[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oddawałamu całą siebie we władanie, by robił z nią, co chciał - choćprzez lata zdołała wypracować chłodny, trzezwy dystans wobec świata i jego pokus, które odsuwała, doskonaląc sięw pracy.Tymczasem wystarczył jeden wieczór, by Renzoodarł ją ze złudzeń na temat własnej niezależności z równąłatowścią, z jaką zdzierał z niej ubranie.Teraz, kiedy pochylał się nad nią, znów czuła potężnyprzypływ nieposkromionych uczuć.Nie sposób było go za- 270 SEN O DRODZE Rebecca Brandewynetrzymać.Musiała pogodzić się z faktem, że nie przestałakochać Renzo Cassavettesa od czasu, gdy pierwszy raz zobaczyła go jako siedmiolatka.Całował ją, smakując powoli i w spokoju każdy z pocałunków.Z zewnątrz dochodził kojący szum ulewy i cichepobrzękiwanie dzwoneczków.Burza odchodziła.Z głośników na dole nadal sączyła się muzyka.Dopiero teraz Sarazdała sobie sprawę, że to nie radio, ale kaseta, na którejAlex nagrał wszystkie swoje ulubione utwory, w którychkrólował saksofon.Musiał ją włączyć na auto-rewers, boodtwarzała się bez końca.Teraz właśnie zabrzmiały - o, ironio - triumfalne tony  Uwiedzenia" Jamesa Lasta.Sara nie wiedziała już, czy ma śmiać się, czy płakać- gdyż tym razem Renzo klasycznie ją uwodził, z ogromnąwprawą pobudzając jej ciało i zmysły, jakby grał na czułyminstrumencie.Jego gorący oddech zmysłowo drażnił jej skórę, a wargi obdarzały pieszczotą każdy centymetr coraz bardziej spragnionego i wciąż niesytego ciała.Próbowała przyciągnąć go do siebie, ponaglić, lecz nie pozwolił jej na to.- Nie.jeszcze nie.- szepnął niskim głosem, przeciągając czubkami długich palców po rozpalonej skórze.-Poczekaj.spokojnie.Pochylił się nad nią i znów rozpoczął wszystko od początku - od pocałunku, któremu towarzyszyła pieszczotapalców, schodzących coraz niżej, wzdłuż linii pępka, muskających aksamitną skórę ud i zmierzających nieuchronnieku małemu pączkowi, gdzie mieściło się epicentrum rozkoszy.Już po chwili wydała cichy okrzyk, a potem zaczęłasię prężyć, szukając najkrótszej drogi do spełnienia, gdyżdłuższe czekanie zdawało się nie do zniesienia.Renzo raz KSIGA DRUGA271jeszcze z okrutnym rozmysłem cofnął ją znad samej krawędzi, a kiedy myślała już, że oszaleje z udręczenia, rozsunął wreszcie jej uda i pochylił nad nimi głowę.Porwana całkiem nowymi odczuciami, Sara nie zdołałastłumić w sobie fali gniewu i przerażenia.To, co wyczyniały teraz usta Renzo i jego język, świadczyło o ogromnejwprawie.Nie zatraciła się jeszcze tylko dlatego, że pomyślała o wielu - jak wielu? - łóżkach, w których leżał.Tak chciałaby zburzyć w nim przeświadczenie, że byłamu wierna - ale w końcu bezsilnie uznała, że wszelkie jejwysiłki będą tylko śmieszne.Jedynym pocieszeniem i zarazem gorzkim zwycięstwem była obserwacja, że Renzoz trudem panuje nad sobą, o czym świadczył jego świszczący, ciężki oddech.A przecież przed chwilą już raz jąposiadł! Która kobieta mogła być bardziej pożądana?Wczepiła się palcami w jego włosy, z krzykiem poddając się jego ruchom.Teraz nie myślała już o niczym - a właściwie tylko o jednym - by zabrał ją do tego wspaniałegomiejsca, gdzie już razem byli tego wieczora.Drżała, unoszona falami pragnienia, a jej uda rozchylały się i zamykały,jak skrzydła motyla.Otwierała się ku niemu całkowicie, radośnie uległa.- Och, tak, kochana.teraz.teraz dam ci to, czegotak pragniesz - wyrzucał z siebie urywane zdania.- Przecież chcesz tego, Saro, prawda? Saro, moja słodka Saro.- Tak, aa.tak, chcę! Renzo, proszę! - krzyknęła, łkając bezsilnie.W oszałamiającym tempie wznosiła się ku krawędzi, abyw ułamku sekundy spaść w ciemną, szaloną, zmysłową otchłań.Spadała, wstrząsana dreszczami, pozostawiającymi ją 272 SEN O DRODZE Rebecca Brandewynecoraz bardziej bezsilną.A kiedy zdawało się, że już niżejspaść nie może, Renzo odchylił się, chwycił jej dłoń i naprowadził na swą gorącą, twardą męskość.Zrozumiała, żeto jeszcze nie koniec lotu, kiedy klęcząc nad nią, nakazałzduszonym głosem, by przyjęła go do siebie.Kiedy tym razem doszli do końca i Renzo wypełnił jąz ogromną pasją i siłą, wreszcie poczuli się nasyceni.Oboje wiedzieli już, że należą ostatecznie i nieodwołalnie dosiebie.Potem leżeli już tylko, przytuleni, a pieszczoty Renzo,spokojne i delikatne, nie żądały niczego, tylko potwierdzenia wypowiedzianych wcześniej mową ciała uczuć.A kiedySara przestała wreszcie drżeć i łkać z radości w jego ramionach, uśpił ją jak dziecko.Wstał z łóżka dopiero wtedy,gdy usłyszał jej równy oddech.Lamar tak bardzo bał się pułapki, że przyjechał godzinęprzed umówionym terminem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • matkasanepid.xlx.pl