ziemię! ryknął Jim.Potwór był ogromny znacznie większy, ni\ Jim sobie wyobra\ał.Miał masywne barkii pazury wygięte niczym szable, zabarwione na czerwono blaskiem ogniska.Ale to jego szybkośćnajbardziej przeraziła Jima gnał ku Susan jak na skrzydłach.Nie miał szans na powstrzymanietej bestii.Najgorsze było to, \e tylko on ją widział.Susan bezradnie obracała się dookoła, wypatrującczegoś całkowicie niewidzialnego.Jim rzucił się na nią niczym rugbista.Susan, zdumiona i wystraszona, cofnęła się i Jim wpadłw kolczaste krzaki.Kiedy wykręcił głowę, dostrzegł bestię parę kroków od Susan, \e zje\onymfutrem i oczyma płonącymi jak węgle.Czuł jej zapach, woń starego niedzwiedzia, cuchnącegokrwią, moczem i brudnym futrem.Susan nadal stała beztrosko w jej cieniu, wspierając się dłońmio biodra i mówiąc: Jim, na miłość boską, mo\e zechcesz mi wyjaśnić, co& Na ziemię! wrzasnął Jim, lecz Susan nadal patrzyła na niego ze złością.Ogromna łapa wbiła jej się w szyję i oderwała głowę od tułowia, ciskając ją wprostw rozgwie\d\one niebo.Ciągnął się za mą strumień krwi, niczym ogon komety.Bezgłowe ciało Susan stało przez moment nieruchomo, z tętnic tryskały fontanny krwi.Jejszlafrok na oczach Jima zmienił kolor z białego na purpurowy.Bestia ponownie wbiła w niąszpony, rozrywając ją na kawałki.Zgrzyt łamanych kości był tak głośny, \e Jim przycisnął dłoniedo uszu i zamknął oczy.Kiedy je otworzył, ujrzał, jak szczątki Susan osuwają się na ziemię.Spojrzał na potwora, spodziewając się, \e teraz rzuci się na niego.Przez parę sekund bestiastała nad nim, przesłaniając nocne niebo.Jim opuścił głowę i zamknął oczy, walczącz mdłościami.Jednak wtedy ponownie odezwał się bęben łup AUP AUP łup łup AUP AUP łup i potwor odwrócił łeb, a potem jego sylwetka rozmazała się, zbladłai gwiazdy zaczęły przeświecać przez jego zje\oną sierść.Bęben nie cichł łup AUP AUP łup i potwor oddalił się powoli, odchodząc w mrok w kierunku ogniska.Jim był pewien, \e widział, jak bestia mijała ognisko, bo jego blask przygasł na moment, leczpotem zniknęła ostatecznie i na pustyni pozostał jedynie mę\czyzna z bębnem i rozpalone,gasnące węgle, a jedynym dzwiękiem, jaki słyszał, był głos Sharon. Panie Rook? Panie Rook? Słyszałam jakieś krzyki.Co się dzieje, panie Rook?Jim podniósł się z ziemi.Był poobijany i wstrząśnięty, oddychał płytko i pospiesznie DziękiBogu jest ciemno, pomyślał, i Sharon nie widzi ciała Susan.Dzięki Bogu ja równie\ nie. Nic się nie stało, Sharon uspokoił ją. Szukałem Catherine, to wszystko.Wróciła ju\? Jeszcze nie, panie Rook.Mo\e powinnam panu pomóc jej szukać? Nie, nie.Wracaj do pokoju.Bardziej mi pomo\esz w ten sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Przyjechałem do Window Rock,\eby się przekonać, czy istnieje sposób na zerwanie tych zaręczyn.A was potrzebowałem,\ebyście dotrzymywali jej towarzystwa.Sharon spojrzała na niego. Ten Psi Gnat nadal chce się z nią o\enić? Brat, nie Gnat.Owszem, o ile mi wiadomo, tak. To dlaczego Catherine w ogóle tu przyje\d\ała? Niech napisze do niego list i o wszystkimzapomni.A po co pan tu jest? Jej ojciec nie mógł jej sam przywiezć? Musiałem pojechać z powodu Martina i tego, co się stało w naszej szatni.Musiałempojechać, bo moje mieszkanie zostało zdemolowane i ktoś zabił mojego kota. Nie bardzo kojarzę& Widzisz, ten Psi Brat to najwyrazniej bardzo zazdrosny typ i rzucił na Catherine cośw rodzaju czaru.Kiedy jakiś facet się z nią umawia, Psi Brat mści się na nim.W przypadkuMartina posunął się do ostateczności& uśmiercił go. Myślałam, \e to robota braci Catherine.Przecie\ za to ich zamknięto, prawda? Owszem, istnieją pewne poszlaki wskazujące na nich jako na zabójców Martina, ale jeślichodzi o akty wandalizmu i zabicie mojego kota, mają solidne alibi.Utrzymują, \e odpowiada zato jakaś siła przywołana przez Psiego Brata po ucieczce Catherine do Los Angeles.Ma to cośwspólnego z indiańską magią.Nie rozumiem tego, jednak wygląda na to, \e jedynym sposobempowstrzymania tej mocy jest rozmowa w cztery oczy z tym Psim Bratem. Ma pan na myśli coś w rodzaju tego czarownika voodoo, którego musiał pan kiedyśwytropić? Chyba tak.Jest niewidzialna.Nikt nie potrafi tego dostrzec, nikt oprócz mnie. Dlaczego pan nam tego nie powiedział przed wyjazdem? Nie ufa nam pan? Oczywiście, \e wam ufam.Dlatego chciałem, \ebyście ze mną pojechali.Po prostu niewiedziałem jeszcze, z czym mam do czynienia.Wszystko wskazywało na to, \e winni są braciaCatherine.Jednak od tamtego czasu widziałem i czułem takie rzeczy, \e uwierzyłem w ich wersjęwydarzeń.Przynajmniej częściowo. Jakie rzeczy? Nic konkretnego& cienie w miejscach, w których nie powinno być cieni.Napięciew powietrzu.Ale mo\e to tylko moja paranoja. Kiedy następnym razem poczuje pan coś takiego, proszę nam o tym wspomnieć. Obiecuję odparł Jim. Porozmawiamy o tym pózniej.Teraz lepiej wróć do swojegopokoju i poczekaj na Catherine, a ja rozejrzę się po okolicy.Mo\e zdołam ją odnalezć.Nie sądzę,\eby zbytnio się oddaliła. Proszę pamiętać o zaufaniu powiedziała Sharon i ruszyła do motelu.Jim skierował się z powrotem w stronę ogniska.Daleko nie zaszedł, kiedy z prawej stronyusłyszał wołanie Susan: Catherine! Sharon! Gdzie jesteście? O, Bo\e, tylko tego mi brakowało mruknął do siebie Jim i odkrzyknął: Z Sharonwszystko w porządku! Wróciła do swojego pokoju.Szukam Catherine!Susan wyłoniła się z dymu w połowie drogi między ogniskiem a motelem, otulona w białyszlafrok.W dłoni trzymała latarkę. Jim? zapytała. To ty? Szukam Catherine i Sharon.Ich łó\ka są puste! Na rany Chrystusa, Susan& zaczął Jim, lecz nagle znów usłyszał bęben.Ognisko zagasłoju\ prawie zupełnie, więc postać mę\czyzny była ledwie dostrzegalna, w ciemności majaczyłojedynie jego nakrycie głowy i nagi tors.Bęben odezwał się ponownie, szybciej i głośniej.Susanzatrzymała się zdezorientowana. Jim? zawołała. Czy jest z tobą Sharon? I gdzie jest Catherine?Dzieliło ich jeszcze ponad sto stóp, gdy Jim ujrzał mroczny cień podrywający siębezszelestnie od ogniska i ruszający w stronę Susan, która stała w miejscu, zupełnie nieświadomatego, co się dzieje.Tymczasem złowroga ciemność zbli\ała się do niej z szybkością szar\ującegobyka. Susan! krzyknął Jim. Susan, uwa\aj!Ruszył ku niej co tchu w piersiach.Nie biegł tak szybko od szkolnych czasów, kiedy prawiepokonał najlepszego sportowca szkoły w biegu na dwieście jardów.Wcią\ jeszcze widziałuśmiechniętą, zadowoloną twarz tamtego.Niemal wypluł sobie płuca, by wygrać ten wyścig,i gdy ukończył go na drugim miejscu, nie mógł w to uwierzyć.Teraz pędził jeszcze szybciej.Drugi raz nie zniósłby pora\ki. Susan! wydyszał. Susan, uwa\aj! Z prawej strony, Susan!Susan zatrzymała się i spojrzała na prawo, lecz najwyrazniej niczego nie widziała. Na ziemię! ryknął Jim.Potwór był ogromny znacznie większy, ni\ Jim sobie wyobra\ał.Miał masywne barkii pazury wygięte niczym szable, zabarwione na czerwono blaskiem ogniska.Ale to jego szybkośćnajbardziej przeraziła Jima gnał ku Susan jak na skrzydłach.Nie miał szans na powstrzymanietej bestii.Najgorsze było to, \e tylko on ją widział.Susan bezradnie obracała się dookoła, wypatrującczegoś całkowicie niewidzialnego.Jim rzucił się na nią niczym rugbista.Susan, zdumiona i wystraszona, cofnęła się i Jim wpadłw kolczaste krzaki.Kiedy wykręcił głowę, dostrzegł bestię parę kroków od Susan, \e zje\onymfutrem i oczyma płonącymi jak węgle.Czuł jej zapach, woń starego niedzwiedzia, cuchnącegokrwią, moczem i brudnym futrem.Susan nadal stała beztrosko w jej cieniu, wspierając się dłońmio biodra i mówiąc: Jim, na miłość boską, mo\e zechcesz mi wyjaśnić, co& Na ziemię! wrzasnął Jim, lecz Susan nadal patrzyła na niego ze złością.Ogromna łapa wbiła jej się w szyję i oderwała głowę od tułowia, ciskając ją wprostw rozgwie\d\one niebo.Ciągnął się za mą strumień krwi, niczym ogon komety.Bezgłowe ciało Susan stało przez moment nieruchomo, z tętnic tryskały fontanny krwi.Jejszlafrok na oczach Jima zmienił kolor z białego na purpurowy.Bestia ponownie wbiła w niąszpony, rozrywając ją na kawałki.Zgrzyt łamanych kości był tak głośny, \e Jim przycisnął dłoniedo uszu i zamknął oczy.Kiedy je otworzył, ujrzał, jak szczątki Susan osuwają się na ziemię.Spojrzał na potwora, spodziewając się, \e teraz rzuci się na niego.Przez parę sekund bestiastała nad nim, przesłaniając nocne niebo.Jim opuścił głowę i zamknął oczy, walczącz mdłościami.Jednak wtedy ponownie odezwał się bęben łup AUP AUP łup łup AUP AUP łup i potwor odwrócił łeb, a potem jego sylwetka rozmazała się, zbladłai gwiazdy zaczęły przeświecać przez jego zje\oną sierść.Bęben nie cichł łup AUP AUP łup i potwor oddalił się powoli, odchodząc w mrok w kierunku ogniska.Jim był pewien, \e widział, jak bestia mijała ognisko, bo jego blask przygasł na moment, leczpotem zniknęła ostatecznie i na pustyni pozostał jedynie mę\czyzna z bębnem i rozpalone,gasnące węgle, a jedynym dzwiękiem, jaki słyszał, był głos Sharon. Panie Rook? Panie Rook? Słyszałam jakieś krzyki.Co się dzieje, panie Rook?Jim podniósł się z ziemi.Był poobijany i wstrząśnięty, oddychał płytko i pospiesznie DziękiBogu jest ciemno, pomyślał, i Sharon nie widzi ciała Susan.Dzięki Bogu ja równie\ nie. Nic się nie stało, Sharon uspokoił ją. Szukałem Catherine, to wszystko.Wróciła ju\? Jeszcze nie, panie Rook.Mo\e powinnam panu pomóc jej szukać? Nie, nie.Wracaj do pokoju.Bardziej mi pomo\esz w ten sposób [ Pobierz całość w formacie PDF ]