[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mam pojęcia, dlaczegoto zrobił.Do tego momentu miał nade mną absolutną przewagę.Ani przez chwilę nie byłem w stanie go pokonać, zresztą niedokonałbym tego i w moim najlepszym okresie.- Nie mów głupstw - wtrącił się Alan.- Wygrałeś w rzetelnej i uczciwej walce.Kiedy nabiorę sił, znowu będziemy razemtrenować.Nie sprzeczaj się ze mną.Niepotrzebnie zgodziłemsię na ten mecz.Bierz swoje pieniądze, ile tylko się da.On cijest winien znacznie więcej.- To prawda - przyznał Knaresborough.- Nie powinienemurządzać tej walki dla własnej przyjemności.Byłoby zupełnieinaczej, gdybym poprosił was otwarcie o odbycie meczu bokserskiego, ale nie zrobiłem tego.Wybacz mi, Ralf.- To szlachetnie z pana strony, milordzie - rzekł Ralf.Knaresborough wyjął z kieszeni sakiewkę.- Napij się za nas obu.Teraz pomóż mi odprowadzić go dorezydencji.Alan wyszedł ze swego pokoju dopiero po południu, ale dotej pory o walce wiedzieli już wszyscy.Eleanor spotkała gow ogrodzie i aż krzyknęła na widok jego podbitego oka, opuchłej twarzy, rozciętej wargi, potłuczonych rąk.- Tak żałowałam, Alanie, że nie mogliśmy dziś rano odbyćkonnej przejażdżki.Powiedziałeś mi kiedyś, że Ralf jest lepszymod ciebie pięściarzem, więc dlaczego zgodziłeś się na ten mecz?Poprzedniego dnia rano wybrali się razem na przejażdżkękonną i znowu się całowali i pieścili.Za każdym razem Eleanorbyła na nowo porażona coraz większą siłą ogarniającego ją pożądania.Stwierdziła, że nie jest łatwo być zakochaną.Czuław sobie dziwne pragnienie, żeby oddać się Alanowi bez reszty,ale nie rozumiała, co to znaczy.Wiedziała tylko, że pocałunkiprzestały jej wystarczać, że oczekuje czegoś więcej, ale samamyśl o tym ją przerażała.- Jutro też nie będziesz mógł ze mną pojechać - powiedziała z żalem.Alan próbował się uśmiechnąć, lecz nie pozwoliły mu na tobolące wargi.- To nic takiego, szybko dojdę do siebie - pocieszył ją i niemogąc dotknąć jej z powodu potłuczonych rąk, pieścił ją tylkooczami.Obserwujący ich Knaresborough, herbatę podano bowiemw ogrodzie, powiedział do sir Harta:- Teraz już wiem, dlaczego przyjechał wbrew temu, co podpowiadał mu rozsądek, bo przecież musi mieć jakieś podejrzenia związane z tym przedziwnym podobieństwem.- Masz rację - odrzekł ze smutkiem sir Hart.- Jestem pewien, że gdyby nie Eleanor, nigdy nie przyjechałby do TempieHatton.A teraz, gdy dowiedział się, jaki żal ma do niego Ned,pozostaje tylko dla niej, no i może trochę z mojego powodu.- Im szybciej powiesz mu prawdę, tym lepiej.Martwię sięo Eleanor, ale i o niego też.Byłaby z nich dobrana para i szkoda, żeby nie doszło do małżeństwa z powodu jego wyjątkowosilnego poczucia honoru.- To prawda, ale musisz zrozumieć, że nie pytałem gojeszcze o pochodzenie, i jak dotąd opieramy się tylko na podejrzeniach.Obawiam się, że on mi nic nie powie.Nie jestteż wykluczone, że on sądzi, iż Eleanor jest jego daleką kuzynką, i bierze pod uwagę wszystkie wynikające stąd konsekwencje.- W takim razie podejmuję się go wybadać, ponieważ sprawa musi być wyjaśniona.Powinien także poznać prawdę o rodzicach Eleanor.Sir Hart chciał zaprotestować, ale Knaresborough tym razem, bez śladu zwykłej u niego brutalności, łagodnie go uspokoił:- Zaufaj mi.Będę ostrożny.Ten twardy młodzieniec zasługuje na nasz szacunek.To prawdziwy sir Beauchamp, leczz wrażliwym sercem.Trudno o lepsze połączenie.Eleanor poprosiła Stacy'ego, żeby ratował Alana przed niepotrzebnymi oznakami troski pozostałych gości, a zwłaszczamatki Jane.Zabrał więc Alana na górę do salonu pod pretekstem, że chce mu pokazać, co znalazł tego ranka w bibliotece.Eleanor dołączyła do nich niedługo potem i zastała Alana śpiącego na sofie obciągniętej żółtym brokatem.Stacy zaś siedziałnaprzeciw niego, czytając, a kiedy ją zobaczył, położył palec naustach.Gdy podwieczorek dobiegł końca, przyszedł Knaresboroughi zaproponował spacer po ogrodzie różanym.Gawędzili o tymi owym, aż w końcu Eleanor zapytała:- Niech mi pan powie, milordzie, czy to prawda, że to przezpana doszło do walki między panem Dilhorne'em i Ralfem?- Widzę - zaczął spokojnie - że plotki dotarły i do ciebie.Tak, przyznaję się, to ja doprowadziłem do walki.Dziwiąc się własnej śmiałości, gdyż zawsze wydawał się jejkimś w rodzaju kapryśnego Boga, kimś tak potężnym i władczym, że nie mogło być mowy zadawaniu mu pytań lub krytykowaniu, powiedziała:- Niedawno ostrzegałam Alana, że jest pan niebezpieczny.Nie sądziłam, że tak szybko potwierdzą się moje słowa.Nie byłoto szlachetne z pana strony, milordzie.- Zgadzam się całkowicie z panią, panno Eleanor.To nie było szlachetne.Cieszę się, że ma pani na tyle rozsądku, żeby takwłaśnie to oceniać.W pierwszym momencie Eleanor pomyślała, że jej rozmówca sobie z niej żartuje, ale on widząc jej zasmuconą twarz, dodałszybko:- Dzięki temu rozsądkowi potrafiła pani wybrać go z tłumugłupców umizgujących się do pani i tu, i w Londynie.Dyskutowaliśmy o tym z sir Hartem.A teraz porozmawiajmy znowuo głupstewkach, jak to jest przyjęte między mężczyznami i kobietami zajętymi sprawami tylko własnej płci.Ta ostatnia uwaga była tak trafna, że Eleanor zaczęła sięśmiać.W duchu zaś zadała sobie pytanie, jak często zdarzałosię Knaresboroughowi przyznawać głośno do winy, i doszła downiosku, że z pewnością robił to rzadko.Wróciła do salonui wciąż nad tym rozmyślała, gdy Alan obudził się, wyciągającdo niej rękę.Stacy, widząc, że Alan już nie śpi, zaczął im czytaćna głos, dopóki nie nadeszła pora przebrania się na obiad.Alan i Knaresborough grali w pikietę.Arystokrata przez całyczas zachowywał się niezbyt uprzejmie i oszukiwał bez najmniejszej żenady.Uprzedził zresztą o tym Alana, zanim przystąpili do gry.- Ponieważ nie gramy o pieniądze, wszystkie chwyty są dozwolone.Twarz Alana wyglądała już prawie całkiem normalnie.Przedpołudniem pojechał z Eleanor na wrzosowiska.Po raz pierwszyodpiął guziczki jej stroju do konnej jazdy i odsłonił jedwabnąbieliznę.Całował jej szyję i ramiona, a potem pieścił przez cienki staniczek piersi.Pod wpływem tych pieszczot Eleanor drżałaz rozkoszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Nie mam pojęcia, dlaczegoto zrobił.Do tego momentu miał nade mną absolutną przewagę.Ani przez chwilę nie byłem w stanie go pokonać, zresztą niedokonałbym tego i w moim najlepszym okresie.- Nie mów głupstw - wtrącił się Alan.- Wygrałeś w rzetelnej i uczciwej walce.Kiedy nabiorę sił, znowu będziemy razemtrenować.Nie sprzeczaj się ze mną.Niepotrzebnie zgodziłemsię na ten mecz.Bierz swoje pieniądze, ile tylko się da.On cijest winien znacznie więcej.- To prawda - przyznał Knaresborough.- Nie powinienemurządzać tej walki dla własnej przyjemności.Byłoby zupełnieinaczej, gdybym poprosił was otwarcie o odbycie meczu bokserskiego, ale nie zrobiłem tego.Wybacz mi, Ralf.- To szlachetnie z pana strony, milordzie - rzekł Ralf.Knaresborough wyjął z kieszeni sakiewkę.- Napij się za nas obu.Teraz pomóż mi odprowadzić go dorezydencji.Alan wyszedł ze swego pokoju dopiero po południu, ale dotej pory o walce wiedzieli już wszyscy.Eleanor spotkała gow ogrodzie i aż krzyknęła na widok jego podbitego oka, opuchłej twarzy, rozciętej wargi, potłuczonych rąk.- Tak żałowałam, Alanie, że nie mogliśmy dziś rano odbyćkonnej przejażdżki.Powiedziałeś mi kiedyś, że Ralf jest lepszymod ciebie pięściarzem, więc dlaczego zgodziłeś się na ten mecz?Poprzedniego dnia rano wybrali się razem na przejażdżkękonną i znowu się całowali i pieścili.Za każdym razem Eleanorbyła na nowo porażona coraz większą siłą ogarniającego ją pożądania.Stwierdziła, że nie jest łatwo być zakochaną.Czuław sobie dziwne pragnienie, żeby oddać się Alanowi bez reszty,ale nie rozumiała, co to znaczy.Wiedziała tylko, że pocałunkiprzestały jej wystarczać, że oczekuje czegoś więcej, ale samamyśl o tym ją przerażała.- Jutro też nie będziesz mógł ze mną pojechać - powiedziała z żalem.Alan próbował się uśmiechnąć, lecz nie pozwoliły mu na tobolące wargi.- To nic takiego, szybko dojdę do siebie - pocieszył ją i niemogąc dotknąć jej z powodu potłuczonych rąk, pieścił ją tylkooczami.Obserwujący ich Knaresborough, herbatę podano bowiemw ogrodzie, powiedział do sir Harta:- Teraz już wiem, dlaczego przyjechał wbrew temu, co podpowiadał mu rozsądek, bo przecież musi mieć jakieś podejrzenia związane z tym przedziwnym podobieństwem.- Masz rację - odrzekł ze smutkiem sir Hart.- Jestem pewien, że gdyby nie Eleanor, nigdy nie przyjechałby do TempieHatton.A teraz, gdy dowiedział się, jaki żal ma do niego Ned,pozostaje tylko dla niej, no i może trochę z mojego powodu.- Im szybciej powiesz mu prawdę, tym lepiej.Martwię sięo Eleanor, ale i o niego też.Byłaby z nich dobrana para i szkoda, żeby nie doszło do małżeństwa z powodu jego wyjątkowosilnego poczucia honoru.- To prawda, ale musisz zrozumieć, że nie pytałem gojeszcze o pochodzenie, i jak dotąd opieramy się tylko na podejrzeniach.Obawiam się, że on mi nic nie powie.Nie jestteż wykluczone, że on sądzi, iż Eleanor jest jego daleką kuzynką, i bierze pod uwagę wszystkie wynikające stąd konsekwencje.- W takim razie podejmuję się go wybadać, ponieważ sprawa musi być wyjaśniona.Powinien także poznać prawdę o rodzicach Eleanor.Sir Hart chciał zaprotestować, ale Knaresborough tym razem, bez śladu zwykłej u niego brutalności, łagodnie go uspokoił:- Zaufaj mi.Będę ostrożny.Ten twardy młodzieniec zasługuje na nasz szacunek.To prawdziwy sir Beauchamp, leczz wrażliwym sercem.Trudno o lepsze połączenie.Eleanor poprosiła Stacy'ego, żeby ratował Alana przed niepotrzebnymi oznakami troski pozostałych gości, a zwłaszczamatki Jane.Zabrał więc Alana na górę do salonu pod pretekstem, że chce mu pokazać, co znalazł tego ranka w bibliotece.Eleanor dołączyła do nich niedługo potem i zastała Alana śpiącego na sofie obciągniętej żółtym brokatem.Stacy zaś siedziałnaprzeciw niego, czytając, a kiedy ją zobaczył, położył palec naustach.Gdy podwieczorek dobiegł końca, przyszedł Knaresboroughi zaproponował spacer po ogrodzie różanym.Gawędzili o tymi owym, aż w końcu Eleanor zapytała:- Niech mi pan powie, milordzie, czy to prawda, że to przezpana doszło do walki między panem Dilhorne'em i Ralfem?- Widzę - zaczął spokojnie - że plotki dotarły i do ciebie.Tak, przyznaję się, to ja doprowadziłem do walki.Dziwiąc się własnej śmiałości, gdyż zawsze wydawał się jejkimś w rodzaju kapryśnego Boga, kimś tak potężnym i władczym, że nie mogło być mowy zadawaniu mu pytań lub krytykowaniu, powiedziała:- Niedawno ostrzegałam Alana, że jest pan niebezpieczny.Nie sądziłam, że tak szybko potwierdzą się moje słowa.Nie byłoto szlachetne z pana strony, milordzie.- Zgadzam się całkowicie z panią, panno Eleanor.To nie było szlachetne.Cieszę się, że ma pani na tyle rozsądku, żeby takwłaśnie to oceniać.W pierwszym momencie Eleanor pomyślała, że jej rozmówca sobie z niej żartuje, ale on widząc jej zasmuconą twarz, dodałszybko:- Dzięki temu rozsądkowi potrafiła pani wybrać go z tłumugłupców umizgujących się do pani i tu, i w Londynie.Dyskutowaliśmy o tym z sir Hartem.A teraz porozmawiajmy znowuo głupstewkach, jak to jest przyjęte między mężczyznami i kobietami zajętymi sprawami tylko własnej płci.Ta ostatnia uwaga była tak trafna, że Eleanor zaczęła sięśmiać.W duchu zaś zadała sobie pytanie, jak często zdarzałosię Knaresboroughowi przyznawać głośno do winy, i doszła downiosku, że z pewnością robił to rzadko.Wróciła do salonui wciąż nad tym rozmyślała, gdy Alan obudził się, wyciągającdo niej rękę.Stacy, widząc, że Alan już nie śpi, zaczął im czytaćna głos, dopóki nie nadeszła pora przebrania się na obiad.Alan i Knaresborough grali w pikietę.Arystokrata przez całyczas zachowywał się niezbyt uprzejmie i oszukiwał bez najmniejszej żenady.Uprzedził zresztą o tym Alana, zanim przystąpili do gry.- Ponieważ nie gramy o pieniądze, wszystkie chwyty są dozwolone.Twarz Alana wyglądała już prawie całkiem normalnie.Przedpołudniem pojechał z Eleanor na wrzosowiska.Po raz pierwszyodpiął guziczki jej stroju do konnej jazdy i odsłonił jedwabnąbieliznę.Całował jej szyję i ramiona, a potem pieścił przez cienki staniczek piersi.Pod wpływem tych pieszczot Eleanor drżałaz rozkoszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]