[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niewielka, choć idealnie ukształtowana ijędrna, sterczała dumnie, nie opadając jak większe piersi.Lecz tym, co czyniło ją zupełniewyjątkową, był ró\owy sutek, sutek du\y i jak\e wra\liwy na dotyk! W ustach mu zaschło,gdy zauwa\ył, jak twardnieje, potarty materiałem koszuli.No, a pózniej, gdy zobaczył Reinęna koniu, gdy ujrzał jej szeroko rozrzucone nogi, rozpaliła jego zmysły do nieprzytomności.Mimo to wcią\ nie potrafił zrozumieć, dlaczego.Przecie\ mu się nie podobała,przecie\ uosabiała to, czego nie cierpiał - był przera\ony, \e przydarzyło się to właśnie jemu.Cały dzień zerkał ukradkiem na wóz, gdzie siedziała.Robił to po to, by się przekonać,\e ubrana nie wzbudza w nim \ądzy.Rzeczywiście, nie wzbudzała.W sukni szczelnieokrywającej jej ciało znowu była damą, sztywną, dumną i wyniosłą, piorunującą gowzrokiem.To te\ wzmagało jego wściekłość.Dlaczego jej nie przera\ał? Dlaczego nie wzbudzałstrachu? Dlaczego nie potrafił zmusić tej małej złośnicy do posłuszeństwa? Robił, co mógł.Dorośli mę\czyzni dr\eli jak galareta, gdy się na nich pieklił, ale nie ona.Odszczekiwała,obra\ała go przy ka\dej okazji, jak dotąd, nie śmiał tego zrobić nikt, absolutnie nikt.Podjechał do niego Walter.- Zatrzymamy się w opactwie? - " spytał.- To ju\ niedaleko.- Nie, nie z tym małym generałem.- Nie z tym.Aha, rozumiem.Moglibyśmy zostawić ją w obozowisku, a sami,.- śeby znowu wskoczyła na konia i uciekła? Nie, chcę ją mieć w zasięgu oka i ucha,choć to ostatnie pewnie doprowadzi mnie do szału.Walter zarechotał, przypomniawszy sobie, co podsłuchał, zanim Ranulf odesłał LadyReinę z powrotem do namiotu.- Trzeba przyznać, \e jest mocna w gębie.- Niewiele słyszałeś.- Zatem wiesz, co miała na myśli, mówiąc, \e zdobędziesz dla Rothwella władzę ifortunę?- Twierdzi, \e Rothwell nie ma do niej prawa, \e nigdy nie była jego narzeczoną.- A ty? Nie miałeś co do tego \adnych wątpliwości znając jego przebiegłość?To bez znaczenia odparł z uporem Ranulf.- Nie płacą nam za rozsądzanie, kto majakie prawa.- Na miłość boską, Ranulfie! Czy\byś nie rozumiał, co to znaczy? Skoro ten staruchnie ma do niej \adnego prawa, to po co mu ją oddawać? To ty ją masz.Dlaczego nie miałbyśzatrzymać jej dla siebie?- Wypluj to! - warknął gniewnie przera\ony Ranulf.Nie chcę za \onę damy, a ju\ napewno tej.- Nawet ze względu na Clydon?Ranulf się zawahał, ale tylko na ułamek sekundy.- - Nie wziąłbym jej nawet wtedy, gdyby dawała mi całe królestwo.- Wystarczyłoby Clydon - " " odrzekł z uśmiechem Walter, ale Ranulf przeszył goponurym spojrzeniem, spiął ostrogami konia i ruszył naprzód, nie chcąc wysłuchiwaćkolejnych niedorzeczności.Lecz pomysł zdą\ył się ju\ zalęgnąć - Walter zawrócił konia i odszukał wzrokiemScota, dowódcę zbrojnych Rothwella.- Jak Lord Rothwell dowiedział się o śmierci Rogera de Champeney? - spytał,podjechawszy bli\ej.- Napisał do niego siostrzeniec, ten, który wyprawił się na krucjatę z królem odrzekłScot.- Wspomniał o tym zaraz po przyjezdzie umyślnego z listem.- Czy kiedykolwiek przedtem słyszałeś o zrękowinach swego pana z Reiną deChampeney?- O zrękowinach? - prychnął Scot.- Nie było \adnych zrękowin.Słyszałem tylko, jakLord Rothwell mówił, \e dziewczyna jest łatwą zdobyczą, bo jej suzeren bawi w ZiemiZwiętej.- Nie sądzisz, \e powinieneś był wspomnieć o tym trochę wcześniej? - spytałpoirytowany Walter, który nie oczekiwał a\ tak jednoznacznego potwierdzenia swychpodejrzeń.Scot wzruszył ramionami.- Poczynania baronów mnie nie obchodzą, zresztą jakie\ mogło to mieć znaczenie,skoro Lord Rothwell zdą\ył wam zapłacić za doprowadzenie branki?- Rzecz w tym, \e Sir Ranulf pieniędzy jak dotąd nie przyjął.Słysząc to, Scot przystanął.- W takim razie dlaczego uprowadziliście niewinną pannę i chcecie ją oddać temustaremu diabłu?- Dobre pytanie - odrzekł Walter.Zsiadł z wierz-chowca, by podprowadzić go dowozu, na którym niewinna panna musiała znosić niewygody podró\y, bowiem rozsierdzonyRanulf zabronił jej dosiadać konia.- Pomyślałem sobie, \e stęskniłaś się za towarzystwem,pani.Otaksowała go zimnym spojrzeniem i odwróciła głowę.- Nie za towarzystwem jego przyjaciół.Walter zagryzł zęby, ale spróbował jeszczeraz.- Owszem, przyznaję, \e Ranulf jest człowiekiem trudnym, jeśli się go dobrze nie zna,ale w porównaniu z twoim narzeczonym, pani, to prawdziwy święty.- Zmiem w to wątpić, de Breaute.Walter demonstracyjnie wzruszył ramionami i zamilkł, ale nie odchodził.Czekał, a\zwycię\y w niej ciekawość, chyba \e kłamała mówiąc, \e \adnego kontraktu mał\eńskiegonie było.Jeśli kłamała, mogła Rothwella znać i nie zada \adnych pytań, a wówczas Walterbędzie musiał wyło\yć swój pomysł w zupełnie inny sposób.Cierpliwość została nagrodzona.Lady Reina zerknęła na niego z nieco łagodniejszym,choć bynajmniej nie przyjacielskim wyrazem twarzy.- Znasz, panie, tego.,, tego nikczemnika, który chce pozbawić mnie dziedzictwa? -spytała.Walter zdusił uśmiech, słysząc, jakich słów u\yła.- Owszem, miałem okazję go poznać - odparł.- Ale powiedz mi, pani, skoro to nie onjest twoim narzeczonym, w takim razie komu ślubowałaś?Spuściła oczy i długo milczała.Ju\ myślał, \e nie odpowie, lecz wówczas usłyszałcoś, czego się zupełnie nie spodziewał.- Nie mam narzeczonego.- Chcesz powiedzieć, \e hrabia Shefford trzyma cię pod kuratelą, chocia\ mogłabyśwyjść za mą\?- Nie, mam jego błogosławieństwo i gdybyście się nie wtrącili, ty i twoi przyjaciele,panie, ju\ za tydzień byłabym mę\atką.Panowała nad sobą na tyle, by wypowiedzieć te słowa tylko z lekką goryczą, mimo toWalter w dalszym ciągu nic z tego nie rozumiał.- Jak to mo\liwe? Skoro hrabia Shefford wysyła ci swego kandydata, musiałsporządzić kontrakt, a skoro tak, ów kandydat jest twoim narzeczonym.- Nie, Lord Guy nikogo do mnie nie wysyła - odrzekła." " " " Teraz nie ma to ju\\adnego znaczenia, ale mój ojciec powiedział mu przed śmiercią, \e sprawa jest załatwiona,tymczasem była załatwiona nie do końca.Walter zmarszczył brwi - dalej nic z tego nie pojmował.- Przecie\ hrabia Shefford musiał znać nazwisko kan-dydata, musiał go zaakceptowaći sporządzić dla was kontrakt, skoro nie zrobił tego twój ojciec.Zatem dlaczego utrzymujesz,\e w ciągu tygodnia wyszłabyś za mą\? Bez narzeczonego?Reina nie chciała mówić o czymś, co dla większości ludzi było nie do pomyślenia: \eojciec pozwolił jej sporządzić kontrakt samodzielnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl matkasanepid.xlx.pl
.Niewielka, choć idealnie ukształtowana ijędrna, sterczała dumnie, nie opadając jak większe piersi.Lecz tym, co czyniło ją zupełniewyjątkową, był ró\owy sutek, sutek du\y i jak\e wra\liwy na dotyk! W ustach mu zaschło,gdy zauwa\ył, jak twardnieje, potarty materiałem koszuli.No, a pózniej, gdy zobaczył Reinęna koniu, gdy ujrzał jej szeroko rozrzucone nogi, rozpaliła jego zmysły do nieprzytomności.Mimo to wcią\ nie potrafił zrozumieć, dlaczego.Przecie\ mu się nie podobała,przecie\ uosabiała to, czego nie cierpiał - był przera\ony, \e przydarzyło się to właśnie jemu.Cały dzień zerkał ukradkiem na wóz, gdzie siedziała.Robił to po to, by się przekonać,\e ubrana nie wzbudza w nim \ądzy.Rzeczywiście, nie wzbudzała.W sukni szczelnieokrywającej jej ciało znowu była damą, sztywną, dumną i wyniosłą, piorunującą gowzrokiem.To te\ wzmagało jego wściekłość.Dlaczego jej nie przera\ał? Dlaczego nie wzbudzałstrachu? Dlaczego nie potrafił zmusić tej małej złośnicy do posłuszeństwa? Robił, co mógł.Dorośli mę\czyzni dr\eli jak galareta, gdy się na nich pieklił, ale nie ona.Odszczekiwała,obra\ała go przy ka\dej okazji, jak dotąd, nie śmiał tego zrobić nikt, absolutnie nikt.Podjechał do niego Walter.- Zatrzymamy się w opactwie? - " spytał.- To ju\ niedaleko.- Nie, nie z tym małym generałem.- Nie z tym.Aha, rozumiem.Moglibyśmy zostawić ją w obozowisku, a sami,.- śeby znowu wskoczyła na konia i uciekła? Nie, chcę ją mieć w zasięgu oka i ucha,choć to ostatnie pewnie doprowadzi mnie do szału.Walter zarechotał, przypomniawszy sobie, co podsłuchał, zanim Ranulf odesłał LadyReinę z powrotem do namiotu.- Trzeba przyznać, \e jest mocna w gębie.- Niewiele słyszałeś.- Zatem wiesz, co miała na myśli, mówiąc, \e zdobędziesz dla Rothwella władzę ifortunę?- Twierdzi, \e Rothwell nie ma do niej prawa, \e nigdy nie była jego narzeczoną.- A ty? Nie miałeś co do tego \adnych wątpliwości znając jego przebiegłość?To bez znaczenia odparł z uporem Ranulf.- Nie płacą nam za rozsądzanie, kto majakie prawa.- Na miłość boską, Ranulfie! Czy\byś nie rozumiał, co to znaczy? Skoro ten staruchnie ma do niej \adnego prawa, to po co mu ją oddawać? To ty ją masz.Dlaczego nie miałbyśzatrzymać jej dla siebie?- Wypluj to! - warknął gniewnie przera\ony Ranulf.Nie chcę za \onę damy, a ju\ napewno tej.- Nawet ze względu na Clydon?Ranulf się zawahał, ale tylko na ułamek sekundy.- - Nie wziąłbym jej nawet wtedy, gdyby dawała mi całe królestwo.- Wystarczyłoby Clydon - " " odrzekł z uśmiechem Walter, ale Ranulf przeszył goponurym spojrzeniem, spiął ostrogami konia i ruszył naprzód, nie chcąc wysłuchiwaćkolejnych niedorzeczności.Lecz pomysł zdą\ył się ju\ zalęgnąć - Walter zawrócił konia i odszukał wzrokiemScota, dowódcę zbrojnych Rothwella.- Jak Lord Rothwell dowiedział się o śmierci Rogera de Champeney? - spytał,podjechawszy bli\ej.- Napisał do niego siostrzeniec, ten, który wyprawił się na krucjatę z królem odrzekłScot.- Wspomniał o tym zaraz po przyjezdzie umyślnego z listem.- Czy kiedykolwiek przedtem słyszałeś o zrękowinach swego pana z Reiną deChampeney?- O zrękowinach? - prychnął Scot.- Nie było \adnych zrękowin.Słyszałem tylko, jakLord Rothwell mówił, \e dziewczyna jest łatwą zdobyczą, bo jej suzeren bawi w ZiemiZwiętej.- Nie sądzisz, \e powinieneś był wspomnieć o tym trochę wcześniej? - spytałpoirytowany Walter, który nie oczekiwał a\ tak jednoznacznego potwierdzenia swychpodejrzeń.Scot wzruszył ramionami.- Poczynania baronów mnie nie obchodzą, zresztą jakie\ mogło to mieć znaczenie,skoro Lord Rothwell zdą\ył wam zapłacić za doprowadzenie branki?- Rzecz w tym, \e Sir Ranulf pieniędzy jak dotąd nie przyjął.Słysząc to, Scot przystanął.- W takim razie dlaczego uprowadziliście niewinną pannę i chcecie ją oddać temustaremu diabłu?- Dobre pytanie - odrzekł Walter.Zsiadł z wierz-chowca, by podprowadzić go dowozu, na którym niewinna panna musiała znosić niewygody podró\y, bowiem rozsierdzonyRanulf zabronił jej dosiadać konia.- Pomyślałem sobie, \e stęskniłaś się za towarzystwem,pani.Otaksowała go zimnym spojrzeniem i odwróciła głowę.- Nie za towarzystwem jego przyjaciół.Walter zagryzł zęby, ale spróbował jeszczeraz.- Owszem, przyznaję, \e Ranulf jest człowiekiem trudnym, jeśli się go dobrze nie zna,ale w porównaniu z twoim narzeczonym, pani, to prawdziwy święty.- Zmiem w to wątpić, de Breaute.Walter demonstracyjnie wzruszył ramionami i zamilkł, ale nie odchodził.Czekał, a\zwycię\y w niej ciekawość, chyba \e kłamała mówiąc, \e \adnego kontraktu mał\eńskiegonie było.Jeśli kłamała, mogła Rothwella znać i nie zada \adnych pytań, a wówczas Walterbędzie musiał wyło\yć swój pomysł w zupełnie inny sposób.Cierpliwość została nagrodzona.Lady Reina zerknęła na niego z nieco łagodniejszym,choć bynajmniej nie przyjacielskim wyrazem twarzy.- Znasz, panie, tego.,, tego nikczemnika, który chce pozbawić mnie dziedzictwa? -spytała.Walter zdusił uśmiech, słysząc, jakich słów u\yła.- Owszem, miałem okazję go poznać - odparł.- Ale powiedz mi, pani, skoro to nie onjest twoim narzeczonym, w takim razie komu ślubowałaś?Spuściła oczy i długo milczała.Ju\ myślał, \e nie odpowie, lecz wówczas usłyszałcoś, czego się zupełnie nie spodziewał.- Nie mam narzeczonego.- Chcesz powiedzieć, \e hrabia Shefford trzyma cię pod kuratelą, chocia\ mogłabyśwyjść za mą\?- Nie, mam jego błogosławieństwo i gdybyście się nie wtrącili, ty i twoi przyjaciele,panie, ju\ za tydzień byłabym mę\atką.Panowała nad sobą na tyle, by wypowiedzieć te słowa tylko z lekką goryczą, mimo toWalter w dalszym ciągu nic z tego nie rozumiał.- Jak to mo\liwe? Skoro hrabia Shefford wysyła ci swego kandydata, musiałsporządzić kontrakt, a skoro tak, ów kandydat jest twoim narzeczonym.- Nie, Lord Guy nikogo do mnie nie wysyła - odrzekła." " " " Teraz nie ma to ju\\adnego znaczenia, ale mój ojciec powiedział mu przed śmiercią, \e sprawa jest załatwiona,tymczasem była załatwiona nie do końca.Walter zmarszczył brwi - dalej nic z tego nie pojmował.- Przecie\ hrabia Shefford musiał znać nazwisko kan-dydata, musiał go zaakceptowaći sporządzić dla was kontrakt, skoro nie zrobił tego twój ojciec.Zatem dlaczego utrzymujesz,\e w ciągu tygodnia wyszłabyś za mą\? Bez narzeczonego?Reina nie chciała mówić o czymś, co dla większości ludzi było nie do pomyślenia: \eojciec pozwolił jej sporządzić kontrakt samodzielnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]