[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ogrodzie już mało było co robić, bo ogród był zupełnie urządzony, tylko woranżerii częściej przebywałem i z tej przez okno, czyli drzwi szklane, widziałem pokoje trżypani tJrszuli ele-.gancko przybrane i ją, panią Urszulę, siedzącą koło biurka w pokoju przyoranżerii.To był gabinet.Zredni pokój - salon, ostatni || sypialny, czwarty od sieni %jadalnia, dalej garderoba, kuchnia i spiżarnia.Ale w pokojach prawie nie bywałem, może razpod niebytność pani i raz mię zawołała do pokoju i kazała czytać jakiś urzędowy papier poniemiecku.Przeczytałem i dowiedziałem się z tego, że to był proces o jakąś wielką bardzosumę; gdy skończyłem, powiedziała: Gdy ten proces wygram, to i ty, smerdo, z niego cząstkędostaniesz. Czy wygrała, nie wiem, ale wiem, że ten proces był o kaucję, którą ona złożyławychodząc za mąż za pułkownika Niemca Schmidta, bo z powodu brzydoty nikt jej niechciał wziąć, aż się Niemiec złakomił, ale tę kaucję złożono na jakiś wielki majątekniemiecki, bo tak jej poradzono.Potem, gdy pan Schmidt wkrótce umarł w Linzu, paniwdowie Niemcy figę pokazali, a było tych pieniędzy trzydzieści tysięcy florenów.i o to sięprocesowała, ale czy wygrała, nie wiem.Zdaje się, że dudka na kościele.Kara Boża zakrzywdę mej matki.Ale miała jeszcze kapitały w Stratynie u Ignacego Krasickiego i w Leskuu Ksawerego.Stamtąd co kwartał najregularniej procenta dość znaczne przychodziły i nierazz poczty je przynosiłem, i tymi to procentami pani dom prowadziła, a gdy co drugi rokwyjeżdżała do Krysowic, do hr.Mniszków, żyjąc tam kosztem ich, to procenty się zostawały,a że Mniszkowie rok mieszkali w Train w Morawie, także ich majątku, a rok w Krysowicach,to pani Urszula ten rok była w Krysowicach.Pewnego razu przyjechała pani Weissenwolf na Ustronie I zobaczyła mnie w oranżerii;wbiegła, podała mi rękę: Jak się masz, chłopcze? Ja rękę ucałowałem najserdeczniej, ona wyrwała i wróciła dopokoju nie domknąwszy drzwi i zaraz po francusku zaczęła mówić prędko i głośno do paniUrszuli.Tyle z tej francuskiej mowy zrozumiałem: Aa Dlategoście panie tak wesoło mię powitały? No, widzisz' pan.To tak miło na obczyznie zobaczyć dobrych znajomych.Ale możepan napije się kawy? i zadzwoniła.Maciej, poczciwy mój zbawca bo go tak nazwać muszę za to, że tak w porę wpadł na mniena ulicy Wiednia -^przyszedł także śmiejąc się, bo wszyscy, co koło hrabiny byli, musieli byćweseli, innych nie znosiła; dość jej było męża chmurnego, niemłodego, z długą szyją,suchego jak trzaska, rudego i milczącego dumnie, więc resztę otoczenia chciała mieć wesołe,śmiejące się.Choćby nie było z czego śmiać się, śmieli się. A widzi pani, panno Zofio, jakiego to ja gościa pani przyprowadził, ha, ha, ha!prawda? Prawda, prawda, Macieju, prawda! Dlatego proszę nam dać dobrej kawy z tymidobrymi rogalikami wiedeńskimi! Ha, ha, ha, zaraz państwu będę służył, ha, ha, ha, a widzi pani? Wkrótce Maciejprzyniósł sutą kawę, śmiał się, mieszał się do rozmowy, a ja pannie Zofii opowiadałem, po coprzybyłem do Wiednia i co mi tu się zdarzyło. I pan nie boi się jechać do tej Rosji, o której słychać, że tam wszystkich biją knutami, aosobliwie Polaków? Czyż tu nas nie biją gorzej jak knutami, bo wieszają, męczą po więzieniach,prześladują, czym tylko wymyślić mogą? * Ta, to prawdę pan mówisz, że nam i tu nie z miodem życie, ale knuta przecież nie ma. - To jest kij, czyż to nie wszystko jedno?Przecież już tego kija nie ma, już cesarz skasował karę cielesną. Ta, niby skasował.Jeśli tak dotrzyma słowa, jak dotrzymał nadaną konstytucję, to ikij wróci. Prawda, prawda, że Niemcy nas ciągle zdradzają i robią z nami, co sami chcą,nieszczęśliwym narodem i piękne oczy Zosi łzą zaszły.Tak gawędząc prawie do wieczora, miło nam zeszedł czas osobliwie mnie, co*się takokropnie wynudziłem w Wiedniu.Tyle tylko, że poznałem miasto.Choć w trosce, w bólu tonic nie miłe człowiekowi, ale czekając i nudząc się potrzeba było czym się zająć, więcłaziłem po mieście i gapiłem się.Miasta i jego cudów opisywać nie będę.Czyż go małoznamy i z opisu tyle razy opisanego, i z widzenia dokąd nas gnała bieda i potrzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W ogrodzie już mało było co robić, bo ogród był zupełnie urządzony, tylko woranżerii częściej przebywałem i z tej przez okno, czyli drzwi szklane, widziałem pokoje trżypani tJrszuli ele-.gancko przybrane i ją, panią Urszulę, siedzącą koło biurka w pokoju przyoranżerii.To był gabinet.Zredni pokój - salon, ostatni || sypialny, czwarty od sieni %jadalnia, dalej garderoba, kuchnia i spiżarnia.Ale w pokojach prawie nie bywałem, może razpod niebytność pani i raz mię zawołała do pokoju i kazała czytać jakiś urzędowy papier poniemiecku.Przeczytałem i dowiedziałem się z tego, że to był proces o jakąś wielką bardzosumę; gdy skończyłem, powiedziała: Gdy ten proces wygram, to i ty, smerdo, z niego cząstkędostaniesz. Czy wygrała, nie wiem, ale wiem, że ten proces był o kaucję, którą ona złożyławychodząc za mąż za pułkownika Niemca Schmidta, bo z powodu brzydoty nikt jej niechciał wziąć, aż się Niemiec złakomił, ale tę kaucję złożono na jakiś wielki majątekniemiecki, bo tak jej poradzono.Potem, gdy pan Schmidt wkrótce umarł w Linzu, paniwdowie Niemcy figę pokazali, a było tych pieniędzy trzydzieści tysięcy florenów.i o to sięprocesowała, ale czy wygrała, nie wiem.Zdaje się, że dudka na kościele.Kara Boża zakrzywdę mej matki.Ale miała jeszcze kapitały w Stratynie u Ignacego Krasickiego i w Leskuu Ksawerego.Stamtąd co kwartał najregularniej procenta dość znaczne przychodziły i nierazz poczty je przynosiłem, i tymi to procentami pani dom prowadziła, a gdy co drugi rokwyjeżdżała do Krysowic, do hr.Mniszków, żyjąc tam kosztem ich, to procenty się zostawały,a że Mniszkowie rok mieszkali w Train w Morawie, także ich majątku, a rok w Krysowicach,to pani Urszula ten rok była w Krysowicach.Pewnego razu przyjechała pani Weissenwolf na Ustronie I zobaczyła mnie w oranżerii;wbiegła, podała mi rękę: Jak się masz, chłopcze? Ja rękę ucałowałem najserdeczniej, ona wyrwała i wróciła dopokoju nie domknąwszy drzwi i zaraz po francusku zaczęła mówić prędko i głośno do paniUrszuli.Tyle z tej francuskiej mowy zrozumiałem: Aa Dlategoście panie tak wesoło mię powitały? No, widzisz' pan.To tak miło na obczyznie zobaczyć dobrych znajomych.Ale możepan napije się kawy? i zadzwoniła.Maciej, poczciwy mój zbawca bo go tak nazwać muszę za to, że tak w porę wpadł na mniena ulicy Wiednia -^przyszedł także śmiejąc się, bo wszyscy, co koło hrabiny byli, musieli byćweseli, innych nie znosiła; dość jej było męża chmurnego, niemłodego, z długą szyją,suchego jak trzaska, rudego i milczącego dumnie, więc resztę otoczenia chciała mieć wesołe,śmiejące się.Choćby nie było z czego śmiać się, śmieli się. A widzi pani, panno Zofio, jakiego to ja gościa pani przyprowadził, ha, ha, ha!prawda? Prawda, prawda, Macieju, prawda! Dlatego proszę nam dać dobrej kawy z tymidobrymi rogalikami wiedeńskimi! Ha, ha, ha, zaraz państwu będę służył, ha, ha, ha, a widzi pani? Wkrótce Maciejprzyniósł sutą kawę, śmiał się, mieszał się do rozmowy, a ja pannie Zofii opowiadałem, po coprzybyłem do Wiednia i co mi tu się zdarzyło. I pan nie boi się jechać do tej Rosji, o której słychać, że tam wszystkich biją knutami, aosobliwie Polaków? Czyż tu nas nie biją gorzej jak knutami, bo wieszają, męczą po więzieniach,prześladują, czym tylko wymyślić mogą? * Ta, to prawdę pan mówisz, że nam i tu nie z miodem życie, ale knuta przecież nie ma. - To jest kij, czyż to nie wszystko jedno?Przecież już tego kija nie ma, już cesarz skasował karę cielesną. Ta, niby skasował.Jeśli tak dotrzyma słowa, jak dotrzymał nadaną konstytucję, to ikij wróci. Prawda, prawda, że Niemcy nas ciągle zdradzają i robią z nami, co sami chcą,nieszczęśliwym narodem i piękne oczy Zosi łzą zaszły.Tak gawędząc prawie do wieczora, miło nam zeszedł czas osobliwie mnie, co*się takokropnie wynudziłem w Wiedniu.Tyle tylko, że poznałem miasto.Choć w trosce, w bólu tonic nie miłe człowiekowi, ale czekając i nudząc się potrzeba było czym się zająć, więcłaziłem po mieście i gapiłem się.Miasta i jego cudów opisywać nie będę.Czyż go małoznamy i z opisu tyle razy opisanego, i z widzenia dokąd nas gnała bieda i potrzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]