[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapewne pomyśleli o jej zaginionym bracie.Muszę ostrożniej dobieraćsłowa.Zerknąłem na Alanę i zaraz się uspokoiłem.Biedna dziewczyna.Nie potrafi ukryć swego zadurzenia ani go odpowiednio wyrazić.Siedzi nastroszona jak sowa, zaczerwieniona po czubki uszu i nie spuszcza ze mnie oczu.Większość panienek w jej wieku dawno już posiadło sztukę kokieterii.- Prawdę mówiąc - rzekłem skromnie - mój ród Rekotarsów nie ustępuje rodowiSollów.Korzenie mych przodków giną w pomroce dziejów, lecz za głównego protoplastęuważany jest Mag z Magów Damir.Zrobiłem efektowną pauzę.Alana wciągnęła głośno powietrze.- Miał pan w rodzie magów? - zdziwił się Soll.Tantala milczała.Ciekawe, że do tej pory nie dowiedziałem się, kim jest dla Alany.Może macochą? I mogę się przez nią srodze rozczarować w kwestii spadku?- W moim rodzie - odparłem, posyłając czarujący uśmiech Alanie - był nie zwykłymag, lecz Mag z magów Damir.Pierwszym jego dziełem na ziemiach przyszłego teścia byłopokonanie strasznego smoka.Istnieją na ten temat odpowiednie świadectwa, grawiury idokumenty.Jeden z nich, Certyfikat, wożę zawsze ze sobą.Kto wie, co może się zdarzyć?- Zdarzyć z czym? - zapytała Tantala.Miała dziwny wyraz twarzy.Jakby się chciała rozpłakać.- Biorę pod uwagę, że rodowy zamek Rekotarsów.Znowu zrobiłem pauzę.- Może pewnego dnia spłonąć.Nie chciałbym, żeby Certyfikat świadczący o męstwiemego przodka, spłonął wraz z nim.Alana miała półrozwarte usta.Zerknąłem znów.Wyglądała przepięknie.Jak głupiutkipodlotek.- Tantalo - zwrócił się Soll do kobiety - lepiej ode mnie znasz historie o dawnychmagach.Zapewne, studiując księgę, zetknęłaś się z imieniem pana Damira?Poczułem się niemile dotknięty.Co to znaczyło:  studiując księgę"? Czy nie chodziłoo tę samą, której tak pożądał łotr Czarno?Nie myślałem o tym wcześniej.Ostatecznie, skoro to poważne dzieło, imię Damirapowinno pojawiać się na co drugiej stronie.Zdobyłem się na uśmiech.- O jakiej księdze mowa? Odpowiedzieli jednocześnie.- Moim teściem był dziekan Aujan - oznajmił Soll. - O księdze maga Aujana, dziadka Alany - wyjaśniła Tantala.Odwróciła się w stronę Solla.- Przecież także ją czytałeś, Egercie.- Nie pamiętam wszystkiego - odparł ze skruchą pułkownik, wzruszając ramionami.Tak.Najwyższy czas przypomnieć mu o dziełach Wielkiego Damira.Nabrałem powietrza w płuca i zacząłem opowieść.Alana słuchała nie po raz pierwszy, a jednak w trakcie mej opowieści, jej oczy robiłysię coraz większe.Rozprawiałem o wspaniałej podróży, jaką odbywał mój przodek, o jegowielkich czynach po drodze, a także, iż usługiwał mu w owym czasie szeroko znany LartLegiar, który także stał się pózniej wielkim magiem.Coś tam było też o jakimś złym duchu,który chciał wejść przez nie zamknięte drzwi.Słowa płynęły potoczyście, jakbym widziałwszystko na własne oczy.Soll słuchał z uwagą.Tantala garbiła się, zagłębiając w fotelu, jakby nagle zle siępoczuła.Jakby powstrzymywała kichnięcie.Trochę mi jej zachowanie przeszkadzało.Niechsobie kicha na zdrowie albo wyjdzie za drzwi i użyje chusteczki do nosa.- I powtarzam z dumą: taki właśnie był mój przodek, Wielki Mag Damir.Nastała chwila ciszy.Dosyć znów efektowna, lecz trochę przydługa, jak na mój gust.- Gratuluję - rzekł ostrożnie Soll.- Takim przodkiem może się pochlubić nie każdy.hm.arystokrata.- Mój ród godzien jest związać się z rodem Sollów! - stwierdziłem z przekonaniem.-Jego pradawną, lecz wciąż żywą tradycją jest pojąć za żonę uratowaną z opresji pannę.Dlatego mam honor prosić pana, pułkowniku Soll, o rękę pańskiej córki, młodej Alany!Kątem oka widziałem szeroko otwarte usta panienki.Kąciki ust rozszerzyły się oducha do ucha, toteż szybko zakryła je dłonią.Jak widać, nie nauczyła się jeszcze panować naduczuciami.Soll patrzył mi prosto w oczy.Tak długo, że zdążyłem skonstatować, że owe piękne,szaroniebieskie oczy musiały uwieść niejedną damę.Oczywiście dawno temu, za młodu.W tym momencie Tantala wybuchła śmiechem.Nie potrzebowała chusteczki, gdyż nie miała kataru.Parszywy los! Ze łzami w oczachzwijała się ze śmiechu, prawie się nim dławiła.Nie patrzyła na mnie, lecz miałem wrażenie,jakbym dostał w twarz zimnym, mokrym ręcznikiem.- Tantalo? - spytał zdziwiony Soll.Otarła łzy.- Muszę wyjść.Wody. To nie był śmiech histeryczny.Raczej wesoły.Tak śmieją się widzowie, oglądajączabawną farsę.- Powiedziałem coś śmiesznego? - zasyczałem nieswoim głosem.- Nie, co też pan.Spojrzała wprost na mnie.Na dnie jej oczu czaiła się jawna drwina.- Nic takiego, to mi się zdarza.Gdyby była mężczyzną, wymierzyłbym jej policzek i wyzwał na pojedynek.- Wielki Mag Damir - wykrztusiła w końcu, z trudem powstrzymując chichot -wspomniany jest w historii magów tylko dwa razy.Pierwszy raz, kiedy Lart Legiar połamałna jego grzbiecie magiczną różdżkę za obiad nie podany na czas.I drugi, gdy tenże Legiarwybrał się w podróż w towarzystwie przebranego sługi.Przebranego za swego pana.Stądzapewne wzięły się pańskie informacje.Nie zdążyłem zareagować.W ciągu paru sekund Alana przemierzyła salon długimsusem i wczepiła się we włosy bluznierczyni. Rozdział szóstyTawerna zwała się  Pod Ryjówką".Była to już chyba czwarta lub piąta karczma na mojejdrodze.Nie byłem pijany, tylko w głowie odzywały się ciche, lodowate dzwoneczki, a światprzed oczami wypełniony był detalami: drobne kamyki, szczeliny w spękanym drewnie,zapodziany grosik pod stołem, mucha poszukująca nieczystości.Wierzyłem jako dziecko, że krew Maga z Magów Damira odezwie się we mnie i wkońcu objawię czarodziejskie umiejętności.Czas pokazał, że nadzieja była próżna.Nigdy nieżałowałem tego tak bardzo, jak owego deszczowego wieczoru, rozciągającego się brudnąpłachtą między knajpami.Gdybym był magiem.Czy stałbym się igraszką Czarno Tak Skoro? Czy wplątałbymsię w małżeńską aferę? Czas ucieka sekunda po sekundzie i aby ratować swoje życiezmuszony byłem zrobić z siebie głupca.Miałem ich wszystkich dosyć: Solla, Alany i starejhisteryczki Tantali!%7ładna z odwiedzonych wcześniej tawern mi się nie spodobała.Dopiero ta niewywoływała we mnie odrazy.Zasiadłem za ciężkim stołem i zażądałem wina.Zachowałem dobry wygląd, skoro pospieszył obsłużyć mnie sam właściciel.Patrzącjak ten dość młody jeszcze, żylasty człek napełniał mą szklanicę, zamamrotałem odniechcenia:- Przyjacielu, czy znajdę w tym mieście maga? Takiego prawdziwego, a nieszarlatana? Ryjówka" była piąta, może jednak szósta z kolei.Oberżysta starannie postawił dzban na pociemniałym ze starości blacie.Był chybaniewzruszony z natury, a może co drugi gość o to go wypytywał.- Wie pan co, szanowny panie.Ci dzisiejsi, to żadni magowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl