[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wysiedli izaczęli oglądać przedmioty wystawione na licytację.Było tam niemal wszystko.Począwszy od garnków, a\po maszyny rolnicze.- Popatrz! - Callie trąciła Reida w bok.Zatrzymałasię przed konikiem wystruganym z drewna.- Jestemprzekonana, \e ta pomarańczowa farba jest oryginalna.- Dotknęła lekko palcem prymitywnej, dziecinnejzabawki.- Jak myślisz, ile mo\e mieć lat? - zapytał Reid.Mimo woli całe to oglądanie zaczęło go wciągać.- Zrobiono ją, jak sądzę, gdzieś między rokiemsiedemdziesiątym a osiemdziesiątym zeszłego stulecia.- Callie pochyliła się i uwa\nie oglądała konika.- Mawiększą wartość, jeśli farba jest nietknięta i te\ auten-tyczna - dodała.- A co to jest? - Reid wziął do ręki jakiś metalowyprzedmiot o nie znanym mu przeznaczeniu.- To jest.To jest po prostu złom.Przez następne trzy kwadranse łazili po polu i oglą-dali wystawione na aukcji przedmioty.Potem zaczęłasię licytacja.- Skąd wiesz, ile warto zapłacić za jakąś rzecz?zapytał cicho Reid, kiedy przyglądali się sprzeda\ystarego, sosnowego stołu z roku tysiąc osiemset czter-dziestego.- Po pierwsze, nie spuszczam z oka stałych kupcówodrzekła po chwili namysłu.-Najlepiej wiedzą, co ilejest warte.Pośredniczą i odsprzedając muszą zarobić.Jeśli licytują, to znaczy, \e cena, na którą przystają, jestjeszcze rozsądna.Wiem, jak ci ludzie wyglądają, bo staleje\d\ę na wszystkie aukcje w okolicy i stąd ich znam. 86Obserwowali sprzeda\ kilku krzeseł, skrzyń i wieluinnych przedmiotów.Czas płynął powoli.Callie roz-mawiała z jakąś starszą panią, która stała obok niej, kiedynagle kątem oka zauwa\yła jakiś ruch.Odwróciła się izobaczyła, jak Reid podnosi w górę rękę.- Nie rób tego! - syknęła i pociągnęła go za ramię.- Dlaczego? Przecie\ licytuję.- Po raz drugi podniósłrękę.- Licytujesz? - zdziwiła się Callie.- A więc proszęprzyjąć moje gratulacje, panie Dillon.- Wyciągnęła rękę iz kpiącą miną uścisnęła Reidowi dłoń.- No to jak? Kupiłem tego drewnianego konia? Jestmój? - zapytał rozentuzjazmowany.Potrząsnęła głową.- Są twoje.- Są? - Nie rozumiał, co Callie ma na myśli.- Tak.Właśnie w tej uroczystej chwili stałeś się, mójdrogi, dumnym właścicielem trzech wschodnich dywanów.Brudnych i nadgryzionych przez mole. 87ROZDZIAA PITY- Trzy wschodnie dywany? Brudne i nadgryzioneprzez mole? - z niedowierzaniem powtórzył Reid.- Serdecznie gratuluję! - Callie nadal ściskała mudłoń.- A przy okazji przekonałeś się na własnej skórze,co to jest licytacyjna gorączka.Brawo!Reid złym okiem popatrzył na swą rozmówczynię.- Ile te dywany mnie kosztowały? - zapytał bezentuzjazmu.- Nie masz się czym martwić - zapewniła go szybko.To były małe dywany, a właściwie dywaniki.I w kiep-skim stanie.Nie musiałeś więc o nie długo walczyć.Podczas licytacji nie miałeś konkurentów, więc wyszedłeś z niej obronną ręką.Kosztowały cię tylkopięćdziesiąt dolarów.- Ka\dy? - zapytał ponuro.- Och, nie! Pięćdziesiąt dolarów za wszystkie trzy.- Callie wsunęła rękę pod ramię Reida.- Chodzmy.Musisz teraz odebrać swój wspaniały nabytek.Ku jej zdziwieniu, Reid wydawał się zadowolony zzakupu.Zapłacił za dywany i je odebrał.- Wcale nie są w bardzo złym stanie - stwierdził.Kiedy się je wyczyści, kto wie, mo\e oka\ą sięcałkiem przyzwoite.Kto wie - powtórzyła Callie i ugryzła się w język. 88Mowa jest srebrem, a milczenie złotem, przypomniałasobie w porę.Reid wsunął portfel do kieszeni.Popatrzył przezchwilę uwa\nie na Callie.- Dlaczego pozwoliłaś mi je kupić? - zapytałrozbawiony.- Przecie\ wiesz, jak to bywa z kolekcjonerami.To,co dla jednej osoby jest chłamem, dla innej mo\e byćprawdziwym skarbem.Nie ośmieliłabym się nic cipowiedzieć.A poza tym - dodała z anielskim uśmie-chem na twarzy - nie miałam w ogóle pojęcia, \ewłączyłeś się do licytacji i \e chcesz kupić te dywany.- Ja te\ nie - mruknął.Po chwili westchnął i zacząłprzyglądać się swojej zdobyczy.Dywany le\ały u jegostóp, porządnie zrolowane i przewiązane sznurkiem.- Co mam teraz z nimi zrobić? - zapytał.Był przejęty.Callie wzruszyła ramionami.- Na twoim miejscu podniosłabym je z ziemi,załadowała do furgonetki i zawiozła do domu.A tamwepchnęłabym je na strych lub do piwnicy.Niechnastępne pokolenie martwi się, co z nimi zrobić.Reid wybuchnął śmiechem.Zmiał się długo i głośno.Potem pochylił się i wziął pod pachę dywany.- Chodzmy stąd wreszcie.- Callie przytrzymałaReida za ramię i zaczęła popychać w stronę zapar-kowanego samochodu.- Zmykajmy, zanim wpakujeszsię w następne tarapaty.Pchli targ jest niedaleko stąd [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl