[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciszy nocy nie pomógłnawet tłumik, dały się słyszeć dwa głośne trzaski.Jeremy skrzywił się i machnął ręką.Obok nichprzemknęły cienie.To Smoki pobiegły w stronę domów.Podchodząc do wartownika, zaufany Eldhausa strzelił jeszcze raz, a potem odwrócił się dopechowego Smoka i wpakował w niego resztę nabojów z magazynka.Spojrzał na Niemego i zniżyłsię do wyjaśnień: Rozkaz Eldhausa.Tacy nam niepotrzebni, prawda, Niemy?Niemy popatrzył na leżącego chłopca, który wyglądał, jakby spał.I nagle głucho, urywaniepowiedział: Ja& ja nie jestem niemy& ja jestem Smo& Spazm ścisnął mu gardło i chłopiec niedokończył.Przycisnął dłonie do szyi i wyszeptał: Jestem Smokiem&Jeremy jakby wcale się nie zdziwił.Pokręcił tylko głową. Brawo, Smo& powiedział, przedrzezniając eks-Niemego.Idziemy!Wbiegli do pobliskiego domu.Drzwi były otwarte, w pierwszym pokoju natknęli się naRockwella i Jasnowłosego.Ci w milczeniu patrzyli na łóżko, na którym, owinięta kołdrą, kuliła siępod ich wzrokiem młoda kobieta.Zwiatło stojącej na stole potężnej lampy akumulatorowej odbijałosię w jej ogromnych, przerażonych oczach.Jeremy wziął Rockwella za ramiona, obrócił go i powiedział: Marsz!W ślad za nim do drugiego pokoju wpadł Jasnowłosy; potem Niemy wyszedł sam.Jeremy chciałgo popchnąć, ale pochwycił spokojne, zimne spojrzenie i cofnął rękę.Drzwi nie zamknął&W drugim pokoju stały dwa łóżka, jedno zaścielone, na drugim leżała skłębiona pościel.Podścianą, zasłaniając się zerwaną z okna zasłonką, stała dziewczyna, trochę starsza od nich, możepiętnastoletnia.W pokoju panowała cisza, tylko za drzwiami słychać było szamotaninę.Smoki napadły na wioskę znienacka.Jasnowłosy popatrzył na dziewczynę i na Rockwella, a potem poprosił: Nie trzeba&Nie odrywając od nich wzroku, dziewczyna przestąpiła z jednej bosej nogi na drugą.Spodzasłonki wystawała różowa piżama z koronkowym obszyciem pod kolanami. Dlaczego? Mam już czternaście lat i czuję, że mam w sobie siłę na ten wyczyn! Rockwellzachichotał i dodał: Sądzę, że tobie też się uda.Niemy również nie zawiedzie.Prawda?Niemy spokojnie wyciągnął dziewczynę zza zasłony. Niemy, opamiętaj się! Przecież ona nie ma z tym nic wspólnego! Jasnowłosy podbiegł doNiemego, a ten odwrócił się i cicho, akcentując każde słowo, powiedział: Ona jest człowiekiem.My jesteśmy Smokami.Rockwell i Jasnowłosy popatrzyli na siebie w osłupieniu.Wysłałem Księcia na zwiady, a sam położyłem się na trawie, rozkoszując się poranną ciszą.Szczeniak Mike jeszcze spał.Zresztą sam i tak by daleko nie zaszedł.Wiszący na gałęzi pająk obudził się, wytrzeszczył oczy, łypnął nimi raz i drugi, potem wyciągnąłdługie kosmate nogi i ukrył się w listowiu.Pająki są bardzo mądre.Pojawiły się z dziesięć lat temu,wcześniej o tym paskudztwie nikt nawet nie słyszał.O, wtedy było ich zatrzęsienie! Rude, szare,czarne, nawet białe albinosy, duże i małe, gładkie, jakby pokryte lakiem, albo porośnięte krótkąszczeciną, przypominającą sierść.W lasach wybuchła panika.Krążyły plotki, że pająki są jadowitei piją ludzką krew.Mówiono nawet, że potrafią hipnotyzować wzrokiem.Jako jeden z pierwszychzorientowałem się, jak jest naprawdę.Schwytałem w lesie mnicha z Zakonu Braci Pana i wsadziłemgo do dołu, po którym od tygodnia łaził pająk, ściany aż pobielały od pajęczyny.Mnich też zrobił siębiały, posiwiał w ciągu jednej nocy.Ale przekonałem się, że pająki boją się ludzi jak ognia.W mojej głowie jakby wybuchła bomba wodorowa to łączył się ze mną Książę.Gdy jestpodniecony, kiepsko orientuje się w sile przekazu.Odebrałem jego obrazy słowami Książę mówił powoli i zerwałem się.Chciałem kopnąć Mike a, ale zmieniłem zdanie i potrząsnąłem go za ramię. Hej, smarkaczu! Mike! Wstawaj!Od razu otworzył oczy, jakby wcale nie spał.Naprawdę może okazać się całkiem sensowny!4.Związani krwiąZostali w tamtym rozgrabionym obozie.Tam stały prawdziwe domy, a mrozy nasilały się corazbardziej.I chociaż Smoki miały tylko dwóch rannych (o chłopcu zabitym przez Jeremy ego staranosię nie wspominać), nie było sensu błąkać się po lasach.Rockwell, Jasnowłosy i Smo (bo tak brzmiała teraz jego ksywka) zamieszkali w jednym pokoju.Nie wiadomo, co łączyło tę trójkę.Rockwell i Smo przyjaznili się od czasów Ostatniego Dnia, ale Jasnowłosy sprawiał wrażenie,jakby nienawidził swoich współlokatorów.Ale to właśnie on poprosił, żeby zamieszkali razem.Rockwell siedział w fotelu i leniwie, nie zwracając się do nikogo w szczególności, mówił: Kiedyś był tutaj kemping& potem osiedlili się tamci& a teraz my, Smoki.A po nas& Po nas nie będzie nikogo.Odchodząc, spalimy obóz powiedział twardo Smo.Było ich sześciu, pewnie z jakiejś wioski.Sześciu i dwie śrutówki.Drobiazg.Dałem znakMike owi, żeby został na miejscu, i wyszedłem zza drzew.Na mój widok zamarli.Brodaty drab, porośnięty włosami jak pająk szczeciną, który mieszałw kociołku jakąś strawę, zastygł z łyżką w wyciągniętej ręce.Szedłem powoli Smoki nie muszą sięspieszyć.Skupili się po drugiej stronie ogniska, pochylając głowy coraz niżej, w miarę jakpodchodziłem.Nie zatrzymując się, przeszedłem przez ogień coś takiego robi na widzach sporewrażenie, chociaż przez grube buty i wpuszczone w nie dżinsy nawet nie zdążyłem poczuć ciepła. Pomyślnych łowów, Wielki Smoku!Wygłosili powitanie drżącymi głosami.Tylko jednemu głos nie zadrżał.Pochwyciłem jegowzrok pełen nienawiści.Dobrze, zapamiętamy go sobie& Kim jesteście?Trąciłem nogą jednego z nich, natychmiast zerwał się i zameldował: Wielki Smoku, jesteśmy biednymi wędrowcami, idziemy do klasztoru PrawdziwieWierzących na Szarych Wzgórzach, my& Mnisi? Nie, Wielki Smoku! Jesteśmy chorzy, pragniemy uzdrowienia&Zatrząsł mną wewnętrzny śmiech.Ci, którzy wpadali Smokowi w łapy, zawsze mówili, że sąchorzy. Broń!Niespiesznie zgiąłem lufy o kolano. A teraz wynocha!Wymienili spojrzenia, nie wierząc własnemu szczęściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.W ciszy nocy nie pomógłnawet tłumik, dały się słyszeć dwa głośne trzaski.Jeremy skrzywił się i machnął ręką.Obok nichprzemknęły cienie.To Smoki pobiegły w stronę domów.Podchodząc do wartownika, zaufany Eldhausa strzelił jeszcze raz, a potem odwrócił się dopechowego Smoka i wpakował w niego resztę nabojów z magazynka.Spojrzał na Niemego i zniżyłsię do wyjaśnień: Rozkaz Eldhausa.Tacy nam niepotrzebni, prawda, Niemy?Niemy popatrzył na leżącego chłopca, który wyglądał, jakby spał.I nagle głucho, urywaniepowiedział: Ja& ja nie jestem niemy& ja jestem Smo& Spazm ścisnął mu gardło i chłopiec niedokończył.Przycisnął dłonie do szyi i wyszeptał: Jestem Smokiem&Jeremy jakby wcale się nie zdziwił.Pokręcił tylko głową. Brawo, Smo& powiedział, przedrzezniając eks-Niemego.Idziemy!Wbiegli do pobliskiego domu.Drzwi były otwarte, w pierwszym pokoju natknęli się naRockwella i Jasnowłosego.Ci w milczeniu patrzyli na łóżko, na którym, owinięta kołdrą, kuliła siępod ich wzrokiem młoda kobieta.Zwiatło stojącej na stole potężnej lampy akumulatorowej odbijałosię w jej ogromnych, przerażonych oczach.Jeremy wziął Rockwella za ramiona, obrócił go i powiedział: Marsz!W ślad za nim do drugiego pokoju wpadł Jasnowłosy; potem Niemy wyszedł sam.Jeremy chciałgo popchnąć, ale pochwycił spokojne, zimne spojrzenie i cofnął rękę.Drzwi nie zamknął&W drugim pokoju stały dwa łóżka, jedno zaścielone, na drugim leżała skłębiona pościel.Podścianą, zasłaniając się zerwaną z okna zasłonką, stała dziewczyna, trochę starsza od nich, możepiętnastoletnia.W pokoju panowała cisza, tylko za drzwiami słychać było szamotaninę.Smoki napadły na wioskę znienacka.Jasnowłosy popatrzył na dziewczynę i na Rockwella, a potem poprosił: Nie trzeba&Nie odrywając od nich wzroku, dziewczyna przestąpiła z jednej bosej nogi na drugą.Spodzasłonki wystawała różowa piżama z koronkowym obszyciem pod kolanami. Dlaczego? Mam już czternaście lat i czuję, że mam w sobie siłę na ten wyczyn! Rockwellzachichotał i dodał: Sądzę, że tobie też się uda.Niemy również nie zawiedzie.Prawda?Niemy spokojnie wyciągnął dziewczynę zza zasłony. Niemy, opamiętaj się! Przecież ona nie ma z tym nic wspólnego! Jasnowłosy podbiegł doNiemego, a ten odwrócił się i cicho, akcentując każde słowo, powiedział: Ona jest człowiekiem.My jesteśmy Smokami.Rockwell i Jasnowłosy popatrzyli na siebie w osłupieniu.Wysłałem Księcia na zwiady, a sam położyłem się na trawie, rozkoszując się poranną ciszą.Szczeniak Mike jeszcze spał.Zresztą sam i tak by daleko nie zaszedł.Wiszący na gałęzi pająk obudził się, wytrzeszczył oczy, łypnął nimi raz i drugi, potem wyciągnąłdługie kosmate nogi i ukrył się w listowiu.Pająki są bardzo mądre.Pojawiły się z dziesięć lat temu,wcześniej o tym paskudztwie nikt nawet nie słyszał.O, wtedy było ich zatrzęsienie! Rude, szare,czarne, nawet białe albinosy, duże i małe, gładkie, jakby pokryte lakiem, albo porośnięte krótkąszczeciną, przypominającą sierść.W lasach wybuchła panika.Krążyły plotki, że pająki są jadowitei piją ludzką krew.Mówiono nawet, że potrafią hipnotyzować wzrokiem.Jako jeden z pierwszychzorientowałem się, jak jest naprawdę.Schwytałem w lesie mnicha z Zakonu Braci Pana i wsadziłemgo do dołu, po którym od tygodnia łaził pająk, ściany aż pobielały od pajęczyny.Mnich też zrobił siębiały, posiwiał w ciągu jednej nocy.Ale przekonałem się, że pająki boją się ludzi jak ognia.W mojej głowie jakby wybuchła bomba wodorowa to łączył się ze mną Książę.Gdy jestpodniecony, kiepsko orientuje się w sile przekazu.Odebrałem jego obrazy słowami Książę mówił powoli i zerwałem się.Chciałem kopnąć Mike a, ale zmieniłem zdanie i potrząsnąłem go za ramię. Hej, smarkaczu! Mike! Wstawaj!Od razu otworzył oczy, jakby wcale nie spał.Naprawdę może okazać się całkiem sensowny!4.Związani krwiąZostali w tamtym rozgrabionym obozie.Tam stały prawdziwe domy, a mrozy nasilały się corazbardziej.I chociaż Smoki miały tylko dwóch rannych (o chłopcu zabitym przez Jeremy ego staranosię nie wspominać), nie było sensu błąkać się po lasach.Rockwell, Jasnowłosy i Smo (bo tak brzmiała teraz jego ksywka) zamieszkali w jednym pokoju.Nie wiadomo, co łączyło tę trójkę.Rockwell i Smo przyjaznili się od czasów Ostatniego Dnia, ale Jasnowłosy sprawiał wrażenie,jakby nienawidził swoich współlokatorów.Ale to właśnie on poprosił, żeby zamieszkali razem.Rockwell siedział w fotelu i leniwie, nie zwracając się do nikogo w szczególności, mówił: Kiedyś był tutaj kemping& potem osiedlili się tamci& a teraz my, Smoki.A po nas& Po nas nie będzie nikogo.Odchodząc, spalimy obóz powiedział twardo Smo.Było ich sześciu, pewnie z jakiejś wioski.Sześciu i dwie śrutówki.Drobiazg.Dałem znakMike owi, żeby został na miejscu, i wyszedłem zza drzew.Na mój widok zamarli.Brodaty drab, porośnięty włosami jak pająk szczeciną, który mieszałw kociołku jakąś strawę, zastygł z łyżką w wyciągniętej ręce.Szedłem powoli Smoki nie muszą sięspieszyć.Skupili się po drugiej stronie ogniska, pochylając głowy coraz niżej, w miarę jakpodchodziłem.Nie zatrzymując się, przeszedłem przez ogień coś takiego robi na widzach sporewrażenie, chociaż przez grube buty i wpuszczone w nie dżinsy nawet nie zdążyłem poczuć ciepła. Pomyślnych łowów, Wielki Smoku!Wygłosili powitanie drżącymi głosami.Tylko jednemu głos nie zadrżał.Pochwyciłem jegowzrok pełen nienawiści.Dobrze, zapamiętamy go sobie& Kim jesteście?Trąciłem nogą jednego z nich, natychmiast zerwał się i zameldował: Wielki Smoku, jesteśmy biednymi wędrowcami, idziemy do klasztoru PrawdziwieWierzących na Szarych Wzgórzach, my& Mnisi? Nie, Wielki Smoku! Jesteśmy chorzy, pragniemy uzdrowienia&Zatrząsł mną wewnętrzny śmiech.Ci, którzy wpadali Smokowi w łapy, zawsze mówili, że sąchorzy. Broń!Niespiesznie zgiąłem lufy o kolano. A teraz wynocha!Wymienili spojrzenia, nie wierząc własnemu szczęściu [ Pobierz całość w formacie PDF ]