[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.10.Jak on się odbył, to nie moja rzecz opisywać.Powiem tylko, że był dla mnie zaszczytnyaż do upokorzenia, bo społeczeństwo nasze, kierując się zasadą samego Pana Boga, osądziłomię, nie według tego co zrobiłam, ale według tego, co pragnęłam zrobić, i wynagrodziło miętak, jak gdybym była całą Polskę w pieśni najpiękniej wyśpiewała.Ciężar tej dobroci mnieprzygnębia.O, jakże chciałabym choć w cząstce wywiązać się z tak ogromnego długu!O napisaniu całej Polski w pieśni nawet myśleć nie mogę.%7ładen żywot ludzki nie starczyna podobne przedsięwzięcie.Ale żebyż można choć Sobieskiego skończyć! Choć takiupominek w testamencie przekazać! Opłakany stan zdrowia czyni wątpliwym i ten ostatnizamiar.A jednak, po co się troskać? Trzeba dalej pisać, a resztę zostawić Panu Bogu.Jeśli mojapraca jest Mu do czegokolwiek potrzebną, to pozwoli na jej ukończenie a jeśli nie jest Mupotrzebną, to mała jej szkoda.51ANEKS52HIPOLIT SKIMBOROWICZMagdalena Auszczewskai jej salonOna by chciała, słońcem na niebie,Przez światło budzić ku życiu;Ciepłem swym wszystko ogrzać w krąg siebie,Wypatrzyć talent w ukryciu!A.E.O d y n i e c, T.1, str.148 Poezji[.] Magdalena, przez rodzinę i całą Warszawę nazywana N i n ą, urodziła się w Mediolanie,20 marca 1806 roku, z ojca Edwarda %7łółtowskiego, generała b.w.p.Starannie wychowana,pełna wdzięku i dowcipu, słynąca z piękności, łatwo pozyskała serce zgasłego przed dwomalaty Wacława Auszczewskiego, syna b.Ministra Spraw Wewnętrznych z czasów KsięstwaWarszawskiego.Młodzieniec chlubnie ukończywszy nauki uniwersyteckie, połączonyzwiązkiem małżeńskim dn.14 stycznia 1829 r., osiadł z początku na wsi, w gniezdzierodzinnym Strugi, a następnie w Warszawie, jako urzędnik w b.Ministerium SprawWewnętrznych, któremu ojciec niegdyś przewodniczył.Równi w latach, jedynie miłościąpołączeni, młodzi małżonkowie wiedli błogi żywot śród pokoju domowego i cichej pracy,pod okiem letniego już wojaka, ciesząc się dwiema córeczkami, których pierwszymwychowaniem sama zajmowała się matka.Obie te latorośle, gorącem serca rodzicielskiego ogrzane, rozkwitły potem we wzniosłejpoezji koronie.I nie mógł być innym wpływ podobnej matki.Kazimiera i Jadwiga, podmianami przybranymi Jolanty i Deotymy, znane są z dzieł drukowanych.Zbytecznym zdajesię tu dodawać, że utwory Deotymy nie są wytłoczone zwykłymi, czarnymi, lub choćbyzłotolitymi czcionkami drukarskimi, lecz odbite jakby wysadzanymi diamentami wyobrazni,świetnymi perłami myśli lub skrzącymi porównaniami i pełnymi blasku z najdroższychkamieni pryzmami, łamiącymi światło tęczowe barwy, niby w koronach Salomona i Dawida.Cechy te, za jaskrawo tu może wypisane, widne są w stylu biblijnym, nieco mistycznym,nader oryginalnie wszakże wyrobionym.Ten nastrój przejęła Deotyma od zgasłej matki,najczulej przez nią ukochanej, która w pięknych, potoczystych i dobranych kwiecistowyrażeniach, zawsze używała porównań wybitnych i metafor wzniosłych, niekiedy jakby zeWschodu przeszczepionych.Taki kierunek ducha N.Auszczewskiej początek wziął po części z dzieł czytanych, po częścizaś wyrobił się tak z tła właściwego jej duszy, jak i z usposobień osób, otaczających ją wchwilach, kiedy pierwsze na świecie szerszym zaczęła stawiać kroki, wychodząc powoli zdomowego zacisza.Najpierwsze kółko, jakie otaczało nieboszczkę w jej nierozgłośnym jeszcze wtedy salonie,mieszczącym się w b.pałacu Sapieżyńskim przy Nowym Zwiecie, składali nadzwyczajreligijni ludzie lub osoby wpadające niekiedy w zachwyt mistyczny.Wczytywano się tu pokolei w dzieła św.Teresy, De Maistra, Saint-Martina, Swedenborga itp.Umysł, pragnącywiedzy, wszystko chciał zbadać.Dodatnie i ujemne duchowości strony schodziły tu się i ście-rały ze sobą.Oprócz żyjących, których pomijamy, uczęszczali do zgasłej już gospodyni domu: Stanisławhr.Grabowski, były minister oświecenia publicznego i spraw religijnych, Rozalia z książąt53Lubomirskich hr.Rzewuska z córką (pózniejszą księżną Teano); książę Kozłowski;Rzeczywisty Radca Stanu Szaniawski, niegdyś dyrektor wydziału oświecenia; Deszert;Ignacy Badeni, dyrektor wydziału K.R.S.W.i D.; księża: Dekert (pózniejszy biskup), Pr.ikan.Mętlewicz itd.Wszakże ów promyk, jakby błędny, niebieskawy ognik cmentarny, jak przelotny płomyczeklekki, błysnął i zgasł.Wkrótce salon N.Auszczewskiej nowym, daleko mocniejszym ibardziej ożywczym zajaśniał światłem.Niby magiczne zwierciadło wklęsłe, skupił on wdobrze i umiejętnie nastawionym ognisku swoim wszelkie promienie najróżnorodniejsze nietylko światła nauk i talentów cieplika zasług i wartości wewnętrznych ale zarazem błyskisłynnych piękności, świetność rodu, jaskrawość znamienitości urzędniczych, a nawet jaknajskromniejsze odcienia wielu cnót domowych, które, często masom nieznane, ze swej ciszyukrytej występowały na widownię tego, rzeczywiście wielkiego, bo wszechstronnego i przezdługi czas jedynego uczonego świata warszawskiego.Wszyscy bowiem tam bywali, którzydo myślącej należeli klasy; wszystko, cokolwiek zasłynęło, było li to swoje czy obce, wielkieczy nieco mniejsze, znalazło się zawsze w gościnnych państwa Auszczewskich progach.Tu niemal zrodziła się najpierwsza myśl założenia Biblioteki Warszawskiej , którejciągłym i jak najczynniejszym aż do samego zgonu współpracownikiem był WacławAuszczewski.Tu młodzież, w braku wyższej uczelni, mogła zaznajomić się z dziełaminajnowszymi, które bywały rozbierane bądz w ogólnych rzutach rozmowy, bądz w roz-prawach ze specjalistami i częstokroć wielu do domu użyczane.Poczynający artysta spotykałsię tu z mistrzami i mógł nieraz od nich rad w wątpliwościach swych zasięgnąć lub nadwykonaniem ich arcydzieł się unosić [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.10.Jak on się odbył, to nie moja rzecz opisywać.Powiem tylko, że był dla mnie zaszczytnyaż do upokorzenia, bo społeczeństwo nasze, kierując się zasadą samego Pana Boga, osądziłomię, nie według tego co zrobiłam, ale według tego, co pragnęłam zrobić, i wynagrodziło miętak, jak gdybym była całą Polskę w pieśni najpiękniej wyśpiewała.Ciężar tej dobroci mnieprzygnębia.O, jakże chciałabym choć w cząstce wywiązać się z tak ogromnego długu!O napisaniu całej Polski w pieśni nawet myśleć nie mogę.%7ładen żywot ludzki nie starczyna podobne przedsięwzięcie.Ale żebyż można choć Sobieskiego skończyć! Choć takiupominek w testamencie przekazać! Opłakany stan zdrowia czyni wątpliwym i ten ostatnizamiar.A jednak, po co się troskać? Trzeba dalej pisać, a resztę zostawić Panu Bogu.Jeśli mojapraca jest Mu do czegokolwiek potrzebną, to pozwoli na jej ukończenie a jeśli nie jest Mupotrzebną, to mała jej szkoda.51ANEKS52HIPOLIT SKIMBOROWICZMagdalena Auszczewskai jej salonOna by chciała, słońcem na niebie,Przez światło budzić ku życiu;Ciepłem swym wszystko ogrzać w krąg siebie,Wypatrzyć talent w ukryciu!A.E.O d y n i e c, T.1, str.148 Poezji[.] Magdalena, przez rodzinę i całą Warszawę nazywana N i n ą, urodziła się w Mediolanie,20 marca 1806 roku, z ojca Edwarda %7łółtowskiego, generała b.w.p.Starannie wychowana,pełna wdzięku i dowcipu, słynąca z piękności, łatwo pozyskała serce zgasłego przed dwomalaty Wacława Auszczewskiego, syna b.Ministra Spraw Wewnętrznych z czasów KsięstwaWarszawskiego.Młodzieniec chlubnie ukończywszy nauki uniwersyteckie, połączonyzwiązkiem małżeńskim dn.14 stycznia 1829 r., osiadł z początku na wsi, w gniezdzierodzinnym Strugi, a następnie w Warszawie, jako urzędnik w b.Ministerium SprawWewnętrznych, któremu ojciec niegdyś przewodniczył.Równi w latach, jedynie miłościąpołączeni, młodzi małżonkowie wiedli błogi żywot śród pokoju domowego i cichej pracy,pod okiem letniego już wojaka, ciesząc się dwiema córeczkami, których pierwszymwychowaniem sama zajmowała się matka.Obie te latorośle, gorącem serca rodzicielskiego ogrzane, rozkwitły potem we wzniosłejpoezji koronie.I nie mógł być innym wpływ podobnej matki.Kazimiera i Jadwiga, podmianami przybranymi Jolanty i Deotymy, znane są z dzieł drukowanych.Zbytecznym zdajesię tu dodawać, że utwory Deotymy nie są wytłoczone zwykłymi, czarnymi, lub choćbyzłotolitymi czcionkami drukarskimi, lecz odbite jakby wysadzanymi diamentami wyobrazni,świetnymi perłami myśli lub skrzącymi porównaniami i pełnymi blasku z najdroższychkamieni pryzmami, łamiącymi światło tęczowe barwy, niby w koronach Salomona i Dawida.Cechy te, za jaskrawo tu może wypisane, widne są w stylu biblijnym, nieco mistycznym,nader oryginalnie wszakże wyrobionym.Ten nastrój przejęła Deotyma od zgasłej matki,najczulej przez nią ukochanej, która w pięknych, potoczystych i dobranych kwiecistowyrażeniach, zawsze używała porównań wybitnych i metafor wzniosłych, niekiedy jakby zeWschodu przeszczepionych.Taki kierunek ducha N.Auszczewskiej początek wziął po części z dzieł czytanych, po częścizaś wyrobił się tak z tła właściwego jej duszy, jak i z usposobień osób, otaczających ją wchwilach, kiedy pierwsze na świecie szerszym zaczęła stawiać kroki, wychodząc powoli zdomowego zacisza.Najpierwsze kółko, jakie otaczało nieboszczkę w jej nierozgłośnym jeszcze wtedy salonie,mieszczącym się w b.pałacu Sapieżyńskim przy Nowym Zwiecie, składali nadzwyczajreligijni ludzie lub osoby wpadające niekiedy w zachwyt mistyczny.Wczytywano się tu pokolei w dzieła św.Teresy, De Maistra, Saint-Martina, Swedenborga itp.Umysł, pragnącywiedzy, wszystko chciał zbadać.Dodatnie i ujemne duchowości strony schodziły tu się i ście-rały ze sobą.Oprócz żyjących, których pomijamy, uczęszczali do zgasłej już gospodyni domu: Stanisławhr.Grabowski, były minister oświecenia publicznego i spraw religijnych, Rozalia z książąt53Lubomirskich hr.Rzewuska z córką (pózniejszą księżną Teano); książę Kozłowski;Rzeczywisty Radca Stanu Szaniawski, niegdyś dyrektor wydziału oświecenia; Deszert;Ignacy Badeni, dyrektor wydziału K.R.S.W.i D.; księża: Dekert (pózniejszy biskup), Pr.ikan.Mętlewicz itd.Wszakże ów promyk, jakby błędny, niebieskawy ognik cmentarny, jak przelotny płomyczeklekki, błysnął i zgasł.Wkrótce salon N.Auszczewskiej nowym, daleko mocniejszym ibardziej ożywczym zajaśniał światłem.Niby magiczne zwierciadło wklęsłe, skupił on wdobrze i umiejętnie nastawionym ognisku swoim wszelkie promienie najróżnorodniejsze nietylko światła nauk i talentów cieplika zasług i wartości wewnętrznych ale zarazem błyskisłynnych piękności, świetność rodu, jaskrawość znamienitości urzędniczych, a nawet jaknajskromniejsze odcienia wielu cnót domowych, które, często masom nieznane, ze swej ciszyukrytej występowały na widownię tego, rzeczywiście wielkiego, bo wszechstronnego i przezdługi czas jedynego uczonego świata warszawskiego.Wszyscy bowiem tam bywali, którzydo myślącej należeli klasy; wszystko, cokolwiek zasłynęło, było li to swoje czy obce, wielkieczy nieco mniejsze, znalazło się zawsze w gościnnych państwa Auszczewskich progach.Tu niemal zrodziła się najpierwsza myśl założenia Biblioteki Warszawskiej , którejciągłym i jak najczynniejszym aż do samego zgonu współpracownikiem był WacławAuszczewski.Tu młodzież, w braku wyższej uczelni, mogła zaznajomić się z dziełaminajnowszymi, które bywały rozbierane bądz w ogólnych rzutach rozmowy, bądz w roz-prawach ze specjalistami i częstokroć wielu do domu użyczane.Poczynający artysta spotykałsię tu z mistrzami i mógł nieraz od nich rad w wątpliwościach swych zasięgnąć lub nadwykonaniem ich arcydzieł się unosić [ Pobierz całość w formacie PDF ]