[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ostateczność.Koniec gry.Głęboki oddech.Zachowaj spokój.Na użytek Phoeniksa uśmiechnęłam się dziarsko. A co z tobą? Myślisz, że nas to też dotyczy?Nie odpowiedział.Wziął mnie w objęcia, przytulił chyba mocniej, niż zamierzał, i z wargami przyciśniętymido czubka mojej głowy kołysał delikatnie jak dziecko.- Nie rozbiłaś chyba nowego samochodu? - spytała Laura, gdy zobaczyła, jaka jestem blada i roztrzęsiona.W odpowiedzi zacmokałam językiem o górne zęby.- Zcięłaś się z Jimem?- Nie.Naprawdę, mamo, wszystko ze mną w porządku.66 Wracając z Foxton, całkiem bezmyślnie zboczyłam do jej sklepu.Zaczynałam żałować.Niezależnie od tego,że naraziłam się na krzyżowy ogień pytań, dostrzegłam grupkę ludzi ze szkoły podjeżdżających na parking, wtym oczywiście Lucasa, Jordan i Matta.Zrobiłam szybki unik, kryjąc się w przymierzalni, żeby mnie niezauważyli.Laura nie rezygnowała.Wyjrzała przez okno i doszła do błędnego wniosku:- Odkąd to kłócisz się z Jordan?  spytała.- Myślałam, że jesteście przyjaciółkami.- Jesteśmy.Nie chodzi o nią, tylko o Matta. I z właściwą sobie łatwością zmiany tematu podałam Laurzekilka powodów, dlaczego wolę trzymać się od Matta z daleka.- Zawsze był powodem kwasów między mną aZoey.Do tego jest dupkiem.- Darina! - Laura rozejrzała się wokół, sprawdzając, czy żadna klientka nie usłyszała.- Jest! Zrobił z siebie kompletnego durnia w barze Starlite, wrzeszcząc i zachowując się ohydnie, kiedy po-wiedziałam coś, co mu się nie spodobało.Laura zareagowała, jakby ją ktoś żgnął.- Co masz na myśli, mówiąc, że zachował się ohydnie? Zrobił coś podłego? Rzucił się na ciebie?Kiwnęłam głową.- Chwycił mnie i jak szmacianą lalkę wywlókł za drzwi.Wszyscy się gapili.Na szczęście Brandon tam był.Matt był agresywny - jedno zgniecie.Zostałam publicznie upokorzona - drugie zgniecie.Brandon Rohrpojawił się na scenie  trzecie zgniecie.Laura ledwo pozbierała się z szoku.- Kiedy to się wydarzyło? Gdzie jest moja komórka? Muszę zadzwonić do Jima.Zadowolona, że udało mi się skierować uwagę Laury na zupełnie inne tory, wyszłam ze sklepu i od razu na-działam się na Logana, który razem z Christianem kręcił się po cenrrum handlowym.Niezręczną ciszę, jaka zapanowała między mną a Loganem, przerwał Christian, trajkocząc o moim nowymsamochodzie i walce, którą ma stoczyć w szkolnej lidze bokserów wagi średniej w przyszły czwartek wKarolinie Północnej. Dwa dni po uroczystości na cześć Jonasa  przypomniał mi, jakbym tego potrzebowała.- Trener dał miwolne, żebym mógł na niej być.- Całe gimnazjum będzie - wtrącił Logan i wyjawił, czego przypadkiem dowiedział się od jednego z profeso-rów.%7łe również grono pedagogiczne zamierza się pojawić, wliczając w to doktora Valentiego. Bo wszyscykochali Jonasa - dodał. Wszyscy za nim tęsknimy.Mogłam to podchwycić i przygwozdzić go:  Chciałeś dać mi do zrozumienia, że nie wszyscy kochaliPhoeniksa i nie wszystkim będzie go brakowało?".Jednak byłam całkiem wypluta.Uśmiechnęłam się więc doChristiana, życzyłam mu udanych treningów i odeszłam, wymawiając się, że muszę odczytać esemesa, którywłaśnie dostałam.Wiadomość była od Zoey:  Jadę z mamą do centrum.W Starlite o 5".Zaskoczyło mnie to.Zupełnie jakbym już cofnęła się w czasie i dostała od Zoey esemesa z rodzaju tych, którewysyłała mi przed wypadkiem.Przyjeżdżała do centrum handlowego w sobotę po południu.Chciała spotkać sięw tym samym miejscu co zawsze.Odpisałam:  Jestem" i przebiegłam przez parking w samą porę, żeby zobaczyć, jak pani Bishop wyładowujezaawansowany technicznie wózek inwalidzki, a potem czeka, aż córka wysiądzie z samochodu. Ta-dam!  powiedziała Zoey, zobaczywszy mnie stojącą z półotwartymi ustami.- Tylko popatrz.Zrobiła jeden krok, drugi.trzeci.Jej mama stała obok, by ją asekurować.Ze zdumieniem pokręciłam głową.Jeszcze trzy kroki i doszła do wózka.Obróciła się powoli i usiadła.Spojrzała na mnie z uśmiechem.Płakałam i śmiałam się jednocześnie.Uścisnęłam ją, a potem przypomniałam sobie o pani Bishop.Przywita-łam się, po czym bez ładu i składu zaczęłam mówić, jak to wspaniale, nie do wiary, jestem taka dumna z Zoey,własnym oczom nie wierzę.Pani Bishop też była wzruszona.Ujęła moją dłoń i uścisnęła ją.- Jesteśmy umówione u fryzjera, no i Zoey chce kupić nowe ubrania.- Stare już są niemodne.Mamo, może poszłabyś sama do fryzjera i zostawiła mnie z Dariną w barze?- Na pewno? - zawahała się pani Bishop, ale tylko przez chwilę.Tak jak ja cieszyła się, że odzyskała dawnąZoey. No dobrze, niezły pomysł, będziecie miały okazję nadrobić stracony czas.I odeszła, odcinając mentalną pępowinę, która łączyła ją z Zoey od czasu wypadku i choroby.Obejrzała sięjeszcze kilka razy, zanim skręciła w alejkę prowadzącą do fryzjera.- No, no, popatrzeć na ciebie! - powiedziałam do Zoey, idąc za jej szybko jadącym wózkiem do Starlite iignorując fakt, że była przerazliwie blada i chuda, a jej uśmiech wydawał się wymuszony.Kelnerka odsunęła krzesło, robiąc miejsce dla wózka.Kilka osób zaczęło się nam przyglądać.- Aha, popatrzeć na mnie  powtórzyła Zoey.Sztuczny uśmiech zniknął, zobaczyłam ból w jej oczach.Serio, Darina.Ile nadrobię zmianą koloru włosów i makijażem?- To dopiero początek - pocieszyłam ją, pilnując się, żeby mój uśmiech nie był smutny. A to, że chodzisz,Zoey, jest naprawdę wspaniałe.67 - Obiecałam Kim, że do naszej następnej sesji chociaż raz pojadę do miasta.- Patrzyła prosto na mnie,starając się ignorować ludzi przy sąsiednich stolikach.- I właśnie przyjechałaś.- Tak - potwierdziła bez entuzjazmu.- I umierałampo drodze. Z czasem będzie łatwiej. Myślisz?Kelnerka przyniosła nam coca-colę, z uśmiechem zarezerwowanym dla ludzi, których życie nie oszczędzało. Coś do jedzenia?  spytała.Zoey potrząsnęła głową. Zrobiłam to, namówiłam mamę, żeby mnie tu przywiozła.Ale jestem tchórzem.Musiałam wysłać ciesemesa, żebyś pomogła mi przez to przejść. Cieszę się, że to zrobiłaś.Tak bardzo pragnęłam uniknąć pouczającego tonu, że prawie nic nie mówiłam.Miałam nadzieję, że mojeoczy powiedzą jej więcej niż słowa.I to działało.Zoey stopniowo odprężała się i zaczęłyśmy rozmawiać o tym, co Kim poleciła jej ćwiczyć, kiedyzjawili się Matt, Lucas i Jordan. Boże, daj im tyle przyzwoitości, żeby do nas nie podeszli."  modliłam się w duchu.Dosłownie się modli-łam.Ale Bóg mnie nie wysłuchał.Przez sekundę Matt sprawiał wrażenie wytrąconego z równowagi, ale zarazdo nas podszedł. Cześć, Zoey, jak leci? - spytał, siadając na krześle.Lucas i Jordan trzymali się z daleka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl